W ostatnich tygodniach przeprosiłem się z rowerem i po początkowych bólach nóg… jak i czterech liter doszedłem z dwoma kółkami do pełnej symbiozy. Dlatego dziś zabieram was na rowerowe tournee w okolicach mojego Leszna, w miejsca które od lat dobrze znałem, ale i takie które wciąż poznaję. Pałace, parki, lasy, jeziora, wiatraki, murale… Niemało jest tu do zobaczenia 🙂
Przykład tego jak przyjemnie krajobrazowo może być na Pojezierzu Leszczyńskim możecie obejrzeć w poprzednim wpisie. O tym, że jest to tylko jedna z wielu twarzy tej sielskiej krainy przekonacie się teraz 😉
WIELKOPOLSKĄ DROGĄ ŚW. JAKUBA DO TRZEBIN
Przeglądając jakiś czas temu mapę z niemałym zdziwieniem zauważyłem, że wzdłuż ulicy, na której mieszkam biegnie Wielkopolska Droga Św. Jakuba. Tak, skojarzenia z pielgrzymowaniem do Santiago de Compostela i do grobu Św. Jakuba jak najbardziej na miejscu. Do miejsca spoczynku apostoła prowadziła ongiś gęsta sieć pątniczych szlaków z całej Europy, w dużej mierze pokrywały się one z ważnymi traktami handlowymi. Lat temu kilkanaście dość skrupulatnie zaczęto odtwarzać owe szlaki i tak w roku 2006 otwarto Wielkopolską ich część. Krótki fragment przebiega przez Leszno i te kilka kilometrów pokonamy teraz.
Wyjeżdżając z miasta po drodze mijamy pierwszy w Polsce park wodny, Akwawit. Dwa lata temu, po 25 latach działalności wyzionął on ducha, niedawno jednak na powrót słychać o planach zakupu basenu przez miejskich włodarzy. No zobaczymy co z tego wyjdzie.

Minąwszy wiadukt ekspresowej „S Piątki” docieramy do Święciechowy, nad którą góruje gotycka wieża barokowo przebudowanego kościoła pw. nikogo innego jak Św. Jakuba. Tuż za wsią i jabłkowymi sadami droga odbija w pole a tam ku mojemu zaskoczeniu piękna aleja drzew: dębów, akacji, jesionów. Nie, nie, nie – same drzewa mnie nie zadziwiły, ale już fakt, że stanowią one Pomnik Przyrody to tak, fajnie jest trafiać na takie zielone ostoje spokoju. Po sielskim kilometrze dociera się do Trzebin, malutkiej wsi, kryjącej bardzo przyjemny skarb w postaci pałacu.
Pałac wybudowany w XVII wieku dla rodziny Gurowskich i solidnie przebudowany od 1860 roku przez kolejnych właścicieli, rodzinę von Leesen, jak wiele podobnych posiadłości nie miał wielkiego szczęścia i po wojnie popadł w zapomnienie. Stan tak budynku jak i całkiem imponującego parku i włoskiego ogrodu – który stał się miejscem popasu bydła – można było nazwać złym. Szczęściem jednak ktoś się opanował i w latach 80 zeszłego stulecia w pałacu rozpoczęto prace mające na celu przywrócenie jego dawnej świetności. Dziś w jego murach mieści się filia Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w Poznaniu a wnętrza można zwiedzić po wcześniejszym telefonie.


A po 40 kilometrach Wielkopolska Droga Św. Jakuba kończy się w Głogowie i kiedyś planuję pokonać ją całą.
Odległość: 10,5 km
Rodzaj drogi: mieszanka drogi rowerowej, przejazdu wiejskimi uliczkami oraz polnej ścieżki.
RZEPAKOWE WZGÓRZA W JEZIORKACH I OSIECKIE WIATRAKI
W tej samej odległości od Leszna, tyle, że na wschód od miasta znajdziecie za to Osiecznę z przyjemnym jeziorem, imponującymi kościołami i kapitalnymi wiatrakami oraz Jeziorki z najlepszą rzepakową miejscówką w okolicach Leszna, rzekłem!

Dojedziecie tam przyjemną ścieżką rowerową wzdłuż drogi 432 (wariant wygodny) jak również lasem, który przecina – tadam – Wielkopolska Droga Św. Jakuba (wariant bardziej wymagający). Opcja leśna jest kapitalna a na zalesionych morenowych fałdach można zahaczyć o najwyższe wzniesienie okolicy, Górę Św. Jadwigi o wysokości 151 metrów!


W Osiecznej od niepamiętnych czasów spędzałem wakacje, za dzieciaka jeździło się jeszcze nad jezioro Dominickie, ale od czasu gdy na osieckim letnisku kupiliśmy i rozbudowaliśmy domek to Boszkowo odeszło w niepamięć. Obie miejscowości to lubiane przez leszczynian miejsca spędzania wolnego czasu. Świetnie przygotowane na tłumy wypoczywających, weekendami potrafią przytłoczyć, lecz gdy przychodzi spokojne popołudnie z dala od natłoku ludzi robi się naprawdę klimatycznie.


Najbardziej niesamowitym miejscem jest tam bez wątpienia Muzeum Młynarstwa i Rolnictwa, którego nie sposób nie zauważyć. Na niewielkim wzgórzu przy wjeździe do miasteczka dumnie stoją wiatraki koźlaki z XVIII wieku. Ongiś stanowiły one o charakterze i krajobrazie Wielkopolski, rozsianych ich było niemal dwa tysiące (!), dziś pozostało ledwo kilkadziesiąt. Osieckie wiatraki są ewenementem bo to jedyne miejsce w Polsce gdzie zobaczymy trzy tak stare takie młyny (najstarszy ma na karku ponad 250 lat), co więcej te konkretne służą dziś za muzeum i pod czujnym okiem właściciela i pasjonata Jarka Jankowskiego, można zobaczyć jak wyglądało życie młynarza. I wiele więcej – > owo więcej na stronie muzeum: http://zabytkowe-wiatraki.pl/


Rzut beretem z młyńskiego wzgórza mamy Jeziorki, urokliwą wieś z niezwykle klimatycznym dworkiem o tyrolskim charakterze, stadniną koni, malutkim zoo oraz całkiem okazałym parkiem. A to wszystko w sąsiedztwie niesamowitych na wiosnę pagórków, pełnych rzepaku, falujących i w zachodzącym słońcu totalnie hipnotyzujących.



A jeśli krótkie odwiedziny wam nie wystarczą to zawsze można zostać na dłużej, w samym dworku, ale i na przykład nad stajniami można zarezerwować nocleg.
Odległość: 10,9 km
Rodzaj drogi: od początku do końca przyjemna droga rowerowa wzdłuż drogi 432. Alternatywnie przejazd lasem do którego dojedzie się wspomnianą wyżej drogą rowerową.
JEZIORO KRZYCKIE, WYSPA I WĘDKOWANIE
Wiele lat minęło nim wróciłem do Gołanic nad Krzyckie Jezioro, obok Łoniewskiego w Osiecznej najbliższe Lesznu. Choć plaża jest niewielka to może to być ciekawą alternatywą dla bardziej zatłoczonych sąsiadów.

Krzyckie Jezioro jest jednak przede wszystkim miejscem dla wędkarzy. Wąskie choć długie na niespełna 3 kilometry jest jednym z bogatszych w ryby akwenów tej części Wielkopolski a niegdyś (nie wiem czy wciąż) słynęło z węgorzy niemałych rozmiarów. Sporo wędkarzy spotkałem w Krzycku Małym, które poszczycić się może KAPITALNYM kościołem, neogotyckim pięknym pw. Matki Boskiej Śnieżnej wewnątrz, którego zobaczyć można wiele naprawdę wiekowych (niemal 400 letnich) obrazów.

Pośrodku jeziora zauważyć można niewielką, tyci wysepkę, której usłyszeć można legendę…
Dawno temu na środku jeziora znajdowała się osada połączona z lądem groblą. Pośrodku zabudowań wznosiła się świątynia, jednak mieszkańcy raczej rzadko do niej zaglądali. Miejscowy kapłan starał się zaszczepić w ich sercach wiarę w Boga jednak jego próby paliły na panewce.
Pewnego dnia największy z miejscowych zabijaków mając już po dziurki w nosie kazań duchownego wtargnął do świątyni, zdecydowanie nie celem modlitwy. Wyciągnął kapłana na środek osady i tam wespół z kilkoma innymi zbirami, przy cichej akceptacji reszty mieszkańców zbili kapłana na śmierć. Ten w ostatnim tchnieniu przeklął osadników, że osada przetrwa tyle ile trwać będzie świątynia (no ja nie wiem czy takie akcje Jezus uznałby za czyste zagranie, co z przebaczeniem i tymi sprawami ;)).
Mieszkańcy osady twardo uznali, że duchowny chciał ich nastraszyć, no ale jakoś dziwnym zbiegiem okoliczności nikt świątyni nie tknął od tamtej chwili palcem. Z czasem gdzieś tam odpadał tynk, cegła, wyspa się kurczyła, ale nikt nie wiązał jednego z drugim. Nadszedł w końcu dzień kiedy zabijaka odpowiedzialny za śmierć kapłana wyzionął ducha. Chcąc go w miarę porządnie pożegnać ktoś wdrapał się na wieżę kościelną, uderzył trzy razy w dzwon… i przypieczętował los wyspy!
Gdy ucichło echo ostatniego uderzenia dzwona mury świątyni zaczęły drżeć i po chwili budowla legła w gruzach. Nie minęła chwila jak wyspa zapadła się a osadę pochłonęła głębia jeziora… Mały skrawek, na którym legły ruiny świątyni przetrwał tworząc niewielka wysepkę, tę którą dziś mozna zauważyć na jeziorze.
Ponoć gdy zawieje zimny wschodni wiatr (dlaczego taki nie mam pojęcia :P) nad jeziorem słychać bicie dzwonów, mające przypominać grzesznikom, że w myśl starego przysłowia „Fikasz znikasz”.”


Jakoś tam nie wierzę, że Bóg jeśli tam naprawdę u góry siedzi za konsoletą to jest takim kolesiem, który przyciska czerwony guzik jak tylko ktoś robi coś nie po jego myśli, nawet jeśli jest to rzecz bardzo zła. No, ale legenda niezła.
Odległość: 10,3 km
Rodzaj drogi: przeważnie droga rowerowa, z małymi wyjątkami na przejazd przez Święciechowę.
TRZY PAŁACE, CHOĆ TAK NIE DO KOŃCA
Innego dnia postanowiłem udać się jeszcze bardziej na wschód, celem odwiedzenia trzech pałaców – tak, niemal każda miejscowość czy wieś może pochwalić się swoim 😉 Wybór padł na Pawłowice, Garzyn i Górzno. I choć entuzjazm był wielki to nie wszystko zagrało jak należy.
Pałac w Pawłowicach jest jedną z najbardziej imponujących i najlepiej zachowanych rezydencji szlacheckich w okolicach Leszna i bez najmniejszych problemów dojedziecie tam ścieżką rowerową, którą rozpocząć można już w mieście na Al. Jana Pawła II czy dalej ul. Estkowskiego. To 13,5 km całkiem przyjemnej jazdy.

Pawłowicki pałac ufundowany przez rodzinę Mielżyńskich jest dziełem znanego tu i ówdzie Carla Gottharda Langhansa, do którego dzieł należy jeszcze m.in. Brama Brandenburskiea i wiele pałaców i rezydencji na Dolnym Śląsku, jak np. nieodżałowany i zrujnowany pałac w Żmigrodzie.
Choć dziś pałac jest filią Instytutu Zootechniki z Krakowa a przy okazji często służy za centrum konferencyjne to zwiedzanie jego wnętrz nie stanowi dla ‚zootechników’ problemu – z oczywistych jednak względów na czas pandemii taka możliwość niestety została zawieszona. I cóż, jakkolwiek zobaczenie wspaniałej Sali Kolumnowej – którą okazję odwiedzić miałem wiele, wiele lat temu – jest na tę chwilę niedostępne to i tak spacer wokół pałacu i po okolicznych ogrodach daje dużo satysfakcji.




Łapcie godziny otwarcie na tzw. „zaś”:
– od poniedziałku do piątku od 15.00 do 20.00,
– w soboty i niedziele od 9.00 do 20.00.
Dwa pozostałe pałace nie były już tak skore do współpracy. W jednym przypadku nie było to zresztą nic dziwnego, w drugim niestety zaskoczenie. 11km na północ od Pawłowic znajduje się niewielka wieś Górzno, lecz dopiero po pojawieniu się na miejscu przypomniałem sobie, że tamtejszy pałac służy obecnie za Szpital Rehabilitacyjny i wstęp na jego teren jest całkowicie niemożliwy. Kiedyś tam wrócę i przybliżę wam to miejsce bo ciekawa historia się za nim kryje.

Po drodze podziwiając pola pełne rzepaku z nadzieją odwiedziłem Garzyn, kolejną wieś w której podziwiać można XIX wieczną rezydencję. Pałac ufundowany przez Eduarda Mullera, ówczesnego właściciela tak Garzyna jak i Górzna, jest doskonałym przykładem – jak podają źródła – północnoniemieckiego renesansu, co być może jest i prawdę choć mi bardziej pasuje tu neogotyk na modłę bawarskiego zamku Hohenschwangau. No, ale ja się nie znam 😛 W każdym razie, co ważne, brama niestety była już zamknięta i najprawdopodobniej pojawiłem się zbyt późno, szkoda.


Odległość: Pawłowice 15 km / Garzyn 21 km / Górzno 22km
Rodzaj drogi: Do Pawłowic droga rowerowa, dalej już głównie zwykłymi drogami publicznymi.
MURAL Z BURZLIWĄ HISTORIĄ W TLE
Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Powodem, dla którego w Garzynie pojawiłem się dopiero późnym popołudniem były wcześniejsze odwiedziny w oddalonym o kolejne 9 km Nowym Belęcinie. Cóż takiego mnie tam zagoniło? Zbieg okoliczności.
Na jednym z postojów, analizując tablicę z mapą gminy Krzemieniewo w oczy wpadło mi niewielkie zdjęcie przedstawiające ścianę niewielkiego budynku, a na niej mural z oficerem Marynarki Wojennej. Szybki risercz w internetach i po chwili wiedziałem, że muszę jechać. A to wszystko przez mojego brata, przez którego lat temu kilka załapałem marynistycznego bakcyla.
Cofnijmy się na początek XX wieku. Wyobraźcie sobie historię chłopaka z wielkopolskiej wioski, którego marzeniem jest wstąpienie do marynarki. Robi wszystko by marzenie się ziściło, zdaje do szkoły podchorążych i krok po kroku zdobywa coraz to większe doświadczenie by w końcu zostać przydzielonym na niszczycielu ORP „Grom”.
W przededniu wojny „Grom” wraz dwoma innymi niszczycielami zostaje wycofany do Anglii. Gdy wojna już wybucha nasz bohater bierze udział w działaniach na wodach brytyjskich i Morzu Północnym. Choć z pewnością nie tak wyobrażał sobie służbę to daje z siebie wszystko aż w końcu w 1941 zostaje mianowany ordynansem a w następstwie tego adiutantem Naczelnego Wodza generała Władysława Sikorskiego.
Nadchodzi dzień 4 lipca 1943, generał Sikorski po zakończonej inspekcji wojsk na Bliskim Wschodzie szykuje się do powrotnego lotu do Anglii. Jego pierwszy adiutant nie może mu towarzyszyć i jego miejsce zajmuje nasz bohater. Samolot Liberator, którym mieli lecieć nigdy nie dociera do celu, rozbijając się o taflę morza kilkanaście sekund po starcie…
Osobą o której pisałem był Józef Ponikiewski z podleszczyńskiego Brylewa. Choć jego ciało pochowano na cmentarzu w Newark to dzięki staraniom rodziny jego szczątki spoczęły w rodzinnym grobowcu w Oporowie.
W Nowym Belęcinie na ścianie szkoły podziwiać można poświęcony mu mural 🙂 Myślę, że gdybym nie stanął wtedy przy tej tablicy i mapie to nigdy nie poznałbym tej historii.

RYDZYNA, BAROKOWY ZAWRÓT GŁOWY
Rydzyna, wisienka na torcie rowerowych wojaży w okolicach Leszna. Ta niewielka miejscowość z całkiem wielką historią w tle ma do zaoferowania całkiem sporo.
Tamtejszy zamek to największa taka budowla w Wielkopolsce a przez kilka lat siedziba króla Stanisława Leszczyńskiego. Choć jego początki sięgają XV wieku to dziś podziwiać możemy jego barokową twarz nadaną przez najlepszych architektów przełomu XVII i XVIII wieku. W znacznej mierze jest to jednak rekonstrukcja, gdyż zaraz po II Wojnie Światowej zamek został spalony przez żołnierzy radzieckich. Trzeba jednak przyznać, że wiele lat walki o przywrócenie dawnego stanu przyniosło efekty 🙂 W obrębie parku znajdziecie też jeden z największych w Europie platanów klonolistnych.
Zamek można zwiedzać, ale należy pamiętać, że obecnie mieści się w nim hotel a także odbywa się tam wiele różnorakich uroczystości. Jednakowoż gdy nic w „grafiku” zaplanowane nie jest to zwiedzanie możliwe jest:
- od poniedziałku do piątku w godzinach od 8.00- 16.00, oraz od 19.00- 22.00,
- w sobotę i niedzielę od 12.00– 17.00.
- Bilet indywidualny- 12 zł, bilet ulgowy- 15 zł, bilet normalny- 25 zł– upoważnia do zwiedzania z przewodnikiem.





Barokowy zamek wraz z równie barokowym rynkiem oraz odchodzącymi uliczkami stanowi idealny wręcz przykład założenia rezydencjonalno-urbanistycznego (niełatwe słowa ;)) i jako taki został uznany za Pomnik Historii. Centralny punkt rynku Rydzyny to morowa kolumna Trójcy Świętej, postawiona w latach 1760-61 celem uczczenia ofiar epidemii dżumy z początku XVIII wieku.



Już wcześniej wspominałem o mnogości wielkopolskich wiatraków i tak niegdyś w Rydzynie i najbliższej okolicy znaleźć można byłą 39 Koźlaków. Dziś na Młyńskiej Górze dumnie wznosi się wiatrak „Józef”, wybudowany na fundamentach starego pochodzącego z XVII wieku.

Kilka lat temu na północnych obrzeżach Rydzyny powstał zbiornik retencyjny, który dziś jest miejscem spędzania czasu dla miejscowych jak i mieszkańców Leszna. Wokół zbiornika poprowadzono ścieżkę o długości 3,5 kilometra na której znakomicie odnajdą się piechurzy, biegacze czy rowerzyści. Jednak w kontekście tegorocznej suszy zatrważający spotkał mnie tam niedawno widok – ok 1/4 zbiornika była sucha i widziałem kilka osób spacerujących po dnie, prawdziwy dowód na to, że nie jest dobrze.


Do Rydzyny bez problemu dotrzecie autem oraz komunikacją miejską, ale ja polecam wam rower lub kopytkowanie. Oficjalna ścieżka rowerowa biegnie wzdłuż drogi 309, lecz równie łatwo da się dojechać wybierając lasy, co zawsze jest spoko opcją.
Odległość: 11,3 km
Rodzaj drogi: od początku do końca przyjemna droga rowerowa wzdłuż drogi 309. Alternatywnie przejazd lasem, równie przyjemnie a do tego zieloniutko pośród śpiewu ptaków.
Polecam tych allegrowiczów!
W tym roku miałam wybrać się do Osiecznej i w okolice Leszna, aby podziwiać tamtejsze wiatraki. Niestety wirus pokrzyżował mi plany i nie mogę przylecieć 😦 .
PolubieniePolubienie
Będą cierpliwie czekac, w Osiecznej nawet już nie 3 a 4 bo niedawno od zera powstał w pełni funkcjonalny nowy, choć taki mini ☺️
PolubieniePolubienie