Żagań to jedno z tych miast, które w swojej ignorancji przez długi czas miałem całkowicie poza orbitą zainteresowań. Nazwa coś mówiła, ale niewyraźnie. Kiedy już – nie pamiętam przy jakiej okazji – zacząłem grzebać w jego historii to warstwa po warstwie zacząłem poznawać miasto mocno intersujące, z absolutnie ciekawymi dziejami, opowieściami, zabytkami, ale i bliznami, które choć zagojone wciąż są widoczne. Zapraszam was do zwiedzania tego niezwykle intrygującego kawałka Polski.

Położone nad Bobrem miasto, wedle legend założone zostało już około 700 roku. I to nie przez byle kogo a Żagannę, córkę Wandy (tej co Niemca nie chciała), wnuczkę Kraka. Na zachód, z dala od Krakowa przygnać ją miał niespokojny czas po śmierci jej protoplastów i raczej buntowniczy charakter dziewczyny, która po osiągnięciu odpowiedniego wieku i zebraniu zacnej trupy postanowiła odkrywać nieznane, a nie walczyć o tron.
W kronikach Żagań pojawia się kilka stuleci później a w XIII wieku na mapach znaleźć już można księstwo żagańskie, którym Śląscy Piastowie (tak tak, Żagań ma wybitnie dolnośląską proweniencję) zarządzać będą do roku 1472 kiedy to księstwo zostało sprzedane Sasom. Kolejne stulecia przyniosły przygranicznemu miastu losy nierzadko burzliwe, naprzemiennie rzucając Żagań w ramiona najróżniejszych rodów i koron. I choć bezlitosny czas II Wojny Światowej przetoczył się przezeń walcem, pozostawiając je wielce poturbowanym to zdołało się ono podnieść i dziś pisze nowe rozdziały w swojej historii.

Zanim ruszymy do jego centrum wezmę was trochę na obrzeża miasta, do miejsca i wydarzeń niezwykłych.
WIELKA UCIECZKA
Czy oglądaliście kiedyś film „Wielka Ucieczka”? Ja pamiętam kiedy pierwszy raz, jeszcze jako mały szkrab nie do końca rozumiejąc patrzyłem w telewizor z szeroko otwartymi oczami. Te emocje i trzymanie kciuków za bohaterów by udało im się wydostać z obozu, uciec przed pościgiem. Te wypieki na twarzy podczas finałowej sekwencji ze Stevem McQueenem (swoją drogą jak ona jest świetnie nakręcona), nucenie pod nosem skocznej melodii Elmera Bernsteina. Pamiętam jak już trochę starszy po kolejnym seansie zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście gdzieś miejsce miała taka właśnie ucieczka. Internet wtedy – powiedzmy – raczkował a i tak młody człowiek nie miał jeszcze nawyków by na takie pytanie odpowiedzi szukać właśnie w necie. I kiedy przeszło dekadę temu ponownie trafiłem na film Sturgesa niemal od razu wpisałem w wyszukiwarkę odpowiednie frazy. Jakież było moje zdziwienie gdy zadane pytania zaprowadziły mnie właśnie do Żagania i niemieckiego obozu jenieckiego Stalag Luft 3, gdzie w 1944 roku miejsce miała prawdziwa Wielka Ucieczka.

Historia, która zdawałoby się, mogła wydarzyć tylko w hollywoodzkim filmie, miała miejsce pomiędzy marcem 1943 i 44 roku, na skraju Borów Dolnośląskich, niespełna 5 kilometrów od centrum miasta.
Stalag Luft 3 był obozem powstałym dla alianckich lotników, trafiali tam przedstawiciele niemal wszystkich walczących z wojskami niemieckimi krajów. Była to galeria różnych charakterów i życiorysów spośród których wiele złączonych jedną ideą, ucieczką. Szybko bo w marcu 1943 roku powstały ambitne plany wykopania podziemnych tuneli, którymi uciec miało po kilkuset nawet jeńców, rzecz na niespotykaną wcześniej – i w zasadzie później – skalę. Tunele były trzy. Jeden ochrzczony „Tom” został odkryty i zniszczony, drugi zaraz potem „Harry” stał się najważniejszą częścią operacji. Trzeci „Dick” wielce przysłużył się jako kontener na piach wydobywany w „Harrym”.



Tytaniczna praca, niesamowita logistyka, inżynieryjny kunszt w najbardziej ekstremalnych warunkach i przede wszystkim utrzymanie całości w tajemnicy przyniosły efekty. Plan, który z początku mógł wydawać się szaleństwem w styczniu 1944 był gotowy do finalizacji, tunel kopany przy użyciu najprostszych przyrządów ukończony, dokumenty przygotowane. Jedynie zimowa aura nie sprzyjała. Na wielki dzień czekano do 24 marca.

Droga do wolności miała długość 111 metrów. Wedle ustaleń pokonać miało ją dwustu jeńców. Zdołało 76. Następująca po ucieczce zakrojona na niewyobrażalną skalę akcja poszukiwawcza wespół z furią Hitlera żądnego głów wszystkich zbiegów, to ten fragment tej historii, kiedy optymistyczna melodia Bernsteina cichnie. Złapanych zostaje 73 uciekinierów, wbrew Konwencji Genewskiej 50 z nich ginie rozstrzelanych… Zapewne zginęliby wszyscy gdyby nie interwencja Hermana Goeringa, gorzki, ale wart wspomnienia fakt. Tylko dwaj Norwegowie przez Szczecin dotarli do Szwecji a tułaczka przez całą Europę zaprowadziła na Gibraltar Holendra van der Stoka…

Latem 1944 władze obozu zezwoliły na budowę Mauzoleum, w którym umieszczono urny z prochami zamordowanych uciekinierów. Po wojnie 48 z nich zostało przeniesionych na poznańską Cytadelę, dwie urny zabrane zostały przez rodziny. I choć w żagańskim grobowcu ich prochów już nie ma, to znicze i kwiaty rok rocznie stawiane w Mauzoleum świadczą o tym, że pamięć o nich trwa.
MUZEUM OBOZÓW JENIECKICH
Przede wszystkim jednak o kulisach Ucieczki przypomina Muzeum Obozów Jenieckich. To niezwykłe dość miejsce, powstałe na terenach gdzie niegdyś znajdował się Stalag VIIIC, drugi z tutejszych obozów jenieckich, istniejący tam niemal od początku II Wojny Światowej. Ucieczka to jednak tylko fragment poruszanych tam historii.

Poprzez starannie przygotowane ekspozycje pełne przedmiotów codziennego użytku, archiwalne fotografie i dokumenty, poruszające wspomnienia samych jeńców, setki dalszych eksponatów, makietę fragmentu obozu dla lotników czy w końcu replikę baraku 104 można odbyć podróż do czasów, których powrotu z pewnością nie chcemy. To miejsce pamięci o rzeczach które nie powinny się wydarzyć, ale i o tym na co stać człowieka w beznadziejnym położeniu.






Z dala od budynku Muzeum po przejściu niespełna dwóch kilometrów, dziś już zupełnie w lesie odnaleźć można pozostałości po Stalag Luft 3. Miejsce to daje wyobrażenie o tym jak karkołomną pracą było samo wykopanie tunelu, wysokiego i szerokiego przecież na ledwo pół metra – już przechadzając się wzdłuż „szkieletu” czuć jak niewiele było tam miejsca.



Muzeum czynne jest caluśki rok, za wyjątkiem poniedziałków. Godziny otwarcia prezentują się tak: wtorek-piątek: 10:00 – 16:00, sobota – niedziela: 10:00 – 17:00.
Poza sezonem od 1 listopada do 1 marca w soboty oraz niedziele muzeum czynne w godz. 10:00-16:00.
Ceny biletów prezentują się następująco:
- bilet normalny – 8,00 zł
- bilet ulgowy – 5,00 zł
- dzieci do lat 7 wstęp wolny
We wtorki wstęp do muzeum bezpłatny.
Tak, to niezwykle przejmujące miejsce, którego zwiedzanie mocno wam polecam. Teraz jednak czas ruszyć w kierunku miasta.
DUCHY STAREGO MIASTA
Pozwólcie, że tak nazwę tę część.
Olbrzymia operacja wiślańsko-odrzańska w styczniu 1945 otworzyła wojskom Żukowa drogę do Berlina, jednocześnie przyniosła potężne zniszczenia wielu miastom dzisiejszego województwa lubuskiego. Żagań nie był wyjątkiem, zniszczenia miejskiej tkanki oszacowano na 80%.
Odbudowywane, przebudowywane miasto stanowi dziś hybrydę tego co udało się zachować od zniszczenia i zapomnienia oraz nowszej tkanki, która jakkolwiek momentami zbytnio reprezentacyjna nie jest to spełnia swe podstawowe funkcje i nie stara się być architektoniczną perłą regionu.
DAWNE OPACTWO KANONIKÓW REGULARNYCH ŚW. AUGUSTYNA
Zaczniemy jednak od miejsca zdecydowanie niezwykłego, takiego które o bycie perłą może aspirować.
„Imię Róży”, „Skarb Narodów”, „Harry Potter” czy „Indiana Jones”. Te hasła buzują w głowie bo cały dawne opactwo to jedna wielka lekcja historii i niezwykle plastyczne, fotogeniczne miejsce.

Kanonicy regularni w Żaganiu pojawili się w XIII wieku na zaproszenie księcia Przemka. To co po nich zostało to za wszech miar imponujący kompleks w skład, którego wchodzi kościół pw. Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny, dawny klasztor z biblioteką, konwikt oraz spichlerz stanowi wyjątkowe miejsce w tkance miasta. Mający początki w XIII wieku, kształtowany przez kolejne stulecia, od dekady poszczycić może się statusem Pomnika Historii. I to historii wielkiej przez duże W.

Weźmy na przykład kościół, o proweniencji gotyckiej i takim też zewnętrznym charakterze, wewnątrz zaskakujący barokowym rozmachem. Liczne przebudowy niejednokrotnie powodowane były pożarami, które z kolei nierzadko wybuchały z powodu burz z piorunami. W XVIII wieku wychodząc niejako naprzeciwko kaprysom natury pod okiem opata Ignaza von Felbigera udało się stworzyć pierwszy na Śląsku piorunochron. Zainstalowano go rzecz jasna na wieży kościoła.

Świątynia była miejscem pochówku książąt żagańskich, choćby Henryka IV Wiernego, którego sarkofag możemy oglądać i dziś, bagatela prawie 700 lat po jego śmierci. Z kolei kilkaset lat później na ślubie, również książęcym, na organach grał nie kto inny jak Franciszek Liszt. Na bogato.


I jakkolwiek cały kompleks zrobił na mnie wrażenie, czy to malowidła na ścianach korytarzy, sala stricte muzealna czy też całkowicie przyziemne sprawy jak piwnica, w której leżakują wina z nieodległej winnicy to jednak nic nie równa się z zachwytem jaki ogarnia człowieka po przekroczeniu progów klasztornej biblioteki, dawnego skryptorium.




Skryptorium, w którym w średniowieczu kanonicy przepisywali księgi było jednym z największych na Śląsku a wraz z powiększającą się kolekcją ksiąg powstało zapotrzebowanie na należyte ich przechowanie. Tak też powstała biblioteka, która w krótkim czasie urosła do olbrzymich jak na swe czasy rozmiarów. Liczba rękopisów i inkunabułów przekraczająca 1000 stawiała ją w europejskiej czołówce!


Dzisiejszy dość barokowy jej wygląda „zawdzięczać” możemy pożarowi z 1730, po którym kompleks właśnie w takim stylu został w znacznej części odrestaurowany. XIX wiek przyniósł w Prusach czas likwidacji wielu klasztorów w tym i tego żagańskiego. Wtedy to większość najstarszych ksiąg zostało z miasta wywiezionych i nigdy doń nie powróciło. Znaleźć je za to można m.in. we Wrocławiu, w Bibliotece Uniwersyteckiej. W Żaganiu pozostały księgi młode, „tylko” te z XVII-XIX wieku, takie szkraby. Choć są i fragmenty Biblii z siódmego stulecia.




I to właśnie piękne barokowe wnętrza, freski na suficie, drewniane meble pełne tych wielgaśnych tomiszczy pamiętających dość dawne czasy możemy dziś w zespole klasztornym podziwiać. I jest to widok oszałamiający! Zapewniam, że szczęka z podłogą się spotka.


Zwiedzanie Dawnego Opactwa Kanoników Regularnych Św. Augustyna odbywa się z przewodnikiem w sezonie od maja do końca września o określonych godzinach:
Od poniedziałku do piątku w godz. 10.00, 12.00, 14.00, 16.00, soboty – 10.00, 12.00, niedziela – 9.00, 14.00
Ceny biletów wyglądają następująco:
turyści indywidualni – 15,00 zł
dzieci szkolne – 5,00 zł
seniorzy – 10,00 zł
MURY MIEJSKIE
Niezwykłym jest fakt, że naszych czasów doczekały całkiem pokaźne fragmenty dawnych murów miejskich. Jakkolwiek śladów po trzech bramach miejskich nie ma już co szukać to imponujące, wysokie nawet na 5 metrów mury ciągną się przez kawałek miasta, klucząc pomiędzy choćby blokami czy starymi już garażami. Największe wrażenie robią w sąsiedztwie dawnego Opactwa przy Placu Gen. Stanisława Maczka. 200 metrów murów z basztą niczym stempel po dawno minionym świecie stoją i zdają się mieć całkiem nieźle. I dobrze, niechaj trwają. W kontraście ze współczesnymi kolorowymi budynkami robią wrażenie.




Będąc na samym placu warto podejść pod pomnik, ścianę pamięci 1 Polskiej Dywizji Pancernej i 1 Korpusu Pancernego. Wszak Żagań jest niepisaną stolica polskich pancerniaków.

WIEŻA EWANGELICKIEGO KOŚCIOŁA ŁASKI PW. ŚWIĘTEJ TRÓJCY
Tak jak historia Śląskich Kościołów Pokoju jest raczej szerzej znana, tak Kościoły Łaski pozostają wciąż w ich cieniu. Powstanie tych drugich było jedną z konsekwencji Wielkiej Wojny Północnej i w zasadzie kolejnym krokiem w przywracaniu na Śląsku większej swobody wyznania. Sześć Kościołów Łaski wybudowanych zostało w Jeleniej Górze, Kamiennej Górze, Miliczu, Kożuchowie, Żaganiu i Cieszynie.

Żagański na wzór Kościołów Pokoju był świątynią szachulcową i tak samo jak one ulokowany był za murami miejskimi. I tak samo jak trzy kościoły powstałe po Wojnie Trzydziestoletniej i ten zachwycał wnętrzem, z dwoma piętrami empor, na zdjęciach prezentuje się niezwykle. Nie wiadomo czy jego oryginalna konstrukcja przetrwałaby próbę czasu bo w XIX stuleciu przebudowano go a jego nowa murowana postać mocno ucierpiała podczas II Wojny Światowej. Rozbiórkę, która przez następne lata się odbywała przetrwała tylko wysoka na 84 metry wieża z ażurową iglicą.

Dziś po renowacji i dostosowaniu do celów turystycznych służy za wieżę widokową całkiem odlotową a na piętrach znajdziecie ekspozycje na tematy wszelakie, ot choćby o browarnictwie w Żaganiu. Widoki całkiem fajne.




Bilet wstępu równoznaczny z cegiełką na dalszą odbudowę Wieży to koszt 8,00 zł i 4,00 dla dzieci i młodzieży szkolnej.
RYNEK, WIEŻA RATUSZOWA i JAN KEPLER
Im więcej przeglądałem zdjęć dawnego żagańskiego Rynku tym bardziej ubolewałem nad jego losem. Dość piękny plac otoczony był szeregiem miłych oku kamienic, barkowych, renesansowych czy wydaje mi się secesyjnych. Tworzyły one zwarty koncept, współgrały ze sobą. Lecz II Wojna Światowa i lata powojenne zaburzyły ten widok, wiele z kamienic zostało zniszczonych w 1945, wiele uszkodzonych rozebrano w latach kolejnych.





Na ich miejscu nierzadko pozostawała pustka a jeśli pojawiały się nowe budynki to… cóż, eufemistycznie mówiąc zaburzyły charakter całego placu. Kilka ocalałych kamieniczek dziś miesza się z prostymi blokami a kulminację osobliwości tej mieszanki mamy pośrodku. XIX wieczna Wieża Ratuszowa na wzór pięknej florenckiej znajdującej się na Starym Pałacu, sąsiaduje z wciąż okazałą renesansową kamienicą oraz… niewysokim, powojennym, pasującym jak pięść do nosa budyneczkiem, w którym od początku mieściły się sklepy wszelakie. Widok to zaprawdę osobliwy.


W cieniu wieży przystanął pomnik Jana Keplera, trzymającego w dłoniach lunetę swej konstrukcji. Cóż wielkiego uczonego łączy z miastem? Otóż kilka lat jego żywota, kiedy to na zaproszenie księcia Albrechta von Wallensteina przybył do miasta by mu służyć. Oczywiście pracować miał nad zagadnieniami mocno go intrygującymi, w tym nad zakończeniem jednego ze swych dzieł „Snu”, ale książę wciąż zawracał mu głowę prośbami o stawianie horoskopów. Kto wie, pewnie gdyby nie to to pierwszą powieść z elementami science-fiction wydałby wcześniej. W każdym razie 3 lata Keplera w Żaganiu są silnie akcentowane i na rynku prócz pomnika znajdziecie świetny mural czy też restaurację „Kepler” z bajecznymi, nawiązującymi do obserwacji kosmosu malunkami na suficie.


PLAC SŁOWIAŃSKI
Kepler patrzy przed siebie, lustrując wzrokiem ulicę Warszawską prowadzącą na Plac Słowiański, czyli po prawdzie drugi z żagańskich rynków, powstały jeszcze w średniowieczu kiedy miasto sobie rosło. Dziś to całkiem przyjemne miejsce z o wiele lepiej zachowaną architekturą, repliką Triumpha, na którym Steve McQuuen uciekał w „Wielkiej Ucieczce” czy też pomnikiem Misia Wojtka, najniezwyklejszego żołnierza armii generała Andersa.



Wzrok przyciąga tam niewielki acz piękny klasycystyczny pałacyk (ponoć pierwszy w tym stylu w mieście wybudowany) ufundowany przez Piotra Birona dla swej trzeciej małżonki, Anny Doroty. Jego pojawienie się w księstwie to kolejny ciekawy rozdział w historii miasta – bowiem ostatni Książe Kurlandii i Semigalii po nazwijmy to „sprzedaży, zrzeczeniu się” nadbałtyckich włości otrzymał olbrzymią ilość pieniędzy za które… kupił nowe księstwo. Żagańskie właśnie. Trzeba przyznać, że czas władania jego, oraz przede wszystkim jego córki Doroty de Talleyrand-Perigord był dla miasta nienajgorszym.

Po sąsiedzku w niebo wzbija się się surowa klasycystyczna wieża… gotyckiego kościoła pw. św. Piotra i Pawła. Świątynia to wiekowa niczym kościół augustianów, swe początki ma w XIII wieku a dzisiejszy kształt nadano jej już w stuleciu XIV. Pierwotnie franciszkański, przez chwilę protestancki, następnie w rękach jezuitów, dziś mieści się parafia katolicka. Po jezuitach pozostało dawne kolegium „wychodzące” z kościoła, biegnące wzdłuż ulicy Gimnazjalnej. Dziś mieści się tam Zespół Szkół Technicznych i Ogólnokształcących.


PAŁAC LOBKOWITZÓW ORAZ PARK KRAJOBRAZOWY
Będąc na Placu Słowiańskim nie da się nie zauważyć nie tak odległego fragmentu potężnej bryły Pałacu Lobkowitzów, kolejnego przykładu na zmienne losy księstwa. Otóż bowiem piękna rezydencja swoje początki ma w XVII wieku kiedy jego budowę zlecił ówczesny właściciel księstwa, Albrecht Wallenstein. Po jego śmierci prace dokończyła familia Lobkowitzów. Ukończony pod ich okiem pałac nawiązywał do ich siedziby w Roudnicach i co najciekawsze nadane mu wtedy kształty możemy mniej więcej podziwiać i dziś.



Najlepsze lata rezydencji, największy rozkwit, rozgłos i zainteresowanie możnych i wpływowych ze zachodu Europy przypadł na czas księżnej Doroty de Talleyrand-Perigord. No, jej życie to kawał ciekawej historii. Nieudane małżeństwo, następnie całkiem udany związek… ze stryjem swego męża, bywanie na salonach całej zachodniej Europy, nawiązanie znajomości ze śmietanką towarzyską ówczesnych czasów. Wszystko to wykształcona i błyskotliwa Dorota wykorzystała gdy zostaje księżną, kiedy z dużą życzliwością i wrażliwością poświęciła się dla miasta i całego księstwa. Dziś w pałacu znajduje się Dom Kultury. No i ładnie.



Otaczający pałac park to właśnie jej zasługa i trzeba przyznać, że nawet po wielu latach – i z pewnością wielu zmianach jakie przyniósł burzliwy czas cały – wciąż jest to miejsce zjawiskowe, pozwalające na kilometrowe spacery.



I niestety z racji goniącego już nas trochę czasu nie dotarliśmy do niezwykłego – sądząc po zdjęciach – miejsca gdzie krzyżuje się ufundowany przez księżną Szpital (nomen omen Św. Doroty) z równie zabytkowym kościołem Św. Krzyża. Wam to jednak polecam.
Czas jednak uciekał a my uzależnieni byliśmy od pociągu, trzeba było wracać. Dawno, dawno temu w mieście krzyżowało się aż siedem linii kolejowych, dziś jest ich już mniej. Pamiątką po czasach minionych jest przeszło stuletnia lokomotywa Ok1-198, w latach siedemdziesiątych obsługująca jedno z żagańskich połączeń. Dziś do Żagania bezpośrednio dostaniecie się z Legnicy, Zielonej Góry, rzadziej z Wrocławia a raz dziennie nawet z Warszawy.

I tak też dotarliśmy do końca naszego spaceru po mieście, które potrafi zaskoczyć. Zaskoczyć historiami, intrygującymi i zaskakującymi, zabytkami najwyższej klasy, zielenią, skromnością i brakiem zadęcia. To naprawdę interesujące miasto, na które warto poświęcić co najmniej kilka godzin nieśpiesznego zwiedzania.
Do czego was zachęcam. Cześć!
W Żaganiu nigdy nie była, ale widzę, że jest tam co robić! Dzięki za przybliżenie mi tego punktu na mapie Polski. 🙂
PolubieniePolubienie
Oj byłoby, a i okolice są ciekawe więc wypad tam warto na wiosnę choćby rozważyć 😉
PolubieniePolubienie
Miś Wojtek ❤ ach… ważne miasto, a nawet nie wiedziała, gdzie na mapie PL się znajduje…
PolubieniePolubienie
No to teraz na mapie już zlokalizowane, i na wiosnę można jechać 😉
PolubieniePolubienie
Bardzo fajnie wspominam Żagań. Muszę kiedyś wrócić do biblioteki 🙂
PolubieniePolubienie
O tak, zdecydowanie warta jest odwiedzin 🙂
PolubieniePolubienie
wow, tyle przepięknych miejsc w jednym mieście i okolicy ! Czytając historie tego obozu i tej ucieczki aż mnie ciarki przeszły …
PolubieniePolubienie
Prawda, robi wrażenie. Inna rzecz, że takie miejsca jak Żagań pozostają w cieniu wielu innych i niekiedy trzeba samemu poszukać by zobaczyć, że warto je odwiedzić.
PolubieniePolubienie
Mieszkam tu prawie całe życie i …. wolę inne miasta 🙂 Cóż wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ale podoba mi się cały ten blog, fajne zdjęcia. Pozdrawiam z Żagania
PolubieniePolubienie
Hej! Coś w tym z pewnością jest, sam swoje Leszno lubię, ale ma też ono kilka poziomów na których można by dużo poprawić i z zazdrością patrzę na inne miasta. No i dzięki!
PolubieniePolubienie