„Najciemniej jest pod latarnią”, wszyscy znamy to powiedzonko. Tak właśnie pomyślałem, gdy zacząłem zastanawiać się dlaczego na blogu generalnie zasadniczo (pani i panie kierowniku) o Lesznie można przeczytać co najwyżej w pojedynczych wzmiankach a przecież jest o czym opowiadać! Długo chodziło mi po głowie jak ugryźć pomysł napisania o moim mieście i tak sobie myślę, że to co wam dzisiaj zaproponuję będzie całkiem niezłym pierwszym krokiem. Chodźmy na spacer śladami tutejszych murali… a zarazem liźnijmy trochę historii Leszna.
Plastyka była jednym z moich ulubionych przedmiotów w szkole, uwielbiałem rysować, nieskromnie powiem, że nawet nieźle mi wychodziło (a patrząc na zajawkę sprzed 2 lat to wciąż coś tam się umie nabazgrać ;)). W liceum rysowanie tak weszło mi w krew, że zeszyty miast notatek miały mnóstwo rysunków a moją szkolną ławkę calutką obrysowałem postaciami z „Dragon Ball”, co niestety nie spodobało się mojej wychowawczyni i trzeba było wszystko zagumować 😦 Choć po powyższym przykładzie można moje podejście do „cudzej powierzchni po której można malować” nazwać dość grafficiarskim to jednak ta forma street artu przemawia do mnie tak sobie – albo inaczej: raczej nie mam za bardzo szans podziwiania prawdziwego graffiti i dość „meh” reakcja wykształciła się dzięki dziesiątkom naściennych „bazgrołów”, które po prostu mi się nie podobają. Jednak, jest co najmniej kilka dzieł wartych uwagi, o czym przekonacie się później.

Inaczej sprawa ma się z muralami. Dość formalnie pisząc to wielkoformatowe (zazwyczaj) malunki naścienne o charakterze dekoracyjnym. Czyli bardziej po ludzku to po prostu obrazy malowane na ścianach, zazwyczaj takich wielkich albo jeszcze większych – w języku hiszpańskim słowo mural tłumaczy się jako fresk, nie są to jednak techniki tożsame bo freski charakteryzowały się tym, że malunek powstawał na mokrym jeszcze tynku. Ale nazwanie murali wnukami fresków jest już chyba jak najbardziej na miejscu.

Murale mogą szokować, intrygować, inspirować, uczyć, bawić, reklamować, nakłaniać do refleksji, albo też po prostu cieszyć oko bez szukania drugiego dna, mogą być piękne ale i brzydkie, bezpośrednie i bardziej wielowarstwowe, kolorowe jak i czarno białe, powstałe w przypływie emocji jak i będące efektem długich rozważań i prac. Ilu twórców tyle przepisów na mural, i co więcej ilu odbiorców tyle interpretacji. I to jest w sztuce najlepsze!
NAJSAMPIERW… BYŁA REKLAMA
Często widzę informacje, że pierwszym leszczyńskim muralem jest „Przyjaźń” autorstwa Damgary Angier-Sroki. Fakt, dzieło powstałe w 2012 roku na „17 leszczyńskie Prezentacje” (festiwal artystyczny o dość długim rodowodzie) z pewnością zapoczątkowało boom na tego typu street art w mieście, jednak wydaje mi się, że palmę pierwszeństwa trzeba oddać wiekowemu (co widać) już muralowi z czasów PRLu reklamującemu popularną w latach 1956-1982 grę liczbową „Koziołki”.

Niezwykle stylowa neogotycka willa tuż obok, wybudowana została dla wytwórcy win Rudolfa Molla a w jej sąsiedztwie mieściła się również ubojnia rytualna. To tylko jeden z punktów szlaku „Śladami Leo Baecka”, dość niezwykłej persony, rabina postępowca nie bojącego się przedstawiać swoich nowych idei jak np. równouprawnienia kobiet w synagogach – co m.in. pchnęło Reginę Jonas do zostania pierwszą w historii kobietą rabinem (rabinką?). Był również kapelanem wojennym, człowiekiem, który cudem (przypadkiem) przeżył pobyt w obozie koncentracyjnym w Terezinie… Warto przyjrzeć się jego historii i to właśnie umożliwia ścieżka tematyczna mu poświęcona.

Wracając jeszcze do „Przyjaźni” to „warto” zwrócić uwagę na współczesne malunki ścienne pozostawione przez jedno z dwóch plemion toczących beznadziejną wojnę na epitety. Niezwykły jest ten bój Unii z Lechem.
ROZWIŃ SKRZYDŁA
O tym, że szybownictwo wrosło w tkankę Leszna nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Od lat 50 XX wieku kiedy przeniesiono tu ośrodek szkolenia szybowcowego miasto było świadkiem (czyt. gospodarzem ;)) wielu imprez najwyższej rangi a także wypuściło w świat niezliczoną ilość pilotów najwyższej klasy, że wspomnę wielokrotnych mistrzów i rekordzistów Polski czy świata Janusza Centkę czy Adelę Dankowską. Murali jasno nawiązujących do lotniczych tradycji szukajcie przy Alejach Jana Pawła II dokładnie naprzeciwko „Przyjaźni”. Na jednej ścianie kamienicy znajdziecie poczciwego dwupłatowego Antka, na drugiej młodego lotnika wraz z szybowcem. Oba są autorstwa grupy HelloArt pod którą „kryją” się miejscowi artyści (nie inaczej) Dawid Jańczak i Paweł Gregor.


Na ulicy Przemysłowej znajdziecie trzeci mural nawiązujący do latania, choć tu trochę bardziej swobodnie. „Rozwińcie Skrzydła” to graficzne podejście do hasła promującego Leszno, i kurczę, ale dziś doceniam je bardziej niż kiedyś, warto próbować, warto rozwijać skrzydła!

BYŁA SOBIE KSIĘŻNICZKA, TOPÓR I TUR
Zmieniając klimat wybierzmy się na ulicę Wałową by rzucić okiem na mocno baśniowe przedstawienie postaci „Dąbrówki” i „Wieniawity”, nierozerwalnie powiązanych z Lesznem i legendą o jego powstaniu. Otóż cofnijmy się do czasów gdy kształtowało się państwo polskie. Do Mieszka I przez tereny obecnej Wielkopolski podróżował orszak księżniczki Dobrawy, która miała władcę poślubić. W czasie podróży jednak orszak zaatakowany został przez potężnego tura, który niechybnie pozbawiłby księżniczkę życia. Na jego drodze stanął jednak rycerz Wieniawita i ciosem topora skrócił zwierza o głowę. W podzięce za swój czyn otrzymał on okoliczne ziemie na własność, a że porastała je niezliczona ilość leszczyn to osadę którą założył nazwał Leszczno. Klimat murali jest iście baśniowy, abstrakcyjny, powiedziałbym, że tak mogłaby wyglądać ta legenda gdyby za jej ekranizację wziął się Guillermo del Toro 😉 Ja je uwielbiam, mojemu tacie strasznie się nie podoba, ot sztuka.


A tura – a dokładniej pół jego łba – oraz topór znajdziecie też w herbie miasta 🙂 Autorką obu murali jest Anna Szejdewik „Coxie” z Wrocławia.
GALERIA SŁAW WEDŁUG WOJCIECHA EJSMONDTA
Jednymi z najciekawszych murali w mieście są według mnie te autorstwa Wojtka Ejsmondta, młodego wciąż, ale wielce doświadczonego i utalentowanego Artysty, tak przez duże A. Jego prace to z jednej strony sztuka najwyższej jakości a z drugiej skomplikowane projekty nawiązujące na przykład do „linii rytmicznych” stworzonych przed niespełna stu laty przez Wacława Szpakowskiego. Wykorzystanie tej „techniki” przy tworzeniu murali o sporych gabarytach to już chyba coś więcej niż tylko malunek.
Spod jego ręki wyszło – o ile się nie mylę – sześć murali. Trzy z nich przedstawiają znaczne persony z miastem powiązane, choć wcale nie tak znane szerszemu gronu. No bo czy wiecie, że przez 10 lat w Lesznie mieszkał kompozytor Roman Maciejewski? Zastanawiam się ilu z was bez guglania może powiedzieć, że w ogóle znała to nazwisko 😉 Wydaje mi się, że to wciąż raczej mało znana postać (w obiegu szerokim) a szkoda, bo tworzył muzykę ciekawą (poruszająca dość msza „Requiem: Missa pro defunctis” poświęconą ofiarom II Wojny Światowej, dziesiątki mniejszych dzieł, które dzięki jutubom można bez trudu odnaleźć) a i życie miał nienudne, wielokrotnie pokazując siłę charakteru, czy to stając po stronie Karola Szymanowskiego podczas jego prób reform w warszawskim konserwatorium (za co został zresztą relegowany), czy podczas II Wojny Światowej kiedy to będąc na emigracji w Szwecji codziennie grał ku pokrzepieniu serc Chopina w tamtejszym radio, czy w końcu odmawiając bliższej współpracy z wytwórnią Metro-Goldwyn-Mayer przekładając nad to pracę nad „Requiem”. No i na ulicy Tylnej powstał arcykapitalny mural mu poświęcony. Ciekawe jest miejsce gdzie można go zobaczyć, bo nie jest to reprezentacyjna ulica czy plac a boczna uliczka prowadząca do popularnych klubów. A dość oryginalna forma ma przypominać, o tym, że nocny hałas niekoniecznie jest tym czego pragną okoliczni mieszkańcy.


Alfred Smoczyk, postać legendarna dla fanów czarnego sportu, żużla, Unii Leszno to idealny materiał na bohatera filmu. Chłopak, który w młodym wieku osiągnął najlepsze możliwe wyniki, zdobywając raz tytuł Indywidualnego Mistrza Polski a raz wicemistrzostwo, w popularnych po II Wojnie meczach międzypaństwowych był opoką reprezentacji. Jego kariera rozwijała się błyskawicznie. I skończyła nagle na podleszczyńskiej drodze. Okoliczności wypadku zakończonego śmiercią są niejasne, wiadomo, że jadąc od strony Gostynia musiał stracić panowanie nad motocyklem, wylecieć z drogi i zderzyć z drzewem. W zakończonych niedługo po jego śmierci Indywidualnych Mistrzostwach Polski przyznano mu honorowy tytuł mistrzowski, w następnym roku odbył się pierwszy memoriał jego imienia a w 1953 został patronem stadionu Unii. Niezwykły mural mu poświęcony znajdziecie na ulicy Grunwaldzkiej, gdzie w dzień meczowy spogląda na tłumy idące na niedaleki stadion…


Mam nadzieję, że Stanisław Grochowiak wybaczy mi, że jego postaci nie poświecę już tyle miejsca 😉 Chyba nie skłamię jeśli napiszę, że podobnie jak Maciejewski nie należy on do najbardziej znanych polskich poetów/publicystów/dramatopisarzy. Urodzony w Lesznie – ba, mniej więcej sto metrów od mojego mieszkania – , przez wiele lat z miastem związany, dziś jest patronem Biblioteki, w której budynku znajduje się „Pokój Stanisława Grochowiaka” z ekspozycją jego plakatów, a samego poetę spotkać można na Placu Metziga, gdzie znajduje się jego zastygła w spacerze rzeźba. Mural na ulicy Narutowicza to kolejny przykład na nietuzinkowe umiejętności Ejsmondta, przypominający trochę Ala Capone Grochowiak składa się z ponad 2 tysięcy kwadratów o różnych barwach. I to działa!
Autorstwa mojego imiennika są również:
- „Łowca Talentów”, mural zabawny i dwuelementowy na ścianie budynku Wydziału Promocji i Rozwoju Urzędu Miasta; [Al. Jana Pawła II]
- „Atlas”, kolejny wykonany techniką „liniową”. Skąd mitologiczny tytan w Lesznie? To tęsknota za dość ciekawym pomnikiem Atlasa, który sto lat temu można było podziwiać na niedalekim Placu Kościuszki a który po II Wojnie Światowej zniknął w tajemniczych okolicznościach. [ul. Ofiar Katynia]
- „Zburzenie kościoła pw. Św. Szczepana”, mural, który wielu osobom uświadomił, że niegdyś na ulicy Kurpińskiego planowano wznieść kościół, jednak II Wojna Światowa przyniosła kres tej idei a świątynia już w dość zaawansowanym stadium budowy została przez Niemców wysadzona w powietrze. Smutny w wydźwięku mural upamiętnia tamto wydarzenie.



NIE NALEŻY DŁUŻEJ CZEKAĆ
Te słowa chóralnie powtarzane w noc z 27 na 28 grudnia 1918 towarzyszyły początkom Powstania Wielkopolskiego, jednemu z nielicznych zwycięskich zrywów narodowych. Choć Powstanie zakończyło się 16 lutego 1919 to Leszno na powrót do macierzy musiało czekać jeszcze niemal rok do 17 stycznia 1920 kiedy to w życie weszły ustalenia Traktatu Wersalskiego. Pierwszą i ostatnią datę podałem tu nie bez powodu, wielki mural z powstańczym „hasłem” oraz datą jego rozpoczęcia znajduje się bowiem na ścianie jednego z bloków na ulicy 17 Stycznia. To jedno z kilku dzieł powstałych w ostatnim czasie nawiązujących do Powstania.

Ignacy Jan Paderewski, którego przyjazd do Poznania w 1918 roku był jedną z iskier pod powstańczy ogień; który brał udział w paryskiej konferencji zakończonej Traktatem Wersalskim jest bohaterem muralu na Alejach Jana Pawła II. HelloArt są autorami nie tylko tego muralu, ale i kilku innych „powstańczych”, które znajdziecie rozsiane w całej Wielkopolsce.

A kilkaset metrów dalej, również na Alejach na ścianie garaży zobaczycie mural poświęcony zwycięskiej bitwie powstańców pod wiatrakami w Osiecznej. Wespół z godłem Powstania znajduje się na nim herb Unii Leszno, to z inicjatywy kibiców „Byków” mural powstał.
NA PÓŁ CHAMSKI, NA PÓŁ PAŃSKI, SIEDEMNASTY PUŁK UŁAŃSKI
Musicie przyznać, że leszczyńskie murale to w dużej mierze spacer po historii miasta. Przed laty na ulicy Dąbrowskiego mieściły się koszary 17 Pułku Ułanów Wielkopolskich. Choć stacjonowali oni w Lesznie niespełna 20 lat to na trwale wpisali się w tkankę miasta. Czasy w jakich przyszło Ułanom żyć nieraz wystawiały ich na próbę, ostateczny test przynosząc w 1939 roku.

W leszczyńskim Pułku spotkać można było wielu wybitnych ułanów, jednym z najlepszych był Michał Gutowski, którego iście „ułańska fantazja” zaprowadziła na Igrzyska Olimpijskie w Berlinie gdzie niestety nie odegrał większej roli. Jednak co się odwlecze to nie uciecze, po wojnie wyemigrował on do Kanady gdzie został trenerem tamtejszej kadry a jego podopieczni zdobyli złoty medal w Meksyku. Gdy spoglądam na mural „Ułan na koniu” znajdujący się na przeciwległym do koszar budynku to zastanawiam się, czy tak właśnie prezentował się Gutowski?
I RYCINA MURALEM BYĆ MOŻE
By zamknąć historyczny cykl warto przejść się jeszcze z 200 metrów w kierunku leszczyńskiego PWSZ. Tam to, na ul. Mickiewicza zobaczycie mural przedstawiający Leszno z roku 1740. Inspirowany a w zasadzie będący dość wiernym odwzorowaniem ryciny wybitnego rysownika Friedricha Bernarda Wernera. Którego dzieła zresztą polecam mocno – takie np. „Scenographia urbium Silesiae” przedstawiające XVIII wieczny Dolny Śląsk zostało udostępnione cyfrowo przez Bibliotekę Uniwersytetu Wrocławskiego. Polecam wielce tę podróż w czasie.


AND SO ON…
Jak mawia Kapitan Ameryka „Mogę tak cały dzień”, ale chyba trzeba zostawić wam trochę swobody w odkrywaniu kolejnych murali 😉 Bo kilka ich zostało, o istnieniu kilku pewnie nie mam pojęcia a i jeszcze na sam koniec garść przykładów fajowego graffiti wam pokażę.
Dajcie znać, które murale wam najbardziej się podobają 🙂
I CAN FLY !!! 🙂
PolubieniePolubienie
Nie miałem pojęcia, że w Lesznie może być tyle fajnych murali.
PolubieniePolubienie
A jakże, a z każdym kolejnym dniem odkrywam, że to nie wszystko :O
PolubieniePolubienie
Miałem okazję widzieć kilka z nich podczas mojego tourne po Wielkopolsce. Przyznam szczerze, że to bardzo fajna forma zwiedzania miasta… żałuję tylko, że nie miałem wystarczająco dużo czasu, aby poznać wszystkie prace artystów.
PolubieniePolubienie
Aż mnie przekonałeś do zrobienia podobnego wpisu o Poznaniu:). Swoją drogą Leszno to jedno z niewielu miejsc, które odwiedziłam przed pandemią i byłam zachwycona tym, jak ładnie oświetlony był rynek 🙂
PolubieniePolubienie
Oj w Poznaniu jest wiele perełek a o jeszcze większej liczbie pewnie nie mam pojęcia 😀 Poczekam więc. I tak, bardzo lubię nasz rynek, który od tego roku trochę się zmieni – a to wszystko przez barwy ratusza i powrót do kolorystyki sprzed wielu wielu lat 🙂
PolubieniePolubienie
Mój poprzedni komentarz coś wtytnęło i może to nawet dobrze, bo napisałam w nim, że nigdy w Lesznie nie będę. Nigdy nie mów NIGDY. Zaczęłam przeglądać informacje na temat Wielkopolskiego Szlaku Wiatracznego i wydaje mi się, ze Leszno byłoby dobrą bazą wypadową. Czy mi się tylko wydaje?
A murale piękne, kiedyś zwiedzałam Porto śladami murali. Jeżeli uda mi się dotrzeć do Leszna, to na bank wrócę do Twojego wpisu 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
Absolutnie byłby to dobry pomysł, tak baza wypadowa do eksplorowania wiatraków jak i poszukiwanie murali 😉
PolubieniePolubienie