Zew Północy – wspominki z Norwegii

Norwegia to moja miłość od czasów niepamiętnych, choć pierwszy raz stopę postawiłem tam dopiero w 2013 roku! Kraj niezwykle piękny,  bogaty kulturą i historią a przy tym przyjazny i otwarty dla przyjezdnych. Pod wpływem impulsu zakupiłem właśnie bilety do Bergen na przedłużony majowy weekend i fakt ten uruchomił masę wspomnień z najbardziej fiordziastego kraju świata. Przedstawiam Wam kilka z moich ulubionych.

SŁOŃCE W BERGEN, ALE JAK TO?
Pierwsza moja wizyta w Norwegii przypadła na późne lato 2013 roku. Bergen było w owym czasie nadzwyczaj uprzejme w kwestii pogody. Tamtejsze chmury i deszcze urosły już do miana legendarnych, fakt faktem jednak, że słońce nad miastem naprawdę nie jest wcale tak częstym widokiem. Dlatego przeszło 3 dni przyjemnego upału podczas wędrówek po i ponad miastem naprawdę zapadły mi w pamięć.

Bez tej aury nie byłbym też w stanie w pełni docenić BergenBryggen, knajpki i restauracje przez całe dnie pełne wesołej gawiedzi, szlaki na Ulriken i Fløyen nieźle zatłoczone a i kondycja norweskich biegaczy w wieku 4-90 lat robiła piorunujące wrażenie :O

Niesamowite widoki z okalających wzgórz to jedne z najlepszych około miastowych krajobrazów jakie miałem okazję oglądać, period!

GŁUPOTA W HAAKONSVERN
Jedyny prawdziwie deszczowy dzień w Bergen przeznaczyłem na wymknięcie się niedaleko na południe, w rejony bazy Norweskiej Marynarki Wojennej. Była to beztroska wyprawa z aparatem w ręku celem, której było upolowanie wszystkiego co pływa pod norweską banderą. Moje buszowanie w okolicach bazy, pomiędzy domkami, na skalistych cypelkach, pośród krzaków i krzaczorów trwało niemały kawałek czasu i skończyło się spektakularnym spotkaniem… z Militaer Politi, czymś na wzór żandarmerii wojskowej.

haakonsvern brask p977
Brask P977, jedno z nielicznych ‚darowanych’ zdjęć po spotkaniu z Militaer Politi

W swej nieświadomości, ale i lekkomyślności nie sprawdziłem jak w Norwegii wygląda kwestia fotografowania baz wojskowych (choć może i czułem jak to będzie, ale dziecięca chęć robienia zdjęć wygrała) i okazało się, że okoliczni mieszkańcy zaniepokojeni pojawieniem się tajemniczego fotografa dali znać komu trzeba i już w przeciągu kilku chwil po zidentyfikowaniu mnie jako ‚paparazzi’ odbywałem miłą skądinąd pogawędkę z norweskimi żandarmami na temat ZAKAZU fotografowania zakończoną niestety kontrolowanym usunięciem większości zdjęć bazy – na szczęście na tym oraz spisaniu się skończyło, nie znając norweskiego prawa potulnie kiwałem głową na każde słowo. Jakkolwiek wkurzony na siebie za głupotę, dało mi to nauczkę na przyszłość a sami żandarmii na końcu zaprosili mnie na odbywające się w kolejnym miesiącu odwiedziny floty w Bergen, gdzie fotki mógłbym robić już bez obaw 🙂

MRÓZ ZABÓJCA ZA KOŁEM PODBIEGUNOWYM
Bodø, ostatni północny odcinek norweskich kolei, brama Lofotów, miejsce w którym chciałem podziwiać zorzę polarną. No cóż… aurora borealis się nie pojawiła, ale i tak było przednio. Spokojne i kameralne miasto, którego ciche jestestwo jakby na złość co i rusz przyrywają startujące z pobliskiego NATO-wskigo lotniska F-16. Właśnie tam też doświadczyłem najbardziej ekstremalnego mrozu w życiu a różne rodzaje chłodu stawały już na mej drodze 😉

SAM_0758.jpg
Że tak powiem: piździło! 

By w pełni poczuć północne zimno trzeba jednak spełnić podsawowy warunek – opuścić miasto i udać się nad fjord, w tym wypadku Saltfjord.

SAM_0769.jpg
Północ.

Najprościej zrobić to kierując kroki do rozległego skansenu ciągnącego się setki metrów (o ile nie kilometry) wzdłuż spienionych wód uderzających w skaliste wybrzeże, smaganych przeraźliwie mroźnym wiatrem. Każdy większy głaz, stara chata, wiekowa stocznia – wszystko za czym można było przykucnąć by osłonić się przed wiatrem witałem z niewysłowioną ulgą.

SAM_0744.jpg
Temperatura odczuwalna minus milion a kaczki jakby nigdy nic 🙂

Każde zdjęcie rękawiczek to natychmiastowe igły wbijane w ręce, sam sprzęt też wybitnie warunków nie zniósł 😛 Mimo to w głębi duszy radowałem się takimi warunkami, wewnętrzny Wojtek marzył o zetknięciu się z arktycznym klimatem i otrzymał opcję FULL SERWIS 😀

ZORZA W TRONDHEIM
Podróż do Bodø rozpocząłem w Trondheim, gdzie oczekiwanie na nocny pociąg umiliłem sobie szybkim obejściem wszystkich najważniejszych atrakcji, podziwianiem długiego zachodu słońca z fortecy Kristiansen oraz piciem cytrynówki ze spotkanymi dwoma Polakami.

Pogoda była przednia, lecz nawet nie przypuszczałem że już wieczorem pozwoli mi na podziwianie najbardziej niezwykłego widowiska na jakie stać nasze niebo 😉 Szwędając się wzdłuż nabrzeża, po minięciu Rockheim i wejściu na niewielki cypel byłem już gotów zawracać na dworzec… kiedy też niebo rozpoczęło powolne pląsy. Z początku nieśmiałe zielone pasy dość statycznie zawisły na nieboskłonie i myślałem że to zwykła łuna, kiedy jednak zaczęły się ona zgrabnie poruszać zdałem sobie sprawę że oto i ona, ZORZA!

zorza

Nie trwała długo, nie była potężnie spektakularna, ale była i byłem i ja – nic więcej się nie liczyło. I choć zdjęcie zupełnie nie oddaje tej cudowności moje srece radowało się niezwykle!

600 METRÓW W NICOŚĆ – PREIKESTOLEN
Północne krajobrazy, południowa wilgotność, dzikie tłumy, kabanosy i zatrzymanie serca w momencie zasiądnięcia na skraju wielkiej skalnej ambony, pionowo opadającej do spokojnego i niezwruszonego Lysefjordu.

SAM_3760.JPG
Panie i panowie, przed wami Lysefjord!

Tak, to jedno z najbardziej intensywnych wspomnieć zagnieździło się w moim rozumku tak bardzo, że na samą myśl o widokach znad krawędzi pocą mi się ręce.

preikestolen
Ten tego, nie żebym miał lęk wysokości no ale 600 metrów niczego działa na wyobraźnię 😉

Preikestolen to jedno z ikonicznych dla Norwegii miejsc, łatwo się tam dostać przez co w sezonie – jak ja – trzeba liczyć się z brakiem intymności, nieprzebrane tłumy nawet w niepogodzie pokonują 2 godzinny szlak by ponapawać się niezwykłymi widokami – sam fjord powoli wyłaniający się zza mglistych oparów daje wrażenia wręcz metafizyczne, tylko siedzieć i pozwolić by chwila trwała.

Na trasie, tuż przy wyjściu na płaskowyż powyżej fjordu mamy szansę na lekkie odbicie od szlaku dzięki czemu można odetchnąć od tłumiastych tłumów, ponapawać się widokami… i w spokoju wpałaszować kabanosy czy tam inny pasztet z ojczyzny 😉

Co przyniesie maj? Pojęcia nie mam, celów jest wiele i jeśli choć kilka z nich uda się zaliczyć to będę mega szczęśliwym człowiekiem… ok, na samą myśl o wylocie już jestem ale cicho! 😛

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.