Jest sobie kilkanaście kilometrów za polską granicą miejsce urokliwe. Niewielkie, spokojne miasteczko leżące u stóp imponującej ściany Gór Izerskich. Miejsce od lat przyciągające pielgrzymów, tak tych szukających natchnienia duchowego, ale i tych szukających po prostu zwykłego spokoju i wyciszenia. Małe miasto i mnogość górskich, mało obleganych szlaków zdecydowanie spokój gwarantują. I choć wiele miejsc na polsko-czeskim pograniczu już odwiedziliśmy to Hejnicom oraz jakże urokliwym okolicom (rym niezamierzony) byłbym w stanie przyznać laur jednego z najfajniejszych 🙂
Czechy. Ależ się stęskniłem. Zdecydowanie zbyt długo zwlekaliśmy z dłuższym powrotem, no ale lepiej późno niż wcale.

Świetną porą na ponowną podróż do południowych sąsiadów był czerwcowy weekend Bożocielny. 4 dni, idealne na krótki rekonesans i złapanie kontaktu z tym jakże lubianym przez nas krajem. Plan mieliśmy prosty: wybrać miejscówkę niedaleko granicy i pojeździć Ceskymi drahami sprawdzając jak spisuje się bilet EURO-NYSA. Tak też kombinując, po nitce do kłębka dotarliśmy do Hejnic, w planie mając szybki wypad w Góry Izerskie, odwiedzenie niesamowitego Frydlantu oraz błąkanie się po okolicznych miasteczkach szukając ciekawych historii i miejsc. Było widokowo, zabytkowo, historycznie, kulturowo, piwnie. No lepszego powrotu wymarzyć sobie nie mogliśmy.

Dlaczego Hejnice?
Powodów jest kilka. Hejnice są jednym z najważniejszych miejsc na pielgrzymkowej mapie Czech. Wielu przybędzie tam szukając duchowego natchnienia, inni podróż odbędą by po prostu zachwycić się barokową bryłą i wnętrzami Bazyliki Nawiedzenia MP, jednego z najważniejszych sakralnych zabytków w całym kraju. Jeszcze inni Hejnice za cel swojej podróży obiorą ze względu na niezwykle urokliwe (i strategiczne) „przytulenie” do północnozachodnich krańców Gór Izerskich i nie zawaham się tego powiedzieć: najbardziej imponującej części tychże pagórów. Szybki trekking na Ořešník to rzecz oczywista a dłuższa pętla na Poledni Kameny i Frýdlantské cimbuří to już kwintesencja widowiskowości czeskiej strony gór. Są i tacy, którzy przybędą tu by w cieniu pagórów, popijając wodę mineralną zregenerować się w niedalekim uzdrowisku. Będą też i tacy, którzy z każdego z powyższych wezmą po kawałku jak i tacy, którzy znajdą swój własny pomysł na to miejsce wyrywając się ze schematów. Tak, myślę, że większość z was znajdzie tam coś dla siebie.


BAZYLIKA NAWIEDZENIA NMP
Monumentalna, dwuwieżowa barokowa świątynia na tle strzelistego Oresnika i pozostałych izerskich pagórów to dla dzisiejszych Hejnic widok wielce emblematyczny. Cel pielgrzymek i niezwykły zabytek.

Wedle miejscowych legend wszystko zaczęło się od miejscowego rzemieślnika, któremu zachorowała żona i dziecko. Gorliwe modlitwy o ich wyzdrowienie miały zostać wysłuchane a mężczyzna w podzięce postawił przy trzech lipach stojących niedaleko skarpy wznoszącej się na rzeką Smedą dziękczynną figurkę Matki Boskiej, którą niewiele wcześniej zakupił od artysty z Żytawy. Historia ta obiegła pierw sąsiadów a potem okoliczne wioski i dość szybko do figurki zaczęto podróżować z własnymi intencjami.
I tak pielgrzymki trwają już 800 lat. Trzy lipy zastąpione zostały przez kapliczkę, na której miejscu powstał niewielki kościół, na którego reliktach wzniesiono świątynię znaną po dziś dzień. Niezwykły barokowy kościół, należący do ekstraklasy czeskich zabytków sakralnych.

Historia pielgrzymowania do Hejnic jest długa, jest też wyboista i pełna ostrych zakrętów – ot choćby za czasów gdy osada znajdowała się we władaniu protestanckiego rodu Redernów, pielgrzymowanie i odpusty zostały wstrzymane, w XVIII i XIX stuleciu świątynia zamknięta była na cztery spusty a tuż po II Wojnie Światowej służyła za miejsce internowania czeskich duchownych w ramach tzw. „Akcji K”, akcji czeskich Służb Bezpieczeństwa wymierzonej w męskie zakony.
Dziś, po kilku dziesięcioleciach, solidnym remoncie i postawieniu świątyni na nogi pielgrzymi na powrót mogą do Hejnic podróżować z różnymi intencjami.

Pozostali mogą skupić się na bazylice, na budynku. A zdecydowanie jest się czym zachwycić. Po pierwsze primo: to największy kościół w caluśkich północnych Czechach (znaczy się w krajach usteckim i libereckim). Po drugie primo: jak ryby w wodzie poczują się tu wielbiciele baroku.
Na wysokość niemal 40 metrów wznoszą się dwie smukłe wieże, w popołudniowym słońcu z górami w tle sprawiają bardzo południowoeuropejskie wrażenie.

Tym chyba co robi największe wrażenie i uznajmy to za primo ultimo są wnętrza. Przepastne, barokowo hipnotyzująco-iluzjonistyczne, mające doprowadzić do spotkania szczęki z podłogą. Przepiękne freski z nowotestamentowymi motywami pokrywające olbrzymią część sufitu to dzieła Andreassa Grolla z Wiednia. Robią kolosalne wrażenie.




Najbardziej niezwykłe jest chyba jednak to, że… i ołtarz główny to w zdecydowanej większości malowidło, karkołomne, tworzące iluzję trójwymiarowości, z daleka absolutnie potrafiące oszukać co do swojej formy


Spacer po wnętrzach to spacer po historii tak kościoła, samych Hejnic, ale i całej okolicy rozciągającej się Frydlant i jeszcze dalej. Wszak, kto był panem na Frydlancie to rządził i w Hejnicach. Wspomniani byli już Redernowie nieprzychylni tutejszym odpustom. Po nich właścicielem okolicznych włości był m.in sławny Albrecht Wallenstein, którego możecie kojarzyć choćby z Żagania oraz tego… że był największą inspiracją dla postaci Księcia Pana z „Rumcajsa”. W jednej z kaplic znajdziecie jego ołtarz polowy. Z kolei rodziny Gallasów oraz Clam-Gallasów uznawane są za największych dobrodziejów świątyni, nic więc dziwnego że znajduje się weń ich grobowiec. To też fundatorzy hejnickiego klasztoru w którym dziś mieści się Międzynarodowe Centrum Odbudowy Duchowej służące noclegiem dla pielgrzymów i potrzebujących – od marca 2022 jest domem dla niemal 100 osób przybyłych z ogarniętej wojną Ukrainy.


TIP: W klasztorze znajduje się restauracyjka, taka samoobsługowa, za określoną cenę ładujesz sobie tyle żarełka ile chcesz, i dalej w dawnym refektarzu bądź na dziedzińcu można w spokoju skonsumować.
SPACER PO MIEŚCIE
Choć historia osadnictwa w Hejnicach ma lat przeszło 800 to na nadanie statusu miasta czekano tu do roku 1917. Nie przeszkadzało to przeto w ciągłym rozwoju miejscowej społeczności.
Jeszcze pod koniec średniowiecza rozpoczęto eksploatację rud żelaza i cyny, x XIX wieku jak zresztą w całej okolicy rozpoczął się „włókienniczy boom”, wybudowano przędzalnie bawełny, tkalnię. Znalazło się też i miejsce dla przemysłu porcelanowego a tutejsza fabryka specjalizowała się w fajkach i pozłacanych kubkach eksportowanych do Afryki czy Azji.

W XIX wieku okolice Gór Izerskich stały się zagłębiem przemysłu szklarskiego lecz Hejnice w tym temacie niewiele miały do powiedzenia. Samemu nie uczestnicząc bezpośrednio w szklarskim biznesie mogą pochwalić się jednak czymś innym. To tutaj w 1816 roku urodził się Josef Riedel, jegomość, który w kolejnych latach złotymi zgłoskami zapisze się w historii jako… „Król szklarzy Gór Izerskich”. Strasznie łebski człowiek, mający smykałkę do interesów, świetnie adaptujący się do wciąż rozwijającego świata. Dom, w którym się urodził do dziś stoi w centralnym punkcie miasta, łatwo go rozpoznacie: to absolutnie zjawiskowa konstrukcja ryglowa z murem pruskim (tak, spod tynku da się dostrzec cegły). Całości dopełnia mansardowy dach. I tylko współczesne reklamy piekarni trochę mi tu nie pasują. Olbrzymi żyrandol na jaki z pewnością zwrócicie uwagę podczas wizyty w bazylice, to również zasługa Josefa.


Tuż obok na niewielkim placu zwróćcie uwagę na instalację z blachy, w którą wkomponowano kilka kostek brukowych. To jedyne pozostałości po dawnym pomniku pamięci poległych w I Wojnie Światowej. Niegdysiejsza postać kobiety rozpaczającej nad zmarłym bliskim, otoczona granitowymi płytami z nazwiskami została po 1945 roku zniszczona a płyty przerobiono na kostkę brukową, która przez lata znajdowała się w miejscowych chodnikach prowadzących do szkoły. Dopiero kilka lat temu, ktoś się zorientował, kostki pozbierał i tak powstała dzisiejsza instalacja, rzeźba. Liczba niegdysiejszych mieszkańców, którzy polegli na frontach IWŚ robi wrażenie.


Pomnik pierwotnie znajdował się w innym miejscu, zdecydowanie bliżej bazyliki, tuż przed nieistniejącym już hotelem „Perun”. Oj, był to kawał pięknej budowli i jedna z wizytówek Hejnic. Niegdysiejsza perła nie tylko miasta ale i naprawdę szeroko pojętej okolicy nie dotrwała naszych czasów, już pod koniec XX wieku zaliczając groźne zawalenie się jednej ze ścian. Makietę hotelu można dziś podziwiać w miejscowym klasztorze, warto tam zajrzeć choćby dla niej.

Jak szybko zauważycie Hejnice są miasteczkiem tak niewielkim, że spokojnym spacer po jego zaułkach nie powinien wam wziąć zbyt dużo czasu. Kamienice i wille z przełomu XIX i XX wieku, dawne gospody i hotele, bardziej tradycyjne niskie sudeckie chaty, co i rusz w oczy rzucać się będzie konstrukcja ryglowa, raz z szachulcem raz murem pruskim. Żebyście jednak nie myśleli, że tylko historyczną zabudowę tam znajdziecie. Nie, choćby tuż obok torów kolejowych ciągnie się osiedle bloków z wielkiej płyty, wiele osób stawia też nowiutkie domki jednorodzinne. Stare spotyka się z nowym, naturalna kolej rzeczy.







GÓRY IZERSKIE, Ořešník
No, ale dobra. Mając pod nosem Góry Izerskie to wielkim zaniedbaniem byłoby nie skorzystać i nie wyskoczyć na chociażby jeden pagór. A wybór jest jak w najlepszej restauracji, blisko jest i na Smreka, Jizere, nawet taka Chatka Górzystów oddalona jest o zaledwie 19 kilometrów więc latem jakąś ciekawą pętlę dałoby się zrobić. Przede wszystkim jednak na wyciągnięcie ręki są wszystkie pagóry będące kapitalnymi punktami widokowymi: Ptačí kupy, Holubnik, Frýdlantské cimbuří, Poledni Kameny, Ořešník. Nie ujmując nic naszej części Izerskich pagórów to właśnie po czeskiej stronie znajdziemy te najbardziej imponujące miejscówki, vyhlidki pierwsza klasa, widokowe wielce, ciekawe i nierzadko wymagające przy wejściu.

Tym razem naszym celem został Ořešník, ten jeden pagór idealnie komponujący się z hejnicką bazyliką. Szlak z Hejnic w suchych liczbach 430 metrów w górę, które pokonuje się na dystansie 3 kilometrów w czasie do 90 minut. To spacer diablo ciekawy: pierw uliczkami, potem łagodnym i urokliwym bukowo-dębowym lasem aż w końcu solidniejszym podejściem, któremu im bliżej szczytu towarzyszy coraz więcej skał.





Zdecydowanie więcej tu drzew liściastych niż iglastych a potężne buki mijane po drodze mogą mieć i po 200-300 lat! Nie ma co się dziwić i wiekowi i rozmiarom, podchodząc na Ořešník wchodzi się na teren Narodowego Rezerwatu Przyrody Jizerskohorské bučiny, największego w kraju kompleksu buczyn. Od roku wpisanego na Listę Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturowego UNESCO a dokładniej do drużyny Pierwotnych lasów bukowych Karpat i innych regionów Europy. Dlatego (choć wiem, że wam raczej mówić tego nie muszę) wędrując tam zachowujcie się, nie świrujcie pawiana i nie zaśmiecajcie szlaków.


Ostatnie fragmenty szlaku to piękna wizytówka czeskiej strony Gór Izerskich, właśnie z ostrzejszymi podejściami, mnóstwem skał po drodze i na absolutnie końcowym fragmencie wspinaczką na punkt widokowy, wielce odlotowy. Wyciosane w skalnych blokach schodki i metalowe wspomagacze pomogą wejść nawet osobom z lękiem wysokości (mój brat przykładem), choć nie powiem ekspozycja potrafi przyśpieszyć bicie serca.



Zastanawiam się czy nazwa Ořešník (a raczej spolszczony Orzesznik) może mieć coś wspólnego z faktem, że po wejściu nań chce się zawołać „O żesz!”? Bo widoki naprawdę zapierają dech. Skojarzenia z Krzyżną Górą absolutnie uzasadnione, tylko ludzi jakby mniej. Widoki piękne i choć słonko nie do końca pozwalało spojrzeć w stronę Niemiec i Gór Łużyckich to i tak można było rozkoszować się niezgorszą panoramą. Hejnice malutkie, po prawicy Smrk, po lewicy Ptasi Kupy. I tona innych szczególików, które warto wyłapać samemu. Miodzio.




Na szlak wyruszyliśmy późno więc dalej się nie pchaliśmy tylko grzecznie wróciliśmy do Hejnic, jeśli jednak będziecie mieć czas to zdecydowanie nie bójcie się dalszej eksploracji bo na wyciągnięcie ręki są chociażby całkiem imponujące wodospady, m.in. Velký Štolpich.

Jak zauważyliście skałek w okolicy nie brakuje, dlatego nie powinno was wybitnie zdziwić, że w Hejnicach znajduje się Muzeum Wspinaczki Skałkowej. Nie odwiedziliśmy go bo w godzinach jego otwarcia łazęgowaliśmy daleko od miasta, ale myślę, że warto dać mu chwilę poznając od podszewki historię tamtejszego skałkowania.
I cóż, tak też zostawiam was z tą garścią wiedzy o tym, co ciekawego można w Hejnicach zrobić. Szykujcie się teraz na kolejne czeskie delicje, nudy nie będzie 😉
LOGYSTYKA
Choć Hejnice w linii prostej od granicy z Polską dzieli niespełna 7 kilometrów to dotarcie tam od osób niezmotoryzowanych (pozdrawiam, to my) wymaga sporej dozy akrobatyki. Mając własne auto nie ma problemu, najprościej kierować się na Świeradów, Bogatynię tudzież Szklarską Porębę i potem czeskimi drogami dojedziecie na miejsce.

Planując podróż pociągiem trzeba liczyć się z co najmniej jedną przesiadką. Start ze Szklarskiej Poręby do Liberca a stamtąd bezpośrednio do Hejnic, lub też z dodatkową przesiadką w niewielkiej Raspenavie. Połączenia są na tyle miło rozpisane, że podróż idzie jak po sznurku, przesiadki są szybkie i sprawne. A i tak wszystko trwa prawie 2 i pół godziny bo do zrobienia jest całkiem pokaźna pętla licząca 80 kilometrów spośród których wiele to mozolne pokonanie karkonoskich i izerskich pagórów. W jedną stronę wychodzi 184 korony, tak więc korzystne wydaje się dokonanie zakupu biletu EURO-NYSA którego cena za jeden dzień to zaledwie 160 koron – mamy więc i niższą cenę i totalną elastyczność w razie zmiany planów, obsuw itepe.

Inna rzecz, że mijaliśmy wiele, wiele miejscowości i na palcach jednej ręki wyliczyłbym te z nieczynnymi dworcami/przystankami. O nie, tutaj nawet na największych, za przeproszeniem wygnajewach przy przystankach znaleźć też można knajpkę, w której napić można się kofoli czy jedenastki, zagryzając smażonym serem. Inny trochę świat pod tym względem.
Nocleg złapaliśmy w dawnym, XIX wiecznym w proweniencji hotelu. Dziś po remontach jako Apartmány Klášterní 84 oferuje bardzo klawe apartamenty, z których widok wychodzi na samiuśką bazylikę. Nieopodal płynie Smeda i jej monotonny szum potrafi nocami utulać do snu. Zaprawdę powiadam wam spoko miejscówka, i jeśli nie przeszkadza wam siłownia na parterze (czynna w tygodniu) to warto się zastanowić. Tym bardziej, że właścicielka przesympatyczna 🙂
A jak zgłodniejecie to jak już pisałem, w Klasztorze w formie bufetu można przekąsić małe co nieco, popijając frydlanckim Albrechtem. W gorące dni polecam lody lub ciacho w kawiarence „Cukrárna U kostela” naprzeciwko bazyliki, choć trzeba pamiętam, że zamykają się dość wcześnie bo o 17.00-18.00. Jest jeszcze kebab i kilka innych miejscówek, więc w razie „Wu” nie powinniście mieć problemu z zaspokojeniem głodu 😉
No, to było było na tyle. Mam nadzieję, że zachęciłem was do odwiedzin i Hejnice znajdą się w waszych podróżniczych planach, zasługują na to 🙂

I tak pięknie, a zarazem widać, że rzeczywiście ludzisków mało. Oj jest to inspiracja
Pozdrawiam i gratuluję
PolubieniePolubienie