Ponownego odkrywania i zachwycania się na nowo swoją Małą Ojczyzną ciąg dalszy. Od jakiegoś czasu odwiedzam małe miasteczka wokół Leszna, niektóre nie widziane wiele lat, inne co ze wstydem przyznam chyba po pierwszy raz. I wielce to przyjemne są ekskursje. Każde miasteczko choć powiedziałby ktoś pochopnie nakreślone wedle tego samego schematu potrafi zaskoczyć i oczarować na swój sposób. I choć raczej do miana turystycznych magnesów nie aspirują to na dłuższy spacer zasługują. Na pierwszy ogień idzie Bojanowo, z zielonego rynku słynące. No i piwa 😉

Bojanowo jest miasteczkiem niewielkim, liczącym raptem 3 tysiące mieszkańców. Od Leszna oddalone jest o rzut beretem, 20 kilometrów z groszem. Nie zliczę ile razy jadąc pociągiem do Wrocławia mijałem tamtejszy dworzec, wiem za to, że po tegorocznej majówce dość spontanicznie postanowiłem nań wysiąść i wykorzystać piękne popołudnie do poszwendania się po okolicy. Decyzja była to znakomita a spacer okazał się jednym z wielu, które od tamtego czasu uskuteczniłem.
O HISTORII SŁÓW KILKA
Jak na swoje kompaktowe rozmiary i dość młody wiek miasto potrafi pochwalić się całkiem ciekawą historią. Początki Bojanowa przypadają bowiem na pierwszą połowę XVII wieku kiedy to po sąsiedzku, tuż za granicą na dobre trwał wyniszczający religijno-polityczny konflikt. Tak, chodzi oczywiście o Wojnę Trzydziestoletnią. Założone w 1638 roku przez Stefana Bojanowskiego miasteczko z otwartymi ramionami spoglądało na uciekających wtedy ze Śląska czy Czech protestantów, których duża grupa postanowiła w Wielkopolsce się osiedlić. Było wśród nich wielu rzemieślników i na przestrzeni następnych dziesięcioleci mieli oni niemały udział w zyskaniu przez Bojanowo niezgorszej reputacji. Mało, które miasto w szeroko pojętej okolicy mogło równać się z nim w kwestii sukiennictwa, a prężnie rozwijało się również młynarstwo czy browarnictwo.

Nie mniej istotne w rozwoju miasta była jego otwartość, tak na różne nacje jak i religie. Bojanowscy największą przychylnością darzyli oczywiście protestantów (sami w końcu nimi byli) otwierając w mieście szkołę a niedługo potem gimnazjum luterańskie. To drugie swego czasu urosło do rangi jednego z najważniejszych w Wielkopolsce.

Dzisiejsze Bojanowo jest zdecydowanie mniej istotną mieściną niż miało to miejsce przed stuleciami, jest jednak jedna rzecz, w której obecnie przoduje i powinno brać się zeń absolutny przykład. To zieleń na rynku. Rzecz, której w dobie postępującej „betonozy” nie uświadczymy zbyt często. Do tego dochodzi niezwykły małomiasteczkowy (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu) klimat, zawieszony w czasie zabytkowy układ ulic oraz niskie budownictwo nie nalężące już do najmłodszego… a jednak urokliwie dojmujące, cieszące oko. Tak, spacer po Bojanowie to wspaniała podróż po Polsce dalekiej od gwaru i zgiełku. Zapraszam.

BOJANOWO
Bojanowo leży przy trasie kolejowej z Poznania do Wrocławia i dojazd pociągiem nie powinien stanowić żadnego problemu, połączeń jest naprawdę sporo. Zaraz obok zresztą biegnie też droga S5 tak więc i samochodem dostaniecie się bez kłopotów.

Zanim ruszymy na miasto wielbiciele wież wodnych mogą podejść pod nieczynną już wieżę nieopodal dworca. Trochę zmęczona żywotem trzyma się jeszcze i pewnie w trwaniu jakoś pomaga jej fakt wpisania do rejestru zabytków. Kto wie, gdyby miała większe gabaryty i lepszą lokalizację to mogłaby liczyć na coś więcej, może ciekawą rewitalizację?

UL. DWORCOWA
Takie rozmyślania zostawiamy jednak za sobą bo oto ruszamy ulicą, która podobne myśli z głowy wygania. Ulica Dworcowa prowadzi ze stacji wprost na rynek. Spacer w cieniu potężnych lip to kapitalna sprawa i świetny przykład tego, że drzewa w mieście mają swoje miejsce. Wzdłuż ulicy poukrywane są domki jednorodzinne, dawne wille czy gmachy szkół.


Najbardziej w oczy rzuca się naprawdę ładny budynek Zespołu Szkół Przyrodniczo-Technicznych. Przeszło stuletnia szkoła, od samego początku ukierunkowana była na edukację rolniczą, pierwotnie służąc jednak głównie młodzieży niemieckiej. Co rzecz jasna zmieniło się po I Wojnie Światowej. I cóż wam powiem, jeśli edukacja jest na poziomie architektury to powinno być dobrze. Drugi budynek szkolny, choć nie tak okazały pochwalić się może starym, poczciwym Ursusem dumnie stojącym w jego cieniu.


Po chwili kostka brukowa zmienia się w asfalt, drzewa i wille zostają w tyle, ich miejsce zajmuje niska zabudowa małych miasteczek. Taka gdzie dwa piętra to już ekstrawagancja zarezerwowana dla naprawdę poważnych budynków typu ratusz czy hotel. I wiecie co? Uwielbiam to. Niskie uliczki, starsza zabudowa i niesamowity spokój podczas kręcenia się między nimi – nie wiem jak wy, ale naprawdę odnajduję się w takich miejscach.




Spacerując nie macie jednak co szukać Bojanowa pamiętającego czasy prosperity. Dawne miasto niemal w całości odeszło wraz z wielkim pożarem z 1857 roku, kiedy to ogień spalił przeszło 400 budynków, oszczędzając zaledwie kilka – m.in. oddalony od centrum, nowiutki wtedy dworzec, w którym schronienie znalazło wielu pogorzelców.



Miasto jednak dość szybko zostało odbudowane, zachowując przeto historyczny układ ulic. Niebywałe tempo odbudowy to zasługa całkiem niezgorszego grona, które się w proces zaangażowało. Pomagali m.in. ówczesny książę Sułkowski, książę Hatzfeldt ze Żmigrodu (a jednocześnie właściciel nieodległego Gołaszyna) czy w końcu Heinrich Schmückert, dyrektor poczty Królestwa Prus.
RYNEK W BOJANOWIE
Jest i on. Wizytówka. Perła w koronie. Miejsce nie tak oczywiste na dzisiejszej mapie Polski. Rynek, który miast betonu pochwalić się może zielonymi dywanami, kwiatami i mniejszymi drzewami.

Bojanowski rynek to naprawdę miła dla oka odmiana, chciałbym by więcej głównych miejskich placów podążało tą drogą. Jasne, ktoś powie, że kilka lat temu można było tam spotkać kilka dorodnych lip, i będzie to prawda. Jednocześnie pamiętajmy, że miejscowe władze sprzed stu lat były na tyle hipsterskie, że już wtedy ogarnęły rynek tak by wyglądał jak większość obecnych i pokryły go kostką brukową ze śladowymi ilościami zieleni. I szczęśliwie w latach 60. XX wieku ktoś mądry wpadł na pomysł by nadać mu kolorytu. Idea ta żyje do dziś i z tego bojanowianie powinni być dumni.



Rynek jak na tak niewielkie miasto jak Bojanowo jest ogromny, szeroki i długi na 100 metrów. Zieloną oazę pośrodku otaczają rzędy zadbanych kamieniczek, spośród których jedna wyróżnia się „in minus” – to dawna restauracja „Centralna”, ciekawy projekt straszący dziś przechodniów, czekający na cud i niespodziewanego nabywcę?

Za to wybitnie reprezentacyjnie prezentuje się nowy ratusz, chociaż „wtopiony” w otaczające kamienice to jego eklektyczna forma, z bogatym detalem przykuwa oko. Inna rzecz, że spoglądając na dawne kartki pocztowe, prócz zdziwienia, że po niemiecku miasto również zwało się Bojanowo można dostrzec, że rynek a już na pewno kamienice… niewiele się zmieniły. Zmieniły się za to ich funkcje: dawny hotel to dziś biblioteka, na miejscu zajazdu dziś znajdziecie sklep spożywczy, dawny dom handlowy to apteka, podczas gdy niegdysiejsza apteka spełnia obecnie funkcje li tylko mieszkaniowe… Tak, same budynki wybitnie się nie zmieniły, zmienili się za to ludzie.




BYŁO MINĘŁO
Wraz z pożarem roku 1857 odeszło Bojanowo takie jakim było u zarania swych dziejów. Protestanckie dziedzictwo Bojanowskich zostało dosłownie strawione przez ogień, spłonęło gimnazjum luterańskie czy pierwszy szachulcowy kościół. Nie trzeba było jednak długo czekać by po wielkiej katastrofie wzniesiono nową świątynię.



Wybudowany w 1860 roku neogotycki kościół Najświętszego Serca Jezusowego do dziś stanowi główną dominantę miasta a jego strzelista wieża, choć skromna w detal może się podobać. Najciekawiej jednak jest gdy przekroczy się progi świątyni. Od razu czuć, że odwiedza się kościół o ewangelickich korzeniach. Skromna część kościoła wzdłuż empor spotyka się z barokowymi ołtarzami, „pożyczonymi” z sąsiednich parafii. Lubię takie kontrasty.


Krótki spacer spod kościoła zaprowadzi was do parku Stefana Bojanowskiego. W cieniu drzew z pewnością zauważycie dzieci bawiące się na placu zabaw, mieszkańców spacerujących po ładnych ścieżkach. Warto wam wiedzieć, że był to niegdyś teren ewangelickiego cmentarza. Jak wiele mu podobnych jest on dziś tylko wspomnieniem, i gdyby nie pamiątkowa tabliczka to trudno byłoby się tego faktu domyślić.


Próżno dziś też szukać pozostałości po bojanowskim kirkucie.
Miejscowy kahał liczył sobie w najlepszym czasie przeszło 300 członków. Gmina żydowska w Bojanowie (i okolicach) należała do bardziej interesujących w tej części Wielkopolski, „przyciągając” jak magnes wiele ciekawych postaci. Przez kilkanaście lat rolę rabina pełnił tu dr Julius Theodor, wybitny filozof, badacz midraszów, no nieszablonowa postać. Dodajmy do tego choćby rodzinę Rohrów rezydujących w pobliskiej Golinie Wielkiej, familię wybitnie dla miejscowej społeczności żydowskiej zasłużoną, a jednocześnie z każdym pokoleniem coraz bardziej asymilującą z otoczeniem… co skończyło się przyjęciem przez nich chrztu! Na koniec, wiecie, że to z Bojanowa pochodzili przodkowie Harolda Kroto, zdobywcy nagrody Nobla z chemii w 1996 roku? Ano, co ciekawe Kroto jest skróconym wariantem wcześniejszego nazwiska Krotoschiner (co można by przetłumaczyć Krotoszyński).

Kres bojanowskim Żydom przyniosła rzecz jasna II Wojna Światowa. Wtedy to zdewastowano kirkut (a lata powojenne dopełniły zniszczenia), w Golinie Wielkiej w posiadłości Rohrów funkcjonował obóz pracy dla Żydów. Na bojanowskim cmentarzu znajdziecie dziś grób poświęcony kilku osobom, które straciły tam życie.
Tragiczne lata II Wojny Światowej przetrwała za to synagoga. Dość charakterystyczny, choć dziś pozbawiony już architektonicznego detalu budynek jeszcze przed 45 rokiem został zdewastowany, po wojnie służąc za salę sportową, łaźnię czy w końcu nawet i galerię sztuki. Dziś dawna bożnica jest własnością prywatną.

Spacerując dalej warto zatrzymać się w cieniu imponującego gmachu szkoły podstawowej przy ulicy Michała Drzymały. Okazały budynek z czerwonej cegły u swego zarania służył dachem nad głową oraz opieką najstarszym i najuboższym Żydom nie tylko z Bojanowa czy Wielkopolski, ale i całego kraju. Ufundowany przez Rohrów Przyczółek do starców żydowskich działał do 1939 roku…
BROWAR
Na koniec zmieńmy trochę klimat. Odwiedzimy miejscowy browar, gdzie od bez mała 150 lat (z niewielką przerwą) trwa produkcja złocistego trunku.

Bojanowskie tradycje browarnicze siegąją jeszcze XVII wieku, miejscowi mielcarze już w 1685 roku otrzymali z rąk Bojanowskich specjalne statuty wraz z listą praw, ale i obowiązków.

Browar, który do dziś można podziwiać powstał dzięki staraniom Heinricha Heckego, którego dzieło znacznie rozbudował i unowocześnił Franz Junke. To dwa ważne nazwiska, bez których dzisiejsza piwna przygoda Bojanowa raczej nie znajdowałby się w miejscu… no w którym się znajduje ;p Po nich przyszedł czas na wielkopolskich restauratorów, wybuchła II Wojna Światowa, po niej nastąpiło upaństwowienie aż w końcu ostatnie lata XX wieku przyniosły upadłość zasłużonego zakładu.

Z niebytu powrócił on kilka lat temu i dziś na pełnych obrotach ponownie sławi bojanowskie piwo na cały kraj. Powstają piwa tak tradycyjne, ale i eksperymenty nie są tamtejszym browarnikom obce.
Arcyciekawym doświadczeniem prócz rzecz jasna degustacji piwa jest możliwość spaceru po wnętrzach browaru. Trzeba się najpierw zawczasu umówić, lub też skorzystać „przy okazji” różnego rodzaju imprez w browarze się odbywających. Przy najbliższej możliwości zaatakuję i wybadam ile taka przyjemność obecnie kosztuje.

Mam jednak swoich ludzi, którzy wnętrza mieli okazję wcześniej zwiedzać. Cytując: „od środka browar prezentuje się zjawiskowo, i w dużej mierze jest to podróż w czasie (co potwierdzają zdjęcia). Nie chcę boomersko zabrzmieć, ale wiele wiekowego sprzętu (prosto choćby z fabryki Weigla w Nysie!) i akcesoriów robi takie wrażenie, że szczęka opada i po prostu czuć w tym „duszę starego browaru”. Kapitalnie tak zobaczyć wszystko z drugiej strony, doceniając trud tej roboty.”



I cóż, czas powoli wracać na dworzec. Po drodze, być może tak jak ja mijając znane już uliczki dostrzeżecie coś nowego – to lubię, wystarczy inna pogoda i już dane miejsce odczuwa się w zupełnie nowy sposób. Na „kropkę nad I” polecam zajrzenie na ulicę za patrona mającą mistrza słowa pisanego, Adama Mickiewicza. Kiedyś nosiła nazwę Pocztowej, co było wielce praktyczne gdyż mieściła się nań… Poczta Cesarska. W budynku z czerwonej cegły pocztę znajdziecie i dziś.


I tu byśmy skończyli. Nie wiem jak wy, ale dla mnie spacer ulicami Bojanowa i stopniowe odkrywanie nieoczywistych ciekawostek to rzecz arcyfajna. By dobrze spędzić czas nie potrzebuję na każdym kroku spotykać zabytków klasy światowej czy niepowtarzalnych pomników przyrody – wystarczy właśnie taki spokojny klimat, zieleni niemało oraz skromne acz miłe oku ulice i zabytki buchające historiami wartymi wysłuchania. I tych w Bojanowie nie braknie 🙂
Bojan – piwo z toporkami 🙂 A w ogóle bardzo klimatyczne miejsce i wpis.
PolubieniePolubienie
Mnie w Bojanowie najbardziej podobała się willa Franza Junkego przy browarze 🙂
PolubieniePolubienie
No właśnie muszę wrócić bliżej jej się przyjrzeć, bo trochę ją „olałem”. 😉
PolubieniePolubienie
W Bojanowie byłam parę lat temu i wtedy willa była w remoncie. Myślę, że już go ukończono i budynek wraz z ogrodem prezentuje się ładnie 🙂
PolubieniePolubienie