Góry Izerskie, niepozorne a tak piękne. Na pierwszy rzut oka płaskie i niewymagające… No cóż, tak myśląc możecie się trochę zdziwić 🙂
Z każdym rokiem coraz mocniej eksplorujemy te wciąż nie do końca doceniane góry. Sąsiedztwo ze słynnymi Karkonoszami trochę powinno ułatwić im życie, ale prawda jest taka, że cała nasza uwaga po wyjściu na dworcu Szklarska Poręba Górna od razu skupia się na Szrenicy, Łabskim Szczycie i ferajnie, tak że Wysoki Kamień wzrastający naprzeciw może tylko cicho westchnąć i mieć nadzieję, że ktoś zwróci nań uwagę. A zwrócić powinien każdy bo Góry Izerskie, mają naprawdę sporo do zaoferowania.
Są one najbardziej na zachód wysuniętą częścią Polskich Sudetów. Z oddali dość łagodne, z bliska mogą jednak zaskoczyć iście diabelskimi podejściami – całościowo jednak są wymarzonym miejscem na krótsze i dłuższe wędrówki dla osób w każdym wieku. Nadwyrężone przez klęskę ekologiczną z końca XX wieku powoli odzyskują wigor, z każdym kolejnym rokiem przyciągając większe rzesze piechurów i rowerzystów. W 2 dni mijającej majówki przeszliśmy 60 kilometrów tamtejszych tras a jest to niewielki wycinek tego co góry mają do zaoferowania…

Naszą przygodę zaczynamy w Szklarskiej Porębie. W mieście byliśmy dopiero o 13.00, dlatego nie zwlekając, w pełnym rynsztunku od razu ruszyliśmy na czerwony szlak. Izerski fragment GSS szybko pnie się w górę przecinając pięknie zielony o tej porze las.
WYSOKI KAMIEŃ
(1058 m.n.p.m.)
Niecałą godzinę zabiera dotarcie do schroniska/bufetu na Wysokim Kamieniu. Pięknie położony budynek ma za sobą ciekawą historię… znaczy się samo miejsce bo obecne schronisko nijak ma się do poprzedniego. W XIX wieku na szczycie wzniesiono schronisko wraz z drewnianą wieżą widokową, jednak na przestrzeni lat nie miało ono szczęścia i ostatecznie po wielu wypadkach, niedługo po II wojnie światowej teren zrównano z ziemią. Dopiero pod koniec XX stulecia nadeszły lepsze czasy i za sprawą rodziny Gołbów dziś możemy zatrzymać się tam na piwku a także trzymać kciuki za budowę kamiennej wieży. Z tarasu tuż obok bufetu rozpościera się kapitalna panorama Karkonoszy jak i całego Izerskiego Wysokiego Grzbietu i dużej części Kotliny Jeleniogórskiej.


HALA IZERSKA – CHATKA GÓRZYSTÓW
(846 m.n.p.m.)
Ruszając dalej kolejny raz doświadczyliśmy dziwnego uczucia – niemal do Chatki Górzystów (czyli ładnych parę kilometrów) nie natrafiamy na żadnego piechura, raz po raz migają nam rowerzyści (jak zimą narciarze/skiturowcy). Inna rzecz, że cała trasa upstrzona była dojrzewającymi jagodami – za jakiś czas nastanie tam istny raj dla wielbicieli tego niepozornego owocu. W każdym razie fragment ten, posiada jedną z najfajniejszych panoram po polskiej stronie gór – wystarczy zrobić kółko wokół Wysokiej Kopy (najwyższego szczyty całego pasma) by pod Przednią Kopą niewiele tylko niższą, spocząć na drewnianej ławce i rozkoszować się widokiem Stogu Izerskiego, Smreka i dużo więcej. Wracając do Wysokiej Kopy – na najwyższy szczyt pasma nie prowadzi oficjalny szlak, jednak wydeptaną ścieżkę da się znaleźć tuż za mijaną wiatą, nie ma mowy byście przegapili to miejsce.


Hala Izerska wita nas po 3 godzinach marszu. Jest późne popołudnie, słonko przyjemnie grzeje, wokół Chatki Górzystów ledwo kilku gości. Kiedy byłem tam ostatnim razem to kolejka do bufetu kończyła się na zewnątrz budynku a kuchnia ledwo co wyrabiała z produkcją tamtejszego przysmaku, naleśników z jagodami. Ale ja nie o tym chciałem a o pogodzie i temperaturze. Przyjemne ciepełko, które nam towarzyszyło szybko miało ustąpić miejsca dość przenikliwemu chłodowi. Hala Izerska jak i spora część całych gór należy do miejsc z najbardziej surowymi warunkami w całym kraju, dość często dochodzi do inwersji temperatury (latem może ona spaść poniżej zera!) a i opady nie szczędzą tam sobie – 1500mm deszczu w ciągu roku czy pokrywa śnieżna rzędu 150 cm to norma. A my nocą mieliśmy się przekonać co znaczy Izerski chłód 🙂




STACJA ORLE/OSADA CARLSTHAL
(823 m.n.p.m.)
Powolnym krokiem maszerujemy wzdłuż Izery, stanowiącej naturalną granicę z Czechami. Przystańcie nieopodal torfowiska na Kobylej Łące i zatraćcie się w pięknie płynącej rzeki, uwielbiam ten widok. Kiedy Izera niknie w gęstwinie drzew nam pozostaje naście minut na dotarcie do Schroniska Orle. Nim naszym oczom ukazują się wiekowe budynki do nosów dociera woń smażonych kiełbasek, ognisko przy schronisku to rzecz normalna. Orle usytuowane jest w miejscu niegdysiejszej osady hutniczej. Na przełomie XVIII i XIX wieku cała okolica „trudniła” się szklarstwem, osada liczyła sobie wtedy – prócz samej huty – kilkanaście domostw. Do dziś z tamtych czasów przetrwał kamienny budynek administracyjny (obecnie bufet schroniska) a także dawny dom hutników. Na kompleks turystyczny składają się również dwie strażnice graniczne wzniesione już w XX wieku (znaczy się, spać można w jednej). Schroniskiem zarządza Stanisław Kornafel, człowiek orkiestra, dusza i serce tego miejsca!


W schronisku znaleźć można wiele starych rycin, obrazów i fotografii przedstawiających hutniczą przeszłość, pokazujących przy tym jak bardzo eksploatowana była tamtejsza przyroda – najlepszym przykładem jest obraz z czeskiej Jizerki, na którym górująca nad wsią piramida Bukovca całkowicie jest ogołocona z drzew – a dziś bucha zielenią!
Co jednak najfajniejsze – duży fragment gór Izerskich znajduje się w tzw. Strefie Ciemnego Nieba, czyli obszarze o wyjątkowo niskim zanieczyszczeniu świetlnym. Pozwala to przy dobrych warunkach na oglądanie naprawdę mega-ultra-wybitnie rozgwieżdżonego nieba a nawet i drogi mlecznej!


Za nocleg pod namiotem zapłaciliśmy 15 złotych do osoby 🙂 I powiem wam, niskie temperatury w Izerach to nie przelewki, zaprawdę chłodno było. Dlatego wybierając się na biwak zaopatrzcie się w cieplejszy śpiwór i będzie cacy.

JIZERKA
(861 m.np.m.)
Orle stanowi doskonałą bazę wypadową na czeską stronę gór Izerskich, nie mogliśmy nie skorzystać z tej okazji. Tuż przy stacji rozpoczyna się zielony szlak do granicznego Karlovskyego mostu, jednak w czasie naszego pobytu początkowe podejście było zamknięte i trzeba było nadrobić kilkaset metrów obejściem wzdłuż Izery. Po czeskiej stronie straż nad przejściem sprawuje wybijający się ponad okolicę Bukovec, stożkowaty bazaltowy rodzynek na geologicznej mapie Izerów i Karkonoszy. Strzelisty szczyt góruje także nad wsią Jizerką, którą osiągamy po 30 minutach marszu przez las. Od 1995 będąca rezerwatem architektury wiejskiej przyciąga nieśpiesznym klimatem, spokojem, klasyczną zabudową, brakiem turystycznego przepychu i… polem pełnym żonkili! A całości dopełnia Bukovec, na którego jest stamtąd żabi skok. Góra – również będąca rezerwatem – jest jednym z najwyżej położonych bazaltowych wyniesień Starego Kontynentu.




Centrum wsi przecięte jest Jizerką, która swój początek ma na niedalekich torfowiskach. Rzeczka wije się nieopodal asfaltowej drogi ku Smedavie i można przemaszerować wzdłuż niej niedługim fragmentem szlaku odbijającym od owej asfaltówki. Asfaltówki, której przez następne kilka kilometrów nie będziemy już niestety mogli opuścić – rowery byłyby na tym odcinku idealnym rozwiązaniem!

FRYDLANTSKE CIMBURI/POLEDNI KAMENY
(1007m.n.p.m)
I wtedy też zaczęły się klocki z naszą mapą! Mapa ogólnie super, skala 1:25000, poziomice 20 metrowe, kapitalnie. Jedyny szkopuł w tym, że w sumie kolory większości szlaków… szlag trafił 😀 Jedynie żółty na mapie odpowiadał żółtemu w rzeczywistości, szlaki czerwone, zielone i niebieski wesoło zamieniały się kolorami i dość irytujące to było. No, ale przeżyliśmy 😉

Marsz asfaltem pośród lasu był dość nużący, wokół jednak piętrzyły się najwyższe partie czeskiej strony gór: Jizera, Smedavska Hora, Cerny Vrh. I tak pośród tego wszystkiego nagle wyskakuje przed nami niewielki kiosk. A w nim piwo, dużo piwa. I wspaniała odpowiedź na pytanie: „czy w złotówkach można zapłacić? „Ano można, jak chcecie to płaćcie, wasza wola ile dacie. Co łaska :)” Zimne piwo zawsze spoko! Kiedy docieramy do Smedavy i wielkiej gospody na jej pograniczu uderza nas tłok tam panujący – do tamtego momentu spotkaliśmy tak może 5 osób. Mapa nie pomaga nam w podjęciu decyzji, który szlak wybrać dalej, jednak niebieski vel. czerwony okazuje się trafny. Mijając kolejnych Czechów przyśpieszamy i przy początku żółtego szlaku wokół Smedavskiej Hory zostawiamy wszystkich za sobą – no kurde, nie po to drałujemy cały dzień, żeby potem na finalnych skałach tłoczyć jak sardynki w puszcze.


Z każdym kolejnym krokiem naszym oczom wyraźniej ukazywały się cele całej wędrówki, Poledni Kameny i Frýdlantské cimbuří. Skalne formacje, niemalże małe skalne miasta wyrastają ponad wysokie acz płaskie okolice. Wystarczy spojrzeć na podejście pod Poledni Kameny by uśmiechnąć się w duchu, o takie góry Izerskie walczyłem 😉 Ostre podejście wśród skał szybko wybija nas ponad las a wskakując na najwyższy z głazów możemy podziwiać morze zieleni i cały czeski grzbiet gór, od Jizery po Holubnika czy Ptaci Kupy. Najlepsze jednak przed nami.



Kilometrowa ścieżka do Frýdlantské cimbuří może zabrać wam o wiele więcej czasu niż sądzicie – po skałach w górę i dół, dość ostro a w jednym momencie tak stromo, że bez łańcuchów ani rusz 🙂 Czy to wciąż góry Izerskie? 😉
Klucząc pomiędzy kolejnymi skalnymi basztami w końcu docieramy do ich krańca, na ostatnie skały prowadzi krótka drabinka. Po jej pokonaniu w nagrodę otrzymujemy KAPITALNY widok, panoramę szeroką jak huk. Widać elektrownię Turów a nawet odległy szczyt Landeskrone górujący nad Zgorzelcem, nie mówiąc o rozległych połaciach Czech ciągnących się po horyzont! Dla takich chwil warto przemęczyć każdy marsz.






TORFOWISKO CERNA JEZIRKA
(900 m.n.p.m.)
Nie był to jednak koniec świetnych skalnych punktów widokowych. Do kolejnego jednak trzeba było przejść kolejne kilka kilometrów… a przy okazji stoczyć kolejne boje z mapą! Po powrocie do „naszego” kiosku wystarczy skręcić w szutrową drogę, obecność cyklistów gwarantowana, piechurów wciąż prawie zero.

Tuż za niewielkim sztucznym zbiornikiem na Cernej Smedzie szlak odbija mocno w las gdzie czeka nas dość osobliwy marsz rezerwatem przyrody, Cerna Jezirka. Piękne torfowisko jest niemym świadkiem ekologicznej katastrofy, która nawiedziła Izery w latach 80 – wzdłuż kładek podziwiać możemy upiorne piękno dziesiątek martwych drzew…


PYTLACKIE KAMENY
(975 m.n.p.m.)
Po osiągnięciu wiaty na rozejściu szlaków pozostaje nam wybrać zielony vel. czerwony prowadzący z powrotem do Jizerki. Po drodze jednak zahaczymy o Pytlackie Kamienie, charakterystyczną i bardzo widokową grupkę skał. W przyjemnym popołudniowym słońcu nie śpieszyliśmy się. Szlak w większości biegnie lasem, ale jest to las piękny i nie ma co narzekać 😉

Pytlackie Kamienie swą nazwę zawdzięczają niejakiemu zbójowi Heinrichowi (po czesku pytlak-zbój), który w skałach tych miał swą kryjówkę, jak i swój grób… no w każdym razie tam go ubito. To najmniejsza z mijanych przez nas skalnych grup, ale widok zeń jest równie kapitalny co na poprzednich. Podejście na najwyższą ze skał jest dość strome i wzbogacone o poręcze, które są dokładnie tam gdzie człowiek instynktownie macha rękami, good job! Widok z góry kapitalny, większość Polskich Izerów, Hala Izerska, Wysoka Kopa, Stóg ale i całkiem spory kawałek po Czeskiej stronie. Gdyby nie wiatr można by siedzieć i siedzieć…




Pozostał nam już tylko marsz z powrotem do Jizerki, dalej do Orle, kolacja jak się widzi i lulu. 60 kilometrów jak z bicza strzelił…
Powiem Wam, że dawno żaden marsz nie sprawił mi takiej frajdy a odkrywanie kolejnych punktów tylko zwiększało uczucie fajności. Jeśli góry Izerskie dotąd kojarzyły wam się z płaskimi i umiarkowanie ciekawymi górami ruszcie na szlak by przekonać się, że wcale tak nie jest 🙂
Też bardzo lubię Góry Izerskie. W kilku opisywanych miejscach byłem, w kilku jeszcze nie. To dobrze, bo będę miał co odwiedzać 🙂
Najbardziej podobały mi się Izery w Czechach…
PolubieniePolubienie
Tak, po czeskiej stronie jest obłędnie! 🙂 I też się cieszę, że jeszcze w tylu miejscach i tak mnie nie było 😀
PolubieniePolubienie