Góry Łużyckie: ruiny zamku Tolštejn oraz wieża na Jedlovej

Wracając do łazęgowania po Górach Łużyckich proponuję wam trasę lekką, łatwą, przyjemną i widokową. Wdrapiemy się na kolejne pagóry o wulkanicznej proweniencji, poszwendamy po ruinach średniowiecznego zamku a także zobaczymy jakie panoramy oferuje pewna wieża widokowa. By nie bawić się w suspens: wieża widokowa, całkiem odlotowa. Chodźcie, będzie fajnie!

Klasycznie stożkowate krajobrazy czesko-niemieckiego pogranicza. Na pierwszym planie Malý Stožec.

Położone tuż przy niemiecko-czeskiej granicy Dolni Podluží już raz pokazało nam, że jest bardzo dobrą miejscówką do rozpoczęcia łazęgi po Górach Łużyckich. Wcześniejszy, niedługi spacer na najwyższe wzniesienie tychże, Luž okazał się nie dość, że łatwy to i finalnie wielce widokowy, a załącznik w postaci zejścia do jednej z najpiękniejszych miejscowości Górnych Łużyc, Waltersdorfu tylko podnosi walory tej przechadzki.

Luž, najwyższy szczyt Gór Łużyckich.
Waltersdorf to miejscowość z niesamowitą ilością pięknie zachowanych domów przysłupowych.

Tym razem wybierzemy się w drugim kierunku, lekko na zachód w kierunku Tolštejna, na którym podziwiać można wysłużone już ruiny średniowiecznego zamku. Zaraz potem wdrapiemy się na trzeci najwyższy pagór całego pasma, Jedlovą na której szczycie znajduje się kamienna wieża widokowa oferująca niezgorsze widoki na całą okolicę. Ba, ruiny na Tolštejnie wcale nie są gorsze i też można wiele z nich zobaczyć.

Łapcie mapkę: https://pl.mapy.cz/s/fujebuhara

Szlak na Tolštejn oraz Jedlovą z Dolni Podluží 

  • Dystans w jedną stronę: 7,1 km. Następnie zejście do Jiretina pod Jedlovą: 1,3 km.
  • Podejście: 448 m.
  • Czas przejścia: w tym nigdy nie byłem dobry bo zbyt wiele trwonię go na robienie nikomu nie potrzebnych zdjęć. No, ale niech będzie: 3:05 + 0:50 h
  • Oznaczenia szlaku: żółty,  czerwony 
  • do Dolni Podluží dojedziecie tak autobusem jak i pociągiem z Żytawy, przy czym w obu przypadkach liczyć się trzeba z szybką przesiadką w Varsndorfie. Połączenia są jednak tak dobrze pomyślane, że płynny jazda z przesiadką nie nastręcza kłopotów.
Dolni Podluźi może i jest niewielkie, ale okolica ma wiele do zaoferowania.

Pora na wyznanie. Ostatnimi czasy zrobiłem się trochę za wygodny (za wyjątkiem zamiłowania do kolei krajów Europy środkowo-południowo-wschodniej :P) i góry takie jak Łużyckie idealnie wpisują się w aktualną orbitę moich zainteresowań. Niewielkie, niezbyt wysokie, bez przesadnie ciężkich tras, problemów ze wspinaczką czy jakąkolwiek ekspozycją, z chatami i schroniskami w których można się schronić na wypadek pogorszenia pogody, pełne widoków zapewnionych przez wulkaniczno-osadową proweniencję. No, ale chyba o to też chodzi, by łazęga sprawiała przyjemność, prawda? Tak więc zero wyrzutów sumienia. Mam nadzieję, że i wam się spodoba 🙂

Szlak na Tolštejn z Dolni Podluží

Spacer żółtym szlakiem zaczynamy dokładnie jak poprzednio, na skraju lasu ponad Dolni Podluží (zaznaczę na mapie, bez obaw). Nasz domek – swoją drogą u sympatycznego Niemca, amatora ogrodnictwa – znajdował się kilkadziesiąt metrów przed linią drzew, szlak biegł tuż obok tak więc logistycznie ustawieni byliśmy przednio.

Ranek był jeszcze słoneczny i zjawiskowo piękny muszę przyznać.

Pierwsze dwa kilometry w bukowym lesie to płaska i niewymagająca powtórka z rozrywki. Słońce dość szybko schowało się za chmurami, a te choć przez pół dnia wisieć będą posępnie nie przyniosą deszczu. W miejscu gdzie poprzedniego dnia skręciliśmy w stronę Luža kontynuujemy marsz żółtym szlakiem po chwili osiągając drogę krajową nr 9.

Tup tup przez jezdnię i jesteśmy w Lesné. Mała, ale klawa to wieś o historii sięgającej średniowiecza. Znaczy się wtedy ograniczała się ona do wielkiego młyna, ale to właśnie od niego nazwę wzięła osada, która z czasem wokół się rozbudowała.

Tym razem na rozejściu szlaków wybieramy inny kierunek.
Droga krajowa nr 9.

Lesné jest niewielkie, pełne kolorowych ogródków i ładnych domów przysłupowych. Niegdyś zamieszkana przez drwali, następnie tkaczy dziś w dużej mierze jest miejscem, które warto wziąć pod uwagę szukając noclegu w okolicy. Całkiem sporo chat – tak domy przysłupowe jak i stare zajazdy – oferuje bowiem zakwaterowanie. My jedynie rzucamy okiem na zadbane podstávkove důmy i ruszamy dalej. To we wsi faktycznie zaczyna się podejście pod pierwszy cel dzisiejszego dnia, Tolštejn. Nie jest to podejście długie bo ledwo kilometrowe, ale pokonuje się na nim 140 metrów wysokości.

Lesné jest niewielkie, pełne zadbanych ogródków i ładnych domów przysłupowych.
Lesné jest niewielkie, pełne kolorowych ogródków i ładnych domów przysłupowych.
Lesné jest niewielkie, pełne kolorowych ogródków i ładnych domów przysłupowych.

Pagór i ruiny zamku Tolštejn – 670 m.n.p.m.

Tolštejn jest dość wybitnym pagórem o wulkanicznej proweniencji,  choć jego stożkowatość niknie pod grubą warstwą drzew. To zasadniczo pozostałość po kopule wulkanicznej i długim romansie magmy przebijającej się przez okoliczne skały osadowe. Dzięki czemu na samym szczycie spotkamy ciemnoszare fonolity, a u podnóża, skryte w lesie piaskowce. Wzniesienie strome, o skalistych podstawach, oferujące dalekie, panoramiczne widoki ze szczytu – czy może dziwić, że w średniowieczu postanowiono wybudować nań zamek?

Skalisty wierzchołek wystający znad drzew.

Jego historia jest ciekawa, choć burzliwa i kończy się dość nieciekawie – często to spotykany wzorzec. Otóż zamek powstały jako przyczółek strzegący fragmentu Starej Praskiej Drogi, najważniejszego szlaku handlowego łączącego stolicę z Budziszynem dość szybko sam miał stać się utrapieniem okolicy. To zza jego murów, jak i z niedalekiego Oybinu urządzano rajdy po pobliskich wsiach i dopiero wojska Żytawy w 1337 roku ukręciły łeb raubritterskim ekscesom. Co można podciągnąć pod dołożenie cegiełki do finalnego uformowania się w niedalekiej przyszłości Związku Sześciu Miast 😉

Stalowe schody i poręcze może i nie są wybitnie urokliwe, ale pomagają w zwiedzaniu ruin.

Przez kolejne dziesiątki lat odbudowany i rozbudowany zamek zmieniał właścicieli jak rękawiczki, a historia raz po raz przypominała o sobie testując warownię podczas wojen husyckich czy sporów miejscowych familii z koroną czeską o to, komu należy się tytuł pana na zamku. Z każdym mijającym rokiem ważność posiadłości malała i choć pochodzący z Saksonii Šlejnicowie przeprowadzili weń szereg remontów to jej kres nadchodził nieubłaganie. Kresem tym okazać się miała Wojna Trzydziestoletnia… ileż razy to czytaliśmy, prawda? Zamek, podpalony i zniszczony w austriacko-szwedzkiej potyczce nigdy nie został odbudowany i w postaci ruin trwa po dziś dzień.

Stalowe schody i poręcze może i nie są wybitnie urokliwe, ale pomagają w zwiedzaniu ruin.
Stalowe schody i poręcze może i nie są wybitnie urokliwe, ale pomagają w zwiedzaniu ruin.

Ruiny owe przez długi czasy były źródłem dobrej jakości budulca dla okolicznych mieszkańców, na szczęście w wieku XIX znalazła się grupa osób, które postanowiły zamkowe posiadłości postawić na nogi. Powstała tedy niewielka chata, w której można było zjeść smaczny posiłek. Pod sprzyjającym okiem księcia Jana Lichtensteina szybko się rozrosła a raczkująca turystyka piesza pociągnęła za sobą roboty mające pomóc w zwiedzaniu ruin. Co zakończyło się raczej sukcesem bo podróż odbył tu choćby i Fryderyk August, wtedy jeszcze nie król a książę saski. I choć przez kolejne dziesięciolecia losy ruin i chaty bywały różne, to ostatnimi laty ponownie przeprowadzono weń szereg prac renowacyjnych i całkiem odnowione (choć pełne niekoniecznie urokliwych metalowych schodków, platform i poręczy) zapraszają na spacer w przeszłość.

Na wieży podkowiastej, najlepiej zachowanej powstałą platforma widokowa.
Fragment wieży artyleryjskiej.

Czy z zamku zostało wiele? Nie jest to szczyt marzeń, no ale nie wybrzydzajmy. Mamy kawał murów tarczowych, spory fragment wieży artyleryjskiej (potężnej :O), dwie wieże podkowiaste, część zabudowań bramnych. I pomiędzy nimi wszystkimi tonę żelastwa, które jakby nie było pomaga się między każdą częścią poruszać zapewniając bezpieczeństwo. Prowadząc też na kapitalne punkty widokowe. Jeden znajduje się na wieży a drugi na reliktach (niemalże już niedostrzegalnych) najstarszego zamku na samiuśkim wierzchołku. I stamtąd też roztaczają się najlepsze widoki!

Platforma na wieży podkowiastej.
Spojrzenie na Jedlovą, trzeci najwyższy szczyt Gór Łużyckich.
Spojrzenie na Konopáča i Stožec z obstawą.

Ruiny zwiedzać można cały tydzień, w godzinach od 10.00 do 16.00 i weekendy do 18.00. Bilet kosztuje 40 koron i kupicie go w okienku/lub wewnątrz restauracji. Gdzie zresztą zjeść można małe co nieco, popijając Tolštejnským Ležákem lub kofolą. Aha, dla podróżujących autem: 5 minut od ruin znajdziecie parking, bezpłatny, z miejscem dla tak na oko 20 samochodów.

Jedlová – 776 m.n.p.m.

Jedlovą i Tolštejn dzielą niespełna 3 kilometry czerwonego szlaku. Spokojny marsz na trzeci najwyższy szczyt Gór Łużyckich nie powinien zabrać wam więcej niż godzinę. To przyjemne, powolne wspinanie się przez las pełen pięknych i strzelistych buków. Tak… buków właśnie a nie jodeł, od których pagór wziął nazwę.

Choć perspektywa zupełnie tego nie pokazuje, ale oba szczyty oddalone są o niespełna 3 kilometry. Na pierwszym planie Tolstejn, z tyłu Jedlová. Podobnie jak poprzednik pagór o charakterze wulkanicznym.

Jeszcze przed pięcioma dziesięcioleciami wzgórze pokryte było przede wszystkim jodłowym lasem. Niestety, podobnie jak w Górach Izerskich tak i tutaj w latach 80. ubiegłego stulecia doszło do ekologicznej katastrofy. Przepis nań składał się z zanieczyszczeń pochodzących z okolicznych kopalń węgla brunatnego (tak Turowa jak i kilku niemieckich), do tego doszły potężne mrozy a na deser drzewa zaatakowały szkodniki. Wszystko to miało oczywiście zdecydowanie mniejszą skalę niż w Górach Izerskich, ale wystarczyło, by stożkowatą górę pozbawić nazwotwórczego drzewostanu. Dziś Jedlová z powodzeniem mogłaby nosić nazwę Buková bo też właśnie te dostojne drzewa najlepiej odnalazły się w późniejszych latach.

Wracając do spaceru: na kilometr przed wierzchołkiem leśna ścieżka zmienia się w nemesis wszystkich górskich piechurów, asfalt. Drzewa się przeradzają i na chwilę otwiera się kapitalny widok na południową część gór Łużyckich. Tam też przy niewielkiej wiacie traficie na rozejście szlaku: skręcając w prawo kontynuować będziecie marsz na szczyt; skręcając w lewo zaczniecie zejście do Jiretina pod Jedlovą.

Buki, piękne buki.
Buki na Jedlovej.
Asfalt na ostatnich metrach.
Piękne widoki na Góry Łużyckie.

Mimo wspomnianego asfaltu Jedlová to bardzo wdzięczny temat górskiej łazęgi a duża w tym zasługa karczmy oraz kamiennej wieży widokowej. Tak chata jak i wieża powstały pod koniec XIX wieku podczas turystycznego boomu, kiedy to czeskie czy niemieckie Towarzystwa Górskie za punkt honoru stawiały sobie wytyczanie szlaków na każdy pagór a następnie wznoszenie infrastruktury pomocnej piechurom chcącym owe szczyty zdobywać. I wielkie im za to dzięki, bo gros ich roboty służy nam do dziś… choć po drodze nie zawsze było lekko – i wieża i chata na przestrzeni dziesięcioleci popadły w ruinę i dopiero pod koniec lat 90. ubiegłego wieku przywrócono im dawny blask. I tu też dostajemy odpowiedź na pytanie: co w tak urokliwym miejscu może robić asfalt.

Wieża na Jedlovej ma 23 metry wysokości i pozwala na całkiem konkretne obserwacje.
Restauracja od zewnątrz nie robi jakiegoś wielkiego wrażenie, za to w środku:
Restauracja od zewnątrz nie robi jakiegoś wielkiego wrażenie, za to w środku jest fajowo.

Przy dobrej pogodzie widoki z wysokiej na 23 metry wieży nie ograniczają się tylko do Gór i Pogórza Łużyckiego, ale  sięgają i Czeskiego Średniogórza, Jesteda, Gór Izerskich a nawet kawałka Karkonoszy. No i cóż, my trafiliśmy na warun pozwalający na podziwianie „raptem” Luža, Klica, Zelenego czy Zlatego vrcha. Też fajnie, choć krajobraz zaburza trochę nadajnik telewizyjny.

Spojrzenie w stronę Ralska.
Ten wystający pagór to Klíč , czwarty najwyższy szczyt Gór Łużyckich.
A tu m.in. Zlatý vrch warty poznania z bliska bo jego bazaltowe „organy” są obłędne.

Na wieżę można wejść od poniedziałku do piątku w godz. 10.00-17.00 oraz soboty i niedziele do 18.00 Zawczasu przygotujcie 20 koron w monetach. W samej chacie jest szansa na upolowanie noclegu – 6 pokoi, 23 łóżka, fajna miejscówka i jeszcze lepsze widoki na wyciągnięcie ręki. Brzmi dobrze.

Kręcąc się po szczycie, w okolicy wieży TV traficie na jeszcze jeden punkt, z którego roztaczają się niezgorsze widoki. Spojrzenie na odwiedzony wcześniej Tolštejn jest stamtąd chyba najlepsze. Zalecam.

Tolštejn widziany z Jedlovej.
Tolštejn i szczęśliwy Bartu!

Przy wieży znajdziecie też pomnik poświęcony Friedrichowi Schillerowi, poecie, którego po nazwisku być może na szybko nie kojarzycie, ale z pewnością znany jest wam pewien jego poemat, rozsławiony przez Beethovena, który do słów dodał muzykę. „Oda do radości”, mówi to panu coś, panie Ferdku? 😉 Pomnik postawiono w 1905 roku, w setną rocznicę śmierci poety i w krótkim śledztwie nie udało mi się znaleźć informacji jakoby był on z Jedlovą w jakikolwiek sposób związany. Z pewnością jednak miał tu wielu miłośników, którzy zrzucili się i wspólnymi siłami sfinansowali powstanie monumentu. Pomnik podobnie jak wieża i chata miewał gorsze chwile (czyt. po 1945 roku podobizna Schillera została z pomnika zdjęta), lecz dziś szczęśliwie na powrót jest cały.

Na terenie wokół Jedlovej cały rok coś się dzieje. Zimą północny stok (wraz z sąsiednim pod Tolštejnem) staje się miejscem gdzie wyszaleć mogą się miłośnicy białego szaleństwa. No dobra, wyszaleć się to może dużo powiedziane, ale poszusować na ponad kilometrowej trasie, przy całkiem niezłym nachyleniu to zawsze fajna rzecz. Latem ożywają drzewa wokół wieży – poprowadzony między nimi park linowy przyciąga całe rodziny. Podobnie jest z wypożyczalnią rowerów i rowero-hulajnóg (wiecie, tego ustrojstwa znaczy się hulajnogi z wielgaśnymi kołami) dzięki czemu na szlakach prócz piechurów spodziewać możecie się miłośników jednośladów.

A my cóż, po spędzeniu na szczycie dłuższej chwili, wpałaszowaniu dobrej zupy czosnkowej i zobaczeniu każdego punktu widokowego ruszyliśmy dalej. Szlak czerwony biegnie wzdłuż północnego zbocza Jedlovej przez chwilę towarzysząc rozbieranemu na lato wyciągowi narciarskiemu, po kilometrze spotykając się z zielonym schodzącym dalej do Jiretina pod Jedlovą. Was w tym miejscu pożegnamy a z niepozornym miasteczkiem i jego ciekawostkami spotkamy się następnym razem. Mam nadzieję, że ta część spaceru wam się spodobała i Jiretin jako podwieczorek okaże się idealnym jego domknięciem.

Niewielkie gołoborza spotkacie na zachodnim zboczu.
Kawałek szlaku biegnie wzdłuż wyciągu narciarskim, latem mocno rozebranego.
Spotkanie szlaku czerwonego z zielonym.

Trzymajcie się!

3 myśli na temat “Góry Łużyckie: ruiny zamku Tolštejn oraz wieża na Jedlovej

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.