Bytom Odrzański to jedno z tych niewielkich i urokliwych miasteczek, które nie potrzebują wiele czasu by na stale zadomowić się głowie w zakładce „piękna niespodzianka”. Przytulone do środkowej Odry miasto to miejsce ciche i spokojne, trochę z boku wielkiej turystyki, mogące pochwalić się intrygującą historią, przyjemnymi dla oka okolicznościami przyrody oraz piękną, zabytkową zabudową rynku, w znacznym stopniu ocalałą z wojennej zawieruchy, która w 1945 przetoczyła się przez okoliczne tereny niczym walec… Zapraszam na spacer do tej małej perełki.
Bytom Odrzański miastem jest starym i choć na nadanie praw miejskich czekać musiał do XIII wieku to na wielką historię tak długo czekać nie musiał. Leżący na Śląskiej ziemi gród pojawia się bowiem już w kronice Galla Anonima i był to debiut ze wszech miar epicki i żywcem wzięty z… komiksów o Asteriksie (bądź Kajko i Kokoszu). Otóż, był rok 1109 kiedy to niemiecki cesarz Henryk V zmierzał ze swą armią na Głogów. Już wcześniej w okolicach właśnie Bytomia jego rycerzom zamarzyła się jednak „rozgrzewka”. Naprzeciw kwiatowi rycerstwa niemieckiego cesarza stanęła tedy załoga i mieszkańcy naszego grodu i nie dość, że nie przelękli się wroga to dali mu do wiwatu, odpierając atak liczniejszego i lepiej uzbrojonego przeciwnika. Czyli mieli na podorędziu magiczny napój, któż tam wie?

Co ciekawe ten pierwszy bytomski gród ulokowany był kilka kilometrów za dzisiejszym miastem, co więcej kilkadziesiąt lat po potyczce z Henrykiem zniszczony on został przez wojska kolejnego cesarza, słynnego Fryderyka Barbarossy. Nie trzeba było jednak długo czekać by osada na powrót została odbudowana, i tym razem wzniesiono ją w miejscu znanym dziś.

W taki oto sposób Bytom Odrzański zaznaczył swą obecność w starych kronikach. Przez kolejne stulecia nie było gorzej. Leżąc na ziemiach granicznych miasto trafiło pod skrzydła po kolei Piastów Śląskich, królów Czech, cesarstwa Habsburgów i w końcu Prus – to naturalna kolej rzeczy. Jednak to jaką drogę przebył i jak wiele przywilejów Bytom Odrzński zyskał po tym jak jego właścicielami został ród Schonaichów to już rzecz bardziej niezwykła. Pod ich rządami niewielkie przecież miasto wraz z jeszcze mniejszym sąsiednim Siedliskiem rozwinęły się niesamowicie, awansując do rangi księstwa, będąc na przestrzeni lat miejscem wybitnie interesującym, posiadającym nawet własną uczelnię, która w świat wypuściła wiele znakomitych nazwisk swych czasów.

Jakimś cudem miasto przetrwało wojenną zawieruchę XX wieku bez większych szkód. Nie ominęły go jednak działania „w czynie społecznym” po II Wojnie Światowej i masowe wyburzenia wytypowanych kamienic, których cegły pomogły w odbudowie większych miast. Mimo to zabytkowa tkanka ścisłego centrum pozostała niemal nie naruszona, dzięki czemu dziś podziwiać możemy je w pełnej krasie! To kapitalne miejsce, które zyskało już gdzieniegdzie miano lubuskiego (choć pamiętajmy, że historycznie dolnośląskiego) Kazimierza Dolnego. Czy słusznie? Zobaczymy.
BYTOM ODRZAŃSKI: ZWIEDZANIE
Do miasta bez problemu dotrzecie samochodem, ale i pociąg to spoko pomysł. Bezpośrednie połącznia znajdziecie tak z Zielonej Góry, Głogowa, Wrocławia, ale i (choć rzadziej) całkiem odległych Świnoujścia czy Przemyśla. Z Leszna dojechałem w niespełna 90 minut.
Bytomski dworzec jest niewielki i bardzo klasyczny. Ma 150 lat na karku i jest jednym z tych, które gdyby nie nowe okna to sprawiałby wrażenie żywcem przeniesionego z dawnych czasów.

Do centrum miasta prowadzi ulica Dworcowa, lubię taką konkretność w nazewnictwie. Czy miała ona pełnić tak reprezentacyjny charakter jak w wielu innych miastach? Z początku pewnie nie, ale z latami zaczęło przybywać nań ważnych budynków. W jednej z niegdysiejszych willi obecnie mamy przedszkole a wybudowany pod koniec XIX wieku gmach pruskiej wówczas poczty do dziś pełni te same funkcje, po drodze jedynie cesarski czarny orzeł ustąpił miejsca orłowi białemu.




Choć zaraz obok stały budynki, które na remont i lepszy czas wciąż czekały. I one z lekka nie pasowały do zachwalanego tu i ówdzie bytomskiego ładu i porządku. Z początku myślałem, że hasła te, jakkolwiek chwalebne są po prostu wzięte prosto z foldera reklamowego i beznamiętnie powtarzane przez kolejnych odwiedzających. No, ale wybaczcie! Ordnung jaki w mieście panuje zasługuje na wzmiankę i prócz fragmentów gorszych to jednak więcej jest miejsc godnych pochwały. Z pewnością pomagał też fakt, że miasto jeszcze spało i puste ulice były niemal w całości tylko dla mnie. To ten rodzaj mieściny gdzie nawet z pozoru zwykłe budynki (nawet takie z trochę obśrupanymi ścianami) grają w odpowiedniej tonacji przyprawiając mnie o nieustanny zaciesz na twarzy.

Kiedy z daleka spogląda się na miasto to pierwszym co rzuca się w oczy są trzy zabytkowe wieże, ratuszowa oraz dwie kościelne. Z odległości robią niemałe wrażenie, jednak najlepiej podziwiać je z bliska.
BYTOMSKIE ŚWIĄTYNIE
Kościół św. Hieronima w Bytomiu Odrzańskim
Oba bytomskie kościoły niemalże ze sobą sąsiadują i opowiedzieć mogą niejedną historię. Starszy, o proweniencji gotyckiej pw. Św. Hieronima powstał na miejscu romańskiej świątyni i na przełomie kolejnych wieków tak wielokrotnie był przebudowywany, jak i przechodził z rąk do rąk służąc tak katolikom jak i ewangelikom. Po jednym z pożarów miasta patronat nad kościołem przejęli wspomniani wcześniej Schoenaichowie, którzy nadali mu bardziej barokowego sznytu – co widać głównie we wnętrzach. Tam też zresztą znajduje się epitafium Fabiana von Schoenaich, który w 1561 zakupił tak Siedlisko jak i Bytom Odrzański rozpoczynając czas ich prosperity. Rodzina postarała się by zakupione ziemie pierw zyskały status państwa stanowego a finalnie nawet księstwa.



Co może was zaskoczyć? Otóż w narożniki wieży wmurowano cztery krzyże pokutne, wszystkie one pozbawione są górnej części co czyni je krzyżami Św. Antoniego (się człowiek uczy cały czas). Najciekawsze jest jednak to co znajduje się na jednym z nich – otóż ryt łopaty. A, że zazwyczaj graficzny element mówi nam czym popełniono zbrodnię to jest to ewenement chyba na skalę całego kraju.

Kościół ewangelicki w Bytomiu Odrzańskim
Historia samego kościoła ewangelickiego rozpoczyna się w roku 1741, lecz by w pełni ogarnąć bytomską przygodę z protestantyzmem należałoby się cofnąć do wieku XVI i kupna miasta przez familię von Schoenaich.

By was nie zanudzić dłuższą historyczną tyradą niech wam wystarczy, że dwóch jegomości, wspomniany już Fabian von Schoenaich oraz jego bratanek Georg II na przestrzeni kilkudziesięciu lat od kupna miasta (oraz wieluuu okolicznych włości) doprowadzili do pełnego jego rozkwitu i wywindowali je na jedno z najważniejszych na północnych kresach Dolnego Śląska. Rozwijające się miasto było również niesamowicie otwarte na protestanckie nurty w religii co w katolickim cesarstwie Habsburgów nie było oczywistością. I w tym Habsburgów cesarstwie powstało protestanckie gimnazjum „Schönaichianum-Carolatheum”, które od samego cesarza otrzymało prawa akademickie oraz możliwość nadawania tytułów bakalarza i magistra. To naprawdę nie byle co i pewnie gdyby nie majacząca na horyzoncie Wojna Trzydziestoletnia to szkoła ta miałaby szansę na stanie się jedną z najważniejszych w tej części Europy. Bo też szybko okazało się, że oryginalny sposób nauki przyciągał słuchaczy nie tylko ze Śląska, ale i krajów ościennych nie zamykając się przy tym tylko na protestantów. Wśród nich było całkiem pokaźne grono przyszłych filozofów, matematyków, historyków, pedagogów czy przyrodników, na czele z „ojcem nowożytnej literatury niemieckiej” Martinem Opitzem.

No, ale wojna nadeszła, kolejni von Schoenaichowi podjęli kilka nie sprzyjających Habsburgom decyzji co doprowadziło do zamknięcia szkoły, która dodatkowo kilkadziesiąt lat później spłonęła i nigdy nie została odbudowana. Szkoda.
I tu w końcu dochodzimy do ewangelickiego kościoła, który wzniesiono na jej pozostałościach. Ocalały ze szkoły portal ozdobiony kartuszami von Schoenaichów nie mógł znaleźć lepszego miejsca i przez kolejne lata zapraszał wiernych na msze. Wedle starych zdjęć barokowa świątynia wewnątrz prezentowała się zjawiskowo.

A potem przyszła II Wojna Światowa, niemieccy wierni odeszli za Odrę i Nysę Łużycką pozostawiając świątynię pustą. Nie użytkowany i niszczejący przez lata budynek zdawał się dryfować w stronę nieuniknionej katastrofy, lecz lat temu kilka uśmiechnęło się doń szczęście. Pierw budynek trafił w ręce fundacji a kilka lat później miasto otrzymało zastrzyk potężnej dotacji na remont. I tak krok po kroku dawna świątynia stawiana jest na nogi a wnętrza przygotowują się do nowej roli: Archiwum, centrum konferencyjnego, Regionalnej Izby Muzealnej. Do tego z wieży podziwiać będzie można panoramę miasta. No kurczę, czekam na końcowy efekt bardzo!

Dobra, teraz pora rzucić okiem na trzecią bytomską wieżę. Chodźmy na rynek.
RYNEK W BYTOMIU ODRZAŃSKIM
Bytomski rynek jest piękny i bezsprzecznie można nazwać go wizytówką miasta. Najbardziej reprezentacyjny plac miasta, jego architektura i znajdujące się nań budynki to ekstraklasa, która zadowoli nawet najbardziej wymagających. Jednakowoż… kłuje w oczy niewielka ilość zieleni. Wiadomo, to problem wielu polskich rynków, co więcej zaraz poza centralnym placem znajdziemy sporo parków i innych miejsc z drzewami… no, ale jakoś takie małe uczucie niedosytu zostaje. Tym bardziej, że niegdyś rynek pełen był wysp z kwiatami. Choć doceniam jak zielony Bytom jest jako całość i to taki maciupki tylko przytyk.

No, ale dobra, skupmy się na tym co z pewnością zachwyca czyli architekturze.
Czego tu nie mamy? Są kamienice renesansowe, barokowe, klasycystyczne, eklektyczne, jest też miejsce dla kilku powojennych „plomb”… które jednak starają się imitować dawne budownictwo. Ich piękny dziś wygląd zawdzięczamy kilkukrotnym remontom – a wiedzieć musicie, że przez pierwsze kilkanaście lat po II Wojnie Światowej stan kamienic zdawał się mało kogo obchodzić.





Znakomicie prezentuje się większość z nich, ale na szczególne wyróżnienie zasługują dwie z południowo-wschodniej pierzei, barokowe, pełne detali i zdobień na elewacjach. W jednej znajdziecie dziś hotel „Pod Złotym Lwem”, w drugiej sklep spożywczy… którego reklamy pasują do budynku jak pięść do nosa! Wiecie jak bardzo nie przepadam za współczesnymi nierzadko pstrokatymi reklamami (sam pracując w drukarni, uczestnicząc w ich produkcji ;p) a tu dodatkowo przytrafiły się tak pięknie zdobionemu budynkowi, że głowa mała.
Na innej renesansowej kamienicy znajdziecie tablicę wspominającą krótką acz burzliwą znajomość miasta z niesławnymi Lisowczykami, którzy w 1622 powracając z jednej ze swych nazwijmy to misji dali się Bytomiowi bardzo we znaki.



Podziwiając detal na elewacji kamienicy nr 15 z pewnością waszą uwagę przykuje Kiosk meteorologiczny, jako żywo przypominający te, które jeszcze w XIX wieku licznie pojawiały się w miastach Europy. Bytomski jest dość wierną kopią tego, który przed laty można było na rynku znaleźć. Poranek był jednak tak mroźny a przez to szyby zmrożone, że dopiero po kilku godzinach mogłem rzucić okiem na pomiar ciśnienia czy temperatury. Fajna rzecz.


Z kolei przed „Pod Złotym Lwem” znajdziecie… kota w butach. Rzeźba wielkości człowieka przedstawia kota (takiego rodem z włoskich baśni tudzież filmów o Shreku) pomagającego zachować równowagę jegomościowi wybitnie już podchmielonemu… który jednak ostatkiem sił dopija kolejny trunek. Miejscowa legenda głosi, że kot ma baczenie na wszystkich gagatków, którzy wskutek przyjęcia zbyt wielkiej ilości płynów procentowych mają problem z odnalezieniem drogi do domu.


Pewną dozą tajemnicy/niedopowiedzenia owiana jest za to fontanna z przeciwległego krańca rynku. Całkiem ładna z rzeźbą chłopca ma kilka wersji genezy: miała być: inspiracją dla brukselskiego „Manneken pis”; formą pożegnania ze zmarłym dzieckiem przez miejscowego rybaka; czy w końcu dziełem ufundowanym przez samego Roberta Kocha, słynnego noblistę. Przy czym co miałoby łączyć go z Bytomiem nie wiem? Data z tym faktem związana, rok 1910 może świadczyć o tym, że to Kochowi fontanna została poświęcona, tuż po jego śmierci, No nie zmienia to faktu, że jest ona stałym punktem krajobrazu tutejszej starówki.


Nad placem góruje renesansowy gmach ratusza z olbrzymią wieżą zwieńczoną jeszcze potężniejszym hełmem. Pochodzący z XVII wieku budynek nie jest pierwszym bytomskim ratuszem, poprzedni znajdował się mniej więcej pośrodku rynku… strawił go jednak pożar. Nowszy budynek również nie miał lekko, nie ominęły go podobne nieszczęścia, jednak nie były aż tak tragiczne w skutkach.


Aktualnie prowadzony jest kolejny remont a wnętrza zdaje się odkrywają przed nami coraz to nowe tajemnice – te będziemy mieli poznać już po zakończeniu prac i udostepnieniu sali muzealnej. Do tego czasu wielbiciele historii i architektury muszą zadowolić się całkiem bogatymi w ozdobniki ścianami budynku czy zabytkowym portalem.


NAD ODRĘ MARSZ!
No dobra, ale być nad Odrą i tak długo nie zameldować się nad rzeką to rzecz karygodna. Idziemy.

Choć moglibyśmy skorzystać z wygodnych współczesnych schodów to proponuje wam wybór schodów zgoła innych, zabytkowych. Urokliwych wielce, choć i nie tak wygodnych jak te nowsze. Rybackie schody – bo tak się nazywają – to jednak kawał historii miasta i spacer nimi to trochę taki spacer w czasie. Przez długie dziesięciolecia to właśnie nimi rybacy po połowach wdrapywali się do miasta niosąc złowione ryby. O tym, że rybactwo było dla miasta całkiem ważne niech świadczy fakt, że w herbie obok śląskiego orła jest właśnie ryba.

Dziś rybołówstwo w mieście nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś lecz Odra wciąż stanowi gratkę dla pasjonatów wędkarstwa, mnogość ostróg i miejsc gdzie warto zaczaić się na rybę jest wielka.

W dawnych czasach port rzeczny miał zgoła więcej roboty niż dziś. Ongiś przez/do Bytomia przypływały nie tylko łodzie czy parostatki pasażerskie, ale i wiele barek i statków towarowych. Dziś po takim ruchu nie ma już śladu, w mieście panuje spokój, od czasu do czasu do portu zawitają mniejsze prywatne jednostki (bytomska marina ma 10 miejsc do cumowania) bądź też statek wycieczkowy „Laguna” kursujący pomiędzy Głogowem a Cigacicami. Rejs, który zresztą polecam bo to fajny sposób na wyczilowanie i podziwianie widoków. Po dalsze info zapraszam tutaj: tutaj się znaczy.
A, no i raz w roku, najczęściej w lipcu Bytom Odrzański jest świadkiem (i w sumie uczestnikiem) rzeczy jedynej w swoim rodzaju, Wielkiego Flisu Odrzańskiego. Polecam.


Przylegające do Odry tereny pięknie zrewitalizowano. Bulwary zachęcają do spacerów czy przysiądnięcia na jednej z wielu ławeczek, zieleni wokół nie powinno zabraknąć a i widoki z kilku punktów są miłe oku.



A zwieńczeniem nadodrzańskiego spaceru powinna być wizyta na promenadzie wybudowanej na pozostałościach mostu łączącego niegdyś miasto z Siedliskiem (w pewnym uproszczeniu). Potężna żelazna konstrukcja wysadzona została w 1945 roku przez cofające się wojska niemieckie, do dziś nie doczekując się jakiejś nowej inkarnacji. To kolejne z niezgorszych miejsc by podziwiać wartko płynącą Odrę. Ciekawe czy oba brzegi uda się ponownie połączyć – niekoniecznie mostem a choćby przeprawą promową? Ptaszki ćwierkają, że być może tak.



W sumie jakbym miał wam coś polecić to warto ruszyć też trochę dalej wzdłuż rzeki, zwykłą ścieżką, momentami dziką – im bardziej poza miastem tym widoki ciekawsze. Zalecam.

LAPIDARIUM
Na koniec naszego spaceru zawędrowałem w miejsce szczególne, takie które zawsze wprawia mnie w specyficzny nastrój, cmentarz i lapidarium. Takie, którego historia dzięki zabytkowym płytom i nagrobkom sięga nawet XVII wieku. Bytomskie uznawane jest za jedno z najlepiej zachowanych w całym województwie i zaprawdę jest to kawał nieoczywistej podróży. Niesamowicie zwalnia w takich miejscach czas, dokładnie obserwuję każdy szczegół, tak jakby starając się wyciągnąć z kamienia jakąś cząstkę wieków minionych. Co? Za dużo egzaltacji? No pewnie tak, ale naprawdę w takich miejscach zachowuję się w bardzo specyficzny sposób. I wam zalecam odwiedzenie takich miejsc, przesiąknięcie duchami przeszłości to ciekawe doświadczenie.



I tak też dobiegł końca spacer po tym niezwykłym dolnośląskim choć lubuskim mieście. Mam nadzieję, że trochę zaciekawiłem was tą okolicą i sami postanowicie sprawdzić co w nadodrzańskiej trawie piszczy.
Słowem podsumowania Bytom Odrzański:
- to miasto diablo ładne i zadbane,
- to miasto pełne niebanalnych historii i ciekawych zabytków,
- to miasto kompaktowe, gdzie wszystko co ciekawe znajdziecie blisko siebie – czyni to z Bytomia idealny cel na popołudniowy wypad, tudzież świetny punkt „po drodze” w podróży po województwie lubuskim,
- to miasto strasznie przyjemne, któremu brakuje tylko jednej rzeczy: ciut większej bazy gastro, klimatyczna kawiarenka na rynku robiłaby robotę, jakiś punkcik przy Odrze z piwkiem i jakimiś lekkim jedzonkiem też byłby pewnie mile widziany przez większe grono 😉
Bytom Odrzański okazał się bardzo fajnym miastem fajnym i z pewnością nieraz powrócę by obserwować zachodzące tam zmiany i po prostu cieszyć się urokliwym klimatem tam panującym.
Fajne to zdjęcie stacji kolejowej pod słońce. Mnie w Bytomiu najbardziej spodobał się ten bulwar nad Odrą, a bardzo zainteresowała mnie historia mostu, którą opisałem w swoim blogu
https://mojakolej.home.blog/2016/11/26/bytomski-sen-o-moscie/
Nie kojarzę natomiast tych Rybackich Schodów…
PolubieniePolubione przez 1 osoba