Bory Dolnośląskie. Ścieżką w bok po lasach i wsiach pełnych historii.

Czy dziwnym jest, że mając pod ręką największy w Polsce zwarty kompleks leśny zamarzyło się nam by choć trochę poszwendać się po jego terenie? No dziwnym nie jest. Bory Dolnośląskie, bo o nich mowa to przeszło 1500 kilometrów kwadratowych kapitalnej leśnej krainy, która potrafi zaskoczyć na wiele różnych i często nieoczywistych sposobów: ot choćby Pustynią Kozłowską, której piaski rozsiane są w samym centrum lesistego morza. Choć pustynia chodziła nam po głowie (i w sumie niedaleko wylądowaliśmy) to jednak ruszyliśmy szlakiem zupełnie innym, takim który raczej nie znajduje się na pierwszych stronach przewodników. Na skraju fajowej przyrody, zakwitających wrzosów i wsi o historiach tak zaskakujących co interesujących odkrywaliśmy kolejny czarujący i spokojny kawałek Dolnego Śląska.

Jeden ze stawów w Przemkowskim parku Krajobrazowym.

Bory Dolnośląskie to przepastny kawał lasu wielkością dorównujący dawnemu województwu łódzkiemu. Przeszło 1500 km kwadratowych kryje w sobie tyle tajemnic i atrakcji, że tak naprawdę cały długi urlop warto by przeznaczyć na ich eksplorację a i tak będzie mało. Mamy tu morze lasów, największe na Dolnym Śląsku wrzosowiska (warte odwiedzenia na przełomie sierpnia i września), niezwykłą choć niewielką pustynię, niezliczoną ilość rezerwatów, dziką zwierzynę, zamki, pałace, miasta o długiej historii, wsie o których już nikt nie pamięta, blizny po II Wojnie Światowej, poligony, tak czynne jak i te dawne… Do tego cisza, spokój, brak tłumów. No bajka.

Torfowiska Borówki.

Choć łatwo byłoby ruszyć szlakiem pełnym pierwszorzędnych atrakcji to nam zamarzyło się poszwendać trochę „off the beaten path”. Odwiedziliśmy ciche, urokliwe wsie o ciekawych historiach. Zahaczyliśmy o Przemkowski Park Krajobrazowy, w którym podziwialiśmy wrzosy. Zgubiliśmy się w okolicach nieistniejącej już miejscowości. Trafiliśmy na przystanek kolejowy… na żądanie. A to nie wszystko. Zapraszam 😉

Urokliwa Gromadka.

Wierzbowa

Na pierwszy przystanek wybraliśmy Wierzbową. Z Żar to 50 kilometrów, pociąg pokonuje je w 45 minut. Na niewielkim przystanku wysiadamy tylko my. Jest poranek, Słońce zaczyna grzać, kogut pieje w dali. Przy dworcu pamiętającym jeszcze czasy Kolei Dolnośląsko-Marchijskiej ciuchcie zatrzymują się kilka razy dziennie. To regionalne połączenia z Żarami, Legnicą czy Wrocławiem. A pomyśleć, że jeszcze niespełna sto lat temu po tutejszych torach z zawrotną prędkością pędził „Latający Ślązak”. Cudo i duma swych czasów, ekspres osiągający prędkość 160km/h, łączący Berlin z najważniejszymi miastami Śląska. Uwierzycie, że pokonanie trasy ze stolicy Niemiec do Bytomia zabierało mu niespełna 5 godzin!?

Przystanek kolejowy w Wierzbowej.
https://polska-org.pl/
Latający Ślązak, pociąg zaprawdę ekspresowy. Fot.: https://polska-org.pl/

Dziś trudno to w uwierzyć. W Wierzbowej ostał się tylko jeden tor, próżno szukać śladów po nastawniach. Choć kolej nie wsi opuściła to zdecydowanie jej najlepszy czas w tym miejscu przeminął. A pozostając przy niej jeszcze przez chwilę. Pod koniec II Wojny Światowej los z Wierzbową związał kilkudziesięciu alianckich jeńców, którzy w ramach Arbeitskommando 10001 pomagali w utrzymaniu miejscowych torów w dobrym stanie. Była to jedna z wielu filii zgorzeleckiego obozu Stalag VIIIA. Brytyjczycy, Nowozelandczycy, Rodezyjczycy – w dużej mierze członkowie elitarnej jednostki Long Range Desert Group znanej z dywersyjnego kąsania Afrika Korps – przebyli długą drogę z frontu w Afryce do niewielkiej dolnośląskiej wsi. Nie wszystkim dane było dożyć końca wojny. W lutym 1945 gdy nacierająca Armia Czerwona znajdowała się już o przysłowiowy rzut kamieniem rozpoczęła się chaotyczna ewakuacja, podczas której, w okolicach dworca padły strzały. Najprawdopodobniej to Niemcy dość nieudolnie próbowali „pozbyć” się alianckich więźniów, zabijając kilku z nich… I choć od tamtych wydarzeń minęło prawie 80 lat to dopiero teraz, po niedawnym odkryciu szczątków być może uda się ustalić kim z imienia i nazwiska byli (nie licząc wiedzy, że Nowozelandczykami) ci, którzy feralnego dnia stracili życie. No nie spodziewałem się takiej historii w tym miejscu.

Wierzbowa.

Poranny spacer po wsi to piękne połączenie ciszy, spokoju i pustki. Słońce przyjemnie grzało, ładnie oświetlając wiekowe budynki. Szachulec, mur pruski, czerwona cegła z delikatnym detalem – piękny przegląd dawnej zabudowy.

Wierzbowa.

W centrum traficie na kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, ciekawy przykład zgody między szachulcowym szkieletem a barokową wieżą. Wystarczy też spojrzenie do wnętrza i od razu wiadomo, że jego początki były ewangelickie. Dzisiaj jest to już jednak kościół katolicki. Dawni mieszkańcy i wierni wysiedleni zostali tuż po II Wojnie a na ich miejsce rok później przybyli kresowiacy z Liczkowców. Lata wojny ich nie oszczędziły a do nowego domu zaprowadziła ich ucieczka przed nacjonalistycznymi bandami UPA. Opuszczony kościół zapełnił się nowymi wiernymi, co więcej przyjął on wezwane dokładnie takie jakie miała świątynia w Liczkowcach. Takie symboliczne gesty z pewnością wpływały na oswajanie się z nową rzeczywistością.

Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Wierzbowej.
 Kościół Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Wierzbowej.

Wierzbowa okazała się bardzo przyjemnym miejscem, ale trzeba było ruszać dalej.

Gromadka

Obie wsie połączone są gminną drogą. Łączy je też czerwony szlak pieszy biegnący z dala od jezdni, pozwalający na chwilę samotności i kontaktu z przyrodą. Pierw tylko trzeba uporać się z kawałkiem z Wierzbowej – opuszczając wieś przecina się tory a potem wzdłuż nich do pokonania jest około kilometra. 

Kilometrowy fragment za Wierzbową jest dość słabo oznaczony.

Dalej szlak biegnie polami, skrajem lasu, alejami starszych i młodszych drzew, znowu polami. Co i rusz ciszę przerywał tylko klangor żurawi, w oddali kółka wykręcał myszołów – w pełnym majestacie z rozpiętymi skrzydłami robi wrażenie, oj robi. Przy Siekiernej (dopływie Czarnej Wody, która z kolei jest dopływem Kaczawy) oraz na okolicznych polach rozlała się nawłoć, dla której przełom sierpnia i września jest idealną porą na kwitnienie. No pięknie się szło, choć szlak strasznie miejscami był rozjeżdżony przez traktory czy inne cięższe pojazdy.

W drodze do Gromadki.
Nad głowami Myszołowy i żurawie.
W drodze do Gromadki.

Po 5 kilometrach kończą się pola a zaczynają pojawiać pierwsze zabudowania. Gromadka to wieś o historii przeszło 400 letniej a jej charakter od samego zarania określić można górniczo-hutniczym – duża w tym zasługa bogatych złóż rudy darniowej. Już w XVI wieku w pobliskich wówczas Grodzanowicach (dziś połączonych z Gromadką w jeden twór) istniała kuźnica żelaza. Rzemieślnicza osada przemysłowego wiatru w żagle dostała trzy stulecia później, kiedy to Jan Gottlieb Wiedermann wybudował szereg nowoczesnych zakładów hutniczych.

Dziś po hucie pozostało mniej więcej tyle.

Wieś rozbudowała się, nabrała bardziej przemysłowego charakteru, po którym do dziś pozostało całkiem sporo. Pracownicze kamienice, wille, niegdysiejsze zajazdy i gmachy z przełomu XIX i XX wieku rzucają się w oczy i jako żywo przypominają o historii. Sama huta działała do roku 2002 a dziś jej szkielet służy już tylko fanom urbexu. Do hutniczej historii wsi nawiązuje też herb gminy, gdzie orzeł Piastów Śląskich spotyka się ze styryjskim piecem, takim w którym w średniowieczu wytapiało się żelazo. Fajny szczegół.

Gromadka.
Gromadka.
Gromadka.

Na kilku miejscowych budynkach da się jeszcze zobaczyć przedwojenne napisy, a raczej ich pozostałości. Dawniej bez problemu dałoby się odczytać stylowe Herman Baier Warenhandlung czy Otto Oehlke’s Gasthof, dziś tylko stare zdjęcia podpowiadają co wcześniej na elewacjach się znajdowało. Niemieccy mieszkańcy zaraz po wojnie zostali wysiedleni, a na ich miejsce przybyli polscy reemigranci z Jugosławii. Nie wiem czy kojarzycie tę akcję z drugiej połowy XIX wieku kiedy to w porozumieniu z władzami austriackimi z przeludnionej wówczas Galicji na tereny obecnej Bośni i Hercegowiny w poszukiwaniu nowego domu wyemigrowało kilka tysięcy Polaków? Nasi rodacy przeżyli tam kilkadziesiąt lat, nasiąkając miejscową kulturą, nie zapominając przeto o własnej. W bałkańskim kotle dane im było doświadczyć obu Wojen Światowych stając się świadkiem narodowościowych konfliktów pomiędzy Serbami, Chorwatami czy Bośniakami. Między innymi to nasilenie narodowościowo-religijnych animozji spowodowało, że w 1946 roku nastąpił wielki powrót do Polski a miejscem, do którego reemigranci trafili był właśnie powiat bolesławicki. 

Gromadka.
Gromadka.

Przywieziona przez nich bałkańska kultura żywa jest po dziś dzień, kultywowana przez miejscowe zespoły, co i rusz powstają inicjatywy związane z jej promocją, zapraszani są goście z półwyspu Bałkańskiego. Wielokulturowość okolicy w ogóle jest niezwykła – po Wojnie przybyli tu również kresowiacy (o czy wspominałem przy Wierzbowej), ale i Ukraińcy i Łemkowie przesiedleni w ramach Akcji „Wisła”. Wszyscy oni przynieśli ze sobą bagaż niełatwych i bolesnych doświadczeń, wszyscy jednak zdeterminowani byli by nadać nowemu domowi namiastkę tego starego, opuszczonego. I to jak najbardziej się udało. Dziś ich potomkowie tworzą naprawdę ciekawą społeczność.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jedną z najbardziej namacalnych „pamiątek” po życiu na Bałkanach jest spiżowy dzwon przywieziony z Bośniackiego kościoła. Znajduje się on w przeszło 100-letniej świątyni pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Jest tam zresztą też drugi dzwon, pierwotnie służący w Wierzbowej. Z tamtejszego kościoła „pożyczono” również kilka organowych piszczałek, które dziś w Gromadce służą za ozdoby. Nie zaglądaliśmy jednak do środka, bo akurat odbywała się msza pogrzebowa.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wieś ma jeszcze sporo ciekawych miejsc, ale plan był inny, natura czekała.  

Rezerwat Borówki

Choć naszym celem był Rezerwat „Torfowisko Borówki” to zdecydowanie warto zatrzymać się we wsi o tej samej nazwie. Znaczy się bez Torfowiska na początku.

Witajcie w Borówkach.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niegdysiejszy zajazd.

Borówki przylegają do Gromadki i są jej naturalnym przedłużeniem. To wieś niewielka, ale szczególna. Tematyczna wręcz a jej hasłem przewodnim jest „Wioska darów lasu”. Mając na podorędziu olbrzymie bory nie dziwota, że taka nazwa. To idealne miejsce na rodzinny wypad, znajdziecie tam choćby gospodarstwo agroturystyczne a w nim możliwość uczestniczenia w różnorakich warsztatach; stajnię „Białe Grzywy” czy w końcu kilometry szlaków, na których można rozwiązać edukacyjne questy. A po tym wszystkim zakupić któryś z miejscowych specjałów. No jest co robić. 

Witajcie w Borówkach.

Co roku odbywa się tam też „Święto Wrzosu” i tak całkiem przypadkowo zacząłem się zastanawiać czy czasami po II Wojnie Światowej ktoś nie do końca dobrze przetłumaczył dawną niemiecką nazwę, Heidelberg. Choć skojarzenie z borówką aka heidelbeeren łatwo obronić to w grę wchodzić może również heide czyli wrzosowiska i kto wie może to do nich „piła” stara nazwa? Wszak wrzosowisk w okolicy nie brakuje i nie bez przyczyny są one jednymi z symboli Przemkowskiego Parku Krajobrazowego – a jego granica przebiega niemal przez samą wieś.

Wrzosowisk w okolicy nie brakuje.

Jednym ze spacerów, który warto w okolicy uskutecznić jest marsz nad miejscowe torfowiska oraz rezerwat przyrody. Ze wsi to niespełna 2 kilometry spokojnego marszu. Zanim jednak wejdzie się do lasu to na jego skraju można uskutecznić spacer… po ścieżce zmysłów. Specjalnie przygotowana, króciutka acz intensywna pozwoli wam na bliższe poznanie waszych stóp z leśnym podłożem. Doznania gwarantowane.

Ścieżka Zmysłów.

Wróćmy do torfowisk. Torf w Borach Dolnośląskich nie jest niczym szczególnym choć dziesięciolecia intensywnej eksploatacji przyczyniły się do tego, że torfowisk jest dziś mniej i nie są tak wielkie jak dawniej.  Te w Borówkach eksploatowane były już w XIX wieku, na starych mapach widać, że prowadząca dziś doń leśna ścieżka nosiła wręcz nazwę ulicy Torfowej. Po wydobyciu pozostało kilka wyrobisk, które można dziś podziwiać. Znajdują się one… krok za granicą rezerwatu.

Do rezerwatu.

Rezerwat jest niewielki, ma raptem 40 hektarów. To miks boru bagiennego z torfowiskami przejściowymi (oczywiście, że wiedziałem to wcześniej, każdy wie o takich oczywistościach ;)). Najważniejsze, że znajdziecie tam wiele roślin rzadkich i takich, które wymagają ochrony – można na ten przykład dowiedzieć się, że istnieje konkretna roślina nazywająca się… bagno zwyczajne. A i największego pająka występującego w Polsce, bagnika nadwodnego da się tam spotkać. Chyba jego ;p Po drodze zatrzymać możecie się na pikniku przy wiacie a w sercu rezerwatu wejść na niewielki pomost… z którego widoki są jednak mocno ograniczone. Czego nie można powiedzieć o brzegach kilku wspomnianych wcześniej stawów.

Rezerwat „Borówki”. Ten malowniczy rów jest akurat dziełem człowieka, choć przez lata zdziczał konkretnie.
Rezerwat „Borówki”.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielgaśny pająk.

Torfowiska są jednak li tylko wstępem do niekończącego się leśnego królestwa. Wstęp do przepastnych borów daje obietnicę niekończących się spacerów i z owej obietnicy bez problemu się wywiązuje – mogę się pokusić o stwierdzenie, że bez odpowiedniego przygotowania można by się nawet zgubić.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Bory Dolnośląskie.

Potężny sosnowy trzon borów co i rusz urozmaicany jest przez niewielkie i młode acz wielce urokliwe brzozy. Między drzewami na przemian mnóstwo paproci jak i wrzosu – początek września to świetna pora na wizytę i obserwację ich kolorowego spektaklu. Myślę, że tydzień różnicy i trafilibyśmy na absolutny szczyt. Zajadając się miejscowymi jeżynami nie narzekaliśmy jednak.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Bory Dolnośląskie to nie tylko drzewa iglaste, ale i młode dość brzozy.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Głównie to jednak sosna.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
I tona wrzosu, który na przełomie sierpnia i września króluje.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
I tona wrzosu, który na przełomie sierpnia i września króluje.

Im dalej w las tym człowiek wydaje się mniejszy. O cywilizacji przypomina tylko linia kolejowa przecinająca sosnowy bór. Klucząc bliźniaczymi ścieżkami zbliżamy się do miejsca, w którym jeszcze sto lat temu tętniło życie. Później, po II Wojnie Światowej tereny te zagarnęło dla siebie sowieckie wojsko.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Witajcie w Studziance, wsi, której już nie ma. Dziś rządzi tam przyroda a pamięć o osadzie trwa m.in. dzięki miejscowym grzybiarzom, odwiedzającym jedyny w swoim rodzaju przystanek kolejowy.

Studzianka

Pośród ogromu sosnowego boru znajdowała się niegdyś wieś, całkiem niemała licząca nawet 400 mieszkańców. Nosiła nazwę Armadebruun. Znaleźć można było tam okazałą gospodę „Pod Trzema Lipami”, sklepy tak kolonialny jak i wyspecjalizowany w handlu tytoniem i papierosami, szewca i krawca, szkołę i zapewne kościół. Była to jedna z kilku osad, które w XVII/XVIII wieku pojawiły się w – z pewnością dzikszych niż dziś – Borach Dolnośląskich

Studzianka_nie_istnieje_5599644

Stare pocztówki pokazują nam urokliwe uliczki, piękne domostwa, emblematyczną dla takich wsi gospodę. Pięknie i spokojnie musiało tam być. Możemy się tego tylko domyślać, bo dziś po wsi nie ma niemalże śladu. Szybko po II Wojnie Światowej, ucieczce mieszkańców i krótkotrwałym pojawieniu się nowych osadników tereny te znalazły się w granicach poligonu armii sowieckiej. Los Studzianki i kilku innych wsi był przesądzony…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jeden z najbardziej namacalnych śladów po Studziance, a dokładniej po infrastrukturze niewielkiego dworca kolejowego.

Po zrównanej z ziemią wsi nie ma dziś zbyt wielu śladów, poligonu zresztą też dziś już tam nie ma. Jeśli traficie na dzikie owocowe drzewa to pewnym jest, że gdzieś blisko znajdował się jakiś dom, a może i więcej. Warto wtedy spoglądać pod nogi, bo i dziś da się znaleźć relikty czasów minionych. Przetrwał za to przystanek kolejowy, dość osobliwy trzeba przyznać. Bo jedyny jaki kojarzę „Na żądanie”. Niegdysiejszy niemały dworzec to dziś tylko i wyłącznie ruiny, choć zawalone piwnice da się odnaleźć i dziś. Imponująca betonowa rampa dziś bezużyteczna dawniej służyła transportowi ciężkiego wojskowego sprzętu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ruiny dworca.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Rampa dla ciężkiego sprzętu

Osobliwy przystanek czynny jest przez kilka miesięcy w roku, latem i jesienią służąc przede wszystkim okolicznym grzybiarzom. No i takim rodzynkom jak my. Pociągi zatrzymują się tu nieczęsto a wiedzieć wam trzeba, że jest to chyba jeden z nielicznych w całym kraju przystanków na żądanie – tak więc jeśli się zagapicie i nie będziecie zbytnio „wglądać na takich, którzy chcą wsiąść” to ciuchcia pojedzie dalej 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przystanek Studzianka.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przystanek Studzianka.

Ze Studzianki całkiem blisko jest tak na Pustynię Kozłowską jak i na największe w okolicy wrzosowiska, tak więc wybierając się tam warto się zastanowić nad tymi diablo atrakcyjnymi miejscami. Nam jednak czasu zabrakło bo też specyfika przystanku jest jaka jest i musieliśmy dość wcześnie zmyć się dalej – latem ostatni pociąg odchodzi(ł) po godz. 16.00.

Najważniejsze jednak, że ten dość osobliwy spacer z dala od wielkich trakcji przyniósł mnóstwo frajdy a także pozwolił poznać kolejne mało znane acz niezwykle ciekawe miejsca. A to w podróżowaniu po Dolnym Śląsku kocham najbardziej, odkrywanie  nowego, poznawanie tamtejszej różnorodności. Czego i wam jak zawszę życzę 🙂

2 myśli na temat “Bory Dolnośląskie. Ścieżką w bok po lasach i wsiach pełnych historii.

  1. Rejon fajny. Wczoraj trochę się pokręciłem po szeroko rozumianych Borach Dolnośląskich z okolicami i powiem, że pozytywnie mnie zaskoczyło, że jest tam tyle ciekawych rzeczy. Chociaż będę musiałem wrócić, by zobaczyć ich więcej 😉

    Przystanków na żądanie na terenie Dolnego Śląski trochę już powstało. Obecnie Koleje Dolnośląskie obsługują 26 takich przystanków.

    Polubienie

Odpowiedz na Artur Szymanowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.