Długi spacer nad Wodospad Szklarki czyli zimowe Karkonosze piękne są.

Wodospad Szklarki, po polskiej stronie Karkonoszy tylko Kamieńczyk może poszczycić się bardziej okazałymi gabarytami. Samo to powinno posłużyć za niezłą rekomendację jednak tyle razy ile lądowaliśmy w Szklarskiej Porębie tyle razy go ignorowaliśmy. W ostatni (przed ostatni już) weekend nastał jednak czas by w końcu stanąć z nim twarzą w… kaskady i przekonać się, o co tyle szumu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wodospad był jednak tylko pretekstem do dłuższego spaceru 🙂

W połowie drogi ze Szklarskiej Poręby do Piechowic schowany pośród drzew wąwóz kryje jedną z wielu atrakcji okolicy, cel spacerów sporej rzeszy turystów przybywających w Karkonosze, Wodospad Szlarki. To między innymi bliskość miasta sprawia, że miejsce to jest tak popularne. Pobliskie parkingi sprzyjają zmotoryzowanym a dość łatwe szlaki wyciągają ręce do rodzin z dziećmi.  Jednak dla nas wysoki na 13 i pół metra wodospad był li tylko pretekstem i całkiem miłym zwieńczeniem dłuższego marszu, który sobie na ten dzień zaplanowaliśmy. Pierw jednak czekała nas długa podróż z Wielkopolski…

CIUCHCIA

Kolejowe połączenie z Leszna do Szklarskiej Poręby choć nienajgorsze to ma kilka wad i wymaga niekiedy od podróżujących poświęcenia. Przede wszystkim czasu. By móc w górach podziwiać wschód Słońca trzeba liczyć się z przesiadką we Wrocławiu a to oznacza zarwanie nocki i już o 23:55 rozpoczęcie podróży. Wylądowawszy o 1 w nocy w stolicy Dolnego Śląska na przesiadkę czekać przychodzi 4 godziny – tak, serio „lepiej” chyba nie da się tego ogarnąć. Czas ten można jednak spożytkować na łazęgę po mieście. A, że wiele tam do zobaczenia – nawet o takiej godzinie – to spacer to wielce przyjemny.

Na ten przykład na cel spaceru można wybrać Ostrów Tumski gdzie witają nas dość kapitalne widoki:  Pomnik Jana Nepomucena rzucający cień na Kolegiatę pw. Świętego Krzyża i Świętego Bartłomieja robi piorunujące wrażenie, klasyczne spojrzenie na katedrę pw. Jana Chrzciciela to… no klasyk, bez którego wizyta na wyspie się nie liczy (niemal jak morsowanie bez upamiętnienia na fotografii 😉 ) a Most Tumski w świąteczno-walentynkowych ozdobach zdaje się być żywcem przeniesiony ze świata Troskliwych Misiów.

Sam spacer historycznymi zakątkami Wrocławia to jednak temat na zupełnie inne spotkanie. Wróćmy na dworzec. Przy niewątpliwej niedogodności jaką jest wczesna pora pierwszych kursów do Szklarskiej trzeba zauważyć też jeden plus: brak tłumów, tak na dworcu jak i w pociągu – a dla wielu osób w obecnych czasach jest to rzecz nad wyraz ważna. Jeśli biletów nie kupujecie przez apkę tylko w formie papierowej to PAMIĘTAJCIE o jednej niefajnej rzeczy – bilety często drukowane są na papierze termicznym a ten potrafi wchodzić w „ciekawe reakcje” z płynami dezynfekującymi, puszczając spore plamy w miejscach zetknięcia się z wypsikanymi (chociażby triseptem) dłońmi.

A teraz zapraszam na:

NAPRAWDĘ DŁUŻSZY NIŻ ZAZWYCZAJ SPACER POD WODOSPAD SZKLARKI 😉

Tutaj łapcie sznurek do trasy na mapaturystyczna.

Śledząc meteorologiczne (rety, jakie to słowo jest skomplikowane do napisania) doniesienia wiedzieliśmy, że w wyższych partiach Gór Olbrzymich będzie ostro wiać i już pierwsze spojrzenie spod dworca rozwiało wątpliwości i nadzieje, że może być inaczej. A wiedzieć musicie, że chodziło nam wcześniej po głowie, że jednak wdrapiemy się na Szrenicę i podejdziemy pod Śnieżne Kotły – no, ale jak wspomniane zostało, szalejący tam wiatr widać było już z daleka i zapał opadł. Choć sam spektakl wschodzącego słońca oświetlającego pagóry był absolutnie hipnotyzujący. Do kontemplacji widoków polecam herbatkę z imbirem (laną nawet po pół litra!) z budki obok dworca, wciąż remontowanego zresztą.

Widoki piękne, ale trzeba ruszać. I choć niby z głowy wyleciał nam pomysł szturmowania Szrenicy to jednak za pierwszy cel obraliśmy pośrednią stację wyciągu nań…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Hej Szrenico, pokaż nam swe lico!

CZERWONYM SZLAKIEM KU ROZDROŻU POD KAMIEŃCZYKIEM [1h]

Znakowany kolorem czerwonym Główny Szlak Sudecki złapiecie zaraz za dworcem, nim też początkowo ruszymy. Tyle razy tamtędy chodziłem a nigdy zbytniej uwagi nie przywiązywałem do mijanych starych willi. A jest na czym oko zawiesić, dawne wille jak Nelly czy Emma to wspomnienie o czasach kiedy podobne zjawiskowe budynki stanowiły o charakterze miasta. Rzućcie okiem na portal do Nelly, no proszę ja was! Szkoda, że najlepsze czasy ma już za sobą. PRZE-ABSO-KAPITALNY spacer tym śladem odbył Grazus z bloga Polska Wzdłuż Szosy

Tak jak w mieście śniegu jak na lekarstwo tak przybywa go po zostawieniu za sobą ostatnich budynków. Na wysokości Kruczych Skał jest już co go całkiem sporo a na poły zamarznięta Kamienna daje znać, że tam panuje zima. 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Poranek pod Kruczymi Skałami.

Skryty w lesie czerwony szlak daje śniegowi schronienie przed Słońcem przez co jest on diablo zmrożony, w ruch idą systemy wspomagające: ja ubieram raczki, Bartu wyciąga kijki. Tak uzbrojeni możemy iść dalej.

ZIELONYM DO STAREJ DROGI [1h]

Na Rozdrożu mija nas ekipa. Bartu szybko lustruje ich wzrokiem i głosem eksperta mówi: „Zwiadowcy, pancerniacy”. Kiwam głową, bo skąd mam wiedzieć. Oczywiście miał rację, byli to Zwiadowcy z 1 Warszawskiej Brygady Pancernej. Gdybyście widzieli ich plecaki, milion litrów, wypchane maksymalnie. Odetchnąłem z ulgą, że nie musimy takich targać 😛

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tuptanie zielonym szlakiem.

Tymczasem zielony szlak powoli powolutku wznosi się ku górze kończąc się na 955 metrach. Mijamy pierwszych tego dnia skiturowców, przecinamy nartostradę, pustą i spokojną a w normalnych warunkach oczy mielibyśmy przecież wokół głowy. Przy pośredniej stacji wyciągu upewniamy się, że wiatr wyżej jest zbyt silny, wyciąg stoi a nam już ostatecznie z głowy wylatuje pomysł włóczenia się w najwyższych partiach gór. Obieramy kurs na Schronisko pod Łabskim Szczytem. Gdzie przecież też jest pięknie! 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Śnieg dopisał a stoki puste 😦

STARĄ DROGĄ DO SCHRONISKA POD ŁABSKIM SZCZYTEM [45 min]

Wiecie, że dopiero teraz zacząłem zastanawiać się dlaczego ten szlak nazywa się „Starą Drogą”? Wiadomo, zapewne przez to, że była stara (badum tss) ale do czego dokładnie się to odnosi – czy do tego, że prowadziła do schroniska, które w XVIII wieku nosiło nazwę Alte Schlesische Baude? Czy może stanowiła starą drogę graniczną (mniej więcej) Śląska z Czechami? Hmm.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Rozkminy rozkminami a iść trzeba.

Jeśli do tej pory komuś brakowało typowo górskiego klimatu to proszę rozsiąść się wygodnie, będzie się działo. 45 minut, 1700 metrów do przejścia, 220 metrów podejścia. Tu zaczyna się frajda. Szeroka droga przecina Szrenicki Potok a Bartu po pokonaniu mostu macha do mnie rękami. Kiedy go doganiam rzuca krótkie: „Odwróć się!” 

Przed mostkiem.

 

Za mostkiem 🙂

O ludzie, dla takich widoków warto wędrować: Szrenica wzrastająca ponad lasem, cała w bieli, targana wiatrem. Mniam. Po chwili kolejne delicje, Kukułcze Skały. Jedna z wielu imponujących karkonoskich granitowych grup skalnych swej nazwy na pewno nie zawdzięcza podobieństwu do popularnych ptaszków. Drogą dedukcji doszedłem do tego, że w tym przypadku chodzi o kukułki sudeckie, kwiaty występujące m.in. w Karkonoszach właśnie. Ktoś potwierdzi? Swoją drogą wiecie, że podziwiając pionowe i poziome spękania w skale, tzw. ciosy możecie poczuć się jak Hans Klos? Hans Cloos się znaczy. Otóż tak nazywał się niemiecki geolog, który przez lata badał karkonoskie granity i cosik zjadł na nich zęby, że tak kolokwialnie napiszę.

Kukułcze skały.

 

Kukułcze skały bardziej.

Stamtąd już rzut kamieniem do schroniska. Po zostawieniu lasu za sobą wychodzi się na rozległą halę. A, że teren to otwarty to i wiatr się przypałętał. Silne podmuchy utrudniały trochę podejście, ale jednocześnie targany przez żywioł śnieg i prześwitujące przez pojedyncze drzewa Słońce dawały taki spektakl, że jakoś zmęczenia nie czułem. Bo też trochę za drzewem się schowałem i fociłem Barta, który niczym Rocky na Syberii mozolnie podchodził pod górę. Śmiechy chichy, ale jednak z ulgą przyjęliśmy ściany schroniska chroniące przed wiatrem. 

Lubię to miejsce. Lubię jego klimat, trochę jakby zastygły w czasie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na krawędzi Łabskiego Kotła, już w XVII wieku istniała drewniana chata, w późniejszych wiekach prze/rozbudowana w schronisko, nazywane na przestrzeni lat wielorako, najlepiej uwiecznione na fotografiach z XIX jako Alte Schlesische Baude. Piękne dość! Niestety w 1915 roku strawił je pożar i to wybudowane na jego miejscu budynek odwiedzać możemy dziś. 

Bartu od początku wyjazdu marzył o „czechosłowackim” piwku po drodze i tam też spełniło się jego marzenie. W sali przy bufecie można się było ogrzać, wypić i zjeść coś szybkiego jak gorąca zupka. Ach, nawet nie wiecie (albo wiecie) jak takie przyziemne czynności docenia się w obecnych czasach. Do tego uśmiech i serdeczność załogi, „Pod Łabskim Szczytem” jeszcze nigdy nas nie zawiodło! 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pod Łabskim zawsze jest spoko.

Zadymka na zewnątrz trwa w najlepsze, co nie przeszkadzało w robieniu kolejnych zdjęć i odgadywaniu jakie dalekie szczyty widać, chyba nawet Ostrzyca Proboszczowicka i Grodziec kiwały z hen hen. I choć było miło powoli zaczynaliśmy powrót. Na szczęście długi.

ZEJŚCIE SZLAKIEM ŻÓŁTYM DO SZKLARSKIEJ PORĘBY [1h15min]

Stojąc koło schroniska na rozejściu szlaków do wyboru mieliśmy dwa kolory: żółty oraz niebieski. Szybki rzut okiem na ten drugi, dość nieprzetarty, którym w naszą stronę powoli przedzierał się turowiec udzielił odpowiedzi jaki kierunek wybierzemy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Idziemy żółtym.

I tak jak całkiem fajnie się wchodziło to po południu po całym dość słonecznym dniu śnieg zaczynał marudzić, topnieć, odkrywał pochowany pod spodem lód. Chyba każdy wie jak nieprzyjemne może być zejście w grząskim, roztapiającym się śniegu. Inna rzecz, że my sobie schodziliśmy a pod górę ciągnęły prawdziwe pielgrzymki, i nie każdy wyglądał jakby na taką wędrówkę był przygotowany.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
My schodziliśmy, reszta wchodziła do góry.

Za to po minięciu łącznika ze szlakiem zielonym zostajemy sami, do Szklarskiej nie spotykamy praktycznie nikogo. I tak, przed chwilą byliśmy na 1200 metrach, po 90 minut meldowaliśmy się 550 metrów niżej. W mieście odwilż intensifies. Śnieg na chodnikach sprzyjał treningom do „Tańca na lodzie” i szybko dość zaczynamy naśladować miejscowych, którzy w miarę możliwości spacerowali szosą i tylko w momentach nadjeżdżania aut wskakiwali na chodniki.

CZARNYM SZLAKIEM DO WODOSPADU SZLARKI [1h]

Zmieniamy szlak na czarny, skręcamy w ul. 1 Maja i cały czas do przodu, taktyka ta sama. Po drodze mijamy dziesiątki pensjonatów i domów wypoczynkowych, które zapewne tej zimy były świadkami wielu, że tak z angielskiego napiszę rodzinnych reunionów, czyli wizyt u dawno nie widzianych cioć, wujków czy kuzynostwa 😉 Takie czasy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Po drodze.

Po zostawieniu pensjonatów za sobą czarny szlak skręca w kierunku zamkniętej obecnie Starej Chaty Walońskiej. O tych średniowiecznych mistrzach górnictwa warto będzie kiedyś więcej opowiedzieć, no ale bez wizyty w Chacie trochę nie ma to sensu, tak więc trzymam kciuki za jak najszybszym otwarciem. [Kiedy piszę te słowa część obostrzeń już zniesiono i Chata jest już chyba dostępna].

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czarnym szlakiem w stronę Wodospadu.

Tam też mijamy bardzo wesołą grupę, pozytywnie „zaprocentowaną”, której śnieg zmieniający się w wodę zbytnio nie przeszkadzał. Nam też, chwilę potem jednak dotarliśmy do lasu gdzie czarny szlak spotyka niebieski i trzeba kawałek zejść po zlodzonych kamlotach i wystających z ziemi korzeniach. Pamiętajcie ZIMĄ podczas odwilży może być tam diablo ślisko i zdecydowanie warto rozważyć, czy chce się wtedy walczyć z warunkami. Raczki zalecane.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przed nami ostatni kawałek, kilometr wzdłuż potoku Szklarki, zimą warto zachować ostrożność bo wpadając w poślizg można sturlać się w dół wprost do krystalicznie czystej acz zapewne lodowatej wody. Ścieżka jest dość wąska, ale urokliwa, co jakiś czas pomiędzy drzewami pojawiają się granitowe baszty. W połowie spaceru pojawiają się też barierki, szum z dołu robi się coraz większy, dosłownie da się „wyczuć i usłyszeć” iż zbliżamy się do punktu kulminacyjnego.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wzdłuż Szklarki.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Są i barierki.

Tak też jest. Trzynaście i pół metra dudniących kaskad robi wrażenie z każdego miejsca z którego nań się spojrzy, czy to specjalnej platformy widokowej (na której możecie liczyć na nieustannie przewijające się tłumy) czy też z trochę wyższej pespektywy załamania pierwszych progów (tu ludzi już zazwyczaj mniej, polecam) z których/na które prowadzą kamienne schody.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zatrzymując czas.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zjawiskowy widok.

Miejsce to wielce urodziwe i nie dziwota, że już w XIX wieku przy potoku, z perfekcyjnym widokiem na wodospad powstało drewniane schronisko Kochelfallbaude, które po latach przekształciło się w schronisko PTTK „Kochanówka”, które po remoncie w latach 60 XX wieku lekko zmieniło wygląd (i trochę szkoda w sumie bo starszy sznyt jakiś taki bardziej miły oku był) na taki jaki widzimy dziś. To kapitalny dość motyw na nocleg kiedyś tam w normalniejszych czasach. 

Latem w okolicy trafić można na mrowie straganów z pamiątkami, styczeń jednak wybitnie nie sprzyja tego typu działalności, i dobrze 😛  – rozumiem wystawiających i oferujących swoje towary, ale jednocześnie bardzo nie lubię ich „braku estetycznego wkomponowania” się.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ostatnie metry szlaku.

Dalej już tylko 300 metrów dzieli nas od szosy łączącej Szklarską Porębę z Piechowicami. Prowadzi tam wygodna ścieżka dydaktyczna, prosta i dostosowana np. do rodzin z wózkami. Po trzykrotnym przekroczeniu Szklarki dociera się do bramki Karkonoskiego Parku Narodowego (rzut oka na cennik), parkingu oraz odpowiadającego mu długością rzędu straganów – zaprawdę jadąc drogą nr 3 nie sposób przeoczyć tego miejsca.

Cały ten spacer daje nam do zrozumienia, że Wodospad Szklarki może być:

  • przysłowiową „kropką nad I” po całodniowym łazęgowaniu po górach,
  • świetnym pomysłem dla szybki wypad z centrum miasta. Bliskość przystanków kolejowych czy parkingów sprawia, że jest to opcja dla każdego – a przyjemna, prosta trasa z parkingu dostosowana dla rodzin z dziećmi czy osób z ograniczoną mobilnością,

Tych miejsc parkingowych jest kilkadziesiąt, lecz patrząc na popularność tego miejsca to i tak jest to liczba niewystarczająca. No, ale bliskość miasta sprawia, że wystarczy zatrzymać się gdzieś w pobliżu i podejść. Warto.

CZARNYM DO STACJI SZKLARSKA PORĘBA DOLNA [1h]

Spod parkingu do stacji Szklarska Poręba Dolna są niespełna 3 kilometry. Prosty czarny szlak przez las, lekko pod górkę, dobry but na nogę i do przodu. Po drodze mija się niepozorną skałkę, która doczekała się uwiecznienia na kartach map okolicy, Orla Skała. Tuż obok znajdziecie polankę, z której rozpościera się świetny widok na Karkonosze, nad którymi chmury zbierały się zdecydowanie ciemne.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ciemne chmury nad Karkonoszami.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ważne by wiedzieć którędy iść.

Po niepełnej godzinie marszu meldujemy się na pustej stacji. Starej i dość zaniedbanej i tak sobie pomyślałem, że pewnie sporo wody w Szklarce upłynie nim i tam zawita remont. Szkoda, ale chyba takich dziś los takich małych stacyjek. W takich też chwilach szperam po archiwach i wzdycham do starych zdjęć, tak jestem strasznie sentymentalnym człowiekiem 😛

Myślę, że taki rozszerzony spacer (wyszło 18,5km) to idealny pomysł na zimowy wypad, widoków po drodze całkiem sporo, chwila odpoczynku w schronisku też zawsze mile widziana a wisienka na torcie w postaci wodospadu powinna tylko zaostrzyć apetyt. Polecam!

Jedna myśl na temat “Długi spacer nad Wodospad Szklarki czyli zimowe Karkonosze piękne są.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.