Dolina Wachau: cudne Krems und Stein nad Dunajem

Lada chwila majówka, a to idealny moment by postawić kropkę nad I w naszej opowieści, o krótkiej ekskursji wzdłuż Dunaju. Co powiecie na powrót do słonecznej Dolnej Austrii i spacer po mieście przesiąkniętym historią, z cudowną architekturą, nie gorszą kuchnią i absolutnie zjawiskowymi widokami? Krems und Stein an der Donau, brama do Doliny Wachau zaprasza na niezwykle estetyczne łazęgowanie, idealnie wpisując się w majówkowy klimat.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nad pięknym modrym Dunajem. Z widokiem na Krems und Stein.

W ramach szybkiego przypomnienia. Dolina Wachau to długi na 36 kilometrów przełomowy odcinek nie zawsze modrego Dunaju. Zjawiskowo piękny, historycznie intrygujący, o smaku Gruner Veltlinera i moreli. Miejsce pełne imponujących opactw, zamków, urokliwych miasteczek, a nawet częstych pozostałości po imperium rzymskim. Źródło inspiracji tak dla malarzy jak i kompozytorów. Miejsce gdzie czas leci powoli, a jednodniowy wypad z Wiednia rozpala ochotę na więcej i więcej. Od kilkunastu lat na Liście Światowego dziedzictwa UNESCO. Miejsce ze wszech miar warte odwiedzenia!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
1 maja w Dolinie Wachau – stawianie Drzewka Majowego i wielkie uczty podlane miejscowym winem? Czemu nie.

Krems und Stein oddalone jest od Wiednia o 80 kilometrów (godzinę jazdy autem czy pociągiem) i stanowi niejako bramę do Doliny Wachau. Liczące niespełna 30 tysięcy mieszkańców miasto przytulone jest do łagodnych wzgórz stanowiących przedgórze Alp. Pagórki owe, sięgające i 500 metrów pełne są winnic i owocowych sadów – z białych win oraz głównie morelowych przetworów (i nalewek!) dolina słynie nie tylko w kraju, ale i całej Europie.

Zielone wzgórza nad Dunajem.

Wizyta wiosną to idealny czas na podziwianie zakwitających drzewek w sadach, winorośla wszakże wciąż leniwie przygotowują się do późniejszego rozkwitu. Co innego okoliczni winiarze, którzy nieustannie prężą mięśnie chwaląc się owocami poprzednich zbiorów – 1 maja, podczas festiwali stawiania Drzewka Majowego w ważniejszych miastach doliny można spróbować świeżutkich Grüner Veltlinerów, Rieslingów czy najbardziej miejscowych Neuburgerów. Tak przywitało nas Mautern, nie inaczej było w Krems und Stein. W pierwszomajowych festiwalach udział biorą całe miasteczka, dlatego warto zatrzymać się nie tylko na małe co nieco, ale i celem podpatrzenia jak bawią się miejscowi. Co ważniejsze jednak dzięki takim imprezom reszta miasta staje się niemalże pusta – i później, kiedy wszyscy dalej świętują można z pełnym brzuszkiem pohasać po ulicach i nie martwić się wchodzącymi w kadr przechodniami 😀

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
1 Maja – dzień nadwyraz świąteczny.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dzięki czemu przez sporą część dnia ulice są niemalże na naszą wyłączność 🙂

A jest tu co fotografować. Krems und Stein to miasto diablo historyczne, mocno zakorzenione w średniowieczu, pełne przepięknej architektury. Jasne, podobnie jak cała Austria stoi w dużej mierze barokiem, ale ilość przebijających się na pierwszy plan fragmentów z czasów wcześniejszych sprawia, że spacer tamtejszymi uliczkami jest więcej niż ciekawy – gotyk i renesans nie mają się czego wstydzić, a podziwianie tych wszystkich architektonicznych delicji przyprawia o nieustanny szczękoopad. Nie przesadzam, cieszyłem się jak dziecko i jestem pewien, że wielu z was udzieli się podobny entuzjazm.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gotyk i renesans mają się w Krems und Stein nad wyraz dobrze.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Barok co oczywiste również.

Zachwyceni powinni być wielbiciele wiekowych kamienic mieniących się mnogością zdobień i szczegółów a także – przede wszystkim chyba – miłośnicy architektury sakralnej. Tak ci lubujący się w gotyku jak i ci z przeciwnej drużyny, barokersi. Gotyk i barok są tu znakomicie reprezentowane i co najciekawsze, niemal każda z najważniejszych świątyń była otwarta i nie było problemu ze zwiedzaniem. Co zawsze jest plusem bo często na wyjazdach zdarza nam się odbijać od zamkniętych bram.

Parafialny kościół Św. Wita, delicje barokowe.
Kościół Pijarów, miejsce gdzie barok spotyka się z gotykiem.

Nie zapominajmy w końcu o tych, którzy spacerowanie po cokolwiek ciekawym miasteczku pragną urozmaicić kulturalnymi i kulinarnymi doznaniami. I cóż, tak jak samo miasto zanurzone jest w odległej historii tak miejscowe muzea trochę w kontrze, w dużej mierze skupiają się na współczesności – galerie sztuki przedstawiają sztukę głównie XX i XXI-wieczną, dając miejsce klasykom jak Schiele, jak i świeżym talentom. Nie braknie również przestrzeni na pokazanie historii miasta a także przybliżenia miejscowych tradycji winiarskich.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Muzeum Karykatury.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Landesgalerie Niederösterreich, dość znacząco wyróżnia się na tle zabytkowej tkanki miasta.

Te ostatnie poznać można też organoleptycznie na długości całego miasta, kosztując jedno z wielu przepysznych win uprawianych na naddunajskich wzgórzach 😉 Zresztą winoroślom zawdzięczamy nie tylko pyszne wina, ale i drugi z najsłynniejszych produktów Krems – musztardę, której słodkawy smak to zasługa miejscowego octu winnego. A skoro już piszemy o kulinarnej stronie miasta to nie sposób nie wspomnieć o tutejszych morelach i słynnym likierze. Nie obawiajcie się jednak, miłośnicy moreli nie lubujący się w destylatach docenią owoc jako wdzięczną podstawę dla choćby knedli.

Winorośla, winorośla po horyzont.
Destylarnia Bailoni, wysokoprocentowy symbol miasta.

No i dobrze, koniec lania wody, pora na konkrety. Najważniejsze info jest takie, że te kilka godzin, które tam spędziliśmy uważam za absolutne minimum i naprawdę jeśli będziecie mieć szansę to proponuję wizytę z noclegiem, tak by na spokojnie poczuć miasto o każdej porze dnia. No i po prostu dlatego, że sporo jest tu do zobaczenia i my sami WIELE przegapiliśmy 🙂

KREMS und STEIN, ZACZYNAMY ZWIEDZANIE

Proponuję zacząć nad Dunajem, od strony Mautern, tuż przy moście prowadzącym do Stein. Most owy jest kolejną inkarnacją przeprawy, która dla miast po obu brzegach rzeki była niezwykle ważna i stanowiła dźwignię dla wielkiego ich rozwoju. Wybudowany w 1463 roku drewniany most był bowiem dopiero drugim wzniesionym na Dunaju w ówczesnej Austrii – fakt ten, wraz z wieloma przywilejami nadanymi przez Fryderyka III Habsburga przyczynił się do rozkwitu obu miast.

Nad Dunajem i mostem z Mautern do Stein.

Nadrzeczną promenadą co chwilę mkną rowerzyści pokonujący długodystansowy szlak Donauradweg Nordufer, i zapewne gdyby nie to, że w planach mieliśmy skosztowanie miejscowego wina to skusilibyśmy się choćby na pokonanie fragmentu. Wam w każdym razie bardzo polecam, dla samych widoków już warto. Widoków, którymi przed laty zachwycali się malarze najróżniejszych epok, od romantyzmu przez impresjonistów po… Egona Schiele, którego sami przyznacie trudno i nie wiem nawet czy trzeba szufladkować.

Krems und Stein w interpretacji Egona Schiele.

Rozciągnięte wzdłuż rzeki dwumiasto Krems und Stein przyciąga już z drugiego brzegu a strzeliste wieże kościołów ponad niskimi zabytkowymi budynkami zapowiadają ciekawy spacer.

Krems und Stein podziwiane z drugiego brzegu Dunaju.
Krems und Stein podziwiane z drugiego brzegu Dunaju.
Krems und Stein podziwiane z drugiego brzegu Dunaju.

Dunaj był tego dnia spokojny, gdzieś w oddali cumował długodystansowy prom. Niech was jednak ten sielski krajobraz nie zmyli, Dunaj choć szeroki potrafi wezbrać tu niemało, o czym najczęściej przekonuje się położony najbliżej rzeki budynek klubu wioślarskiego. Co więcej, kawałek dalej, kilkadziesiąt metrów od rzeki na tablicy widać najwyższe poziomy jakie Dunaj tu osiągał, i o rety, przełom zimy i wiosny 1830 roku musiał być przerażający.

Pokaz siły Dunaju.

Krems i Stein już od średniowiecza funkcjonowały jako dość osobliwe dwumiasto – niby oddzielne, ograniczone osobnymi murami miejskimi a jednak połączone administracyjnie, pod jednym herbem i burmistrzem. Dziś dosłownie stanowią już jedno miasto, ale ślady po oddzielnych obwarowaniach pozostały – może i nie ma ich za wiele, ale dość łatwo pomagają zorientować się gdzie kończyło się jedno a zaczynało drugie. Zachodnim krańcem Stein było Linzer Tor, brama rzecz jasna wskazująca drogę do Liznu. Czy nazwanie jej „szczerbatą bramą” nie jest czasami trochę nieadekwatne i trochu obraźliwe? Bo nic nie poradzę na to, że często zdarza mi się częściowo „antropomorfizować” budynki i takie też skojarzenie mam kiedy patrzę na XV-wieczny budynek.

Linzer Tor

Miejscowe obwarowania jak w wielu innych austriackich miastach zostały rozebrane w XIX wieku. Linzer Tor to jedna z dwóch bram, które ocalały w Stein, Krems poszczycić się może jedną, ale za to najbardziej imponującą. I to właśnie miejsca, gdzie dziś znajdziemy Kremser i Steiner Tor wyznaczały przed laty granice obu „miast”.

Kremser Tor, stanowiąca granice Stein.
I odwrotnie, Steiner Tor będące granicą Krems.

Wracając szybko do pierwszej z bram – w jej bezpośrednim sąsiedztwie przez wiele lat mieszkał Martin Johann Schmidt, malarz czerpiący pełnymi garściami z baroku, jedna z najznamienitszych postaci związanych z miastem. Jego freski przez długi czas ozdabiały ściany miejskich wrót, lecz dziś cóż, jedyne co po nich zostało to malunek Maryi z małym Chrystusem na elewacji sąsiedniej kamienicy, tej przez Schmidta zamieszkiwanej.

Elewacja kamienicy w której mieszkał Martin Johann Schmidt.

Nie będzie przesadą jeśli napiszę, że uliczki Stein zrobiły na nas wrażenie. Ba, one bezpardonowo dały nam strzała między oczy zachwycając wielce. Wąskie, brukowane, pełne zabytkowych kamienic, tak różnych jak wspaniałych. Czuć ich wiek, czuć masę historii w nich zapisanych.

Bruk towarzyszyć nam będzie w całym Stein.

Świadectwo tego jak bogatym miastem Stein było już na przełomie XV i XVI wieku zobaczycie w pięknych i wciąż imponujących kamienicach o gotyckiej proweniencji, rozbudowanych później przez renesansowych i barokowych architektów. Kilkuset letnie sgraffita i malowidła na elewacjach nie są rzadkością i przy wsparciu mnogości rzeźbionych detali potrafią wiele powiedzieć o dawnych mieszkańcach – motywy biblijne i religijne, florystyczne pozostałości po grotesce, płaskorzeźby bezpośrednio nawiązujące do Habsburgów, podpisy w postaci herbów rodowych. Ot choćby dawny dom poborcy cła z podobizną Ferdynanda I i Anny Jagiellonki czy kamienica Christopha Holzingera z dwoma różnymi herbami rodowymi i naprawdę nieźle zachowanymi malowidłami Św. Floriana i Lukrecji.

Uliczki Stein und Krems to coś pięknego.
Tzw. Zielony Zamek.
Renesansowy Św. Florian.
Jeden z herbów Holzingera.
Dom Poborcy Cła.
Uliczki Stein und Krems to coś pięknego.

Wszechobecne są wykusze, wsparte na konsolach wystające piętra, jest w końcu i creme de la creme, blankowany szczyt Grosse Passauerhof, jeden z najciekawszych przykładów renesansu w całej Dolnej Austrii. W imponującym 3-piętrowym budynku przyszedł na świat jegomość ważny dla miłośników Wolfganga Amadeusza MozartaLudwik Köchel, który to wsławił się gargantuiczną pracą skatalogowania wszystkich dzieł wybitnego kompozytora. Kamienica jest pierwszym przystankiem tematycznego spaceru śladem muzyki w Stein und Krems i jeśli tylko macie ochotę to łapcie link do strony stowarzyszenia, który poprowadzi was dalej m.in. do miejsca narodzin babki Mozarta (czyli niedaleko bo zaraz w sąsiednim budynku) czy matki Franciszka Liszta.

Uliczki Stein und Krems to coś pięknego.

A najlepsze jest to, że wiele z tego zobaczycie jeszcze przed dotarciem do pierwszego większego placu, bez skręcania w jedną z wielu bocznych uliczek! To dzięki takim miejscom tak bardzo pragnę pojechać do Włoch, i tak bardzo – jednocześnie – takiego wyjazdu się obawiam: przebodźcowanie architekturą, ciekawe czy istnieje coś takiego?

Uliczki Stein und Krems to coś pięknego.
Uliczki Stein und Krems to coś pięknego.

Napotykane place mają tendencję do wykładniczego powiększania swojej powierzchni. Pierwszy jest niewielki placyk z barokową kolumną Maryjną, która w tym wypadku jest i kolumną morową – tak w każdym razie wywnioskować można po towarzyszących Maryi świętych, Rochu, Sebastianie i Rozalii. Na następnym, placu Schurera renesans spotyka się z barokiem i jedynie jego funkcja jako parkingu może zepsuć jego odbiór. No i w końcu plac ratuszowy, który jak łatwo się domyśleć jest największym i najważniejszym. Tam też kryła się większość mieszkańców Stein – pod Drzewkiem Majowym biesiadowano delektując się miejscowym przysmakami.

Kolumna Maryjna aka Kolumna Morowa.
Schürerplatz potrafi zachwycić.
Schürerplatz potrafi zachwycić.

Sam Plac Ratuszowy jaki jest każdy widzi. Góruje nad nim barokowy ratusz z XVIII wieku, zza którego z kolei wychylają dwie kościelne wieże. Pośrodku placu pięknie odnowiona kolumna Jana Nepomucena. Ładnie, ale przez przewalające się przezeń tłumy nie byliśmy w stanie w pełni się tym placem nacieszyć. Co innego nasze żołądki 🙂

Plac Ratuszowy w Stein.
Plac Ratuszowy w Stein.
Plac Ratuszowy w Stein.

Dwie górujące nad ratuszem wieże to wieże dla Stein chyba najbardziej emblematyczne, to one występują na większości naddunajskich pejzaży przedstawiających miasto. Pod pierwszą z wież wspinamy się wąską uliczką na skalną półkę Frauenberg. Oferuje ona kapitalne widoki na okolicę, i prawdopodobnie na niej powstały pierwsze zabudowania osad poprzedzających Stein. Znajdziecie tu kościół Wniebowstąpienia NMP, niewielką XV-wieczną gotycką świątynię z imponującą osobną wieżą. Przed ponad dwoma stuleciami zsekularyzowany, od kilkudziesięciu lat służy za mauzoleum poległych w obu wojnach światowych. Ciekawostką jest to, że wieża kościoła nosi nazwę Alte Michl nawiązującą… do starszej, nieistniejącej już świątyni.

Hop, hop, hop, do góry.
Wieże z trochę innego kąta.
Wnętrza byłej świątyni to dziś miejsce pamięci o poległych w obu Wojnach Światowych.
Zaraz obok ciągną się wzgórka z winoroślami.

Kawałek dalej, po pokonaniu jeszcze kilku schodów traficie na bardzo fajny punkt widokowy. Pamiętajcie jednak jak coś jest fajne to i zazwyczaj popularne i często trafić można na „korek do zdjęć”. Warto jednak chwilkę poczekać.

Miejscówka do focenia.

Parafialny kościół pw. Św. Mikołaja również ma gotycki charakter. W najstarszych cegłach może pamiętać XIV wieczną budowę i choć przez lata ktoś wybitnie starał się go zbarokizować to na początku XX stulecia uznano jednak, że należy wrócić do pierwotnego stylu. Dzięki temu zachowany został dość skromny wystrój wnętrz, silnie oparty na drewnianych neogotyckich ołtarzach, ławach czy stallach – wszystko to pod może i nie bardzo skomplikowanymi, ale ładnymi sieciowymi sklepieniami. Barok choć zdecydowanie w odwrocie również ma tu dla siebie miejsce – odnajdziecie go ot choćby na niedawno odrestaurowanych obrazach wspomnianego już Martina Johanna Schmidta.

Ach wieża, ona również jest zwieńczenie ma barokowe.
Obraz Martina Johanna Schmidta przedstawiający Św. Mikołaja.
Prezbiterium.
Parafialny kościół pw. Św. Mikołaja.

Kontynuując spacer główną uliczką miasteczka (zwaną omen nomen Steiner Landstrasse) traficie na jeszcze jeden ciekawy plac, przy którym zdecydowanie polecam wam się zatrzymać. I być zdecydowanie bardziej czujnym niż my byliśmy. Oto bowiem w bezpośrednim sąsiedztwie Placu Minorytów (zgadnijcie skąd taka nazwa? ;)) znajdziecie największą gotycką perełkę w całym dwumieście – kaplicę Göttweigerhof. Którą w spektakularny sposób ominęliśmy! I tego, że nie zobaczyliśmy tamtejszych XIV -wiecznych fresków, jednych z najwspanialszych w całej Austrii żałuję do dziś. Nie żałujcie wy i zaglądnijcie.

Będąc przy kościele Minorytów watro zajrzeć co kryje się wokół niego. A kryje się choćby i kaplica Gottweigerhof.
Freski wewnątrz kaplicy Gottweigerhof. Fot. https://kremskultur.at/

Wracając do samego Placu Minorytów to jak łatwo się domyślić znajdziecie tam i kościół i klasztor Minorytów. Znaczy się BYŁY klasztor i kościół bo po sekularyzacji józefińskiej w XVIII-wieku oba budynki nigdy nie powróciły do sakralnych funkcji. Dziś za to służą kulturze będąc częścią miejskiego muzeum – w kościele odbywają się wystawy czy koncerty, klasztor za to przeistoczył się w galerię sztuki. Tym co jednak równie ciekawe co dawna świątynia są dwie niepozorne kamienice Salzstadl, niegdyś służące za skład soli i innych ważnych dla rozwoju miasta towarów, a dziś klimatyczna restauracyjka, w której często traficie na koncerty, tak miejscowych muzyków jak i… jazzowych gigantów jak Kenny Wheeler!

Plac Minorytów tuż za rogiem.
Salzstadl… oraz kolejny placo-parking.

Tym oto sposobem dociera się do granic niegdysiejszego Stein, do Kremser Tor, drugiej z ocalałych miejskich bram. Dopiero co odrestaurowana z dwugłowym orłem na elewacji stanowi nie tylko granicę dawnego miasta, ale też granicę między tym co naprawdę stare a dość nowe. Wiedzieć bowiem musicie, że Stein i Krems choć tak administracyjnie sobie bliskie to do początku XIX wieku oddzielone były kilometrowym pasem ziemi niczym nie zagospodarowanej. Jasne, były klasztor i koszary, ale poza tym nic więcej, Dopiero XIX-stulecie przyniosło rozwój tych terenów i to właśnie ówczesne kamienice są najmłodszymi budynkami, które przyjdzie wam mijać.

Na pożegnanie w Stein taki piękny renesansowy street-art.
Kremser Tor.
W stronę Krems.

Gęsta zabudowa niskich, maksymalnie dwupiętrowych kamieniczek poprzetykanych nowocześniejszymi gmachami miejskich muzeów pokazuje jak wiele przez niecałe 200 lat się tu działo. Pomiędzy budynkami znajdziecie przeto zielone place i parki dzięki czemu spacer „byłym międzymieściem” jest doświadczeniem zdecydowanie przyjemnym.

Franz Josef zaprasza do Muzeum Karykatury.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Olbrzymi pierwszowojenny krigerdenkmal poświęcony poległym saperom i inżynierom z miejscowego pułku.
Park Miejski w Stein und Krems.

Jest jednak miejsce w „międzymieściu”, które już na wieki splątane będzie z mrocznym, nazistowskim okresem w historii Stein und Krems. Nie można bowiem zapomnieć, że cieniem na wszystkie mijane zabytki kładzie się kilka lat kiedy to olbrzymie wpływy w mieście miało NSDAP, wielu mieszkańców aktywnie uczestniczyło w antysemickiej działalności a miejscowe więzienie pełne było więźniów politycznych i zagorzałych przeciwników faszyzmu. I to właśnie więzienie było miejscem jednego z ostatnich aktów faszystowskiego terroru – niemal w przeddzień końca wojny, w kwietniu 1945 roku oddziały wierne Hitlerowi dokonały masakry zabijając przeszło 500 więźniów. Pośród nich byli i Polacy z zagranicznej komórki wywiadu AK, „Stragan”…

Tablica upamiętniająca Polaków zabitych w masakrze kwietnia 1945 roku.
Gerasimos Garnelis miał szczęście i przeżył masakrę w więzieniu, 150 jego krajan zginęło.

„Międzymieście” kończy się po kilometrze na Südtiroler platz, w cieniu jedynej ocalałej bramy miejskiej Krems. Jeśli widzieliście kiedyś jakieś zdjęcie z tego miasta to wielce prawdopodobne, że przedstawiało ono właśnie tę bramę. Steiner Tor bez wątpienia jest najciekawszym elementem dawnych umocnień – w swych najstarszych cegłach pamięta jeszcze średniowiecze, lecz dziś najwięcej blasku zgarnia dla siebie elegancka, barokowa nadbudowa zlecona przez cesarzową Marię Teresę. Gdy uważniej przyjrzycie się znajdującym się na wieży elementom dostrzeżecie herb Habsburgów z jej czasów, a zaraz obok dwa herby miasta, stare (jeszcze ze styryjską panterą) oraz obecne z dwugłowym orłem na czarnym tle.  Świetna to lekcja heraldyki.

Steiner Tor, brama dla miasta emblematyczna.
Steiner Tor, brama dla miasta emblematyczna.
Od lewej: obecny herb Krems, herb Habsburgów z czasów Marii Teresy, oraz dawny herb miasta.
Niezwykłość Steiner Tor domyka się w dwóch mniejszych, sąsiednich, średniowiecznych bramach.

Choć Krems jest większe niż Stein to paradoksalnie przyszło nam w nim spędzić mniej czasu. Bynajmniej nie z powodu mniejszej ilości atrakcji – ot, okazało się po prostu, że wcześniejsze przystanki na dwóch biesiadach pierwszomajowych mają swoją cenę i zabrakło dnia na zobaczenie wszystkich ciekawych kątów 😉

Witajcie w Krems.

Tym co od razu rzuca się w oczy jest zdecydowanie bardziej barokowy charakter Krems.  Jasne, wiele kamienic i tu proweniencję ma zdecydowanie starszą, ale w przeciwieństwie do sąsiada architekci, rzeźbiarze czy tynkarze mieli tu w XVII i XVIII wieku ręce pełne roboty nadając gotyckim budowlom bardziej współczesną formę. Dzięki czemu podziwiać możemy piękne elewacje z misternymi dekoracjami… poznając niejako słabość miejscowych artystów do postaci Jana Nepomucena. Żartuję oczywiście, ale faktycznie czeski święty ma w miasteczku szczególne poważanie i znajdziecie go tu nad wyraz często.

Dom Czterech Pór Roku z alegorycznymi rzeźbami… no pór roku to jeden z piękniejszych przekładów kremskiego baroku. W rogu budynku gościnny udział Św. Jana Nepomucena.
Jasny dom z lewej strony poszczycić się może piękną stiukową dekoracją przedstawiającą Św. Jana Nepomucena.

Obie kamienice znajdziecie na Körnermarkt, dawnym targu zbożowym, nad którym dziś góruje gotycka bryła dawnego kościoła Dominikanów, również zsekularyzowanego w XVIII wieku i nigdy na powrót nie poświęconego. Dziś gotyckie wnętrza służą miejskiemu muzeum a pełne fresków ściany i kamienne arkady idealnie pasują na tło dla różnorakich wystaw.

Dawny kościół Dominikanów.

Nie ważne w jaką uliczkę stamtąd skręcicie, każdy wybór będzie dobry i estetycznie wdzięczny. Z jednej strony dawny budynek poboru cła (wciąż przyozdobiony cesarskim orłem), z drugiej krótka uliczka do niewielkiego, gotyckiego kościółka Szpitalnego… wybudowanego w miejscu zniszczonych kamienic żydowskich.

Uliczki Krems.
Uliczkę znam w Krems.

No, ale skoro już tak staram się was przekonać, że Krems barokiem głównie stoi to pora na wyciągnięcie asa z rękawa. Zapraszam was na Plac Parafialny!

Kościół Parafialny pw. Św. Wita to budowla nie byle jaka, choć dla wielu z zewnątrz wydawać się może dość zwyczajna i jak na barok zachowawcza. Sam zaliczam się do grupy, której podoba się już sama skromna bryła nadana przez włoskiego architekta Cypriano Biasino. Nie jest to pierwszy kościół stojący w tym miejscu, poprzedni wybudowany został niemal tysiąc lat temu (!), i być może pojedyncze kamienie czy cegły u podstawy wieży pamiętają jeszcze tamte czasy.

Parafialny kościół Św. Wita.
Parafialny kościół Św. Wita.

Chętnych na prawdziwie barokowy zawrót głowy zapraszam do środka – olśniewających wnętrz jako żywo mogłaby pozazdrościć niejedna wiedeńska świątynia! W powstawaniu kościoła nie brali udziału przypadkowi ludzie: za ambony, stalle i ołtarz odpowiadali operujący w drewnie i marmurze rzeźbiarze Joseph Matthias Götz oraz Mathias Steinl; obrazy w ołtarzach oraz freski na sklepieniach są dziełami Franza Antona Maulbertscha oraz dwóch panów Schmidtów, Martina Johanna znanego nam ze Stein, oraz Johanna Georga z Wiednia. Jakby ktoś pytał: zero pokrewieństwa. No są to naprawdę znaczące nazwiska swych czasów. I to widać: efekt ich pracy jest kapitalny.

Ołtarz główny oraz stalle.
Kościół parafialny Św. Wita, barok na pełnej!
Kościół parafialny Św. Wita, barok w pełnej krasie!
Kościół parafialny Św. Wita, barok w pełnej krasie!
Kościół parafialny Św. Wita, barok w pełnej krasie!

Sakralne delicji Krems na tym się jednak nie kończą. Spójrzcie na północ, tam na niewielkim pagórku swe miejsce dla siebie znalazła najstarsza świątynia w mieście, przeszło tysiącletni w swych reliktach kościół Pijarów, gdzie monumentalna gotycka architektura współgra z równie imponującym barokowym wyposażeniem.

Kościół Pijarów w Krems.

Czy mówienie o 1000 letniej historii jest przesadą? Trochę tak, bo też świątynia tylko w reliktach i pojedynczych cegłach pamięta tak dawne czasy. Bryła, którą dziś możemy podziwiać w dużej mierze powstała w XV wieku i już wówczas przylgnęła doń łatka „młodszej siostry katedry wiedeńskiej”. Stołeczną katedrą z kościołem w Krems łączy zresztą pierwotny patron, Św. Szczepan. Świątynia przeszła pełen cykl od bycia katolicką, protestancką, na powrót „skontrowaną” przez Jezuitów tak by dziś służyć za miejsce nabożeństw zakonowi Pijarów.

Ewenementem jest to, że wieża nie jest zakończona krzyżem a herbem miasta.

Tak jak i u barokowego sąsiada tak i tu znajdziecie mnóstwo sakralnych dzieł sztuki, zgrabnie łączących gotycki chłód (ale i precyzję) z barokowym przepychem – Martin Johann Schmidt oraz Joseph Matthias Götz ponownie meldują się na służbie! Już z zewnątrz niewielki, ale diablo ciekawy gotycki portal spotyka się z intrygującą barokową Drogą Krzyżową. Wewnątrz pod pięknymi gotyckimi sklepieniami pysznią się barokowe ołtarze, pod gotyckimi, misternie rzeźbionymi baldachimami miejsce dla siebie znalazły pozłacane barokowe rzeźby. No dogadały się tu oba style, dogadały.

Kościół Pijarów w Krems, gdzie gotyk spotyka się z barokiem.
Kościół Pijarów w Krems, gdzie gotyk spotyka się z barokiem.
Kościół Pijarów w Krems, gdzie gotyk spotyka się z barokiem.
Kościół Pijarów w Krems, gdzie gotyk spotyka się z barokiem.
Kościół Pijarów w Krems, gdzie gotyk spotyka się z barokiem.

To niesamowite, że w odległości zaledwie 100 metrów znaleźć można dwie tak niezwykłe świątynie. Jeszcze większą niesamowitością jest to, że obie były otwarte i bez problemu można było zajrzeć do ich wnętrz. Ach, jak tego nie lubić!

Tuż pod nosem będziecie mieć Obere Landstrasse (płynnie przechodząca w Untere Landstarsse), najważniejszą ulicę przecinającą Krems. A w każdym razie taką gdzie znajdziecie największe „zatrzęsienie” sklepów, kawiarenek, piekarni i knajpek. A tam gdzie funkcje nader użytkowe tam życie i piniondz, a gdzie fundusze tam dobra architektura (tak sobie lubię wmawiać). Tutaj na szczęście zależność ta występuje i główna ulica miasta poszczycić się może pełną gamą architektonicznych ciekawostek. Rośliny choć tylko w doniczkach nadają deptakowi bardziej południowego klimatu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Istniejąca od niemal 500 lat Mohren Apotheke.
Miejski ratusz poznacie po bogato zdobionym wykuszu.

Najbardziej imponującym budynkiem jest Göglhaus, pamiętający jeszcze późne średniowiecze. Gotycka bryła przez lata formowana była wedle kolejnych wzorców a dziś zachwyca 500 letnimi freskami oraz kapitalnym kryształowym sklepieniem wewnątrz.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Göglhaus, gotycko-renesansowa delicja.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przeszło 500-letnie freski to z jednej strony seria herbów, z drugiej przedstawienie scenek z ówczesnego dworu.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Późnogotycki wykusz przykuwa wzrok.

Fasady kamienic pełne są malowideł i nie wszystkie muszą być średniowieczno-renesansowym street-artem by uznać je za ciekawe. Spójrzcie choćby na ten powojenny zegar słoneczny – niby rok 1947, ale inspiracje barokiem silne.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kremski zegar słoneczny.

I wtedy pojawia się ona, Simandlbrunnen, obrosła legendami fontanna poświęcona miejscowym… pantoflarzom. Tak w każdym razie klęczącego mężczyznę określa większość przewodników. Historia SImandla (a wedle niektórych przekazów Simona Handla) sięga XV-wieku i nie do końca wiadomo, czy jest to po prostu satyra na patriarchalne społeczeństwo czy rzeczywiście żona Simona (a zarazem żony innych „Simonów”  chcące być jak ona) była dla niego tak zła. Wedle drugiej opcji miejscowi mężczyźni założyli nawet stowarzyszenie, w którym radzili się jak przetrwać w związku i jednym z najważniejszych postanowień była decyzja o tym by… obdarowywać żony jak największą liczbą prezentów 😛

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Simandlbrunnen.

I tak też trochę okrężną drogą, na powrót lekko się wspinając docieramy do Hoher markt, końca naszego spaceru. Końca pięknego, ale i zostawiającego z poczuciem pt. „szkoda, że już koniec”. Wysoki rynek jest bowiem historyczną bombą wokół, której ulokowały się same ciekawe budynki. Rok po naszej wizycie miejsce to zdaje się być bardziej przyjaznym dla pieszych, bo też zmniejszono ilość miejsc parkingowych, zwiększając przy tym ilość zieleni – tak w każdym razie chwalą się miejskie władze, ufam że tak jest. Anyway, spacerując wokół znajdującej się na środku placu fontanny Herkulesa warto zajrzeć do gustownej (i może nie najtańszej, ale z pewnością dobrej) restauracji Gasthoff Jell – nie powiem, stołujący się tu Robert Makłowicz odwalił kawał dobrej marketingowej roboty 😉

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gasthoff Jell.
Gasthoff Jell.

Jak w mało którym miejscu w Krems dobrze odnalazł się tu gotyk. Ba, to właśnie przy rynku znajdziecie chyba najbardziej niezwykły świecki budynek całego dwumiasta, pochodzący z XIII wieku Gozzoburg. Naszą tragedią było to, że dotarliśmy tam dość późno i wcześniej nie zrobiliśmy odpowiedniego riserczu: zwiedzanie z przewodnikiem odbywa się o 14.00 (w weekendy i święta). A o co tyle hałasu? Ano o jeden z najwspanialszych przykładów dość wczesnego jeszcze gotyku w Austrii, o jedne z najstarszych świeckich fresków w Europie Środkowej, o laureata Europa Nostra, o ostatnie ślady po tym, jak w XIII wieku miasto znajdowało się pod rządami korony czeskiej… Niezwykła to podróż w czasie, która przemknęła nam przed nosem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gozzoburg, budynek z trzema romańskimi jeszcze biforiami.
Gozzoburg z bliska. Fot: kremskultur.at
Freski w Gozzoburgu: kremskultur.at

I tak też minął nam ten dzień. Pociąg czekał na dworcu i nie mieliśmy wyboru, trzeba było kończyć ten niezwykle przyjemny spacer. Wracając nie omieszkaliśmy oczywiście zrobić jeszcze kilku przystanków, zaglądając w boczne uliczki i naprawdę cuda, które się w nich kryją zasługują choćby na fotograficzne wspomnienie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Cudny arkadowy dziedziniec.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kolumna Trójcy Świętej jest kolejny wotum dziękczynnym za ocalenie z XVIII-wiecznej zarazy.

Słowem podsumowania, spacer Krems und Stein da wam:

  • masę niezwykle estetycznej historycznej tkanki,
  • masę gotyckiej, renesansowej i barokowej architektury dzięki, której przeniesiecie się w czasie,
  • masę gotyckiego i renesansowego street-artu,
  • niezwykłej urody kościoły,
  • bliskość Dunaju, nad którym można odetchnąć i wyciszyć się wielce,
  • pyszne pyszności na talerzu jak i w szkle wszelakim,

Zdecydowanie, dzień w Krems und Stein oraz Mautern na drugim brzegu Dunaju to doskonały wstęp do eksploracji Doliny Wachau, ale i świetny wybór na zwykły jednostrzał z Wiednia – kiedy już wielka stolica Habsburgów zacznie was przytłaczać to takie małe miasteczka w pięknych okolicznościach przyrody są idealnym remedium na złapanie równowagi 🙂

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.