Zaczął się kwiecień, miesiąc w którym umysłami wielu krajan władać zaczynają krokusy. Niezliczone tłumy ciągną wtedy w góry by podziwiać te urokliwe kwiaty. Z początku nie uśmiechało mi się być jedną z takich osób no, ale wiecie, każdy pretekst by wyskoczyć na Podhale jest dobry i… resztę już wiecie 😉
Z roku na rok kwitnienie krokusów przyciąga w góry coraz większe rzesze turystów, co z jednej strony jest dobre – każdy wypad w góry to dobry pomysł; z drugiej jednak kilkadziesiąt tysięcy osób na jednej Polanie Chochołowskiej (w jeden dzień!) potrafi wystarczająco odstraszyć co bardziej lubujących się w spokojnym i cichym kontemplowaniu natury. I wtedy, całe na fioletowo wchodzą Gorce, mówiące „Siemka, no u nas też spiski szafran znajdziecie a i tłumów nie uświadczycie, wpadajcie!” Zapraszam was właśnie tam.
ETAP I: Klikuszowa-Polana Matyjówka+Łapsowa-Bukowina Obidowska
6,5 km, 2 godz. 20 min.
Początkowo w ogóle nie planowałem w tym roku krokusów, ba jeszcze w sobotę przed południem nie miałem do końca sprecyzowanych myśli. Nie kojarzę dokładnie co pchnęło mnie do zakupu biletów i opracowania napiętego jak struna planu, ot po prostu uznałem, że jednak – skoro udało się znaleźć milion pociągów i autobusów pozwalających na powrót do domu w miarę logicznym czasie – nie ma co się czarować, tylko ruszyć tyłek i jechać. O tym jak karkołomne to było doświadczenie niech świadczy fakt, że na szlaku spędziłem trochę ponad 7 godzin a w komunikacji prawie 13 😀

Na start wędrówki wybrałem Klikuszową, niewielką wieś oddaloną od Krakowa o 90 minut jazdy busikiem – a, że pierwsze kursy startują już przed 6 rano to na miejscu byłem niedługo po wschodzie słońca. Wschodzie, którego widać nie było bo całe niebo zasnute było rozrzedzającymi się chmurami. Było jednak okienko przez, które dało się zobaczyć rozświetlone Tatry 🙂
Czarny szlak na Bukowinę Obidowską zaczyna się w centrum wsi, biegnie ku cmentarzowi, gdzie robimy zakręt o 180 stopni i wychodzimy na pole. Zostawiamy cywilizację za sobą i ruszamy ku naturze. W jej najbardziej nieokiełznanej formie.


To nie jest szlak trudny, niby pokonuje się te 400 metrów przewyższeń, ale na 5 kilometrach marszu zupełnie tego nie czuć. Czuć za to co innego. Nie chcę myśleć jakie niszczycielskie wiatry musiały tamtędy przechodzić, ale ilość połamanych drzew po prostu zadziwiała. Te mniejsze bez problemu dało się omijać, z większymi trzeba było kombinować a gdy do tego dochodziły jeszcze płaty śniegu pod którymi nie wiadomo co jest to robiło się kolorowo. Nie wspominając o tonie błota, takiego najbardziej wkurzającego przez które trzeba było być skupionym non stop, no chyba, że lubicie się co i rusz wywracać 🙂



Krótkie fragmenty względnie suche, tylko na chwilę dawały złudzenie „O, już najgorsze za mną!!” 😉 Fatalnie szło się calutki „czarny” odcinek. Na szczęście na pomoc przychodzą wtedy polany, takie widokowo-odpoczynkowe. Nogi mogą odpocząć, głowa może odpocząć, aparat za to nie ma wolnego. Wzdłuż szlaku na Bukowinę natraficie na trzy polany, Matyjówkę oraz Łapsową Wyżną i Niżną. Pierwsza to teren prywatny, ongiś wypasano tam owce, dziś pozostała tylko chatka i kapliczka. No i kapitalny widok na Tatry, chyba nawet lepszy od tego na kolejnej polanie.




Na zboczach Bukowiny Obidowskiej znajdują się dwie Polany Łapsowe, Wyżna i Niżna. Pierwszej nie sposób przegapić, to na niej znajduje się skrzyżowanie szlaków oraz kamienna kapliczka ufundowana przez Bartłomieja Łapsę (tak, dobrze łapiecie dlaczego polany zowią się tak a nie inaczej ;)).

Z Polany Wyżniej odbija szlak niebieski, który może zaprowadzić niemal do Nowego Targu. Mi wystarczyło jednak 10 minut by podskoczyć na Polanę Niżną i położonego nań schroniska Koliba na Łapsowej Polanie. Przez wiele lat miejsce to niszczało opustoszałe, lecz kilka lat temu tchnięto weń nowe życie i dziś Koliba na powrót przyjmuje piechurów tak na strawę jak i nocleg.


Spod (i powyżej) schroniska rozpościera się kolejna imponująca panorama Tatr. Choć okraszona smogiem.


No, ale trzeba było wrócić na błotnistą mordęgę w akompaniamencie połamanych drzew.
ETAP II: Bukowina Obidowska-Obidowa-Stare Wierchy
3,3 km, 1 godz. 10 min.
Najgorsze było już za mną. Błoto przemieniło się w rwące strumienie topniejącego śniegu, jakoś bardziej mi to odpowiadało. Wyszło też konkretne słońce i z pewnością ono poprawiło samopoczucie. Zielony szlak ku Obidowej okazał się być całkiem spoko, w cieniach lasu śnieg dość jeszcze zmrożony, błota niewiele, po drodze widoki na Turbacz i pomniejsze szczyty.


W lesie jedynie trzeba było uważać na to by nie przemoczyć za bardzo butów a okazji było ku temu sporo. Po pewnym czasie spomiędzy coraz rzadszych drzew zaczyna wyłaniać się polana nad Obidową.


Obidowa to niewielka wieś przytulona do doliny rzeki Lepietnicy. Dzięki parkingowi stanowi doskonałą bazę wypadową dla wędrujących ku Starym Wierchom (a dalej któż to wie?). Doskonale się o tym przekonałem – podczas gdy na czarnym szlaku spotkałem 3 osoby, tak zielony z Obidowej to już istny tłum, piechurów tak z 20-30 😉 czyli wciąż luźno.
Oprócz dobrej lokalizacji wieś poszczycić się może jedną małą rzeczą. Fioletową do tego. Na polanach wokół dość łatwo trafić na krokusy, pojedyncze, grupki jak i całkiem solidne dywany. Warto się powłóczyć po okolicy i pobawić w odkrywanie kolejnych polanek. Najważniejsze jednak, że nie uświadczymy tam tłumów, a wszyscy, których mijałem zachowywali się odpowiedzialnie, żaden krokus nie zginął na moich oczach.




Kwiatów jest o wiele mniej niż w tatrzańskich dolinach, o wiele łatwiej za to trafić na krokusy albinosy. Dodatkowo, miejscowi chwalą się, że gorczańskie (i przede wszystkim Obidzkie) krokusy są bardziej wytrzymałe i występują dłużej od tych z Tatr. Ile w tym prawdy, a ile przechwałek nie wiem, trzeba by sprawdzić samemu 😉
Wędrując na Stare Wierchy po swojej lewicy mamy największą chyba polanę, z której rozpościerają się najlepsze widoki na okoliczne szczyty, wiosna silną tam była. Sam szlak nie jest wymagający, tyci tyci pod górkę, co i rusz postój na fotkę krokusa, normalnie nie czujesz, że wędrujesz.



ETAP III: Stare Wierchy-Maciejowa-Rabka Zdrój
9 km, 2 godz. 35 min.
Najpierw pojawia się płotek. Potem kilka par, słychać szczekanie psów. Z każdym metrem robi się gwarniej – to znak, że Schronisko na Starych Wierchach tuż tuż. Nigdzie w górach nie widziałem tak bardzo piesełofriendly miejsca, do schroniska nie dość, że z psem wejść można (choć nie do jadalni) to można i z czworonogiem nocować, co wcale takie oczywiste nie jest.
Obecne schronisko nie jest pierwszym, które się tam znajdowało – przed Drugą Wojną Światową znajdował się tam drewniany obiekt i choć w trakcie wojny został zniszczony to do jego pozostałości służyły partyzantom AK za miejsce spotkań.
Na kilku polankach wokół kwitły krokusy, część można było podziwiać zza płotka, część rosła zaraz przy ścieżkach, część pewnie jeszcze wylegiwała się pod śniegiem, którego płachty jeszcze tu i ówdzie leżały. A ponad polanami wyłaniał się Beskid Wyspowy z jednej strony, jak i najwyższe partie Gorców z drugiej.




No, ale żeby nie było tak sielankowo, droga na Maciejową na powrót była dość mozolnie błotnisto-połamana. Nie ma jednak tego złego, podczas przebijania się przez las trafiłem na wesołą ekipę – niezwykle przypominającą mi własny skład z którym często bujałem się po różnych zakamarkach Europy. Poczęstunku piwem się nie odmawia i tak pół godziny zleciało na rozmowach o wszystkim i o niczym, choć traumatyczna historia o pewnym kierowniku na zawsze zostanie w moim sercu 😀
Ze Starych Wierchów na Maciejową jest niespełna 4 kilometry, które pokonuje się w troszkę ponad godzinę. Z każdym krokiem przebłysków na Beskid Wyspowy coraz więcej, a błota pod butami coraz mniej! W końcu.
Wyjściu z lasu towarzyszy nagły efekt „wow!”. Oto otwiera się przed nami rozległa polana wzdłuż, której biegnie wygodna ścieżka z widokami na Tatry (akurat idealnie pod słońcem :O), masyw Babiej Góry i po chwili z drugiej flanki na Beskid Wyspowy, który de facto będzie już nam towarzyszył do samej Rabki.
Około kilometra przed wybitnie niewybitnym szczytem Maciejowej znajduje się małe schronisko „Bacówka na Maciejowej”, drewniane, takie, które najlepiej określa się mianem „klimatycznego”. To świetne miejsce na krótki przystanek po całym dniu marszu. Obiekt jest jednym z kilkunastu schronisk wybudowanych w latach 70 i 80 wedle zbliżonego projektu. Trzeba przyznać, że wybierając miejsce na tę jedną bacówkę ktoś miał nosa.
Czerwony szlak, który prowadzi stamtąd do Rabki-Zdroju to sama przyjemność. Moim niedoświadczonym okiem przyznam, że to IDEALNE miejsce na rodzinny spacer, nie jest ciężko i wymagające, choć z niemowlakiem najlepiej nie bawić się w wózek a raczej nosidło, ścieżka jest łatwa ale wyboista…
Kurczę, to naprawdę był fajny wypad… choć dał mi w kość mocno. Niespełna 20 kilometrów marszu zajęło mi 7 godzin co patrząc na warunki jest niezłym wynikiem. A, że apogeum krokusowego szaleństwa jeszcze przed nami to może się skusicie? Łapcie profil szlaku.
Polana Matyjówka przekonuje mnie bardzo… trzeba będzie pojechać! Jak na tyle kilometrów marszu i czas przejścia, ilość zdjęć robi wrażenie :). Krokusy oczywiście także 🙂
PolubieniePolubienie
Jeszcze zostać wlaswłaścici tej chatki na polance i żyć nie umierać 😁 A co do zdjęć, to zawsze mam fotograficzne ADHD i robię ich ile wlezie, największy potem kłopot które dać do tekstu 😉
PolubieniePolubienie
O tak, to by było życie! 🙂 A co do zdjęć, to często mam podobne dylematy, a przestrzeń wordpressowa uparcie nie chce się rozciągnąć, by pomieścić wszystko 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
haha, dokładnie tak, wrzucałbym więcej ale ‚tutejszy dysk’ nie jest z gumy 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za moje Gorce ukochane 🙂
PolubieniePolubienie
Piękne zdjęcia, szkoda, że tak mało 🙂
PolubieniePolubienie
Ha, dawałbym duzo więcej…. ale ‚przestrzeń dyskowa’ przy obecnym planie nie jest bez dna 😉
PolubieniePolubienie