Wielokrotnie jeżdżąc pociągiem do Szklarskiej Poręby przesypiałem przejezd przez Wałbrzych i Boguszów, ignorując te tereny. Wiadomo, moja ignorancja woła o pomstę do nieba, ale w zeszłym tygodniu nadrobiłem tę wielką zaległość. Myślę, że przenikanie się jesieni i zimy w takim miejscu to najlepsze co można wybrać na pierwszy kontakt z tamtejszymi okolicami.
Prognozy na niedzielę były dość dobre, rankiem większość nieba wolna była od chmur, wschód słońca malował na nieboskołonie cudne kształty. Czekał mnie pociąg o tej samej godzinie co dnia poprzedniego, z tym że jak to zazwyczaj bywa – zrobiła się pogoda to i coś innego rypło: ogrzewanie w jednym wagonie nie chodziło i przez 25 minut nie udało się go uruchomić. No nic, szczęściem później tego dnia problemów już nie było 🙂
W okolicach Wałbrzycha, który miał być początkowym celem podróży jest tona tras i gór do przejścia. Im dłużej jednak przyglądałem się mapom – a mega dobrze spisują się tutaj te, które w wersji online można przejrzeć tutaj https://mapysudetow.wordpress.com/ – tym większą ochotą zapaliłem do zdobycia miejscowego szczytu Korony Gór Polskich – Chełmca, który de facto podczas mierzenia miał szczęście, dziś górę Borową uznaje się o 2 metry wyższą. A, że najłatwiej wejść nań z Boguszowa to szybko dodałem drugi cel wyjazdu – szczyt na południe od miasteczka, Dzikowiec.
Po trzech godzinach w pociągu i wysiadce na stacji Boguszów-Gorce miała miejsce pierwsza niespodzianka dnia – spotkanie znajomej twarzy z Leszna (Kev pozdro!). Góry otaczające miasto zachwycają od razu, z poziomu dworca widać jednak tylko najbliższe masywy, to co najlepsze czeka wytrwale na szczytach. Na pierwszy ogień wybieram Chełmiec.
Dojście jest banalnie proste. Z dworca ruszamy ul. Racławicką i dalej kolejną, która kontunuuje jej kierunek aż dochodzimy do rynku z całkiem ładnym XVIII wiecznym ratuszem – od Keva dowiaduję się, że to najwyżej położony rynek w Polsce, prawie 600 mnpm. Tam już mamy tablice z kierunkami marszu, nas interesuje szlak zielony. Obieramy kurs na położony na wzgórku z lewej strony kościół Św. Trójcy skąd zaczyna się już konkretne wejście na szczyt.
Po kilku minutach miasto zostaje za nami, przed nami kawałek ośnieżonej polany a za nią już tylko Chełmiec i droga skryta w drzewach. Wraz z rozpoczęciem podejścia, trafiam na kamienną tablicę oznajmiającą, że na szczyt prowadzi również Droga Krzyżowa Górniczego Trudu.
Każdy z przystanków drogi poświęcony jest górnikom z innych kopalń, czasów. Każdych jednak warto wspomnieć i przystanąć na chwilę.
Droga nie jest trudna, przykryta świeżym śniegiem w niektórych miejscach jest ślisko, ale ogólnie pokonuje się ją bardzo szybko. Gdyby nie postoje na fotografijen to pewnie w 45 minutach bym się zamknął a tak wyszło, że dopiero po około godzinie, gdy pod nogami zaczął się już konkretny śnieg przywitał mnie krzyż i wieża radiowa – szczyt.
Niebo „zaczęło puszczać”, błękit nieśmiało zaczął wypierać chmury. Od maja do października w wieży można podziwiać widoki, tydzień temu niestety musiałem zadowolić się tylko obrazkami z trasy na szczyt. W drodzę na dół mijam tłumy ludzi z psami, niemalże każda mijana para wchodziła bądź wbiegałą! z czworonogiem 🙂
Pogoda na dobre wyklarowała się z momentem powrotu na dworzec kolejowy. Czekałą mnie teraz wyprawa na drugą stronę miasta na widziany z Chełmca masyw Dzikowca. Szybkie przejście przez tunel kolejowy i prostą drogą można było zacząć podejście.
Dzikowiec, mimo że niższy od Chełmca okazał się trudniejszy w okiełznaniu – ale i w rekompensacie oferował zdecydowanie lepsze krajobrazy. Od samego początku za plecami mamy panoramiczny obraz Boguszowa, Chełmca oraz jego mniejszego bliźniaka Mniszka. Widok niknie kiedy wchodzimy w las. Z początku rzadkie świerki i sosny zbijają się w gęsty sos, który zasłaniając krajobrazy towarzyszy nam w ostrym i długim podejściu.

Po półgodzinie docieram do pierwszego przerzedzenia, skąd rozpościera się miły widok na Chełmiec, Mniszka i góry Czarne skąpane w słońcu. To jednak po koljenych 15-20 minutach człowiekowi zapiera dech w piersi – Łyse Drzewo (757 mnpm) to przedoskonałe miejsce widokowe. Z jednej strony Boguszów ze swoimi szczytami, z drugiej rozległa panorama Sudetów – Góry Stołowe, Krucze czy nawet Karkonosze migoczące w powoli zachodzącym słońcu.
Czas jednak nie stoi w miejscu a Dzikowiec sam się nie zdobędzie. Uzbrojony w kije atakuję ostatnie mocne podejście, coś strzyka mi w kolanie, ale po chwili ból ustaje. Po wysiłku nadchodzi nagroda – małą polanka z wiatą. Chronię się przed wiatrem, wypijam kawę, ale jednak z ostatecznego uderzenia na szczyt rezygnuję – słońce było coraz niżej a po ciemku w lesie wracać się nie chciało. Szybkie przeliczenie czasu do pociągu i decyzja o zejściu. Przez krótki czas, jeszcze nie pośród drzew, towarzyszył mi spektakularny pokaz zachodzącego słońca, kapitalny.
Na wysokość Boguszowa docieram w momencie wybijania przez kościelne dzwony godziny 17, do pociągu jeszcze chwila, nie ma co się śpieszyć. Pozytywnie zmęczony, choć bez zobycia Dzikowca, z głową pełną kapitalnych wioków wiem, że na pewno w te rejony powrócę.
szkoda, że zrezygnowałeś, do szczytu Dzikowca od wiatki miałeś kilka minut. jest tam wieża widokowa, wyciąg, a na dole restauracja. zapraszamy ponownie do Gottesberg 🙂
PolubieniePolubienie
Hej. Wiem, 3 tygodnie później byłem tam raz jeszcze, wieżę zaliczyłem (świetne widoki), do tego jeszcze Wysoką w śniegu po kolana, it was fun 🙂 A z zaproszenia chętnie skorzystam.
PolubieniePolubienie