Pasjonaci i zaprawieni w bojach wędrowcy, oto przed wami Jagodna, najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich. Szczerze, pewnie nie są one pierwszą destynacją, która przychodzi wam do głowy jeśli chodzi o wypad w nasze górki, prawda? Nie są też drugie? Ani dziesiąte? Że niby gdzie to w ogóle jest? Tak, trzeba przyznać, że nie jest to popularne miejsce. Nie posiada dramatyzmu Tatr, skalnych wyjątkowości Gór Stołowych czy Rudaw Janowickich, cudownych wszechobecnych panoram rodem z Pienin,… Są za to stworzone do rodzinnych wypadów i powolnych niewymagających spacerów pośród ciszy i spokoju leśnych duktów. I to starczy 🙂 Nawet jeśli trochę wieje nudą 😉

Góry Bystrzyckie to pasmo ciągnące się 40 kilometrów na granicy polsko-czeskiej. Graniczy z Górami Stołowymi, Orlickimi (które rozciągają się niemal równolegle na terenie Czech) i Masywem Śnieżnika. Jest pewnym, że nie sa to góry dla każdego. Nie są masywem o wielkim zróżnicowaniu terenu, brak tam wybitnych podejść. Tym czego nie brakuje są drzewa. To niezwykle zalesione góry. I to fajne jest, bo szwendanie się leśnymi duktami zawsze spoko, latem jest to idealne miejsce na rower, zimą na narty. To też doskonałe miejsce na powolny, spokojny spacer z dala od wielkomiejskiego zgiełku. Z drugiej strony dla wielbicieli fotografii krajobrazowej jest to trochę mordęga bo widoków w masywie Jagodnej jest jak na lekarstwo (choć zima pomaga w tym względzie – patrz dalej :)). Mówi się, że to nudne góry, ale czy to naprawdę coś złego? I co tak naprawdę znaczy nudne?

Na najmniej zajmujący szczyt z Korony Gór Polski można wdrapać się co najmniej w dwójnasób, opcją długą oraz krótką:
- OPCYJA DŁUGA: to wersja dla ‚hardkorów’ bo asfaltu ci tam dostatek a asfalt fajny nie jest. Jednak bez samochodu czy podwózki trudno nie iść z buta. W każdym razie wariant ten zamyka się nawet w 25 kilometrach marszu np. z Długopola Zdroju do Bystrzycy Klodzkiej a wizyta na szczycie jest tak pośrodku. Gdyby nie ten asfalt to byłbym w stanie polecić ją bez ryzyka a tak sami wiecie. A poza tym zimą jest ryzyko, że duża część szlaku będzie lodostradą (o czym dalej) co jeszcze bardziej może uprzykrzyć wypad.
- OPCYJA KRÓTKA: cały wypad można zredukować tylko i wyłącznie do przespacerowania się niebieskim szlakiem, co zacząć można na przełęczy Spalona (od północy) bądź też przełęczy pod Porębą (od południa). Do obu miejsc można podjechać autem a na szczyt porównywalnie jest po ok. 4 kilometrów marszu więc jeśli ktoś ma napięty grafik to jest to opcja dla niego.
Przyjrzyjmy się wariantowi mozolnemu 😉

W Długopolu Zdrój melduję się po 10 rano. Do pociągu powrotnego ponad 8 godzin, jest czas na cały dzionek wędrowania. Tyle, że najpierw trzeba zacisnąć zęby i ruszyć asfaltem. 6 kilometrów do Poniatowa na Przełęcz pod Porębą. Byłby to marsz karkołomnie mozolny gdyby nie pewne pole. A na polu widok na cały masyw Śnieżnika. A to zawsze dobry pretekst do małego zboczenia ze szlaku. Z pola owego ładnie również widać pagór na jaki przyjdzie się tego dnia wdrapać.


Tym co jeszcze może umilić marsz jest potok Porębnik urokliwie wijący się do samego Poniatowa.

Bo poza tym to asfalt (kurde, jest jakiś fajny synonim tego słowa? bo czuję mocne powtórzenie!). Którego nie lubię. Dlatego na wyłączeniu mijam kolejne Porębskie chatki a z letargu wybija mnie dopiero tamtejszy kościółek. Najlepsze jest to, że owy fragment to niemal 300 metrów w górę 😀 I to się czuje. I wkurza bo robi się je nawet nie wchodząc do lasu.
Na Przełęczy zima. Bielutko, dużo śniegu i lodu, który przez najbliższe metry będzie uprzykrzać życie. Rozciąga się stamtąd niezgorsza panorama na spory kawałek Ziemii Kłodzkiej. Zaczyna się też „podejście właściwe”.


Tak więc tego, pierwsze metry niebieskiego szlaku to trolling w najczystszej postaci. Duuużo lodu, ale i sporo fragmentów suchych, takich, że pod nogami tylko kamloty. I idź tu człowieku w raczkach i bądź zadowolony. Na szczęście jak tylko szlak odbija w las to robi się trochę ciekawie. Na chwilę.

Zaskakująco ostre podejście wije się wśród drzew, śnieg jest mega twardy i pozwala na szybki marsz. Wtem… kończy się ono tak szybko jak się zaczęło i po chwili wychodzi się na szerogą drogę, latem szutrowo-asfaltową, zimą służącą za nartostradę. Przyznam szczerze, że porównując z letnimi zdjęciami biały puch dodaje tej drodze uroku, i charakteru i w ogóle działa na plus (nie licząc kolorowej jesieni, która zawsze rządzi ;)). Daje mi to jednak do myślenia i zdaje mi się, że najbardziej odnajdą się tam narciarze i rowerzyści. Inna rzecz, że człowiek jeszcze tego nie wie, ale niezbyt urozmaicona droga będzie nam towarzyszyła przez cały masyw. Ale i tak jest fajnie.
W Górach Bystrzyckich znajdziecie wiele kilometrów dobrze przygotowanych tras. Ta na Jagodnej do takich należy i byłem tylko jednym z trójki piechurów, cała reszta to biegacze. Oraz samoistnie jeżdżące narty.



Niezaprzeczalnym plusem zimy jest brak liści na drzewach. I dzięki temu małemu mykowi więcej jest możliwości do obserwacji okolicy. A wbrew temu co pisałem wcześniej jest na co spojrzeć – absolutnie zero (prócz drzew) widać po prostu na szczycie, na samym szlaku są dwa przerzedzenia. I bardzo dobrze, bo choć nartostrada miła i ładna to kilka kilometrów jednostajnych okoliczności przyrody nawet mnie mogłoby uśpić.


A co widać z tych „platform”? No sporo: masyw Śnieżnika to oczywistość, poza tym Góry Bardzkie, Złote, Bialskie, orlicki Suchy Vrch z charakterystycznymi dwoma wieżami. Szczerze to nawet więcej niż przypuszczałem, jest okejka!



Co więcej wędrując dalej na horyzoncie wzrastają jeszcze bardziej odległe góry i można bawić się w „dalekie obserwacje”: Karkonosze, Góry Kamienne czy oba Szczelińce widać bez większego wysiłku, choć tylko przez chwile.



A co z samą Jagodną? Ano jest. Nagle, z zaskoczenia okazuje się, że wdrapało się na „najwyższy punkt” gór. Wierzchołek nie wybija się ponad okolicę i najłatwiej zorientować się, że to szczyt (prócz tabliczki oczywiście) po ludziach – jeśli gdzieś zobaczycie większą grupę na odpoczynku to możecie być pewni, że to Jagodna. Do niedawna znajdowała się tam ambona myśliwska, ale umarło jej się.
A co do najwyższości tejże – tak jak w przypadku Gór Wałbrzyskich doszło tu najpewniej do pomyłki, nie drążmy kto i co – najprawdopodobniej jednak najwyższym punktem gór jest Sasanka, którą osiągnąć można niewiele na północ od Jagodnej. Cóż, dopóki ktoś tego nie uporządkuje to Jagodna jednak będzie przyciągać wszystkich łowców KGP.

Dłuższy postój na szczycie to rozmowy o ostatniej „Sudeckiej Żylecie” zdobywaniu KGP czy takich przyjemnościach jak przejście całej Kotliny Jeleniogórskiej :O, a także zabawa w fotografa dla kilku grupek narciarzy.

Ruszam dalej. Z każdym krokiem nartostrada zyskuje w moich oczach, czy to może jednak słońce tak działało? 😉 Szlak powolutku obniża się ku Spalonej Przełęczy. Ponad nartostradą wzrasta ściana Gór Orlickich i robi to dobrze, wrażenie imponującce.
O bliskości Spalonej Przełęczy, a co za tym idzie schroniska PTTK „Jagodna” świadczy większe nagromadzenie biegaczy i jabłuszkowców – tam to spotyka się większość narciarskich tras. Przełęcz usytuowana jest na 800 mnpm i stanowi serce narciarstwa w całym paśmie, tam też zbiega się wiele tras pieszych.
Podjechać tam można samochodem co czyni je niezwykle popularnym miejscem. Tak zresztą jak popularnym jest tamtejsze schronisko. Znaleźć miejsce w jadalni było trudno, ale na tamtejsze podpiekane pierogi ruskie warto czekać każdą minutę. Jako, że Góry Bystrzyckie idealnie nadają się na rodzinne wypady nie dziwi też dość spory kąt (kącicho!) dla dzieciaków, które w oczekiwaniu na wyżerkę mogą się czymś zająć. Robicie to dobrze!

Brzuszek pełny, pozostawała kwestia zejścia do Bystrzycy Kłodzkiej, bagatela 10 kilometrów zielonego szlaku. A wygląda to tak. Pierw lodowisko wzdłuż asfaltowej drogi 389 (zwanej dalej Sudecką Autostradą), około kilometra niesamowicie upierdliwego marszu, bez raczków byłby to masochizm w najczystszej postaci 😛
Odbicie w las witam wielką ulgą. Z początku śniegu sporo, potem tylko pojedyncze płaty, ale i tak jest przyjemnie. Bo i trochę stromo nawet. Widoków za to brak, ale tego już można się było spodziewać. Ale, ale…


Po wydostaniu się z lasu, po przeszło godzinie marszu dostaje się nagrodę w postaci kładącego się już do snu masywu Śnieżnika, ach kilkanaście minut wcześniej trafiłbym idealnie na zachód! Znowu wlazłem komuś na pole (sorry!), ale takich widoków nie można zignorować.


W Bystrzycy melduję się już po ciemku. Przez miasto mknę prosto na dworzec, ale rynek robi na mnie pozytywne wrażenie a pozostałości murów obronnych z basztami sprawiają, że aż chciałoby się troszku tam zostać…

Cała wędrówka zamknęła się w 25 kilometrach. Marsz ten uświadomiła mi, że wypad na Jagodną:
- nie jest dla wielbicieli górskiego dramatyzmu, adrenaliny czy w końcu poszukujących niesamowitych krajobrazów do fotografii,
- jeśli jednak choć trochę w duszy gra wam romantyczna nuta „li tylko chwila na łonie przyrody mi potrzebna” to jest miejsce dla was. Odnajdą się tam wielbiciele powolnych, spokojnych rodzinnych wypadów (nawet z wózkiem) za miasto gdzie wędrując wygodnym szlakiem człowiek się nie zmęczy, może i trochę ponudzi… ale naprawdę, czy czasami tego właśnie nie chcemy? Odpocząć od natłoku doznań po prostu? A po wszystkim zjeść pyszne pierogi 😀
Polecam by się przekonać czy takiej nudy od czasu do czasu nam właśnie nie potrzeba?
Link do mapki wypadu.
A tu czasowe rozbicie na czynniki pierwsze:
- Długopole Zdrój – Poniatów (Przełęcz pod Porębą): 6,5 km, 1h40min, odcinek bezszlakowy,
- Poniatów – szczyt Jagodna: 3,6 km, 1h20min, szlak niebieski,
- szczyt Jagodna – Spalona Przełęcz (schronisko PTTK „Jagodna”): 4,2 km, 1h, szlak niebieski,
- Spalona Przełęcz – Bystrzyca Kłodzka: 10,5 km, 2h40 min, szlak zielony.
Upewniłeś mnie że Góry Bystrzyckie (i Orlickie) są warte odwiedzenia i że można by w nich śmiało spędzić jakieś 2 tygodnie urlopu. Pozdrawiam! 🙂
PolubieniePolubienie
Ha, sam nie rozpędzałbym się z tymi dwoma tygodniami, ale zaprawdę warto się tam na jakiś czas zatrzymać 🙂
PolubieniePolubienie