Bornholm przewijał nam się w wakacyjnych planach co roku, los chciał jednak, że dopiero zeszłego sierpnia udało nam się tam wybrać. Nie była to co prawda długa wyprawa, ale i tak czas spędzony tam uzmysłowił nam, że warto będzie wrócić na dłużej!

Nazywana „Majorką Północy” niewielka wyspa znajduje się niespełna 4 godziny rejsu z Kołobrzegu. Swą nazwę zawdzięcza nadzwyczajnej ilości dni ze słońcem – przyjemne prażonko z nieba nie powinno nikogo dziwić 🙂 Mikroklimat tam panujący sprzyja rozwojowi tak niecodziennych – jak na te szerokości geograficzne – roślin jak figi, morwa czy też drzewa brzoskwiniowe. Jeśli do wspaniałej pogody dodamy jeszcze spokojne urokliwe małe miasteczka wolne od gwaru i hałasu wielkich kurortów to można się tylko ucieszyć, to idealne miejsce by zaszyć się na kilka dni i „odpocząć mózg”. Zapraszam was na małą dużą wyspę.
WYSPA O WIELU TWARZACH
Choć ma niespełna 600 kilometrów kwadratowych powierzchni to kontynentalna Dania mogłaby pozazdrościć jej różnorodności krajobrazu. Już sam rejs wokół wyspy uświadamia, że Bornholm ma wiele twarzy. Tamtejsze krajobrazy w dużej mierze ukształtowała trwająca wiele tysięcy lat epoka lodowcowa oraz zderzenie się dwóch płyt tektonicznych w czasach… no powiedzmy odległych, niemalże 2 miliardy lat temu 😀 Dzięki temu północne szkierowe wybrzeże i wysokie klify kontrastują z białymi plażami południa a wszystko to poprzerywane jest skalnymi blokami rozsianymi po całym wybrzeżu. Istnieje coś takiego jak Szlak Nabrzeżny (liczy sobie ok. 120km) i pozwala na obejście całej wyspy – niestety jest dość ubogo opisany i oznaczony, raz po raz trafialiśmy tylko na jego odcinki. Jakby się dało to logistycznie ogarnąć to na pewno jest to niezła opcja.

Bornholmskie plaże i wybrzeże są w każdym razie zjawiskowe. Miękki piasek południa, skały na północy a wszędzie… pustki i spokój o których w Polsce można tylko pomarzyć!


Sama północna część wyspy to jak na „duńskie” warunki po prostu góry. Granitowe wzgórza wzrastają na 100 metrów ponad poziom morza a ich dość suchy i skalisty klimat momentami na myśl przywodzi nie północ Europy a półwysep Iberyjski. Wędrówka ponad wyrobiskiem po dawnym kamieniołomie to jeden z highlightów trekkingowych Bornholmu! Północno-zachodnie krańce wyspy to w ogóle fajności nad fajnościami. Prócz wspomnianego jeziora Hammerso, mamy tam m.in.
- największe ruiny północnej Europy, monumentalne pozostałości twierdzy Hammershus. Wybudowana na klifie warownia jest otwarta dla zwiedzających a widoki zeń są jedyne w swoim rodzaju,
- schowaną w zatoczce przytulną przystań Hammershavn, bardzo fajne miejsce na postój tuż przed lub po „zdobyciu zamku”,
- jakby mało wam było miejscówek mających w nazwie „Hammer” to na samiutkim północnym krańcu wyspy jest latarnia morska Hammeren Fyr oraz stacja radarowa. W słoneczne dni bez problemu widać stamtąd szwedzkie wybrzeże 🙂





Środek wyspy za to jest diablo lesisty, Almindingen to jeden z najbardziej zalesionych obszarów całej Danii i to widać – nawet jeśli o te tereny się tylko zahaczy. Do tego niezliczone mokradła i wrzosowiska często sprawiające, że leśne tereny są trudno dostępne…
A jak dziki Bornholm na chwilę nam się znudzi warto zanurzyć się w bornholmskie pola, łagodnie tańczące w wietrze zboża ciągną się kilometrami.

A pośród nich wzrastają klimatyczne i zadbane wiatraki. Głównie w stylu holenderskim, ale jest i miejsce dla koźlaka – najstarszego na wyspie, pochodzącego z XVII wieku. Aż mała zazdrość chwyta gdy widzi się stan tamtejszych młynów… na szczęście w rodzimej Wielkopolsce odrestaurowywanie idzie pełną parą więc aż tak źle nie jest.
KOLOROWE SPOKOJNE MIASTECZKA
Wracając do cywilizacji, bornholmskie miasteczka są urzekająco kolorowe. I kameralne. Zachowując przy tym klasyczną zabudowę zapraszają do spędzenia tam spokojnych chwil.

Na pierwszy plan wysuwa się Svaneke, w którym zachowanie oryginalnej zabudowy osiągnęło poziom mistrzowski. Miasteczko pełne kolorowych domków, malowniczych uliczek poszczycić się może też niezwykłym rdzawym kościołem (nie rotundowym!) a do tego najbardziej znaną na wyspie wędzarnią „Pięć Sióstr” oraz mikrobrowarem z naprawdę dobrymi piwami!
Bornholmskie metropolie (całą wyspa w ogóle!) zaskakują też spokojem. Życie płynie tam powolnym rytmem, cisza staje się tam naszym częstym towarzyszem, tak upragnionym kiedy chce się uciec od prawdziwego zgiełku wielkich miast. Życie skupia się przy przystaniach, na nabrzeżu gdzie w kawiarenkach, lodziarniach czy wędzarniach mieszkańcy celebrują każdą minutę nie śpiesząc się za bardzo – taka mañana północy 😉
Choć były momenty, kiedy tamtejszy spokój i cisza osiągały wręcz karykaturalne rozmiary: puste wyludnione Sandvig w poniedziałkowe południe było tak surrealistyczne, że uwierzyć się nie chciało w otaczające pustki.

Za spokojem idzie bezpieczeństwo. Bornholm odbiega od skandynawskiego obrazu kreślonego w mrocznych północnych kryminałach. Przestępczość jest tak niska, że na całą wyspę przypada CAŁY JEDEN komisariat policji – na wyspie Christiansø (gdzie omen nomen dawniej mieściły się więzienie) nie zanotowano żadnych poważnych przestępstw od 10 lat!
O tamtejszych mieszkańcach dużo mówi też dość często spotykany zaskakujący patent na samoobsługowe straganiki – znaczy się, pomysł jest genialnie oczywisty i opiera się na wzajemnym zaufaniu… i niestety w głowie kołatała mi myśl, że w Polsce jeszcze trochę czasu będziemy potrzebowali na wprowadzenie czegoś podobnego w życie.

ROWEROWY RAJ
Ale co ja tam będę w ogóle smęcił. Jeśli chcecie poczuć się dobrze na Bornholmie wsiadajcie na rower i zacznijcie wielką przygodę. Na dwóch kółkach dojedziecie niemalże wszędzie. Ścieżki rowerowe przecinają całą wyspę, bicykle wypożyczyć można w bardzo wielu miejscach i jak na skandynawskie warunki nie jest to drogi interes (a można też przecież rower wziąć ze sobą z Polski!).

Przy niecałych 150 kilometrach linii brzegowej ścieżki rowerowe ciągną się na długości ponad 230 kilometrów. A że Bornholm jest wyspą jednak dość płaską to nawet niewprawiony rowerzysta nie powinien mieć problemów z pokonaniem większości tras – choć na północnych podjazdach z pewnością można się pomęczyć.
Poruszając się na rowerze z pewnością docenicie duńskich kierowców, ustępujących miejsca niemal zawsze i wszędzie.
Ale cóż… my jednak nie skusiliśmy się na rowery a to głównie przez planowaną przez nas turystykę piwną, którą na wyspie dość dobrze można uskutecznić 😀
KULINARIA
Kulinarna strona Bornholmu o w ogóle rzecz nadzwyczaj warta wspomnienia. Płynąc tam wiedziałem wprawdzie, że sporo będzie ryb, że są jakieś tam wędzarnie… No, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania!

Na pierwszy ogień po wyjściu na brzeg, rozpakowaniu się, kiedy żołądek dochodził do siebie (czytajcie dalej a dowiecie się co i jak :D) pierwsze kroki skierowaliśmy do wędzarni w Nexo. Nexø Gamle Røgeri nie dość, że na starcie zaskoczyło przyjemnymi cenami – oczywiście wyższymi niż w Polsce, ale wciąż niezłymi – to wybór miało naprawdę szeroki i zrobił on mega wrażenie. No wyobraźcie sobie pierwsze danie na wyspie a tam flądra smażona oraz gotowana na parze, krewetki, szparagi oraz kawior, do wszystkiego ciemne pieczywo i miejscowy BornholmerØL. Brzmi zachęcająco? No po takim stracie każdy żołądek by się ogarnął 🙂 Aktualne menu prezentuje się następująco.
W czasie wędrówki po wyspie towarzyszył nam browar ze Svaneke (odwiedzony na miejscu), którego szeroki asortyment powinien zadowolić większość fanów craftowego piwa 🙂

Wracając do ryb i wędzarni. Tamtejsze Røgeri są wizytówką wyspy, spotkać je można w każdym miasteczku czy przystani a charakterystyczne kominy są stałym elementem krajobrazu. Bornholmska szkoła wędzenia śledzi przekazywana jest z pokolenia na pokolenie i opiera na drewnie olchowym, nadającym rybom specyficzny smak oraz złotawą barwę. Do najbardziej znanej bornholmskiej wariacji na temat śledzia należy Bornholmer, czyli śledź wędzony podany zazwyczaj na ciemnym pieczywie, z rzodkiewką, sałatą, cebulką, pycha!

To co, zachęceni? Nieźle, jak na ledwo trochę ponad dobę na wyspie, prawda? 🙂
A JAK SIĘ TAM DOSTAĆ W OGÓLE?
Prom z Kołobrzegu do Nexo
To niemal rzut beretem z naszego wybrzeża, Kołobrzeg od południowych plaż wyspy dzieli 100 km. Z tego też portu od końca kwietnia do października kursuje prom-katamaran „Jantar”, sprawca z jednej strony mojego fizjologicznego upadku (rejs tam!), z drugiej dawca wspaniałego spektaklu zachodu słońca na pełnym morzu (rejs z powrotem). Brzmi tajemniczo? Już tłumaczę.
MS Jantar którym płynęliśmy to 3 pokładowy katamaran. Ogólnie to fajna łajba, załoga profesjonalna, ale… jak przychodzi wiatr w sile 3-4-5 w skali Beauforta to nie ma zmiłuj, trzeba przygotować się na mocne bujanko i obrazy jak z katastroficznego filmu sci-fi o zabójczym wirusie na pokładzie promu :> Żeby nie wdawać się w szczegóły, większość pasażerów dość mocno odczuła czym jest choroba morska, WC oblegane było non stop a foliowe woreczki miały niezwykłe używanie. Kiedy jednak ułożyłem się jak zwłoki na podłodze, pozycja boczna ustalona uratowała mi życie 😛 Tylko Bartu niewzruszenie z uśmiecham na ustach paradował po całym promie jakby nigdy nic.
Co by nie było jednak, rejs powrotny przebiegał w zgoła innej atmosferze, morze było spokojne, fal nie dało się zauważyć i od początku do końca płynęło się przyjemnie, ba zachód słońca na pokładzie łodziowym to było COŚ.
Cóż, takie już wady konstrukcji czy bardziej wyporności katamaranu, bo sama załoga uwijała się jak mogła i była mega pomocna całą drogę.
Ceny zaczynają się już od 130 zł w jedną stronę (190 w dwie, przy powrocie tego samego dnia – co jest według mnie bez sensu). Cennik i więcej info znajdziecie tutaj.
Prom ze Świnoujścia do Ronne
W okresie typowo wakacyjnym (30.06.2018 do 25.08.2018) ponownie będzie można skorzystać z połączenia z największym miastem na wyspie. Bezpośrednie połączenie miast niedawnej jeszcze opcji Świnoujście-Ystad-Ronne z pewnością niejednego ucieszy. Jakkolwiek cena połączenia dla osoby dorosłej jest troszkę wyższa niż katamaranem z Kołobrzegu, tak dzieci do lat 7 płyną za darmo więc dla rodzin z maluchami jest to oferta bardzo fajna. No i nie buja, kolejny plus 😀 Godziny rejsów i ceny znajdziecie tutaj.
Promy Sassnitz – Ronne

To spoko opcja dla osób planujących podróż z własnym samochodem, prom pozwala na „zabranie” auta ze sobą. Oczywiście wiąże się to ze zdecydowanie wyższymi cenami: auto+5 osób w sezonie waha się od 160 do 290 euro (w zależności od dnia wypłynięcia – szczegóły tutaj).
NOCLEGI
Tu odpowiedź jest prosta. Wybierajcie campingi! Po wybrzeżu rozsianych jest kilkanaście pól namiotowych, w centrum wyspy dodatkowo jedno w Aakirkeby.
My nocowaliśmy w Nexo, z przystani mieliśmy 15 minut marszu. Familicamping oferuje nocleg tak w domkach jak pod własnym namiotem. Kompleks położony jest nad samiutkim morzem w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody. Ceny namiotów (do znalezienia też na dość… hm, ciekawej stronie) to w sezonie 125 koron/dobę za dwie osoby (poza sezonem 100 koron). Dla grup podróżujących promem z Sassnitz ciekawą opcją jest pakiet: prom plus tydzień w domku za 345 euro (2 tygodnia za euro 555 :)).

Familiecamping w Nexo
Oczywiście za takie wygody jak prysznic trzeba uiścić małe opłaty, ale są one doprawdy niewielkie. Camping ma wypasioną kuchnio-jadalnię, nie trzeba taszczyć ze sobą własnej kuchenki – wszystko bez problemu można upichcić na miejscu 🙂
No dobra, wstęp mamy za sobą, ruszajmy w konkrety!
Wszystko prawda. Bornholm jest piękny. Jeśli chodzi o noclegi osobiście lubię sheltery i prymitywne pola namiotowe. Są lepiej zlokalizowane niż kempingi, z pięknymi widokami, no i za darmo. Lokalizacje shelterów możecie znaleźć na mapie Bornholmu https://visitbornholm.com/pl/mapa?f=295
Będąc na Bornholmie koniecznie musicie odwiedzić wyspy Christianso i Frederikso. Można się tam dostać promem z Gudhjem, Prom płynie tam jedynie 1 godz. https://visitbornholm.com/pl/miasta-miejsca/wybrane-miejsca/ertholmene
PolubieniePolubienie
nie polecam tej wyspy 😎😎😎😎😎😎
PolubieniePolubienie
Dlaczegóż to? 🙂
PolubieniePolubienie