W nieznane: Armenia

Po tygodniu w Gruzji wyruszyliśmy na południe w stronę spalonej słońcem Armenii. Zostawiliśmy za sobą trudy górskich wędrówek, szaleństwa tamtejszych kierowców, pewnego rodzaju gwar (jakkolwiek urokliwy). Zmierzaliśmy w miejsce gdzie poddaliśmy się nastrojowi i nieśpiesznemu rytmowi, pewnemu zamyśleniu, okraszonemu jednak mnóstwem serdeczności.

Do Armenii jechaliśmy po przygodę. W planach był Erywań, ale przede wszystkim trekking na najwyższy szczyt kraju Aragac. Jednak już pierwsze godziny w tym kraju – tu zasługi swe ma również niewyobrażalny upał – pozbawiły nas zawadiackiego zacięcia a nasz pobyt nawet mimo wciąż niesamowitych krajobrazów nabrał charakteru bardziej…hm, reporterskiego?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
To zdjęcie kłamie bo Araratu niemal nie było widać 😀

Patrząc na mapę, nie mając żadnej innej wiedzy człowiek może pomyśleć, że Armenia powinna znajdować się na podobnej ścieżce co Gruzja, patrząca w przyszłość w dość kolorowych barwach. Jednak, jeśli tylko spojrzymy z bliższej odległości to zobaczymy, że kraje te są jak dwaj koledzy, razem się wychowywali, ale potem ich drogi się rozeszły, historia obeszła się na różne sposoby a dziś szukają przyjaciół wśród graczy zdecydowanie większych niż oni sami, i bardzo różnie na tym wychodzą…

Armenii, jak mało, któremu państwu należy poświecić chwilę zadumy i postarać się choć trochę wgłębić w zszarganą duszę tego narodu. Dla Ormian, którzy na to zasługują.

P1012422.jpgArmenia wraz z Gruzją są dwoma pierwszymi państwami, które przyjęły chrześcijaństwo. IV wiek n.e. przyniósł obu narodom przełomowe i dramatyczne wydarzenia bezpośrednio związane z nawróceniami ich władców – w uproszczeniu: w Gruzji nastąpiło to po uzdrowieniu córki króla, w Armenii po uzdrowieniu choroby psychicznej króla – Św. Grzegorz, który tego dokonał wcześniej przez lata przez tego samego króla był więziony. Religia nierozerwalnie stanie się częścią ormiańskiej historii, historii niestety w dużej mierze pełnej cierpienia…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przekroczyliśmy już granicę. Jedziemy w stronę Wanadzor. Na pierwszy rzut oka krajobraz gruziński, tyle że nie jest tak zielony a bardziej słońcem przypalony. Po jakimś czasie jednak da się zobaczyć, że mijane miasteczka i wsie nie krzyczą do nas tandetnymi reklamami, kolorowymi straganami ciągnącymi się całe kilometry, brak nowiutkich komisariatów policji na wylocie w każdym mieście, górzysty krajobraz co jakiś czas przerywany jest kominem nieczynnej fabryki czy zwykłym szarym mieszkalnym blokiem pośrodku niczego. Wanadzor jest trzecim co do wielkości miastem w kraju a przejeżdżając przezeń czuliśmy pustkę i rezygnację… I tylko raz po raz mijał nas kolejny Lexus pędzący do enklawy dobrobytu w Erywaniu.

P1011716.jpg

W grudniu 1998 roku wstrząsy o sile blisko 7 w skali Richtera (oraz setki coraz słabszych wstrząsów wtórnych) doprowadzają do istnego armageddonu w dużej części kraju. Zniszczonych zostaje kilkanaście miast (niektóre całkowicie), śmierć ponosi niemalże 25 tysięcy osób (w dużej mierze dzięki „solidnemu” sowieckiemu budownictwu) a dach nad głową traci  blisko pół miliona. Straty wyceniono na ponad 16 miliardów dolarów, co dla i tak niezbyt bogatego państwa było potężnym ciosem. Wiele regionów do dziś nie udźwignęło się po tamtej katastrofie. A i tak często łatwiej jest odbudować budynki niż pokonać traumę straty wszystkich bliskich…

P1012359.jpg

Artura poznajemy w Garni. Jest trenerem W-Fu oraz boksu. Zarabia minimalną stawkę – 120 dolarów miesięcznie. Większość pieniędzy idzie na leczenie chorej żony, dlatego każdą wolną chwilę spędza na dodatkowej pracy. Tak trafia na nas, obwozi nas po Garni i (prawie) Geghard. Doskonale mówi po polsku, w latach 90 handlował fajkami w Olsztynie i raczy nas garścią barwnych historii. Naprawdę świetny człowiek, który nawet w sytuacji w jakiej się znajduje stara się zachować pogodę ducha a nam obcym, pomaga jak tylko się da. Sympatia do Polaków jest w ogóle wyraźna. Tak jak głośno mówi się  o przyjaźni polsko-gruzińskiej, tak muszę przyznać, że Ormianie zaskoczyli nas o wiele mocniej. Tamtejsza serdeczność i chęć niesienia pomocy jest jakaś taka mniej nachalna i bardziej autentyczna niż u sąsiadów z północy. Sporo starszych osób wciąż wzdycha w kierunku Moskwy, bardziej nawet do tej sprzed lat, czasów ZSRR, kiedy jak to wielu mówi: w kraju było więcej pracy, na wakacje można było wyjechać nad Morze Czarne… Dziś jednak wydaje się, że i władze i młodzież bardziej patrzą w kierunku Zachodu niż Wschodu (choć w sumie dla Ormian północy ;)).P1011991.jpg

Erywań. Jest wieczór, powoli wspinamy się na wzgórze Cicernakaberd. Słońce chowa się za 40 metrową iglicę. Zgromadzona wokół wiecznego ognia rodzina wspomina zapewne kogoś, kto stracił życie niemal 100 lat temu… Ludobójstwo Ormian to temat rzeka o którym im więcej człowiek się dowiaduje tym większy smutek i gniew go ogarnia. Bo co innego czuć można na myśl o etnicznych czystkach, eksterminacji niemal dwóch milionów ludzi (a nawet i więcej, jeśli liczymy jeszcze setki tysięcy Greków i Asyryjczyków, którzy również wycierpieli wtedy niesamowicie) i próbach zanegowania całego tego zła?

IMG_20180830_191955.jpg

Od początku jednak. Ludobójstwo, którego na początku XX wieku (choć w sumie wszystko początek miało już pod koniec XIX stulecia) dopuścili się Turcy jest największą traumą Ormiańskiego narodu. Przeszło sto lat temu trwała I Wojna Światowa. Imperium Osmańskie zamieszkiwało 2,6 mln. Ormian. Jeszcze przed wojną do władzy dochodzą młodoturcy (Komitet jedności i postępu… tia). Dążą oni do panturkizmu, ustanowienia Turcji krajem jednolitym etnicznie i kulturowo – przypomina wam to coś? Na drodze stają im chrześcijanie, obcy nie tylko religijnie ale i kulturowo – Ormianie, ale i pontyjscy Grecy oraz Asyryjczycy. W przeciągu 3 lat dochodzi do prawdziwego horroru – masowe egzekucje, marsze śmierci na pustynie gdzie w dziesiątkach tysięcy ludzie umierali z głodu. Szacuje się, że wskutek pogromu zginęło przeszło 2 miliony Ormian. Raczej nie ma rodziny, która nie straciłaby wtedy kogoś bliskiego…

IMG_20180830_093033.jpg

A co na to Turcja? Wzbrania się przed nazwaniem tych okrucieństw ludobójstwem zrzucając winę na działania wojenne i pod takie starając się je podciągnąć. Świat jak się okazuje jest podzielony – świadczy o tym fakt, że tylko dwadzieścia kilka państw oficjalnie uznały te wydarzenia za ludobójstwo… Nie wolno zapomnieć o tych wydarzeniach. Choć i tak, nawet jeśli Turcja kiedyś uzna swą winę, to ostatnim aktem, bez którego unormowanie sytuacji w regionie nie będzie możliwe, powinno być PRZEBACZENIE. Czy doczekamy takich czasów?

Słońce chowa się za horyzont resztkami sił padając na Ararat, świętą górę Ormian, dziś leżącą 20 kilometrów wgłąb Turcji. Wedle Biblii to właśnie na tej górze spoczęła Arka Noego. Silny związek Ormian z górą wiąże się z postacią Haika, praprawnuka Noego, od którego ponoć wywodzą się Hajowie (jak określają siebie Ormianie) oraz ich ojczyzna Hajastan…

P1011899.jpg

Rzeź Ormian do dziś wpływa na oficjalne kontakty z Turcją. Granice pomiędzy krajami są zamknięte, choć to zupełnie inna historia. Imię jej: Górski Karabach.

Górski Karabach to kość niezgody pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem. Ziemie od lat zamieszkałe przez Ormian w roku 1923 zostały włączone w skład Azerskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, choć po prawdzie pierwsze kroki ku temu by Karabach trafił w ręce Azerbejdżanu poczyniono tuż po I Wojnie Światowej, jeszcze przez najazdem bolszewików. W każdym razie, oficjalna utrata części swego terytorium była ciosem wielkim, jednak dopóki w regionie coś do powiedzenia miał Związek Radziecki dopóty Ormianie pozostawiali Azerów w spokoju. Po upadku ZSRR upomnieli się jednak o swoje. Wojna o górski region wybuchła w 1992 roku i trwała do 94. Formalnie zwycięsko z konfliktu wyszła Armenia, choć spornego terytorium nie wchłonęła. Karabach pozostaje dziś jako strefa uśpionego konfliktu, niczym rana która co jakiś czas się otwiera i nie chce zagoić. Z powodu konfliktu granice z Azerbejdżanem pozostają zamknięte, co więcej Turcja na znak solidarności z Azerami zamknęła również swoje granice co w dużej mierze przyczyniło się do izolacji Armenii w kaukaskim kotle…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Armenia znana z turystycznych broszur to niezwykłe i bardzo różne góry, półpustynne pustkowia, setki klasztorów w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, historyczne relikty, doskonała kuchnia… Tak, o wszystko czeka na was i macha z ulotek i przewodników. Cieszmy się, że możemy tam podróżować by poznać ten świat, nawet jeśli tak boleśnie doświadczony przez los. Bo życie płynie dalej a Ormianie mimo takiego bagażu doświadczeń (a może właśnie z tego powodu) i tak przyjmą was z otwartymi rękoma. Bo tacy są.

2 myśli na temat “W nieznane: Armenia

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.