Nie zmęczyliście się jeszcze tymi Sudetami? Ok, w takim razie mam dla Was ostatni na jakiś czas tekst, w którym podrzucę wam pomysł na aktywny weekend w regionie. A wszystko dzięki wyjazdowi do Szczawna Zdroju, gdzie mój ojciec rozpoczął właśnie turnus w jednym z tamtejszych sanatoriów.
DZIEŃ I
Spacer po Szczawieńskich sanatoriach i parkach
Szczawno Zdrój to niewielkie miasteczko na obrzeżach Wałbrzycha, słynące głównie z natrzęsienia sanatoriów i uzdrowisk – miejscowe ziemie obfitują w występowanie źródeł szczaw, naturalnych wód mineralnych. Zabytkowe centrum zdrojowe pełne jest wiekowych budynków, od Domu Zdrojowego-pałacu rodu Hochbergów (oczka w głowie księżnej Teresy, znanej szerzej jako Daisy), drewnianych bram parku po klasycyzujący skwer na którym mieści sie m.in. fajowy Urząd Miasta.
Miejscowy park podpiął się pod postać Henryka Wieniawskiego, który swego czasu kurował się w jednym z tamtejszych sanatoriów, i może pochawlić się pomnikiem muzyka. Ogólnie jest to strasznie zielone miejsce, pełne bujnych drzew chroniących przed słońcem a spacer tam, zakończony lodami to dobry początek dnia.
Zamek Książ
Jedna z najbardziej charakterystycznych warowni Dolnego Śląska nie znajduje się daleko od Szczawna. By jednak nie tracić czasu warto podjechać tam albo własnym autem (na parking pod zamkiem) lub miejskim autobusem nr 8.
Największy zamek Dolnego Śląska, trzeci w Polsce to obecnie taka hybryda różnych stylów – na przestrzeni lat doświadczył on wielu pożarów i innych incydentów i każda kolejna naprawa niosła ze sobą powiew świeżości w kwetiach architektonicznych, tak też obok gotyku mamy neorenesans czy barok.

Zamek otwraty jest dla turystów a zwiedzenie oferuje godziny dobrze spędzonego czasu: od zwykłego tarasowego spaceru wokół zamku oraz po okolicznych parkch i ogrodach pełnych rododendronów; przez podziwianie barokowych i w huk przebajerzonych wnętrz mieniących się od złota; po zejście do pamiętających II Wojnę Światową podziemi, wciąż nie do końca odkrytych i pełnych tajemnic. Najniższe ceny w których zawarto przejście tarasów i wizytę w palmiarni zaczynają się od 20 zł. Dokładny cennik znajdziecie tutaj.

Niezależnie którą opcję się wybierze, nie powinniście czuć się zawiedzeni. Po zakończeniu zwiedzania można chwilę odsapnąć przy kuflu piwa Złoty Pociąg, choć po prawdzie jego metaliczny zapach i smak niewart był 11 złotych nań wydanych 😛
Popołudniowy Wałbrzych
W oczekiwaniu na matuszkę, która wieczorem miała przyjechać do miasta i wziąć mnie dalej do Szklarskiej, ruszyliśmy na powolny spacer ulicami Wałbrzycha. I całkiem ładne uliczki odwiedziliśmy, najbardziej reprezentatywne okazały się okolice rynku z wieloma zabytkowymi kamienicami, niedaleki budynek XIX wiecznego Ratusza z przyjemnym placem wokół czy też Kolegiata pw. Matki Bożej Bolesnej i św. Aniołów Stróżów, świątynia powstała na miejscu starszej pochodzącej jeszcze z XV wieku.
Co jednak najfajniejsze w Wałbrzychu to możliwość niemalże z marszu zejścia z ulic i rozpoczęcia podejścia na jedną z wielu okolicznych gór, w tym znajdujące się w administracyjnych granicach miasta najwyższe wzniesienie gór Wałbrzyskich, Borową. My na naszej drodze mieliśmy górę Parkową z okolicznym… parkiem 😉 w którym umiejscowiony jest obiekt PTTK, Harcówka. To kapitalna miejscówka z której rozpościera się piękny widok na Wałbrzych, pokazujący, że wbrew pozorom miasto kopalniane i hutnicze może być diablo zielone!

Wieczorem przybywa moja rodzicielka wraz z jej przyjaciółką i zwarci i gotowi ruszamy do Szklarskiej Poręby. A po drodze o mały włos i doszłoby do tragedii, wyprzedzające nas auto o centymetry minęło się z sarną przebiegającą drogę, wierzcie to taki ułamek sekundy, że w takich wypadkach liczyć trzeba tylko na szczęście.
DZIEŃ II
Karkonosze po raz wtóry
Sobota to okazja na bardziej aktywne wyjście w land. Jesteśmy w Szklarskiej Porębie, pogoda ładna, dopiero co otwarto Ścieżkę nad Reglami – jaka zatem mogła być decyzja?

Wyjście w Karkonosze to zawsze frajda, nieważne czy wybierze się bardziej wymagające czy też prostsze szlaki. Ścieżka Nad Reglami należy do tego pierwszego typu, jest to kamieniste i imponujące podejście poniżej Śnieżnych Kotłów, dające dość mocne doświadczenie ich bliskości.
Przejście odcinka od Schroniska pod Łabskim Szczytem do Rozdroża pod Wielkim Szyszakiem, obfitującego w najbardziej spektakularne widoki polodowcowych kotłów, zabiera około godziny. Mimo większego wysiłku jaki trzeba włożyć w pokonanie Ścieżki na trasie panuje tłok a nad Śnieżnymi Stawkami w ogóle trudno znaleźć wolny kamień do odpoczynku.
Ścieżka ciągnie się dalej, przecina Czarny Kocioł Jagniątkowski, niemniej imponujący a jakoby bardziej zapomniany przez wędrujących, cisza tam i pustka. Po jego minięciu wchodzi się w las, kóry towarzyszy nam przez kilka kilometrów. Kiedy otaczające drzewa zaczynają już nurzyć pomiędzy nimi pojawia się sylwetka Małego Szyszaka (ach piękności!) i już wiemy, że zaraz znajdziemy się w miejscu gdzie otoczenie jest fascynujące a facjata sama się śmieje!

Rozejście u stóp odbudowywanej Petrowej Boudy kusi dalszą wędrówką ku Schronisku Odrodzenie, Małemu Szyszakowi a dalej nawet jednynej prawdziwej grani Karkonoszy, Kozim Grzbietom. Jeśli nie planuje się noclegu we wspomnianym schronisku trzeba się nacieszyć dalekimi widokami a najlepiej robi się to z tarasu Vatra Chaty, oddalonej od rozjeścia o 300 metrów.
Gdy słońce powoli zacznie chylić się ku zachodowi można powoli ruszyć w powrotną drogę i pozwolić zaskoczyć się popołudniowym światłom na drodze ku Śnieżnym Kotłom. Mijane Śląskie i Czeskie Kamienie pięknie bawią się cieniami, Śnieżka w oddali pojawia się i znika.
Godzina już niemłoda, ale wciąż ciepło, wiatr lekko tylko powiewa, idzie się kapitalnie. Na szlaku ludzi jak na lekarstwo, co jeszcze bardziej wzmaga spokój i ciszę wokół, w takich warunkach absolutnie nie ma co się śpieszyć do miasta…
Każda mijana skała, każdy szczyt zachwyca nieznanymi dotąd odcieniami – o tej porze jeszcze tam nie wędrowałem. Schodząc tak nie zdaję sobie nawet sprawy, że w nogach mam ponad 30 kilometrów i 1500 metrów przewyższenia, ale już tak jest, że po przekroczeniu pewnego momentu można już iść i iść a zmęczenia nie czuje się w normalny sposób.
A przejście Ścieżką Nad Reglami oficjalnie dołącza jako aneks do najlepszej karkonoskiej trasy jaką do tej pory szedłem.
DZIEŃ III
Kolorowe Jeziorka
W niedzielny poranek niebo zasnute było chmurami, mimo to nie zamierzaliśmy odpuszczać i „na żywo” opracowaliśmy trasę powrotną do Leszna. Bogumiłka (mama moja) oraz Renatka pozwoliły się pokierować do jednego z najbardziej znanych miejsc w Rudawach Janowickich, tamtejszych jeziorek. Sama już jazda tam dostarcza JEDNEJ Z NAJLEPSZYCH panoram Sudetów jakie dane mi było doświadczyć, tuż przed skrętem do Jeleniej Góry horyzont to jedna bajka, stożki gór Kaczawskich, Rudawy Janowickie, Karkonosze, świetne widoki!
Od ostatniej wizyty nad jeziorkami minęło trochę czasu, śniegu jakby ubyło a i zieleni przybyło 😉 Mimo takiej sobiej pogody przybyszów nie brakowało, tłoczno było tak przy stawkach, jaskini jak i przy bufecie.
Purpurowe jezioro mieniło się brązo-czerwienią a okoliczne lasy intensywną zielenią dodawały mu charakteru. Z drugiej strony lasy przejaskrawiały (na moje oko) jeziorko Błękitne, którego turkusy (czy tam lazury :P) i tak są cool.
60-90 minut tam spędzonych na pewno nie będzie zmarnowanych!
Zamek Bolków
Kolejnym punktem na naszym Tour de Sudety był Bolków z tamtejszym zamkiem, niespełna 15 kilometrów od Kolorowych Jeziorek.

Do miasta dotarliśmy na chwilę przed urwaniem chmury, które przeczekaliśmy w miejscowej restauracji „Zacisze”, w której za dobre pieniądze można bardzo dobrze zjeść a i na rabat się załapać – skorzystanie z parkingu pod zamkem daje upust w postaci nie płacenia za napoje, ha!
Sam zamek mimo burzliwej historii, niemałej ilości oblężeń, pożarów, naturalnych katastrof, zapomnienia przez jakiś czas, dziś prezentuje się całkiem solidnie. Najlepiej można się o tym przekonać wspinając się na wysoką basztę z której rozpościera się widok na miasto i góry Kaczawskie (cóż gdyby nie chmury to pewnie nawet i klawy). Ponadto dobrze zachowały się mury obronne oraz renesansowy budynek mieszkalny, reszta oscyluje pomiędzy niezłą ruiną a ruiną porządną. Dziś warownia znana jest głównie z tego, że na jej terenie rok w rok odbywa się Castle Party, które w tegorocznym line-upie ma m.in. My Dying Bride czy ROME :O
W granicach zamku mieści się Oddział Muzeum Karkonowskiego w którym zgromadzono różnego rodzaju ryciny, malowidła, oręż a także modele wielu zamków z regionu sudeckiego, i to bardzo fajne modele, przedstawiające warownie w czasach ich świetności. Wejście na zamek kosztuje 10/5 zł przy czym bilet ulgowy można dostać nawet „za ładne oczy” 😀
Tak też minął nam ten weekend, wsiedliśmy do auta i już bez postojów ruszyliśmy na północ. Najważniejsze jednak, że taki krótki i dość improwizowany wypad pozwolił na zobaczenie tak różnych acz ciekawych miejsc i do podobnych wypraw zachęcam i Was, Polska i świat są za piękne by ich nie odkrywać! 🙂
Jedna myśl na temat “Szybki weekend w Sudetach!”