Kilkugodzinny wypad do Zielonej Góry. Kilkukrotnie w mijającym roku, raczej spontanicznie wpadałem na taki właśnie pomysł, ekspresowo odwiedzając to największe w województwie lubuskim miasto. I choć takie „szybkie wypady” nie należały do zbyt komfortowych i ekonomicznych to z każdego z nich wyciągnąłem samo dobro i teraz postaram się podzielić nim z wami. Zapraszam was do miasta nomen omen zielonego, winem płynącego, w którym miejsc ciekawych jest więcej niż się wam wydaje.

Żeby nie było – nie będzie to przewodnik po największych atrakcjach miasta… znaczy trochę będzie, ale bardziej będzie to zbiór wolnych myśli jakie nazbierały mi się podczas tych kilku szybkich letnich wypadów. Kolejnych wojaży z pewnością nie zabraknie i w przyszłości, dlatego spodziewać możecie się tego, że ten wpis będzie ewoluował, tudzież powstaną kolejne. Dobra, koniec ględzenia. Jedziemy zwiedzać.
Jadąc pociągiem najlepiej na start wybrać Wrocław, skąd jest najwięcej bezpośrednich połączeń. Po jednym, dwóch dziennie znajdzie się z Poznania czy Leszna, skąd też można ruszyć z przesiadką w Głogowie. Bilety z Wrocławia to koszty 27,60 (PolREGIO) oraz 39,90 (Intercity) tak więc najlepiej zastanowić się nad weekendowym wypadem i kupnem zawsze dobrego biletu turystycznego PolREGIO. Istnieje też lotnicza opcja przybycia na miejsce 🙂 5 razy w tygodniu loty z Warszawy oferuje LOT, więc jakby kogoś interesowała szybsza choć droższa podróż to wie gdzie szukać.

A sama Zielona Góra. Z czym kojarzy wam się to miasto? Winem oraz świętem Winobrania, żużlem, przyrodą, a dawniej z Festiwalem Piosenki Radzieckiej? I… w sumie tyle? Jasne, będą wśród was tacy, którzy zdecydowanie się nie zgodzą i bardzo fajnie, ale wydaje mi się, że największe miasto województwa lubuskiego ma zdecydowanie za słaby PR i w kraju wiedza o nim naprawdę jest znikoma. A to niedobrze, bo miejsc mogących zaciekawić i zaskoczyć jest sporo a miasto ma w zasadzie wszystko co fajna turystyczna destynacja mieć powinna.

Chodźcie, pokaże wam kilka sposobów na spędzenie fajnego dnia w Zielonej Górze. Zobaczcie jak wiele różnych twarzy ma to miasto.
COFNIJCIE SIĘ W CZASIE W MUZEUM ETNOGRAFICZNYM W OCHLI
Zacznijmy trochę na obrzeżach miasta, 7 kilometrów od centrum. Ochla, do niedawna jeszcze wieś, dziś już część miasta. Jest tam miejsce z typu tych, które uwielbiam odwiedzać. Wehikuł czasu.

Choć kilka skansenów/muzeów etnograficznych już odwiedziłem to każda wizyta w nowym działa na mniej pobudzająco i cieszę się jak za pierwszym razem. Bo muzea takie mają w sobie jakąś nieuchwytną magię i odpowiednio prowadzone potrafią przenieść w czasie. Tak jest i tutaj. Na 13 przytulonych do lasu hektarach zgromadzono przeszło 70 wiekowych obiektów pochodzących z okolicy nie tylko najbliższej: Dolnego Śląska, Zachodniej Wielkopolski, Wschodnich Łużyc, tzw. obszaru środkowego-lubuskiego + zrekonstruowana chata z Bukowiny. Różne czasy i regiony, różne społeczności, w końcu różni pojedynczy ludzie. I te wszystkie (no dobra, sporo z nich) odrębności da się zobaczyć.






Każdy z budynków, które można w Ochli podziwiać ma swój własny sznyt, a wiele jest tak niecodziennych, że raczej ze świecą szukać podobnych. Taka chociażby Wieża Winiarska z Budachowa z niewielką winnicą tuż obok, rarytas. Zdawałoby się, że wieża to szachulcowa a jednak to otynkowany mur pruski.

Przechadzając się i wczytując w informacje o chałupach zauważa się rzeczy, na które nie zwróciłoby się wcześniej uwagi, ot choćby domy zrębowe, tak pozornie podobne różnią się przecież na wiele sposobów, od przekroju bali po zacięcia na węgłach.



Chałupy, spichlerze, stodoły, obory, szkoła, wiatrak, sklep, młyn wodny, stajnie. Wszystko rozplanowane wedle układu tradycyjnej wsi. A wokół bujny zieloniutki las, sporo miejsca na uprawę warzyw i ziół wszelakich a do tego niewielki staw, nad którym można się rozsiąść i w spokoju skosztować ryby. A nawet samemu połowić. Bajka.



Muzeum otwarte jest cały tydzień, przy czym w poniedziałek niemożliwe jest zwiedzanie obiektów od środka. Za to szwendanie się wszędzie wokół jest wtedy bezpłatne. Coś za coś.
SEZON LETNI trwa od 1 maja do 30 września kiedy to otwarte jest od 10.00 – 17.00. Natomiast SEZON ZIMOWY trwa od 1 października do 30 kwietnia i zwiedzać można od 10.00 – 15.00. Ceny biletów znajdziecie na stronie Muzeum, trochę opcji jest a z tych najbardziej podstawowych to wygląda tak:
- bilet normalny: 10 zł, bilet ulgowy: 6 zł.
Z centrum dojedziecie tam autobusem nr 27. Miłego zwiedzania.
ODPOCZNIJCIE POŚRÓD ZIELENI DOLINY GĘŚNIKA
Zielona Góra, jak nazwa zobowiązuje to zieleń. I pagóry. Nieważne czy pojawiające się w przewodnikach stwierdzenie „miasto na siedmiu wzgórzach” to bardziej chwyt marketingowy czy stan faktyczny, ważne że otaczające miasto wzgórza pełne są lasów po których wędrować można długimi godzinami a różnica wysokości pomiędzy miastem a najwyższym wzniesieniem Wału Zielonogórskiego, Górą Wilkanowską (221m) wynosi 100 metrów. Ładnie.
Jednak nie trzeba z centrum zbytnio się ruszać by na łonie natury spędzić miły czas. Pomocną dłoń wyciągają do was zielonogórskie parki. Jest ich kilka a prym – według mnie – wiedzie wśród nich ten ciągnący się wzdłuż Doliny Gęśnika oraz stawów dawnej Doliny Luizy. Na długości niespełna 3 kilometrów wzdłuż niepozornego cieku wodnego ciągną się ścieżki wzbogacone o naprawdę kapitalny „park linowy”. Cudzysłów pojawia się dlatego bo jest on bardziej wielgaśnym i ciekawym torem przeszkód zawieszonym kilka metrów nad ziemią – i jak zauważyłem nie tylko dzieciaki mogą w nim poszaleć, dorośli również mile widziani 😀



Zrewitalizowane ścieżki idealnie nadają się na rodzinny spacer a prócz „parku linowego” po drodze z pewnością zatrzymacie się jeszcze w kilku innych miejscach.


Spacer proponuje zakończyć w dawnej Dolinie Luizy, przy sporym stawie noszącym ciekawą nazwę Wagmostaw. Przed wielu laty było to jedno z popularniejszych miejsc spacerowych mieszkańców a i dziś jego popularność nie jest mała – rewitalizacja z pewnością pomogła tu co nieco. A jeśli będziecie mieć szczęście to może tak jak i ja w mniejszym stawie zaraz obok zobaczycie czaplę?


RUSZCIE ŚLADEM BACHUSA I JEGO WESOŁEJ LATOROŚLI
Pokryte lasami wzgórza otaczające dziś miasta dawano dawno temu wyglądały zgoła inaczej. Były czasy gdy krajobraz wokół Zielonej Góry zdominowany był przez ciągnące się po horyzont winnice. I choć wiele się na przestrzeni wieków zmieniło to winiarskie dziedzictwo miasta da się zauważyć na każdym kroku.
Spór o to czy to cystersi jako pierwsi przybyli w te strony z odpowiednimi krzewami, czy też winiarskie tradycje istniały już przed ich przybyciem zostawmy innym. Choć jednych i drugich pogodzić chciałaby legenda o Bachusie, bogu wina, płodności i dobrej zabawy. Mówi ona o jego śmierci z rąk tytanów oraz Atenie, która jego krwią zrosiła m.in. wybrzeże Morza Śródziemnego, ale i trochę dalsze regiony Europy, w tym przypadkiem okolice Zielonej Góry. No i gdzie padły krople krwi martwego boga tam wyrastały dorodne winorośla. Wuala, tajemnica rozwiązana. I byłoby to piękna choć smutna historia, taka legenda jak się patrzy, ale potem z tyłu głowy pan maruda zaczyna wyliczać wszelkie nieścisłości zapamiętane z lektury mitologii tak greckiej jak i rzymskiej i coś się zaczyna nie kleić 😉

No, ale chyba jednak musi w tej legendzie trochę prawdy skoro na ulicach miasta co i rusz spotkać można Bachusiki, dzieci rubasznego patrona wina. Okupują one najróżniejsze i często zaskakujące miejsca i z sobie tylko znanym luzem pozują do zdjęć. Bachusików jest kilkadziesiąt i spacer ich tropem to dobra zabawa tak dla młodszych jak i (dużo) starszych dzieci. W informacji turystycznej powinniście otrzymać mapkę, która pomoże wam w poszukiwaniach… choć odkrywanie ich przypadkiem daje chyba najwięcej satysfakcji. A by lepiej poznać tych gagatków zalecam odwiedziny na stronce: https://zielonogorskiebachusiki.pl/bachusiki/









Bachusiki nie dość, że chętnie do zdjęć pozują to i pilnują by w mieście nie zapomniano o winiarskich tradycjach. Dlatego na jesień w ich oczach widać szczególny błysk i radość. Wtedy to do Zielonej Góry zjeżdżają miłośnicy wina z całej Polski jak i zza granicy. Winobranie wtedy się odbywające to dobra okazja by poznać miejscowe winnice i przekonać się, że miejscowym nie straszny 51 równoleżnik i nawet tak daleko na północy mogą powstawać dobre wina.


A jeśli chcecie skosztować ich tak ad hoc, na co dzień to udajcie się w okolice Winnego Wzgórza. Tam to w cieniu Palmiarni znajduje się Piwniczka Winiarska, w której do wyboru jest kilkadziesiąt win z kilkunastu lubuskich winnic.
Samo Winne Wzgórze to dla miasta miejsce wręcz emblematyczne. Wedle „opowieści z dziada pradziada” już od wieków znajdowały się tam winnice a jednym z kolejnych ich właścicieli był sam August Grempler, osoba ważna nie tylko dla miasta – to on stoi za recepturą pierwszego niemieckiego wina musującego. I on też na samiuśkim szczycie Winnego Wzgórza wybudował niewielki Domek, wokół którego dziś wznosi się olbrzymia Palmiarnia. Malutki budyneczek w cieniu szklanego giganta, dwa światy i epoki. I całkiem to współgra.


Nie współgrała za to duchota jaka spotkała mnie wewnątrz. Nie wiem, może trafiłem po prostu na zły dzień, ale nie wytrzymałem długo i BARDZO szybko wróciłem na całkiem ładny taras przed budynkiem. Nawet zdjęć mi się w takich warunkach nie chciało robić. A szkoda bo powstała w latach 60 i rozbudowywana na przestrzeni lat Palmiarnia pewnie w normalniejszych warunkach daje szansę na fajne i bliższe spotkania z roślinami cokolwiek nieoczywistymi a jednocześnie… przekąszenia czegoś dobrego w restauracji weń się znajdującej. I to właśnie tylko za jedzonko i picie płaci się cokolwiek, wstęp do samej Palmiarni jest darmowy 🙂

Ostatnim aktem spaceru śladem wina niech będą odwiedziny w Muzeum Ziemi Lubuskiej. Tam to – z tego co się orientuję – znajdziecie jedyną w Polsce stałą ekspozycję traktującą o historii winiarstwa. W podziemiach całkiem zgrabnie zaadaptowanych na muzealne sale poznać można tak historię zielonogórskiego winiarstwa, poznać z bliska wszelkie „ustrojstwa” pomagające wyprodukować trunek czy też w końcu obejrzeć trochę sztuki z winem związanej. Fajowe to miejsce. A co najciekawsze Muzeum Ziemi Lubuskiej do zaoferowania ma o wiele więcej.


ODWIEDŹCIE MUZEUM ZIEMI LUBUSKIEJ
Znajdziecie je przy Alejach Niepodległości, wzdłuż pięknego deptaka. Spacer zachwycającą aleją, w cieniu drzew, wśród gwaru to punkt obowiązkowy odwiedzin Zielonej Góry. Są zabytkowe wille z przełomu XIX i XX wieku, są ciekawe pomniki ważnych dla miasta osobowości jak np. Klemensa Felchnerowskiego, do którego stolika można się dosiąść; czy też wychowanka i co tu dużo pisać, po prostu legendy miejscowego Falubazu, Andrzeja Huszczy. Uwieczniony podczas jazdy na świecy żużlowiec przez przeszło 3 dekady związany był tylko i wyłącznie z jednym klubem, Falubazem właśnie. Szacun!

Wróćmy do Muzeum. Miejsca w nim dla każdego, ekspozycji w bród i wybierając się tam dłuższą chwilę zarezerwujcie. No bo tak, co mamy w menu:
- stałą ekspozycję o winie, o niej już wspomniałem,
- całkiem odlotową salę poświęconą historii miasta, tak full kompleks. Tradycyjna ekspozycja łączy się z dość nowoczesnymi rozwiązaniami jak multimedialna makieta. Jest dużo i różnie, historycznie, kulturowo, społecznie.



- po sąsiedzku przenieść się w czasie pozwala ekspozycja o Śląskiej sztuce sakralnej. Kolekcja obrazów, rzeźb, ołtarzy nawet z XIV wieku robi wrażenie.

- wielbiciele sztuki bardziej świeckiej jeśli tylko dostatecznie otworzą głowę powinni odnaleźć się w dziale Sztuki Współczesnej – a ci, którzy z dystansem do owej podchodzą niech i tak niech dadzą jej szansę, a nuż coś „zaskoczy”. Znajdziecie tam wiele dzieł wystawianych lata temu podczas zielonogórskich Wystaw “Złotego Grona” czy na tutejszych Biennale Sztuki Nowej.

- no i w końcu dochodzimy do miejsca, w którym muszę was ostrzec. Przynajmniej część z was. Muzeum Dawnych Tortur nie wydaje mi się miejscem dla każdego. Już sama nazwa wskazuje jego charakter, ale lepiej wiedzieć zawczasu iż sugestywna mroczna muzyka i odgłosy jęczących czy krzyczących ludzi, wespół z ciemno-czerwonymi światłami i niekiedy widok zdekapitowanych eksponatów nie każdemu musi odpowiadać. Nie powiem było to doświadczenie ciekawe a zarazem zaskakujące, ile w średniowieczu było sposobów na „karcenie” przestępców. W obliczu wielu „pomysłów” kara śmierci wydawała się wręcz zbawieniem… Wizyta w tej części muzeum odkrywa także tajemnice ciemnej karty z historii miasta, kiedy to w XVII wieku na stosach palono „czarownice”. Wystarczyły oskarżenia, nawet najbardziej nieprawdopodobne by życia kilkunastu kobiet zmienić w piekło…



O czym warto pamiętać, Zielona Góra choć jest największym miastem województwa lubskiego to w granicach historycznej Ziemi Lubuskiej nie leżała. Proweniencję ma wybitnie dolnośląską o czym przypomina m.in. orzeł Piastów Śląskich widoczny na herbie miasta. O tym jaka jest jego dzisiejsza tożsamość nie mnie pisać bo i jak, ale bardzo spodobało mi się określenie „Śląsk lubuski” używane przez Andrzeja Toczewskiego, wieloletniego dyrektora zielonogórskiego muzeum, człowieka wielce w historii tych ziem obeznanego. I takie też hasło mi się w głowie wryło.
ZOBACZCIE PIĘKNĄ STARÓWKĘ
Letni spacer po zabytkowym centrum miasta to czysta przyjemność. W cieniu wysokich, kolorowych XIX wiecznych kamienic kryją się kawiarenki i restauracje, w których ciężko było mi znaleźć miejsce. Piękne i dopieszczone detale elewacji cieszą oko, w kontraście do nich atakują nas szpecące współczesne reklamy. Ach, wiele jeszcze wody w Wiśle i Odrze upłynie zanim pozbędziemy się ich z miejskiej przestrzeni.






Nad zielonogórskim Rynkiem góruje lekko krzywa wieża Ratusza. Budynek swe początki ma w XVI wieku jednak mnogość pożarów i wojen przez miasto się przetaczających dość mocno przyczyniła się do całkowitej zmiany jego bryły. Otoczony kilkoma drzewami jest jednak całkiem ładny, taki klasycystyczno-barokowy miks z elementami gotyku.


W oczy rzuca się ostra wieża kościoła pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Niegdysiejszy zbór protestancki to największa w województwie świątynia o charakterystycznej szkieletowej zabudowie, powstała w latach 1741-1748 dla stale powiększającej się liczby luterańskich wiernych, którzy na początku XVIII wieku msze odprawiali jeszcze w jednej z sal Ratusza.



Po sąsiedzku można się przespacerować w cieniu najstarszego zabytku miasta, konkatedry pw. Św. Jadwigi Śląskiej. Początki budowli, jeszcze z XIV wieku pamiętają tylko pojedyncze jej elementy, ale monumentalna gotycka bryła i tak robi wrażenie a klasycystyczna wieża z wieków późniejszych jakoś tak nie kłuje w oczy.


Niewiele młodsza jest pobliska Wieża Łazienna oraz wciśnięte pomiędzy nowszą tkankę pozostałości po murach miejskich. Wiele po obwarowaniach miasta nie pozostało a sądząc po rozmiarach Wieży to w czasie swej świetności Zielona Góra posiadać musiała naprawdę imponujące mury.

Te wszystkie zabytkowe budynki oglądać dziś możemy bo Zielonej Górze oszczędzony został los choćby drugiego z wielkich miast województwa, Gorzowa Wielkopolskiego, którego centrum zostało przez II Wojnę Światową, żołnierzy radzieckich i lata powojennego „przebudowywania” dość znacznie zmienione, zatracając wiele ze swej historycznej tkanki.
Choć i tutaj oczywiście, nawet niemal w samiuśkim centrum można spotkać tak eklektyczne połączenia jak wielkie powojenne bloki, neogotycki Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli czy zrekonstruowany XIX wieczny wiatrak holenderski.


I jasne, nie każdy budynek doczekał się należytego traktowania, nie każdy budynek dotrwał czasów dzisiejszych, z pewnością wiele można by poprawić… ale i tak zielonogórska starówka bardzo, ale to bardzo mi się spodobała.
ODKRYJCIE ZIELONOGÓRSKIE MURALE
Na koniec barwna i zdecydowania różna kompania zielonogórskich murali, choć to tylko ułamek z tego co w mieście można znaleźć – dlatego na pewno wrócę by odkryć ich więcej. W każdym razie murale mamy takie stricte powiązane z historią miasta (np. o Wydarzeniach zielonogórskich, wielkich protestach przeciwko działaniom komunistycznych władz), żużlowe czy bardziej uniwersalne dotykające problemów ogólnoświatowych („Konsumpcjonizm” którego nazwa mówi sama za siebie). Całkiem całkiem 🙂





I to by było na tyle. Wrócę do Zielonej Góry nie raz bo wiele pozostało do odkrycia – bo wiecie, że miasto pod względem powierzchni zajmuje 6 miejsce w Polsce? 278 km kwadratowych to nie w kij dmuchał, trzeba czasu by zajrzeć w każdy zakamarek. A właśnie, może macie jakieś ciekawe miejsca do zaproponowania?
Miłego zwiedzania, cześć!
A czy po tym muzeum etnograficznym ktoś oprowadza lub opowiada? Lubimy takie miejsca, zwłaszcza gdy ktoś pełny pasji opowie i wytłumaczy historię miejsca i przedmiotów.
PolubieniePolubienie
Racja, tak jest zawsze najlepiej. I tu jest możliwość zwiedzania z przewodnikiem,… ale to już jest ekstra płatne (40 zł bodajże). Na miejscu można korzystać z audioprzewodników, ale chyba najlepiej zadzwonić/napisać do samego muzeum i się upewnić, że nie ma innej opcji 🙂
PolubieniePolubienie
Widzę kilka znajomych kadrów. W Zielonej chillowałem, sobie w czerwcu 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Haha, no powiem ci że w tym roku nasze szlaki często się przecinały 😀
PolubieniePolubienie
Ile tam ciekawostek! Szlak Bachusuków już dawno mnie kusił, ale nie wiedziałam że tam tyle fajnych miejsc. Starówka śliczna, skansen super! I jakie muzeum!
PolubieniePolubienie
Tak sobie czytam i myślę, że ja tej Polski to jednak nie znam. A tak mi się wydawało, że tyle w pandemii zjechałam. Na wino koniecznie muszę się wybrać, jako że to mój ulubiony trunek, po kawie:) zachęcający plan:)
PolubieniePolubienie
Haha, wiem coś o tym, bo choć jeżdżąc tu i ówdzie wciąż słyszę o miejscach, które zupełnie są mi nieznane a okazują się być kapitalnymi. I w sumie to fajnie, że wciąż tyle nieznanego przed nami 😉
PolubieniePolubienie