Cóż to było za 12 miesięcy! Podróżnicze podsumowanie roku 2019

Rok 2019 kończy się lada moment. I bardzo dobrze, bo choć podróżniczo było niesamowicie to w życiu nastąpiła pewna nie koniecznie dobra zawodowa stagnacja i najgorsze jest to, że zdaję sobie z niej sprawę, ale brak mi sił by coś z tym zrobić. W pracy coraz bardziej brakuje mi motywacji i każdy wypad dalszy i bliższy traktuję jak ucieczkę i przewietrzenie głowy. Zobaczymy jak w tej kwestii będzie wyglądał ten rok…

Skupmy się na podróżach jednak. W sumie nie miałem w planach żadnego podsumowania, ale jak tak sobie przeglądałem zdjęcia z ostatniego roku to jakoś tak jednak urosła we mnie potrzeba podzielenia się z wami kilkoma myślami. Bo byl to rok powrotów w miejsca cudowne, czas spełniania marzeń i poznanwania kapitalnych zakątków tuż za granicą…

Nie był to rok idealny, ale podróżniczo rewelacja! Na Skalnym Stole.

Wszystko zaczęło się jak u Hitchcocka, najpierw trzęsienie ziemi  a potem napięcie rośnie. No dobra, może przesadzam bo z islandzkimi pejzażami i przygodami mało co przez kolejne miesiące mogło konkurować 😉 Styczniowy wypad na daleką wyspę był pierwszym z tegorocznych spełnień marzeń. Choć krótko to intensywnie, doświadczyliśmy czym jest „islandzka pogoda”, przeżywając w kilka chwil pełnego przeglądu jej możliwości. Przy akompaniamencie woni zgniłych jaj podziwiliśmy piękno natury, zawodząc nad kapryśnym niebem i słońcem, które nie dogadały się w sprawie spektaklu pt. zorza polarna. I to jeden z powodów (jakbyśmy jakichś potrzebowali) dla których na wyspę wrócimy.

W lutym tymczasem postanowiłem zawitać pod świeżą wciąż wieżę widokową na Trójgarbie w Górach Wałbrzyskich. Odwiedzona już chyba przez każdego jest tak sama w sobie przyjemna dla oka, ale i krajobrazy zeń rozpościerające się przy dobrej pogodzie robią robotę. Czasy kiedy przez cały dzień przez masyw przewijało się 5 osób już nie wrócą.

Odnośnie wież widokowych, tego samego miesiąca zawitałem na Jagodną. Najwyższy szczyt gór Bystrzyckich to chyba najmniej imponujące i emocjonujące wyzwanie dla śmiałków mierzących się z Koroną Gór Polskich, ale od niedawna poszyczycić może się właśnie nowiuteńką wieżą, która z pewnością doda jej walorów krajobrazowych. A tak w ogóle to wypad w te góry nie może obejść się bez wizyty w schronisku na Przełęczy Spalona, gdzie zjecie jedne z najlepszych pierogów w waszym życiu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siema!
52601908_617146708697517_5659679947279564800_n
Rzeczone pierogi, pycha!

A skoro mówimy o wyrypie „imponującej i emocjonującej” to jak nic nie może zabraknąć słowa o absolutnie zimowo zajedwabistych Tatrach Zachodnich i wdradpaniu się na ośnieżone 2002 metry Kończystego Wierchu. Podziwianie i przemierzanie tej lodowo-śnieżnej pustyni było przeżyciem niezwykłym, aż boję się pomyśleć jakie wrażenie na człowieku robią Alpy czy Himalaje „full winter”. No, w każdym razie nasze Tatery w zimowym anturażu polecam każdemu!

W międzyczasie Wizzair uruchomił nowe połączenie z Gdańska i była to rzecz elektryzująca i kształtująca moje wakacyjne plany.

P1011380 (Kopiowanie).jpg
Hm, ciekawe co to za tajemnicze połączenie? 😉

Marzec rozpocząłem od odwiedzenia miejsca dobrze znanego choć do tej pory niegościnnego. Ruprechticky Spicak zawsze witał mnie mgłami i podłą pogodą lecz ten jeden raz jakby w ramach przeprosin obdarował kapitalną pogodą i widocznością. I tradycyjnym wiatrem urywającym głowę.

Ruprechticky Spicak, szczyt wyborny!
Przykładowy widoczek. Czego tu nie ma? Góry Opawskie, Bardzkie, Złote, Bialskie, ale i Wysoki Jesionik – da się dostrzec Medvedi Vrch, bagatela 91 kilometrów dalej 🙂

Tydzień później witaliśmy wiosnę w Małych Pieninach, gdzie od słowackiej strony wgramoliliśmy się na Wysoki Wierch skąd podziwiać mogliśmy wciąż zimowe Tatry. Tak kapitalne kontrasty występują tylko na przełomie zimy (czy to z wiosną czy jesienią). Swoją drogą nie wiem czy odwiedziłem kiedyś miejsce z bardziej plastycznym i ciepłym światłem ❤

Był to jednak trening do kwietniowej wyprawy w Gorce i polowania na tamtejsze krokusy. W czasie gdy dziesiątki tysięcy ludzi szturmowało tatrzańskie doliny, na gorczańskich halach w zdecydowanie mniejszym tłumie podziwiać można było pokaźne dywany spiskiego szafranu. A, że wcześniej trzeba było pokonać las pełen połamanych drzew? No cóż, coś za coś.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Krokusiki.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pierwszy raz w Gorcach.

Nadszedł weekend majowy i tradycyjny wypad gdzieś za granicę. Tym razem nie szukałem daleko. Czeskie Średniogórze okazało się być diabelnie wulkaniczną krainą, z bogatą i nielekką historią a przy tym z niesamowicie bogatymi tradycjami winnymi – tak, nie tylko morawskimi winami stoją Czechy. Kilka dni eksploracji dawnych stożków, bazaltowych boazerii i urokliwych miasteczek z pewnością rozbudzi w was chęć na więcej.

O sporym głodzie wędrówek świadczą kolejne szybkie weekendowe wypady, kiedy to odwiedziłem:

  • Karkonosze oraz różne fajne miejsca z widokiem nań: zbiornik Wojanowski czy też Zamek Księcia Henryka, z którego widok wspaniały ale dojście jest strasznie niesatysfakcjonujące.
60812517_674896569589197_7078408465210671104_o
W pełnym słońcu przy Słoneczniku.
60470850_673474703064717_9025133045304262656_o
Karkonosze spod zbiornika Wojanowskiego.
  • wzgórza Strzelińskie, niewielkie i niewysokie pagóry będące północną forpocztą Sudetów, zaskakująco przyjemne z dość upiornie skrzypiącymi schodami na wieży widokowej na wzgórzu Gromnik,
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Na wzgórzach Strzelińskich.
  • baśniowe miejsce jakim są parki, las i łęgi nadwarciańskie w Rogalinie. To tam znaleźć można kilkusetletnie dęby, swymi gabarytami i kształtami przywodzące huorny ze świata Sródziemia. Niezwykłe skupisko wiekowych drzew jest fenomenem na skalę europejską, wartym odwiedzenia o każdej porze, choć najlepiej zrobić to o wschodzie i zachodzie słońca.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Indiana Bart.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przerażające piękno.

Nim się obejrzałem nastał czerwiec a z nim najbardziej improwizowany wyjazd roku. I jeden z najbardziej rewelacyjnych. Pierw zachwyciło nas przygraniczne Görlitz , którego doskonale odrestaurowana starówka to sztos nad sztosy a wszędobylskie szparagi w knajpkach wespół z niemieckimi piwami tylko podbijają walory miasta. To jednak jeszcze nic: kilkadziesiąt kilometrów na południe znajdziecie góry Żytawskie, jeden z najdalej wysuniętych na zachód skrawków Sudetów. To kraina jedyna w swoim rodzaju: połączcie sobie fantazyjne skalne baszty i miasta z wulkanicznymi stożkami i wsadźcie w to wszystko mega klimatyczny zamek-ruinę. Bomba!

Wszystko to jednak było tylko przystawką do dania głównego. Kiedy w lutym Wizzair ogłosił loty za koło podbiegunowe moje serce zaczęło szybciej bić, jedno z największych marzeń jakim było odwiedzenie archipelagu Lofotów było na wyciągnięcie ręki. Przez kilka miesięcy czaiłem się, czekałem aż w końcu upolowałem: tak bilety do Bodo jak i kapitalny nocleg w Ballstad. Mijały kolejne tygodnie i w końcu w lipcu ruszyłem na spotkanie przygodzie i marzeniom.

67460422_723369728075214_8389494872091918336_n (Kopiowanie)
Tak wygląda człowiek spełniający marzenia.

Życzę każdemu by tak właśnie wyglądało jego „rozprawianie się” z marzeniami: niezapomniane widoki, świetni poznani ludzie z całego globu, przepyszna pogoda tak daleka od lofockich standardów… Wspiąć się na wystające wprost z oceanu górki by przycupnąć i kontemplować turkus wody rozbijającej się o piaszczyste plaże rodem z Karaibów, ach… To tak pokrótce zarys tego co na Lofotach nas czeka. Do tego masa przypałów, które jednak w takim miejscu i takim czasie bolały jakoś tak mniej 🙂

Sierpień przyniósł mi odpowiedź na pytanie: czy jest warto pisać bloga? Jest! W Mescherin – najbardziej polskiej gminie w Niemczech – pijąc piwko w przytulnej restauracji skrobnąłem kilka miłych słów o owej miejscówce… i nagle otrzymalismy kolejkę gratis. Miłe to było i zaskakujące jednak, nigdy nie wiesz kto czyta 😉

Dolina Dolnej Odry to miejsce nader fajowe.

Tymczasem nagle rozpoczął się wrzesień a wraz z nim największa wyjazdowa tajemnica roku: Obwód Kaliningradzki! Jak dobrze wiecie od niedawna na teren tego małego skrawka Rosji można wjechać z elektroniczną wizą, której wyrobienie jest dość proste. Dość. Bo zawsze może okazać się, że na wydrukowanej wizie może się coś nie zgadzać a że sporo jest tam w cyrylicy to można tego nie zauważyć: jak np. fonetycznego zapisu nazwiska. Tak, przez takie figle można mieć na granicy lekkiego nerwa. Anyway, Obwód to miejsce zaskakujące, bo człowiek wciąż nie do końca wie czego się spodziewać a okazuje się, że spodziewać można się:

  • różnorodnego Kaliningradu, będącego miksem wspomnienia o dawnych czasach spod rządów krzyżackich, pruskich oraz niemieckich i z drugiej strony będącym ofiarą sowieckich operacji plastycznych dziś zastępowanych przez powolny pościg za zachodem,
  • urokliwych nadbałtyckich kurortów oraz ich najbliższych zaskakująco ciekawych i dzikich okolic,
  • kultury na drogach, poziom over 9000. Coś w stylu szoku pomiędzy Estonią a Łotwą gdzie w pierwszym kraju czuliśmy się niesamowicie bezpiecznie a w drugim każdy chciał nas rozjechać…
  • pysznego jedzenia i pogodnych pomocnych ludzi,
  • niezliczonych Leninów wyskakujących w najmniej spodziewanych miejscach,
  • sztormu we wrześniu poniewierającego tak wybrzeżem jak i ludźmi – takiej wietrznej chłosty się nie zapomina,

Ostatni dzień lata spędziłem na Stawach Milickich, kolejnym fenomenie na skalę europejską. W miejscu gdzie na przełomie lata i jesieni zbierają się tysiące ptaków migrujących na południe ku cieplejszym krajom – obserwowanie tych rozklekotanych tłumów to coś trudnego do opisania. Ptaki to jeden z powodów, dla których warto nad Stawy się wybrać – drugim jest zakrojona na olbrzymią skalę hodowla karpia (i nie tylko), od średniowiecza rozwijana i doskonalona, przez co mało jest dziś w Europie większych komplesków hodowlanych tych ryb. Widokowo i pysznie 🙂

A potem jakoś już tak poszło z górki. Monotonia i stres w pracy przerywana krótkimi wyjazdami w Karkonosze, Rudawy Janowickie czy Góry Kamienne na rogala marcińskiego. To miejsca gdzie zawsze czuję się dobrze, gdzie mógłbym zamieszkać na stale… Myśl o kursie przewodnika sudeckiego nie bez powodu coraz częściej pojawia mi się w głowie…

Huh, dziwny był to rok pełen paradoksów. Podróże i pisanie o nich nieustannie sprawiają mi mnóstwo frajdy, cieszę się, że i garści z was również podoba się to co robię. Mocno mnie to motywuje, dzięki! Z drugiej strony praca na etacie – ta konkretna – coraz mniej mnie kręci, coraz ciężej znaleźć mi motywację by w postaci takiej jak jest to obecnie męczyć się z klientami i zleceniami wypalającymi wszelką zawodową iskrę tlącą się w człowieku. W tej materii czeka mnie ciekawy i wymagający rok.

I cóż, w nowym 2020 rok życzę wam perfekcyjnego zbilansowania by wszystko co robicie dawało wam radość w życiu, po prostu 🙂

 

 

4 myśli na temat “Cóż to było za 12 miesięcy! Podróżnicze podsumowanie roku 2019

  1. Wiele pięknych miejsc – powodzenia w 2020! Na Islandii mam także porachunki z zorzą i
    także powiedziałam Wyspie Lodu i Ognia „Do zobaczenia”, a nie „Żegnaj :). Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.