Chor Virap, w cieniu Araratu. I historii

Nie ma chyba w Armenii drugiego tak symbolicznego miejsca. Monastyr Chor Virap z widokiem na świętą górę Ararat to świadek historii tej dawnej jak i najnowszej.

Jest niedziela. Słońce jak co dzień grzeje od rana i nie ma co się łudzić, że będzie chłodniej. Wizytę w sławnym monastyrze zostawiliśmy sobie na sam koniec wizyty w Armenii. Być w tym kraju i się tam nie wybrać to wielkie niedopatrzenie. Nie dość, że to miejsce niezwykle ważne z punktu widzenia historyczno-religijnego to jeszcze daje możliwość (przy odpowiednich warunkach) na podziwianie 5137 metrów Araratu w pełnej krasie.

P1012428.jpg
O odpowiednie warunki wcale nie tak łatwo: wystarczy spojrzeć na zdjęcie.

Z Erywania do pokonania mamy niecałe 40 kilometrów co przekłada się na niespełna godzinkę jazdy marszrutką. A te startują z dworca Sasunti David, do którego z centrum łatwo dostać można się metrem, 100 AMD za jeden plastikowy żeton rodem z z gry planszowej i jedziemy. Dworca (autobusowego ale i kolejowego) nie sposób nie zauważyć, dość monumentalny tufiasty budynek rzuca się w oczy.

P1012385.jpg

Nad wielkim placem góruje kilkumetrowy pomnik upamiętniający bohatera narodowego, Dawida z Sasuntu, który w średniowieczu walczył z arabskimi najeźdźcami. A wokół targowisko. A to niedziela przecież.

P1012381.jpg

By dojść do stanowisk marszrutek trzeba przejść podziemnym korytarzem. Na wielkim placu patelnia. I mnóstwo busików. A każdy z tabliczką. Po ormiańsku. Ledwo zaczynamy poszukiwania a już uderzają do nas taksówkarze „Autobus odjechał, następny za godzinę, zawieść was?” Znowu odzywa się w nas cebula i dziękujemy, wolimy wrócić na targowisko i zobaczyć czy coś fajnego się znajdzie. Wracamy… a tam pusto :O W 20 minut WSZYSCY się zwinęli i ani śladu po wielkim zakupowym miasteczku.

P1012479.JPG

Nasza marszrutka przyjeżdża o czasie i o 11 mogliśmy startować. Koszt to 500AMD. Busik jedzie pod sam monastyr tak więc zaoszczędza kilkukilometrowego marszu z Pokr Wedi dokąd często turyści są zawożeni.

Słońce paliło niesamowicie, na niebie tylko pojedyncze chmury, miałem nadzieję, że w końcu będziemy mieli szczęście i Ararat ukaże nam się w całej okazałości…

ARARAT. ŚWIĘTA GÓRA.

“Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach żywych i o wszystkich zwierzętach, które z nim były w arce, sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, że deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięćdziesięciu dni się obniżyły. Miesiąca siódmego, siedemnastego dnia miesiąca arka osiadła na górach Ararat.”

[Rdz 8, 1-4] ” Biblia Tysiąclecia.

Tę historię zna każdy, wierzący i nie. I jakkolwiek pierwotnie najpewniej odnosiła się nie bezpośrednio do tej jednej konkretnej góry a całego królestwa Urartu to i tak nierozerwalnie związana jest z narodem Ormiańskim. Wedle tradycji jednym z potomków Noego był Hajk, od którego pochodzili Hajowie i królestwo Hajastanu… (tak nazywają siebie i swoją ojczyznę Ormianie, nazwę Armenia używali Persowie i Medowie i jakoś tak zostało). W każdym razie konkluzja jest prosta – Ormianie pochodzą bezpośrednio od Noego, czyli tak jakby są narodem wybranym. Proste. Nawet jeśli prawdy w tym niewiele – jak sądzą archeologowie i historycy – dla Ormian nie ma innej możliwości. W katedrze w Eczmiadzynie znajdują się nawet deski z Arki, pozostaje tylko uwierzyć (bądź nie), że pochodzą skąd pochodzą.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Czy tam osiadła Arka Noego? Kto wie.

Ararat to nieczynny dziś wulkan i wznosi się ponad 4000 metrów ponad wyżynę Armeńską co czyni go górą bardziej wyniosłą niż Mount Everest! Przy odpowiedniej pogodzie oba wierzchołki potężnego masywu widać niemal z całej zachodniej (a nawet dalszej) Armenii, ale i oczywiście Turcji czy Iranu.

P1012452p[p.jpg
Mały Ararat bardziej wulkanicznie wyglądać nie może.

Przez lata góra znajdowała się w granicach poszczególnych królestw Armenii, będąc w imperium Perskim i Rosyjskim dalej rozwijała się tam społeczność Ormian… Do wieku XX. Wtedy to wybucha I Wojna Światowa. W otomańskiej Turcji dzieją się rzeczy straszne, dochodzi do masowych mordów, ginie niewyobrażalna liczba Ormian, wielu ucieka za granicę. Wojna się kończy, powstaje Demokratyczna Republika Armenii, której traktat pokojowy w Sevres przyznaje znaczne połacie pokonanego imperium Osmańskiego w tym historyczne jezioro Wan – wydaje się to niewielkim, ale symbolicznym zadośćuczynieniem za krzywdy. Co się jednak dzieje? W Turcji dochodzi do przewrotu, postanowienia z Sevres nie dość, że nie wchodzą w życie to DRA musi przez 3 lata zmagać się z Tureckim sąsiadem, który – jakkolwiek to zabrzmi – postanawia skończyć co zaczął. Wtedy też będąc pod ścianą Ormianie „wybierają” mniejsze zło i kapitulują przeciwko kolejnej nadciągającej wielkiej sile w regionie, bolszewikom. A ci w roku 1921 podpisują z Turcją traktat pokojowy na mocy, którego ustalone zostają kaukaskie granice jakie znamy dziś. Armenia i Ormianie przetrwają, ale swoją świętą górę będą mogli podziwiać już tylko zza zamkniętej granicy wytyczonej przez rzekę Araks.

Utrata Araratu na rzec Turcji boli Ormian niezwykle, nie dziwi wręcz tęsknota, ale i smutek w ich wzroku gdy spoglądają na zachod… Ararat jest w ich sercach. I w herbie. I niemal w każdej części życia w jakiej można by się go spodziewać – klub piłkarski z Erywania to Ararat, najbardziej znany koniak to Ararat, o nazwach mniejszych restauracji czy sklepów nie mówiąc.

Wysoka na 5137 metrów góra robi piorunujące wrażenie. Jeśli tylko się ją widzi. Nas niestety czekało rozczarowanie. Słońce świeciło tak bardzo, jakość powietrza była taka sobie i koniec końców zarys masywu był widoczny, lodowiec na szczycie również, jednak dopiero w domu w CameraRAW dało się zobaczyć coś jak obrazy widoczne na setkach widokówek. To dość niesamowite, że będąc niespełna 30 kilometrów od takiego kolosa ledwo się go widzi :O

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jednak nie tylko dla widoku Araratu pokonuje się te 40 kilometrów…

CHOR VIRAP

Przyjmując chrześcijaństwo w 301 roku n.e. Armenia wyprzedziła swoje czasy, w Rzymie cesarz Konstantyn dopiero dekadę później zakazał prześladowania chrześcijan, Gruzja chrzest przyjęła w roku 337.

P1012394.jpg

Monastyr w Chor Virap odegrał w tym procesie niebagatelną rolę. Albo inaczej, loch poniżej dzisiejszej świątyni odegrał tę rolę. Tam to na początku IV w.n.e. przez lat naście przetrzymywany był Grzegorz Oświeciciel, przyszły święty i głowa kościoła. Blisko dekada w niewielkim lochu kończy się wraz z wizją żony króla, który do lochu Grzegorza wtrącił. Wizją mówiącą, że kapłan uzdrowi władcę, który podupadł na zdrowiu. Tak też się dzieje. Uznaje się, że w zamian za uzdrowienie król oraz cały kraj przyjęły chrześcijaństwo. Sam loch to miejsce niezwykle małe i istny klaustrofobiczny katalizator – wąskie zejście, dość ciemno, mało tlenu. Wystarczy chwila by poczuć się nie do końca dobrze, co dopiero kilka lat…

P1012413.jpg

Świątynia oraz kaplica, które podziwiać możemy obecnie wzniesione zostały wiele lat później, kaplica 300 lat po śmierci Grzegorza, świątynia wraz z murami obronnymi w wieku XVII. Dziś monastyr jest jednym z najświętszych miejsc w kraju, pielgrzymują tam Ormianie z całego świata.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

P1012422.jpg

Mieliśmy też szczęście. Na co dzień nie odprawia się tam mszy, wyjątkiem jest jednak niedziela. Udało się nam zatem być świadkami nabożeństwa.

P1012400.jpg

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niewielkie wzniesienie na którym wznosi się budowla góruje nad niekończącą się zieloną równiną. Nawadniany rzeką Araks płaskowyż pełen jest sadów owocowych, winorośli i pól bawełny, tylko okoliczne góry są suche jak tylko mogą.

P1012398ww.jpg

P1012438.jpg

P1012463.jpg

Skoro przy wzgórzach jesteśmy to warto się ruszyć i zrobić spacer na choćby jedno z okolicznych wzniesień. Spalone słońcem pozwalają na jeszcze bliższe obcowanie z Araratem i podejrzenie wież strażniczych na granicy z Turcją. Nie ma chyba bardziej wymownego miejsca na zakończenie naszej przygody z Armenią…

P1012473.jpg

P1012455.jpg

P1012443.jpg

PODSUMUJMY:

  • Do Chor Virap dotrzemy marszrutką z dworca Sasunti Davit za 500AMD.
  • W razie czego przy drodze M2 warto łapać stopa i podjechać w ten sposób co najmniej do Pokr Wedi, skąd jeszcze mały kawałek piechotą.
  • Zwiedzanie monastyrów jest darmowe.
  • Zejścia do lochu Św. Grzegorza nie polecam każdemu – raz, że powrót po drabince jest dość karkołomny to do tego na dole panują dość klasutrofobiczne warunki.
  • na miejscu nie ma sklepików czy restauracji, lecz całe szczęście jak to w Armenii bywa jest fontanienka z zimną wodą, którą można ugasić pragnienie.

 

 

2 myśli na temat “Chor Virap, w cieniu Araratu. I historii

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.