Powrót do Norwegii był dla mnie tylko kwestią czasu, od dobrych kilku lat, rok w rok gdy zaczynam myśleć nad urlopem/wolnym weekendem/whatever to pierwsza w kolejce staje Norwegia i to tam pierw kieruję swe myśli. Tegoroczna wiosenna wyprawa dała mi możliwość dalszego poznania Bergen, miasta które odwiedziłem w czasie pierwszej wizyty w kraju fiordów. Tym razem jednak dawne hanzeatyckie miasto miało być ‚tylko’ bramą do eksploracji dalszych zakamarków zachodniego wybrzeża (no, prawie wybrzeża :P).
Każda osoba, która była w Norwegii tudzież planuje się tam wybrać wie, że niemal wszystko co dobre jeśli idzie o kwestie pieniężne związane w wyprawą kończy się na cenach biletów tanich linii lotniczych, potem jest już tylko doskonalenie w mistycznej sztuce oszczędzania i cięcia kosztów. Na szczęście jednak, mimo dość wysokich kosztów pobytu w Norwegii to da się zoganizować wyjazd bez zaciągania ‚chwilówek‚ czy też pożyczenia większej kwoty od szwagra. To co, wsiadamy w samolot i lecimy do Bergen!
JAK SIĘ TAM DOSTAĆ
Samolot to najprostszy i najtańszy sposób dostanie się do bramy fiordów. Wizzairy z Gdańska, Szczecina oraz Katowic już od 39 zł przetransportują Nas do celu a ilość połączeń jest naprawdę spora.

Samo lotnisko Flesland posiada w swojej ofercie co najmniej jedno dalsze połączenie na które warto zwrócić uwage w przypadku uznania Bergen tylko za miasto przesiadkowe: chodzi mianowicie o lot do Torshavn na Wyspach Owczych, swego czasu śledząc ceny lotów opcja bergeńska wydała mi się najlepszą alternatywą dla lotów z Kopenhagi – dlatego warto od czasu do czasu rzucić okiem na stronę Atlantic Airways i zorientować się co i jak.
Bergeńskie lotnisko znajduje się niemały kawał od miasta, na szczęście dostanie się do centrum nie jest trudne:
1) mamy przede wszystkim Flybussen, czyli lotniskowy autobus jadący spod terminalu do samiuśkiego centrum, ich kursy są w dużej mierze skorelowane z przylotami samolotów a jego koszt to 90 koron (przy wykupieniu opcji tam i z powrotem za całość wychodzi 160 czyli 20 koron zostaje w kieszeni),

2) jest również podmiejska kolejka, której przystanek znajduje się z 10 minut od lotniska, kolejne 10 minut dalej znajduje się przystanek autobusowy „Birkelandskrysset” skąd do centrum kursuje miejski autobus 51A – cena obu przy zakupie biletu w automacie to 37 koron, u kierowcy złodziejskie 60!
SPANIE
Ze znalezieniem noclegu też nie powinniście mieć problemu. Jeśli intersują was hotele no to macie całą wuchtę przybytków, w cenach od 300 koron za osobę w Citybox Bergen do niemalże minimalnej krajowej w Clarionie, 1780 koron. Nieźle rozwinięta jest sieć hosteli, zaczynając na standardowym YMCA w którym nocowałem 4 lata temu, przez Vandrerhjem Montana oferujący ćwierć tysiąca miejsc do spania (i ceny niewiele przekraczające 200 koron za noc) po Marken Gjestehus, o którym więcej znajdziecie u Brewy.

Istnieje jednak również rozwiązanie tyle alternatywne co kontrowersyjne. Otóż obie noce całkowicie za darmo spędziłem na Floyen w jednym z tamtejszych hytte, niezamyknym na noc Aasebu, domku, który za dnia służy za miejsce odpoczynku, biwakowaniu itp.

O możliwości przespania się w tej ogrzewanej i oświetlonej chatce dowiedziałem się od innych wędrujących po Bergen Polaków i jakkolwiek zdecydowanie była to ulga dla portfela tak nie zdołałem się dowiedzieć na ile nielegalne to było – zakazu noclegu wewnątrz nigdzie nie znalazłem. Tak więc decyzję czy skusicie się na podobny występek zostawiam Wam 🙂

W każdym razie w dość spartańskich warunkach – w środku tylko ławki i stoły – można było spędzić noc i jedynie przez pierwsze minuty po zmroku każdy dźwięk na zewnątrz brzmiał jak przechadzający się po okolicy niedźwiedź 😉

Nocowanie tam wiązało się też jednak z wcześniejszym wstawaniem – by nikt nie zaskoczył mnie o poranku na chodzie byłem już o 5 rano, co miało też dobre strony w postaci niezapomnianych wschodów słońca.
SZAMA I ZAKUPY
Stołowanie się w Norwegii to kolejny rozdział niekończącej się walki z miejscowymi cenami. Jakkolwiek można skusić się na obiad rozpoczynający się od zupy za 200 koron, tak można i znaleźć miejsca gdzie za rozsądne pieniądze zje się nienajgorzej pełne danie. Jednym z takich miejsc jest targ rybny, tyle, że nie ten znajdujący się w budynku IT ale ten obok, bardziej swojski, bazarowy – tam za 200 koron można skosztować sporo owoców morza wraz z miejscowym piwem 7Fjell, na aromatycznych chmielach. Za podobne pieniądze (165 koron) można upolować grillowanego łososia z pyrkami i całą standardową surówkową resztą – a szczęścia trzeba szukać na Ole Bulls Plas. Co ciekawe w Macu podstawowe Ham- i Chesseburgery nie odbiegają zbytnio ceną od naszych (12 koron) .
Kwestią śniadaniowo-kolacyjną zająłem się sam, paszteciki, serki i tego staff wziąłem z Polski, na miejscu tylko kupno chleba czy bułek (bochenek z wyższej pułki w Rema1000 za 20-30 koron :D, cwaniaki na najniższych schowali tańsze i jeśli wcześniej ich nie wykupiono to za 7-8 koron można kupić).

Pośród wszystkich tych dzikich cen, zwykłe zakupy najlepiej robić w marketach sieci Rema1000 oraz Kiwi, gdzie ceny są najbardziej ludzie… pozostając nieludzkimi 😉 Jakkolwiek wiele produktów wciąż kupi się za kilkukrotność ceny w Polsce to można i trafić na sporo dających szansę na spoko rachunek, sałatki zmieniaczane (bardzo tam popularne) wahają się w okolicach 10 koron, wody mineralne znajdzie się za 6 koron a moje ulubione orzeszki ziemne – co ciekawe – kupić można za cenę porównywalną do naszych (300g za 20 koron! tyle, że we Flåm). Ceny norweskich piw w supermarketach to od 30 koron za zwykłe Pilsnery po prawie 100 za 0,33l craftowych małych browarów 😀
Poruszanie się na miejscu + zwiedzanie Bergen
Położenie pomiędzy siedmioma* wzgórzami (*tam, jest ich więcej, ale skojarzenie z Rzymem jest zbyt fajne by z niego rezygnować ;)) sprawia, że Bergen jest wymarzonym miejscem dla amatorów aktywnego spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu – tak patrząc na ten rozbiegany tłum człowiek zadawał sobie pytanie: przed kim wciąż uciekają/kogo gonią Norwegowie? 😉 To idealne miasto dla długich wędrówek po okolicznych wzgórzach, sieć ścieżek to nieskończone kilometry i samo chodzenie po może i dość wypłaszczonych ale niezwykle widokowych szczytach może zabrać kilka dni.

Niestety pogoda w mieście bywa na tyle nieprzyjemna, że bardzo często płata przyjezdnym figla – deszcze i mgły są tak częste, że tylko turystów może jeszcze dziwić częstotliwość ich występowania. Dlatego też w zamian, miasto oferuje multum kulturalno-edukacyjno-rozrywkowych miejsc.

A chcąc je odwiedzić najlepiej wykupić BERGEN CARD. Jest to zniżkowa karta dzięki której:
- co najważniejsze – transport autobusowy i kolejką Bybanen po Bergen i niemałych okolicach jest darmowy. Co daje możliwość naprawdę budżetowego wypadu nad np. pobliski Osterfjorden w okolice Tyssebotn, gdzie można poczuć namiastkę tego co oferuje Hardangerfjord! Ta zaleta karty na pewno przyda się osobom, które w Bergen zostaną na dłużej i w planach będą miały obskoczenie nie tylko miastowych ale i dalszych atrakcji (jak kościół Fantoft czy wyspa Lysoen) ponieważ…
- prócz bezpłatnego transportu wiele muzeów, galerii, sklepów, restauracji będzie stało przed Wami otworem, niekiedy za darmo (większość muzeów właśnie!), częściej z różnymi upustami 🙂 A muzeów, zabytków i innych ciekawych miejsc jest w mieście całe natrzęsienie, dlatego będziecie mieli z czego wybierać.
Ceny, żniżki i resztę szczegółowych informacji znajdziecie na oficjalnej stronie. Kartę można kupić online, w wybranych hotelach i hostelach oraz w budynku Informacji Turystycznej. Znajdziecie ją w szkalnym budynku Targu Rybnego nad Vagen (Strandkaien 3), na parterze można pałaszować ryby, na piętrze znajdziemy pomoc dla podróżnych – już samo zebranie ulotek, mapek i przewodników może zapełnić mały bagaż podręczny!

No to co, jesteście zainteresowani? W następnym poście poznacie to wszystko za co uwielbiam to miasto! 🙂