Wracamy w okolice Leszna. Tym razem odwiedzimy Czempiń, kolejne z małych i niepozornych miasteczek, które skryte w pobliżu większych sąsiadów ginie w ich cieniu. A to niedobrze, bo tak ciekawe to miejsce jak i oku miłe. Będzie garść historii, sporo niskiej zabudowy, którą uwielbiam, zobaczymy jak ładnie zagospodarować dawną industrialną tkankę miasta a przede wszystkim mam nadzieję, że wspólnie zachwycimy się tym, jak w centrum miasta można docenić zieleń.
Liczące sobie przeszło pięć tysięcy mieszkańców miasteczko leży niemalże w połowie drogi z Leszna do Poznania, będąc jednym z wielu przystanków ciuchci kursującej między oboma miastami. To kolejne z tych miejsc, przez które przejeżdżałem niezliczoną ilość razy a które dopiero w mijającym roku postanowiłem odwiedzić. I jak się domyślacie decyzja choć spóźniona trafną się okazała.

GARŚĆ HISTORII
Czempiń jest miastem niemłodym, choć dokładna data nadania mu praw miejskich niknie w pomroce dziejów gdzieś na przełomie XIV i XV wieku. Wtedy to w księgach pierwszy raz pojawiają się nazwy jednoznacznie doń się odnoszące… wskazując niejako, że ówczesna nazwa Czampin wymiennie stosowana była z nazwą Pyechnyno i dopiero po kilkudziesięciu lata współnazewnictwa za tę prawilną wersję uznano dzisiejszą nazwę (no powiedzmy, potrzeba było lat by zagościła weń litera Ń). Druga nazwa przypadła za to niewielkiej wsi znajdującej się na północ od miasta.

Czempiń od swych początków był miasteczkiem głównie rolniczym oraz handlowym, czerpiącym benefity ze swego dość dogodnego położenia przy trasach handlowych z Poznania na Dolny Śląsk. Najsilniej ze swych atutów zaczął jednak korzystać dopiero w XVI stuleciu, po potwierdzeniu praw miejskich i otrzymaniu od króla Zygmunta Augusta przywilejów organizowania cotygodniowych targów oraz jarmarków co kwartał. Na dzisiejsze standardy może się to wydawać niczym a jednak w ówczesnych czasach było to nie w kij dmuchał. Miasto się rozrastało, powstawały kolejne cechy rzemieślnicze, kolejni właściciele dokładali swoje cegiełki do rozwoju. A potem przyszedł wiek XVII i XVIII i burzliwa historia upomniała się o swoje. Dwa wspomniane stulecia na ziemiach polskich jak i sąsiednich to czas wielu niepokojów. Potop szwedzki, Wojna Północna, liczne pożary oraz zbierające śmiertelne żniwo zarazy. Które miasto z tej części Polski tego nie zna?
Kolejne dwa stulecia postawiły kolejne wyzwania: czas zaborów, Powstanie Wielkopolskie i odzyskanie Niepodległości, powrót na dobre tory i łapanie wiatru w żagle w 20-leciu międzywojennym zastopowane wybuchem II WŚ…

Dzisiejszy Czempiń raczej nie aspiruje to większej roli w okolicy, nie wpycha się też na pierwsze strony przewodników podróżniczych. Mimo to ma kilka atutów, które według mnie bez problemu stawiają go w szeregu miasteczek niewielkich acz wartych choćby krótkiego spaceru. Zieleń na rynku, kapitalny i wzorcowy wręcz przykład rewitalizacji miejskiej tkanki, zawieszony w czasie historyczny układ ulic, niskie urokliwie budownictwo i garść niezgorszych zabytków to główne haczyki, na które powinniście pozwolić się złapać. Laurka? A jakże, jeszcze jak.

WITAJCIE W CZEMPINIU
Niewielki czempiński dworzec choć dziś już niepozorny to budynek pamiętający początki linii kolejowej Poznań-Wrocław. Przeszło 150 lat na karku, ichnie mury z pewnością opowiedziałyby niejedną historię, Historie historiami, ale informacja ważna co by nie było niedomówień – w Czempiniu zatrzymują się ciuchcie, ale tylko PolREGIO i Kolei Wielkopolskich, Intercity nie.

Parę lat temu teren zaraz obok dworca przeszedł solidny lifting i to z niezłym efektem: spory parking, automaty biletowe, pomoce dla osób z niepełnosprawnościami, wiata dla rowerów. No bardzo fajnie, można powiedzieć, że dworzec ma pełne zaplecze, którego nie powstydziłoby się sporo większe miasto. „Legancko, tego” cytując klasyka. To jedno z kilku miejsc w mieście, które w ostatnich latach całkiem fajnie zostało ogarniętych.
CZEMPIŃ – TLENOWNIA I CZEMPIŃSKI CEGIELSKI
Czempiń jest miasteczkiem na tyle niewielkim, że nie macie się czego obawiać podczas planowania wizyty. Przejście z jednego jego końca na drugi to kwestia maksymalnie dwóch kilometrów, tak więc jedno popołudnie powinno wam wystarczyć na zobaczenie każdego kąta. Na początek zapraszam was w kolejne miejsce, które w ostatnich latach przeszło niemałą metamorfozę.

Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się tego co zobaczę. A otóż, po dosłownie chwili marszu spod dworca, skręcie w ulicę Nową i naszym oczom ukazuje się pięknie zrewitalizowany budynek a proweniencji zdecydowanie fabrycznej. Wokół parking, dziedziniec z ławeczkami i młodymi drzewami. Widok jak z katalogu. Przed wami dawna fabryka tlenu, niegdyś przemysłowe serca miasta a dziś: chyba nie skłamię jeśli napiszę serce kulturalne. Serce, które przez wiele lat niedomagało i potrzebowało operacji by na nowo zacząć pompować energię w miejską tkankę. Po kolei jednak.

Czempiń z początku XX wieku. W mieście powstają zakłady mechaniczne zajmujące się tak produkcją jak i naprawą sprzętu, głównie rolniczego, ale i sanitarnego. Za ich powstaniem stoi człowiek dość niezwykłego charakteru, przedsiębiorca, przemysłowiec, społecznik. Antoni Jezierski. Nawet pobieżna lektura jego życiorysu – w którym to znajdziecie wspólne akcje z Dezyderym Chłapowskim, dobrą znajomość z Sewerynem Samulskim, patriotycznego ducha w czasie Powstania Wielkopolskiego i unoszące się wszędzie opary pracy organicznej Hipolita Cegielskiego – uzmysławia, że jegomość to nie z pierwszej łapanki. Zwany przez wielu czempińskim Cegielskim otworzył w mieście szereg dalszych zakładów, m.in. potężny i dość nowoczesny młyn czy przede wszystkim pierwszą w Polsce fabrykę tlenu! Kto by przypuszczał, że niewielka miejscowość w Wielkopolsce będzie przecierać szlak w tej materii.

Zakłady przez lata, tak pod jego okiem jak i po upaństwowieniu w PRL dawały pracę wielu ludziom. Niestety jak często w tego typu historiach bywa w latach 90. wyzionęły ducha, budynki zostały opuszczone, zostawione sobie. Zaczęło się odliczanie, wyścig, którego metą było popadnięcie w totalną ruinę i wyburzenie. No, ale figa z makiem, Nie tutaj! Niemal w ostatniej chwili, gmina odkupiła zrujnowane budynki i w ciągu kilku lat, z pomocą unijnych funduszy przywróciła je miastu pisząc dlań nową historię!

Zrewitalizowana i tak fest odpicowana fabryka tlenu ochrzczona „Tlenownią” to dziś centrum kultury. Takie przez duże K bo w budynku znajdziecie bibliotekę, sale konferencyjne, salkę koncertową(!), tonę przestrzeni wystawowej, miejsce na ekspozycje przybliżające miejscową historię – ja trafiłem akurat na te mówiące o Ochotniczej Straży Pożarnej. Zabytkowe wozy strażackie mające na karku nawet 130 lat robią wrażenie. Ba, a jak zgłodniejecie to w kawiarence na piętrze można wszamać cosik słodkiego 🙂
Sam Jezierski doczekał się rzeźby i siedzi sobie teraz na jednej z ławeczek, z wyraźną aprobatą spogląda na to wszystko. No kurde, bo to kawał dobrej rewitalizacji, takiej na piątkę.



Kropką nad I niech będzie tu niewielka willa, którą znajdziecie tuż za rogiem. Dziś mieści się tam Przedszkole Samorządowe a przed lat należała ona do Jezierskiego, o czym przypominają kartusz z inicjałami, ale i postacie dzieci z kołem zębatym i laską Eskulapa.

CZEMPIŃ – RYNEK
Ulica prowadząca na rynek jest typowa dla niewielkich miejscowości. Niskie domy, gdzie dwa piętra są już ekstrawagancją poprzedzielane starszymi budynkami użyteczności publicznej, ot choćby gmachem poczty z końca XIX wieku. Swoją drogą pocztowe dzieje sięgają tu do czasów „Poczty saksońskiej” a raczej jej wariacji, łączącej Poznań z Dreznem. Co jest godne pochwały to fakt, że najważniejsze i najciekawsze miejsca w mieście oznaczone są tabliczkami, albo co jeszcze fajniejsze zdjęciami na tzw. szklanych pocztówkach.



Po chwili spaceru jest i on. Rynek. I od razu muszę wam przyznać, że Czempiń bezczelnie dołącza do tych kilku wielkopolskich miast, które mocno mnie w tym roku zawiodły. No bo jak to może być, że w dobie postępującej krajowej betonozy główny plac miasta wciąż posiada niemałą oazę zieleni? Trawa, kwiaty a na do dodatek – co już jest w ogóle horrendum strasznym – są tam i drzewa, i to niemałe. Kto to widział, no naprawdę tak nie wypada.


Czempiński rynek pozytywnie zaskakuje tą zielenią, tym bardziej, że jeszcze na początku XX wieku niemal w całości wyłożony był kostką brukową, stając się co tydzień główną sceną dla targowego spektaklu. Dopiero po II WŚ pojawiły się trawniki, kwiaty i więcej drzew. Dziś doszły do tego i miejsca parkingowe a wzdłuż placu po wojewódzkiej 310 mkną samochody, ale zupełnie nie odbierają one uroku temu miejscu.



Ratusza w Czempiniu nie uświadczycie. Spłonął w roku 1840, wraz z szeregiem kramów rzeźniczych i kilkoma drewnianymi budynków. Dzisiejsze kamieniczki wokół placu są różne i różniaste, od koloru do wybory, stylowo przeróżne – detal często już niewidoczny, ale taka ot secesyjna perełka spod numer 8 to coś pięknego.



CZEMPIŃ – KOŚCIÓŁ pw. Św. MICHAŁA ARCHANIOŁA
Na wschodnim krańcu rynku przycupnął sobie neogotycki (z neoromańskim wstawkami) kościół pw. Św. Michała Archanioła. Nie ma szans byście go przeoczyli bo wysoka, strzelista wieża góruje w zasadzie nad całą miejscowością i widać ją niemal z każdego jej kąta – co zresztą już na kilku fotografiach mogliście zauważyć.

Powiedziałby kto, że wybudowana pod koniec XIX wieku świątynia to klasyczna tego typu budowa. I niby racja, choć bazylikowy układ i niekonieczne klasyczne wyposażenie mówią by nie wydawać tak łatwo osądu. Bo też okazuje się, że obraz Św. Michała, który podziwiać można na ołtarzu głównym, w roku 1889 odbył daleką podróż na Wystawę Światową w Paryżu. Z kolei najstarsza rzeźba, gotycka Matki Bożej Różańcowej jest najprawdopodobniej dziełem jednego z uczniów Wita Stwosza i stanowi jeden z ciekawszych przykładów tego typu sztuki w Wielkopolsce. Ot, na takie to niespodzianki można trafić w Czempiniu.



CZEMPIŃ – ZIELONY RYNEK
Raptem kawałek dalej, w odległości którą rekordziści świata w biegach pokonują w 20 sekund znajdziecie ostatni element rewitalizacyjnej układanki. Całkiem piękny zielony plac zwany Zielonym Rynkiem. Dawniej nazwą nawiązujący do Generała Piłsudskiego, później Świerczewskiego a dziś jeśli już miałby się z kimś kojarzyć to z Florianem Marciniakiem.

Jeśli o nim nie słyszeliście to w dwóch zdaniach: to pochodzący z podczempińskich Gorzyc instruktor harcerski, harcmistrz, pierwszy naczelnik Szarych Szeregów. Jeden z wielu, którym pisane były rzeczy wielkie a których losy przekreśliła II WŚ… W samym centrum zielonego placu znajdziecie poświęcony mu pomnik.

Zielony Rynek po rewitalizacji to miejsce diablo ładne, choć wiadomo jego urok najlepiej docenić wiosną, latem i wczesną jesienią kiedy jest kolorowo, bez liści wrażenie leci w dół. Ale, ale. Sama zieleń, mnogość drzew, byliny to jedno. Na uwagę zasługuje całkiem konkretna ilość dodatków, które „działają” niezależnie od pory roku (no, prawie bo mega mroźną zimą pewnie nie). A mowa oczywiście o placu zabaw, zewnętrznej siłce czy w końcu, co mnie totalnie zaskoczyło niewielkiej tężni solankowej :O Że niby mocno niewielka? No tak, może nawet najmniejsza jaka istnieje, ale z tego faktu też można by coś wycisnąć, w końcu Naj to Naj. A poważnie, to super, że takie nieoczywiste pomysły też mają szansę na realizację.


Miłą ciekawostką są rzeźby dud oraz harfy, jednoznacznie kojarzące się z muzycznymi tradycjami okolicy. A te sięgają nawet XVII wieku. Co ciekawe harfę znajdziecie dziś w nazwie jednego z zespołów… choć co może stanowić pewien twist to zespół, a raczej Towarzystwo Śpiewacze. Dudy z kolei od lat z miastem są związane. Od dziesięcioleci Czempiń stanowi jedno z centrów Wielkopolskiej kultury dudziarskiej, stojąc za „zarażaniem” kolejnych pokoleń a raz do roku (zazwyczaj we wrześniu) w mieście oraz Starym Gołębinie i Kościanie dobywa się turniej, w którym udział biorą dudziarze z całej Wielkopolski.


PAŁAC SZOŁDRSKICH
I tak też, trochę naokoło dochodzimy w końcu do największej – a zarazem najbardziej niedostępnej – atrakcji miasta.

Spośród wszystkich właścicieli Czempinia najdłużej z miastem związała się familia Szołdrskich. Ród to znakomity i wiele wybitnych postaci zeń pochodziło. Przez stulecia Szołdrscy piastowali szereg stanowisk od arcybiskupa poczynając, przez wojewodów i kasztelanowie na generałach kończąc. O tym z jak ciekawą rodziną mamy do czynienia poczytacie choćby na Kultura u Podstaw.

Czempiński pałac można nazwać dzieckiem Andrzeja Szołdrskiego. Barokowa budowla wzniesiona została pod koniec XVII wieku a budowa zakończyła się wraz z hucznymi zaślubinami jego syna. Nie przetrwała ona jednak długo, podczas Wojny Północnej Czempiń miał nieprzyjemność spotkania z wojskami szwedzkimi, które to wówczas wybitnie gustowało w paleniu napotkanych miast. Los taki spotkał Czempiń oraz pałac. Odbudowany przez kolejnego Szołdrskiego zyskał wiele nowych elementów a frontowy ryzalit doczekał się diablo efektownego zdobienia zwieńczonego rzeźbami 4 postaci symbolizujących 4 kontynenty. I ogólnie spoko, ale co autor miał na myśli przedstawiając Ameryki to nie wiem?

Ostatnich szlifów i zmian w pałacu dokonała rodzina Delhaesów, którzy w posiadanie kompleksu weszli w połowie XIX wieku po tym jak pruskim władzom „znudziło” się jego nieustanne dziedziczenie przez polską szlachtę.
Co was pewnie najbardziej interesuje to dzisiejszy stan. A więc tak, pałac wciąż prezentuje się okazale, jeszcze do niedawna był własnością firmy, która organizowała weń szkolenia, i różnego rodzaju imprezy integracyjne, tego typu staff. Aktualnie jednak budynek zamknięty jest na cztery spusty, wystawiony jest na sprzedaż i jeśli tylko macie na podorędziu 4 MLN złotych to jest wasz 😉 A serio, to wielka szkoda, że tak piękny pałac stoi i niby jest na wyciągnięcie ręki a jednak kryje się za dość gęstym drzewostanem równie zabytkowego parku.

W cieniu posiadłości znajdziecie niewielki kościółek pw Św. Apostołów Szymona i Judy, pod koniec XVIII stulecia ufundowany przez Feliksa Szołdrskiego. Barokowo-klasycystyczny budynek powstał w miejsce duuużo starszego, najpewniej szachulcowego, który istniał 300 lat… i się rozpadł. Kościółek znany jest z tego, że przez długi czas gmina katolicka procesowała się z władzami pruskimi o to, kto ma prawo odprawiać w nim nabożeństwa. Katolicy władz nie mogli przekonać i przez 100 lat kościół służył czempińskim luteranom.


CZEMPIŃ – CMENTARZ EWANGELICKI
Parę lat po przekazaniu kościoła gminie ewangelickiej przyszła pora na powstanie cmentarza. Na obrzeżach miasta (swoją drogą pałac, kościół i powstający dopiero cmentarz znajdowany się wówczas w Starym Borówku, który jeszcze wtedy nie był częścią Czempinia) wygospodarowano kawałek ziemi i dość szybko zaczął się on zapełniać nagrobkami. W ciągu lat rozrósł się do całkiem sporych rozmiarów zajmując większość jednego z większych pagórów w okolicy.

Przez sto lat funkcjonowania pochowano nań wiele ważnych dla miasta osobistości, właścicieli ziemskich, burmistrza Juliusa Wende, członków rodziny Delhaes, wybitnych rzemieślników. Nad nekropolią góruje kaplica ufundowana przez Ferdynanda Delhaesa a zaprojektowana przez Paula Pitta, którego kojarzyć możecie z Poznania. Wiele imponujących secesyjnych kamienic choćby z ulicy Dąbrowskiego to jego dzieła.


W każdym razie, wraz z zakończeniem IIWŚ nastał kres ewangelickiej gminy w mieście. Wierni, w znacznej mierze niemieccy opuścili miasto a cmentarz pozostawiony bez opieki zaczął popadać w ruinę, często zapuszczali się nań wandale, znikały pojedyncze nagrobki. Dopiero kilka dziesięcioleci później nekropolię wpisano do rejestru zabytków, ratując to co zostało do uratowania…

W tym miejscu zaproponowałbym wam jeszcze przejść się kawałek, na cmentarz parafialny. Nie do końca wiem jak to nazwać, ale w niewielkich miejscowościach kiedy tylko mam możliwość to nekropolie odwiedzam. Bo czyż nie są one najlepszymi kronikarzami, powiernikami tajemnic o odwiedzanym miejscu? Ileż o dawnym polsko-niemieckim pograniczu mówią takie miejsca, ileż przeróżnych, dobrych i złych historii zapisanych jest w niezliczonych nagrobkach powstańców Wielkopolskich czy mieszanych małżeństw sprzed stu laty.

Nie da się przecenić „kronikarskiej” wartości takich miejsc. Czy wiedzieliście chociażby, że w Czempiniu pochowano prekursora polskiej wulkanologii, geologa, podróżnika Maurycego Komorowicza? Nie mniej ciekawe było poznanie pierwszych w pełni profesjonalnych fotografów w mieście, braci Skalskich. Jeśli natraficie kiedyś na przedwojenne zdjęcia pokazujące życie w Czempiniu to niemal pewne będzie, że ich autorem był Władysław albo Wacław…

Niby to ziarenka piasku w historii okolicy, ale jakże intrygujące i pobudzające do poszukiwań im podobnych.
CZEMPIŃ – PROMENADA
No to co? Powoli kończymy nasz w sumie wcale nie tak krótki spacer po Czempiniu. Na pożegnanie proponuję kilometr marszu wzdłuż Olszynki, takiej tyci rzeczki, jednego z dopływów Kanału Mosińskiego. Po dodrze czekają na was spokojnie pływające po rzeczce kolorowe kaczki praz pomnikowy dąb szypułkowy będący punktem wyjścia do „Ścieżki edukacyjnej”.

A kawałek dalej czeka na was kolejna ścieżka, tyle tylko, że dotycząca gigantycznych owadów. Nie dość, że pozwalają poczuć się jak Antman to i dostarczają kawałka nie zawsze oczywistej wiedzy wiedzy na temat nie robali.


I cóż, to chyba koniec 🙂 Mam nadzieję, że się podobało i choć na chwilkę wpadniecie by zobaczyć jak przyjemnie życie potrafić toczyć się w takim miejscu 🙂
A ja przez 50 lat Myślałem że w Czempiniu jest mosinka a nie Olszynka teściowie mieli działkę nad mosinką
PolubieniePolubienie