Wróćmy w okolice Leszna. Tym razem odwiedzimy jedno z najciekawszych miasteczek w pobliżu, niezwykły dość Śmigiel – miasto wiatraków, w którym wedle legend nigdy nie mogło być ich więcej niż sto; miasto wielu kultur i religii, swego czasu serce arianizmu w Wielkopolsce; w końcu miasto po prostu zielone, zadbane i ładne, takie które zdaje się non stop szepta do ucha ciekawe historie. Zapraszam was w to kapitalne miejsce!

„Wyroby betonowe i żelbetonowe, Betoniarnia Śmigiel!
Bloczki M6 oraz kostki brukowe, Betoniarnia Śmigiel!
Mieszkając w Lesznie, tudzież najbliższych okolicach niemal niemożliwym było dorastanie i nie kojarzenie niesamowitej (w sumie) reklamy śmigielskiej betoniarni. Chwytliwa melodia i nawet niezła aranżacja raz zagości w waszej głowie, zostanie tam na zawsze.
Nie inaczej było ze mną, to właśnie powyższe (i dalsze) wersy z reklamy podśpiewywałem sobie wesoło podczas ostatniej wizyty w mieście. I choć słowo betoniarnia pada w niej nad wyraz często to Śmigiel na przekór temu pochwalić się może niezwykle okazałym, zielonym „przelotowym” rynkiem, a samo miasto rok w rok walczy o różnorakie nagrody w konkursach na najlepiej ukwiecone miejsca w kraju. Tak, placów i urokliwych zielonych oaz nie brakuje.

Dodajmy do tego ot położenie na terenie Wysoczyzny Śmigielsko-Lipnowskiej, bujnie obdarzonej przez dawne zlodowacenia morenowymi pagórkami, które to przyczyniły się do rozwinięcia w okolicy „młynarskiego biznesu” – do dziś o miejscowych wiatrakach krążą legendy a i samo miasto swą nazwę od czegoś wziąć musiało. „Śmigło do wiatraka, mówi to panu coś?” mógłbym spytać parafrazując Paździocha.

Wszystko to spina klamra miasta wielokulturowego, które przez wieki było domem tak dla ludzi wielu wyznań, jak i narodowości. Miasto katolików, protestantów, żydów. Jasne, Śmigiel nie był wolny od przetaczających się przez Europę konfliktów religijnych, lecz z pewnością przez jakiś czas był jednym z miejsc wyjątkowo „szerzej patrzących” (że tak przywołam Łonę), będąc nawet centrum wielkopolskiego arianizmu.

Podsumowując, łącząc sporo zieleni, wiekową zabudowę, tak emblematyczną dla małych miast pogranicza Wielkopolski i Śląska, zabytki niebanalne oraz ciekawą historię otrzymujemy przepis na…. może i nie długi, bo raptem kilkugodzinny, ale naprawdę fajny wypad. Zapraszam na spacer.
ŚMIGIEL – GDZIE TO I JAK SIĘ TAM DOSTAĆ?
Wielu z was zapyta na starcie, a gdzie ten Śmigiel w ogóle leży, gdzie na mapie skierować wzrok. Otóż na południową Wielkopolskę, odliczyć z Poznania 60 km na południe (głównie wzdłuż S5) i wuala, jesteście na miejscu. Analogicznie z Wrocławia na północ, tyle, że odległość rzędu 130 km. To właśnie własnym autem wspomnianą „piątką” najlepiej do miasta się dostać. Bo też bezpośrednich alternatyw wybitnie nie ma – autobusy kursują tylko z Leszna czy Kościana a pociągi… cóż, dziwna sprawa.
Szerokotorowa kolej nigdy w Śmiglu nie zagościła, choć popularna linia Poznań-Wrocław przecina wielkopolskie pola bardzo blisko, raptem 5 km na wschód od miasta. Dlaczegóż tak się stało? Najczęściej powtarzana teza mówi jasno: w połowie XIX wieku miasto nawiedziła seria potężnych pożarów i podnoszący się na nogi Śmigiel wydawał się pruskim kolejom opcją mało „ekonomiczną” na poprowadzenie linii. Znaleźli się też i tacy, którzy szeptali o silnym miejscowym lobby transportu konnego, któremu nie po drodze było z nowymi formami transportu… No, ale c’mon.
Z koleją miasto przeprosiło się kilka dziesięcioleci później. To jednak zupełnie inna historia i wrócimy do niej pod koniec tekstu.
ŚMIGIEL – OSADA OBRONNA W BRUSZCZEWIE
Najbliższa stacja PKP, na której zatrzymują się ciuchcie to Stare Bojanowo. I jest spoko miejsce na start, ze wsi do Śmigla jest 5 km, które można pokonać samochodem, na piechotę lub rowerem. Odcinek to krótki, lecz miejcie świadomość, że pokonując go mijacie ewenement na skalę krajową jak nie europejską.

Brzmi clickbaitowo? Pewnie tak, ale to, na polach w okolicach Bruszczewa (czyli w połowie drogi ze Starego Bojanowa do Śmigla) odkryto pozostałości po obronnej osadzie sprzed niemal 4 tysięcy lat. To wczesna epoka brązu. Brzmi nieźle, ale posłuchajcie teraz. Wieloletnie badania dowodzą, że bruszczewska osada jest starsza od tej w Biskupinie o kilka stuleci, a są archeolodzy wysnuwający odważną tezę, że był to swego czasu największy w naszej części Europy ośrodek wytapiania brązu. Huh.

Nie wiem czy kiedykolwiek osada z Bruszczewa doczeka się choćby niewielkiego skansenu, który opowiadałby przyjezdnym jego niezwykłą historię. Na razie wystarczyć musi świadomość, że archeolodzy polscy i niemieccy co roku wznawiają prace odkrywając coraz to nowe rewelacje a wiele z „bruszczewskich skarbów” i śladów po epoce brązu da się obejrzeć w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu.
ŚMIGIEL – KOŚCIÓŁ ŚW. WITA
Przybywających od strony Starego Bojanowa wita… kościół Św. Wita. Mam nadzieję, że wybaczcie ten niezwykle wyszukany suchar ;p

Piękna to świątynia, o szkieletowej konstrukcji, wypełnionej cegłami i kamieniami lecz otynkowana w taki sposób, że przechodzień może się nabrać i uznać wypełnienie za szachulcowe. Wysoka drewniana wieża tylko dodaje XVIII-wiecznemu budynkowi charakteru.

Wokół cmentarz. Spaceruję powoli, lustruję nagrobki. Dawne pogranicze polsko-niemieckie, bliskość Śląska. To jedno z wielu miejsc, w którym czuć dawną wielokulturowość miasta. Pośród polskich nazwisk niemało jest tych niemiecko brzmiących, często już całkowicie spolszczonych. Wiele o skomplikowanej historii tych ziem mówią groby Powstańców Wielkopolskich, wśród których walczyły też osoby z rodzin mieszanych. Z pewnością rozdarte acz gotowe walczyć, za tę polską sprawę.

ULICE, ULICZKI
Prowadząca do miasta ulica Św. Wita daje przedsmak tego z czym do czynienia będziemy mieć później. Wybitnie emblematyczna dla niewielkich miejscowości skromna, niska zabudowa, poprzetykana przeto bardziej imponującymi kamieniczkami o całkiem bogatym detalu czy też budynkami powstałymi w czasie rozwoju miasta w ostatnich dziesięcioleciach XIX wieku, kiedy to „dorobiło” się ono statusu miasta powiatowego. Liczne hotele, rzeźnia, budynek sądu, gmach poczty, wille dla urzędników – wszystko to powstało właśnie wtedy. I w większości trwa do dziś, choć może nie wszędzie zachowano dawne funkcje.



Pagórkowatość okolicy świetnie wpływa na optyczny „odbiór” miasta, nieustannie wznoszące się i opadając ulice dodają mu uroku. Nawet jeśli nie wszystkie budynki zdają się być należycie zadbanymi – no jest kilka takich czekających na remont, są powojenne plomby powstałe w miejscach dawnych, dużo ładniejszych domów, są fragmenty czekające już tylko na wyburzenie….Ale, ale, jest ich zdecydowanie mniej niż tego co oko cieszy. Popatrzmy zatem dalej.




Spacerując bądźcie czujni. Śmigiel może i nie posiada imponujące kolekcji murali, ale jeden, którym może się pochwalić, inspirowany dawną ryciną bardzo mi się spodobał.

ŚMIGIEL – RYNKI DWA: PLAC ROZSTRZELANYCH I PLAC WOJSKA POLSKIEGO
Radośnie kontemplując miejscowe uliczki trafiam na rynek. A potem drugi. Choć w stosunku do obu częściej dziś używa się określenia plac.
Plac Rozstrzelanych, główny plac miasta to ciekawe miejsce. Niskie, zwarte pierzeje kamieniczek otaczają dwie zielone wyspy przecięte jezdnią i kilkoma miejscami parkingowymi. Tak brzmiałaby sucha informacja. Ograniczenie się do niej byłoby nie fair bo plac jest diablo urokliwy. Zieleni jest w bród, trawniki, klomby przeróżnych kwiatów, trochę drzew. Do tego fontanna, miniatura wiatraka, wesoło unoszące trąby słonie, ławeczki. Piknie. I no właśnie przy tych ostatnich brakuje kilku dodatkowych drzewek tak by cień pozwalał bezboleśnie siedzieć i za dnia, w ciągu upałów. No, ale żeby nie było jest dobrze a kwiecista fantazja włodarzy i mieszkańców sprawia, że miasto uznawane jest za jedno z najciekawiej ukwieconych w Wielkopolsce.



Swoją drogą w dobie betonozy naprawdę trzeba docenić fakt tego, że Śmigiel przeszedł drogę odwrotną do wielu polskich miast – dawniej był to typowy marktplatz, z kostką brukową, znikomą ilością zieleni i górującym nad wszystkim pomnikiem cesarza Wilhelma I. I przez lata krok po kroczku miejscowi doszli do stanu jaki podziwiać możemy obecnie.

Plac swoją nazwę zawdzięcza tragicznym wydarzeniom z 1939 kiedy to pod Niemiecką okupacją rozstrzelano 23 mieszkańców miasta.
Spodobała mi się tamtejsza zabudowa: niska, zwarta i w dużej mierze spójna, bez żadnych rewelacji, ale przemyślana. Spośród kamieniczek wyróżnia się XIX wieczny ratusz, trochę więcej detalu na elewacji i neorenesansowa wystawka wystarczą by zwrócić na siebie uwagę.

Raptem 200 metrów dalej znajdziecie Plac Wojska Polskiego zwany potocznie Nowym Rynkiem… choć w sumie nowym nie jest. Nic a nic. Co więcej jego historia sięga jeszcze czasów dość zamierzchłych, sięgających miastowości pobliskiego Koszanowa.

I tak samo, jak Plac Rozstrzelanych kiedyś było to miejsce zdecydowanie mniej zielone… choć żal kilku większych drzew, które na przestrzeni dziesięcioleci urosły by zostać w końcu ciachniętymi. Na wciąż urokliwy plac baczenie ma wiekowy budynek Urzędu Miejskiego (a ongiś Sądu Królewskiego). Jest okejka.

Z Placu żabi skok mamy na północne rubieże miasta, wybitnie pagórkowate, odsłonięte i wolne od wielu budynków. Idealne miejsce by postawić wiatrak. Albo dziesięć.
ŚMIGIEL – MIASTO WIATRAKÓW
O tym, że Wielkopolska wiatrakami stała pisałem już nie raz. O niesamowitym młynarskim zagłębiu, które najmocniej na naszym terenie wykształciło się w XVIII i XIX wieku, o krajobrazach upstrzonych dziesiątkami koźlaków, o powolnym upadku tegoż przemysłu również. O tym, że z 12000 tysięcy wielkopolskich wiatraków do naszych czasów dotrwało ledwo 150 też…

Śmigiel na wiatracznej mapie miejsce miał ważne. Na okolicznych wzgórzach zboże mielono w dziesiątkach wiatraków. Ba, miejscowa legenda mówi, że ich liczba wokół miasta nie mogła nigdy przekroczyć stu i kiedy była ona bliska osiągnięciu, któryś z istniejących młynów dotykało nieszczęście przez co setka nigdy wybudowana nie została. Działa na wyobraźnię, ale to tylko legenda. Wedle kronik, wokół miasta maksymalnie w jednym czasie spotkać można było TYLKO 52 koźlaki. Malutko, prawda? 😉


Dziś na niewielkim wzgórzu podziwiać można dwa, Serwacego i Pankracego. Nie są to przeto wiatraki miejscowe a goście z Bronikowa i Kluczewa, przeniesieni do Śmigla w latach 80 ubiegłego wieku. Całkiem zabytkowi to staruszkowie, najstarsze ich elementy pochodzą jeszcze z XVIII wieku! Na co dzień nie są one udostępnione do zwiedzania, warto jednak śledzić kalendarz imprez organizowanych w ich pobliżu, wtedy zazwyczaj są otwierane. Można też telefonicznie umówić się przez Urząd Miejski, pod nr telefonu: 65 5180 003. Powodzenia!

Tuż obok wiatraków znajduje się niewielka sadzawka, nad którą można sobie usiąść i w cieniu pokontemplować okolicę. Czy może ona być jedyną namacalną pamiątką po Braciach Polskich w Śmiglu? Kto wie.
ŚMIGIEL – MIASTO CZTERECH WYZNAŃ
Śmigiel był jednym z tych miast w których przez lata obok siebie żyli sobie Polacy, Niemcy czy Żydzi. Wszyscy ze swoimi wierzeniami czy tradycjami, tak różnymi, ale i przenikającymi się gdzieniegdzie. Wierni wyznania mojżeszowego, katolicy, ewangelicy i… protestanci pośród protestantów, arianie, Bracia Polscy. Wszyscy oni na przestrzeni wieków kształtowali miejską tkankę, zapisywali kolejne karty historii miasta. Miasta, którego otwartość zapamiętana została po wsze czasy.

Opowieść o śmigielskim tyglu kulturowym to temat pewnie i na całą książkę. Bo to nie tylko dość „typowy” przykład krajobrazu katolicko-ewangelicko-żydowskiego, ale przede wszystkim niezwykły epizod Braci polskich, dla których nie było w Wielkopolsce ważniejszego nad Śmigiel ośrodka.
Bracia polscy, arianie, antytrynitarze, socynianie. Powinniście ich kojarzyć z lekcji historii. Mocno postępowi (tym bardziej jak na swoje czasy), głoszący równościowe, pacyfistyczne, niekiedy utopijne hasła, odrzucający dogmat Trójcy Świętej, we Włoszech ścigani przez Inkwizycję. W prywatnych miastach Rzeczpospolitej mając silne wsparcie w Wielkopolskiej czy Małopolskiej szlachcie znaleźli miejsca gdzie mogli w miarę spokojnie osiąść, rozwijając swój ruch.

Na przełomie XVI i XVII wieku Śmigiel stał się jednym z centrum polskiego arianizmu, z, tutejsza szkoła przyciągała Braci z całej Wielkopolski, badając teren dla Akademii Rakowskiej, powstałej kilkanaście lat później najbardziej znanej szkoły w Rzeczpospolitej. To ze śmigielskimi duchownymi polemiki (niczym w najlepszych freestylowych bitwach) prowadzili luterańscy kaznodzieje, katoliccy księża w tym nawet jezuici z dalekiej Hiszpanii. Nie ma co, historia śmigielskiego zboru to temat, długi i skomplikowany na tyle, że nie będę was dalej zamęczał (kto chce niech rzuci okiem choćby pod ten adres).

Dziś w mieście nie ma po nich niemalże śladu. Nie licząc nazw ulic nawiązujących do najważniejszych dla miejscowych arian osobistości, rodziny Arciszewskich czy Andrzeja Dudycza to jedyną namacalną pamiątką jest chyba wspomniany już staw nieopodal wiatraków, miejsce chrztu dorosłych już Braci.
ŚMIGIEL – CMENTARZ EWANGELICKI
Za to poszukiwanie ewangelickich śladów nie powinno przysporzyć wam problemu. Spod wiatraków wystarczy wrócić do ulicy i spojrzeć na drugą jej stronę, na spore wzniesienie otoczone murem. Tam to znajduje się dawny cmentarz tutejszego zboru, jedna z najstarszych w Wielkopolsce ewangelickich nekropolii.


Powstała ona w 1595 roku i czynna była niemal przez 400 lat, po II Wojnie Światowej jej los był jednak przesądzony. Z ponad 2000 wiernych z początku XX wieku po 1945 roku w mieście została garstka. Ostatniego pochówku dokonano w 1957 roku…


Takie cmentarze często nie mają „szczęścia”. Miejsca pamięci o tych, którzy przez lata kształtowali te ziemie bardzo często były po wojnie dewastowane, a w najlepszym wypadku zapominane i zostawione samym sobie. Śmigielski cmentarz dotrwał naszych czasów, choć jego kondycji z pewnością nie określiłbym jako dobrej. Pojedyncze nagrobki, zabytkowe, niezwykłej urody płyty nagrobne pochodzące nawet z XVII wieku, cmentarna neogotycka kaplica tworzą niezwykły, choć momentami smutny klimat. Mimo to zawsze staram się takie miejsca odwiedzić i was też do tego zachęcam.



ŚMIGIEL – Kościół pw. Św. Stanisława Kostki.
Ewangelicki zbór w Śmiglu ukształtował się już w XVI wieku, pod czujnym okiem właścicieli miasta – Rozdrażewskich i Śmigielskich – którzy sami doń należeli. Liczna gmina miała pecha do swych świątyń, pierwsza drewniana spłonęła już w 1640 roku, druga murowana runęła wraz z większą częścią miasta po potężnym pożarze z roku 1814.

Trzeci kościół wybudowano 15 lat później, podług projektu nikogo innego jak Karla Friedricha Schinkla. Jeśli nazwisko to nic wam nie mówi to z pewnością przemówią do was inne dzieła powstałe wedle jego projektów: Pałac Marianny Orańskiej, Pałac Myśliwski Radziwiłłów w Antoninie, ratusz w Kołobrzegu czy gros zabytków w Poczdamie. Wiecie, coś w stylu: nie znacie choć znacie.

Klasycystyczna świątynia miała szczęście i nie pisany był jej los wielu podobnych opuszczonych po 1945 roku. Szybko stała się kościołem pomocniczym a w latach 70 kościołem parafii Św. Stanisława Kostki. Kto zajrzy do środka ten jednak szybko zobaczy jej protestancką proweniencję.
ŚMIGIEL – Kościół pw. NMP Wniebowziętej.

Druga z katolickich dziś świątyń, kościół pw. NMP Wniebowziętej to typowy, ale bardzo przyjemny dla oka neogotycki, strzelisty, ceglasty przedstawiciel swojego stylu. Otoczony murem budynek góruje nad okolicą, wraz z dawnym kościołem ewangelickim wznosząc się wysoko ponad niskie zabudowania miasta.


Kościół jest całkiem stary, najstarsze gotyckie relikty pochodzą jeszcze z XV wieku choć dziś oczywiście widzimy przede wszystkim owoce licznych późniejszych renowacji i remontów. Wnętrza pamiętają jednak o swoich korzeniach, są dość skromne, pech chciał, że ciekawy stiukowy ołtarz, na którym można dłużej zawiesić oko znajdował się akurat za zasłoną z rusztowania.



ŚMIGIEL – LAPIDARIUM ŻYDOWSKIE
Historia śmigielskiego kirkutu wpisuje się w gorzko-słodką (choć przede wszystkim gorzką) opowieść o wielu mu podobnych rozsianych na terenie całego kraju. Żydzi w Śmiglu nie stanowili marginesu lecz była ich tu całkiem niemała liczba, na początku XIX wieku nawet co dziesiąty mieszkaniec był wyznania mojżeszowego. Z czasem ich liczba zaczęła maleć, gmina traciła na znaczeniu a w przededniu II Wojny Światowej miasto zamieszkiwało już tylko dwie osoby tej narodowości. Jaki był ich los, czy przetrwali wojnę niestety nie wiem…


Spokoju na pewno nie zaznali zmarli. Kirkut został całkowicie zdewastowany, wielka część macew przepadła. Wiele odnalazło się po latach. Utwardzanie ulic, podwórek, chodników… Do tego wszystkiego służyły i tylko przypadek chciał, że je odnaleziono, zidentyfikowano i co najważniejsze postanowiono godnie przywrócić je naszej pamięci.


Kilkadziesiąt ocalałych płyt zgromadzono w miejscu gdzie niegdyś biegły mury kirkutu. Lapidarium jest skromne i proste, ale idealnie trafia w odpowiednie nuty.

ŚMIGIEL – ŚMIGIELSKA KOLEJKA WĄSKOTOROWA
Na deser zabieram was na dworzec. Bo choć szerokotorowa, tradycyjna kolej do Śmigla nigdy nie zawitała to nikt nie powiedział, że również wąskotorówce zamknięto szlaban.
Ulica Mickiewicza prowadząca na południowe rubieże miasta wznosi się delikatnie tworząc jeden z fajniejszych ulicznych obrazów w mieście. Wylotówka przeobraża się w Leszczyńskich i biegnie dalej w stronę ariańskich włości, Osiedla Braci Polskich i ulicy Arciszewskich. Tam jednak nie dojdziemy.

Mijany po drodze browar jest wspomnieniem po dawnej, chwalebnej dość przeszłości miasta. Takiej fest sprzed kilku stuleci i czasów cechów browarniczych jak i sprzed ledwo stu kilkudziesięciu lat, kiedy to rodowity Bawarczyk Leonard Büchner założył browar, który na lata wpisał się w piwny krajobraz Wielkopolski. Gdybym miał kilka lat więcej to pewnie z rozrzewnieniem wspominałbym również Tonic 76 tam produkowany, swego czasu jedyny polski tonik… którego walory smakowe, chciałbym poznać ;p


Po chwili ulicę przecinają tory. Jesteśmy na miejscu.
Kiedy pod koniec XIX wieku Śmigiel zyskał status miasta powiatowego zyskał też nowe możliwości. Jedną z nich było chociaż częściowe naprawienie „kolejowego niedopatrzenia”. Powstała wtedy kolejka wąskotorowa połączyła miasto z innymi mniejszymi miejscowościami, dając namiastkę prawdziwej kolei.

Po ponad stu latach po stałych połączeniach nie ma już śladu. Nikt jednak nie powiedział, że tutejsza kolejka umarła. Dzięki fascynatkom wciąż trwa i umożliwia niedalekie podróże choćby do Starego Bojanowa. Do tego wciąż pięknie zachowany dworzec i caluśka infrastruktura pozwalają poczuć ducha tego miejsca.



Tak, Śmigielska Kolej Wąskotorowa to dziś atrakcja wybitnie turystyczna i ciekawy kawałek miejscowej historii. Jeśli chcecie umówić się na jazdę bądź zwiedzanie to zajrzyjcie na ich stronę: o tutaj.

No i cóż wam powiem. To by chyba było na tyle. Cieszę się, że wytrzymaliście do końca, mam też nadzieję, że rozpaliłem w was żądzę poznania tego niewielkiego choć ciekawego miasta 😉 Bo naprawdę, to w takich miejscach często słychać bicie serca naszych małych ojczyzn.
Pozdro!
Aż miło się czyta tak pięknie przedstawione miasteczko .
Rzeczywiście takie jest nie znajdziemy chyba drugiego takiego w Wielkopolsce. Dobry gospodarz…
PolubieniePolubienie
Aż serce rośnie, gdy widzi się tak wypielęgnowane małe miasteczko.
PolubieniePolubienie
Świetny wpis, dowiedziałam się z niego mnóstwa ciekawych rzeczy! W przygotowanie artykułu musiałeś włożyć dużo pracy, to widać.
PolubieniePolubienie
Dzięki! I tak, tak już mam, że jak o im bliższych miejscach piszę to staram się bardziej, I dla czytelników, ale i dla siebie samego bawiąc się w odkrywanie niby znanych miejsc… a jednak kryjących wciąż wiele tajemnic.
PolubieniePolubienie