Ostatniej mojej wizycie na Borowej, najwyższym szczycie Gór Wałbrzyskich towarzyszyła piękna, gęsta i nie dająca się przegonić mgła. Zapewne ciekawe widoki z tamtejszej wieży widokowej kryły się w chmurach ledwo pozwalających dostrzec czubki najbliższych drzew. W ostatni weekend postanowiliśmy udać do Wałbrzycha by przy bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody wdrapać się nań ponownie.

O POMYŁCE SŁÓW KILKA
Ale, zaraz zaraz, hola kolego! Jaki najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich? A Chełmiec to co? No jajco 🙂 Świadomość pomiarowego błędu przy ustalaniu Korony Gór Polskich jest coraz większa, jednak wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że to Borowa jest o dwa metry wyższa. Cytując siebie z innego wpisu: „nasz pagór miał tego pecha, że ekipa mierząco-licząco-spisująca „KGP” doznała pewnego rodzaju pomroczności jasnej i w czasie pobytu na pobliskim Chełmcu, do jego aktualnej wysokości doliczyła kilka metrów wieży się na nim znajdującej… przez co to górujący nad Boguszowem-Gorce szczyt trafił do Korony. Pomyłka wypłynęła na światło dzienne wiele lat później, i to Chełmiec zapisał się w powszechnej świadomości jako ten najwyższy. Na szczęście osobne listy Korony Sudetów (tak ogólna jak i Sudetów Polskich) dysponują już nowszymi danymi i tam Borowa zajmuje należne już jej miejsce”.

Dlatego też powstała pod koniec 2017 roku wieża widokowa może być niejako traktowana jako rekompensata dla powyższego niedopatrzenia. Bo przyznać trzeba, że do momentu postawienia wieży pagór nie należał do najczęściej odwiedzanych miejsc będąc bardziej kierunkiem dla koneserów a wieża okazała się strzałem w dziesiątkę, dającym mu drugie życie. Ba, choć lata mijają i na Dolnym Śląsku nowe wieże powstają jak grzyby po deszczu (no dobra, bez przesady, ale Jagodna, Desztna czy Trójgarb od razu przychodzą do głowy ;)) to ta na Borowej cieszy się niesłabnącą popularnością. Szybko osiągalny z centrum Wałbrzycha pagór przy dobrej pogodzie oferuje zacne widoki na spory kawał Sudetów, a przyznajcie się: kto nie lubi widoczków?

JAKIMŻ TO SZLAKIEM NA SZCZYT?
Na szczyt prowadzi kilka szlaków, „bardzo przyjemny” czarny uskuteczniłem już 2 lata temu i polecam go każdemu celem zobaczenia jak fajnie można bawić się w tak niewysokich górach. Co zresztą w okolicy Wałbrzycha jest dość normalne, Góry Kamienne pozdrawiają 😉 Tym razem jednak wybraliśmy wariant czerwony (początkowo romansujący z zielonym) z centrum miasta, przedłużony w pętlę poniżej Wołowca zahaczający o platformę widokową pod Dłużyną.

Wędrówkę zaczynamy pod wielgaśnym mostem kolejowym nieopodal aktualnie remontowanego dworca Wałbrzych Główny (5 minut marszu). Mijamy dosłownie kilka kamienic, ogródków i powoli „opuszczamy” miasto. Zabudowania zostają z tyłu, wokół za to rozciągają się pola, pagór Barbarki wznosi się ponad domostwami Podgórza, a szare chmury pięknie korespondują z błękitem nieba. Rzut oka w przeciwnym kierunku pozwala dostrzec cel naszego spaceru a także okoliczne pagóry, w tym Zamkową Górę z ruinami Zamku Nowy Dwór (na który prowadzi szlak żółty, również zaczynający się pod mostem kolejowym).


Po niespełna kwadransie i pola zostają w tyle. Zaczyna się powolne, spokojne podejście lasem. A tam z każdym krokiem więcej śniegu, w końcu można było poczuć, że to zima. Heloł! Romans ze szlakiem zielonym kończy się na polance z ogrodzeniem, odbijamy w lewo i kontynuujemy niewymagające podejście. Z każdym jednak krokiem nachylenie robi się coraz większe a pagór zdaje się nam delikatnie przypominać, że jesteśmy w „krainie srogich podejść, których człowiek się nie spodziewa”.



Nie jest jednak źle, we znaki daje się nam ślizgawica – śniegu nie jest bardzo dużo i co i rusz trafić można na bardziej zmrożone fragmenty. Ja ubieram raczki i problem z głowy, Bartu ich nie ma, ale z wielkim kijem dzielnie pokonuje kolejne metry. Mijany jegomość nie ma tego szczęścia i zawraca nie chcąc ryzykować. Robi się stromiej i stromiej… i nagle bach, do nosa dochodzi woń ogniska a my po godzinie osiągamy nasz cel.


Pamiętam jak poprzednio na szczyt wgramiliłem się z samiuśkiego rana i z początku pod wieżą byłem tylko ja. Widoków brakowało a cała wieża okuta była w lodowy pancerz. I bylo fajnie. Teraz pogoda dopisała, było południe a tłumek zgromadził się niemały – jedna grupka smażyła kiełbaski nad ogniskiem, druga zajadała śniadanie pod wiatą a kolejne maszerowały na wieżę.
Po pokonaniu 90 stopni niespełna 16 metrowej stalowej konstrukcji osiąga się jej szczyt. Od ostatniej wizyty pojawiły się tablice panoramiczne z informacjami o okolicznych szczytach, dobra ściąga dla każdego żądnego wiedzy. A widać sporo: od Karkonoszy, Góry Sowie czy Kamienne po masyw Ślęży. Powoli powolutku życie zaczynają uprzykrzać drzewa, wchodząc gdzieniegdzie w kadr, wciąż jednak nie jest źle i przy odpowiedniej pogodzie można cieszyć oczy naprawdę zacnymi panoramami. Powiem wam, że takie „przywrócenie do życia” jakie ma miejsce na Borowej czy Trójgarbie to rzecz fajna i powinnismy się cieszyć, że ludzie wychodzą w góry, pamiętajmy po prostu by zachowywać się na szlakach jak należy i będzie cacy! Tak, głównie mówię o pladze śmiecenia. Zaprawdę nigdy nie zrozumiem jak można na pagór wnieść kilka pełnych butelek z napojami wszelakimi czy opakowań z jedzeniem i po ich opróżnieniu mieć problem ze zniesienim do miasta i wyrzuceniem do koszy.
Ruszamy dalej. Moglibyśmy spróbować „czarnego” szlaku, ale Barta z pewnością szlag by szybko trafił, dlatego postanowiliśmy kontynuować wędrówkę szlakiem czerwonym. I cóż, jest to wariant bezpieczniejszy i łagodniejszy, ale i tak na odcinku 500 metrów schodzi o metrów 125, więc niemało. Raczki wskazane a ostatni fragment przed Rozdrożem pod Borową najlepiej zrobić kilka metrów obok ścieżki, między drzewami – inaczej można wywinąć orła 🙂


Dalej niewymagający szlak prowadzi nas przez Przełęcz pod Borową do Przełęczy Koziej. Tam rozśpiewana ekipa rusza na spotkanie czarnemu szlakowi, mam nadzieję, że śpiew i uśmiech nie schodził im z twarzy bo podejście zimą może dać w kość. Przełęcz wiąże ze sobą kilka szlaków, wspomniany czarny, czerwony którym wędrujemy, jak i żółty do Jedliny-Zdroju czy niebieski na Kozioł i Wołowiec. I ta ostatnia wersja była kusząca, ale koniec końców postanowiliśmy nie zbaczać z kursu, widoki u podnóża pagórów miały wszystko zrekompensować.


Dwukilometrowemu marszowi do platformy pod Dłużyną towarzyszą kapitalne widoki na kilku dość sporych prześwitach, które co tu dużo mówić momentami gwarantują pejzaże lepsze niż na końcu ścieżki.
Sama platforma widokowa czeka na nas nad nieczynnym dziś kamieniołomem (który zresztą można obejść wzdłuż i wszerz) pod wzgórzem Dłużyna, Śmieszna sprawa z tym miejscem. Otóż na tablicach informacyjnych, które mijaliśmy widnieje mapka z pomyłką niemałą, otóż ktoś o kilka kilometrów przeteleportował wzgórze Barbarka usadawiając je w miejscu Dłużyny właśnie. Cóż fakt faktem, że na Barbarce ponad sto lat temu znaleźć można było tak schronisko jak i platformę, ale dziś górujący nad Pogórzem szczyt niemal całkowicie zarósł lasem. A ktoś być może niesiony nostalgią postanowił na nowo szczyt obdarować miejscem do obserwacji okolicy, choćby i na mapie 😉

Wałbrzych, Góry Kamienne, „uzurpator” Chełmiec czy nawet dalekie Karkonosze w ostatnich promienach słońca prezentowały się zjawiskowo. I co ciekawe ludzi jak na lekarstwo a przecież dostępność platformy cjest hyba nawet większa niż ma to miesce z Borową, czarny szlak i kawałek czerwonego z ul. Świdnickiej w Wałbrzychu to maksymalanie 45 minut niezbyt ciężkiego marszu.



Wracamy do miasta usatysfakcjonowani bardzo. „Czerwona pętla” po punktach widokowych Wałbrzycha wydaje się być idealnym pomysłem na weekendowy spacer, nie jest przesadnie ciężka a panoramy jakie dane będzie wam ujrzeć zrekompensują każdy wysiłek. Trasa zamyka się w 10 kilometrach i jej pokonanie powinno zająć wam około 3 godzin plus czas na fotografie czy kiełbaskę na Borowej 😉
Jedna rzecz jaka nie daje mi jednak spokoju to to co czekało nas wieczorem w mieście. Spacerując centrum Wałbrzycha wydawało nam się, że powietrze jest jakieś takie nie do końca dobre, najprościej mówiąc. Jak się okazalo normy wszelkich pyłów wahały się w okolicach 500% prawidłowych wyników. Walka ze smogiem w mieście trwa i oby przyniosła jak najlepsze rezultaty, bo oddychania takim powietrzem (nawet i jeśli takie warunki tworzą się od przysłowiowego „czasu do czasu”) nie zazdroszczę…

Chyba muszę wrócić na Borową – byłem na niej ponad 10 lat temu, gdy jeszcze nie było tam żadnej wieży…
PolubieniePolubienie