Świdnica to wcale niemałe dolnośląskie miasto i wymarzone miejsce dla wielbicieli historii oraz imponujących zabytków. Choć wciąż wydaje się pozostawać w cieniu Wrocławia to z każdym rokiem zyskuje w oczach a o jego niezwykłych atrakcjach przekonuje się coraz szersza rzesza turystów. Miejscowi wiedzą w jakiej perle przyszło im żyć, przyjezdni przekonują się o tym przybywając zwiedzić choćby unikalny na skalę światową Kościół Pokoju. Odkrywają wtedy, że miasto do zaoferowania ma znacznie więcej.

Nie wiem jak długo zwlekałem z przybyciem do Świdnicy, wiem tylko tyle, że z pewnością zbyt długo. Choć do niedawna w ogóle nie postawiłem tam stopy to zdawało mi się, że z niezwykłym dolnośląskim miastem znamy się nieźle – takie wrażenie dało przeczytanie dziesiątków artykułów, blogów, fragmentów książek czy obejrzenie programów w TV. Mając taki feedback wiedziałem, że bardzo się polubimy, oj co do tego nie było żadnej wątpliwości. Nie spodziewałem się jednak, że zderzenie z absolutnie kapitalną historyczną tkanką miasta wprawi mnie w taki zachwyt!
O tym, że Świdnica może posłużyć za kapitalną bazę wypadową w góry wspominać raczej nie trzeba, wystarczy rzut okiem na mapę by zobaczyć bliskość masywu Ślęży, Wałbrzycha z okolicznymi pagórami czy Góry Sowie. Każdy z tych kierunków to strzał w dziesiątkę.
Wróćmy do miasta jednak. Ostrzegam, nie będzie to wpis kompletny a oparty po prostu na jednym zimowym, choć bezśnieżnym dniu. Dlatego na „Czerwonego Barona” a także liście w miejskich parkach jeszcze przyjdzie czas. Zachwytów jednak i tak nie zabraknie.

Świdnica jest miastem o bogatej, przeszło 750 letniej historii gdzie wpływy polskie przybijają piątkę tym czeskim, austriackim jak i niemieckim. Niegdysiejsza stolica ważnego śląskiego księstwa, Świdnicko-Jaworskiego była prężnie działającym ośrodkiem handlowym jak i rzemieślniczym, ot choćby w pewnych momentach miasto miało monopol na handel bydłem z Rzeczpospolitą tudzież jako księstwo pierwszeństwo w handlowych kontaktach z Rusią, a świdnickie piwo rozlewane było w najróżniejszych zakątkach Europy. Miało to niebagatelny wpływ na rozwój Świdnicy i wywindowanie jej na pozycję jednego z najważniejszych miast Dolnego Śląska. Co niezwykłe miasto miało szczęście przetrwać II Wojnę Światową bez większego uszczerbku przez co ślady wielokulturowej historii są widoczne do dziś. Co więcej w regionie większą ilością zabytków pochwalić się może tylko Wrocław. Nieźle, co? Śladem owych historii i zabytków teraz ruszymy.

ŚWIDNICA: ZWIEDZANIE
Na początek pójdźmy na łatwiznę, przed wami największa atrakcja miasta a i nie boję się tego stwierdzenia, jedna z większych atrakcji całego Dolnego Śląska: Kościół Pokoju.
KOŚCIÓŁ POKOJU W ŚWIDNICY
Największy drewniany barokowy kościół na świecie, od 20 lat widniejący na liście światowego dziedzictwa UNESCO, od 2017 wraz z otaczającym Placem uznany za Pomnik Historii. Jeśli do tej pory Świdnicki Kościół Pokoju był wam mało znany to pora to zmienić.
By zrozumieć niezwykłość świdnickiej (oraz de facto bliźniaczej jaworskiej) świątyni należy cofnąć się do roku 1648, tak tego dziwnego, choć tym razem na dalekie stepy się nie wybierzemy. Kończy się Wojna Trzydziestoletnia, wielki europejski konflikt religijno-polityczny zakończony podpisaniem Pokoju Westfalskiego. Na jego mocy cesarz Ferdynand III Habsburg potwierdził prawo „czyj kraj, tego religia”, zezwalając m.in. książętom ewangelickim na utrzymanie swobody wiary w swoich księstwach, czyniąc jednak odwrotnie w dziedzicznych księstwach; głogowskim, jaworskim oraz świdnickim, w dużej mierze również zamieszkałym przez ewangelików. Zamkniętych zostają tam setki ewangelickich parafii, tysiące wiernych traci miejsca kultu. Wiele osób opuszcza miejsca swego zamieszkania, gros jednak zostaje. Do głosu dochodzi zwycięska w wojnie Szwecja, której dyplomaci długo acz stanowczo pertraktują z Habsburgiem by pozwolił wiernym na choć jedną świątynię w każdym księstwie. Dochodzi do ugody i takież są też początki Kościołów Pokoju.

Cesarska zgoda obwarowana jednak była szeregiem całkiem przebiegłych obostrzeń. Otóż budowane świątynie miały spełnić następujące wymagania:
– budulec miał być cokolwiek wątpliwy i nietrwały – glina, słoma, drewno,
– budowle znajdować miały się „na odległość armatniego strzału” poza miejskimi murami – a tam jak wiemy bardzo chętnie grasowały przeróżne grupy lubujące się w plądrowaniu obiektów wszelakich, świeckich i sakralnych,
– od momentu rozpoczęcia budowy do jej ukończenia nie mogło minąć więcej niż rok, a jak wiemy gdy się człowiek śpieszy to się cesarz cieszy,
– świątynie kształtem nie mogły przypominać… świątyń, miały wymykać się stereotypowemu budownictwu sakralnemu,
– poza tym nie mogły posiadać dzwonnic i szkoły parafialnej,
– całość ufundowana musiała zostać przez ewangelików a kwoty były to niemałe i samo ich zebranie wzięło trochę czasu a datki płynęły z Niemiec, Danii, Polski czy pozostałych śląskich księstw.


Tak trochę z boku patrząc i będąc lekko stronniczym postawa Ferdynanda skojarzyła mi się z Cezarem z filmu „Asterix: Misja Kleopatra”, który również kombinował by z budowanego tam pałacu nic nie wyszło a budowniczowie postawieni pod ścianą niczym po zażyciu napoju magicznego doprowadzali budowę do końca, co więcej stworzyli taką świątynię, która zachwyca po dziś dzień. Jakżeż bardzo chciałbym zobaczyć ich miny, gdy po przeszło 350 latach, dwa wybudowane wtedy kościoły nie dość, że w dobrym stanie wciąż spełniają swoje funkcje (co czyni je największymi czynnymi drewnianymi barokowymi świątyniami w Europie) to od lat kilkunastu znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO (nawet jeśli nie mieliby pojęcia co to). Jeden ze wzniesionych wtedy kościołów, w Głogowie nie dotrwał naszych czasów, ulegając zniszczeniu podczas burzy a po odbudowie spłonąwszy wraz z dużą częścią miasta w wielkim pożarze w 1758 roku.

Imponująca szachulcowa świątynia im. Trójcy Świętej powstała w latach 1656-57 pod czujnym okiem architekta Albrechta Säbischa oraz głównego budowniczego, cieśli Andreasa Gampera. Piękny to z zewnątrz widok, jednak dopiero po przekroczeniu progów budynku uderza to z jakim kunsztem, wyobraźnią i wyczuciem przestrzeni budowniczowie podeszli do swojej roboty. Oczywiście uprzedzam, przebogate wnętrza w rok nie powstały, co to to nie, aż tyle magicznego napoju nie było. Wykańczanie i przyozdabianie wnętrz trwało przez kilka kolejnych dziesięcioleci. I naprawdę to widać, barokowy cios między oczy, szczęka na podłodze.





Zwiedzając nie powinniście się śpieszyć, tak by spokojnym krokiem zajrzeć we wszystkie dostępne zakamarki, naprawdę poziom snycerki czy też ogrom pracy malarskiej jaka tam miała miejsce zasługuje na chwilę kontemplacji i docenienia. Rzekłem.
Ciekawe co zrobiło na was największe wrażenie? Organy z całym prospektem, ambona, loża Hochbergów (którzy de facto na budowę kościoła ofiarowali 2 tysiące dębów), niesamowity pełen polichromii strop czy w końcu ołtarz, wydawałoby się marmurowy a jednak drewniany.

A to przecież nie wszystko bo i wokół świątyni jest sporo do zobaczenia. Wybudowane w kolejnych latach dzwonnica, liceum ewangeliczne czy równie zabytkowy cmentarz spinają całą okolicę w jedną, niepowtarzalną całość. W niegdysiejszej stróżówce dziś mieści się przytulna kawiarenka Baroccafe a wspomniane liceum dziś służy za hotel „Barokowy Zakątek”. Nocleg w takim miejscu musi być ciekawym doznaniem.




Zwiedzanie możliwe jest cały rok z wyłączeniem kilku dni (Wielkiego Piątku, Wszystkich Świętych, Wigilii Bożego Narodzenia). Szczegółową rozpiskę godzin i cen cegiełek znajdziecie na stronie Kościoła: https://kosciolpokoju.pl/zwiedzanie/
KWIECIEŃ-PAŹDZIERNIK:
poniedziałek – sobota: 9.00-18.00 / niedziela i święta: 12.00-18.00
LISTOPAD:
poniedziałek – sobota: 9.00 – 16.30 / niedziela i święta: 12.00 – 16.30
GRUDZIEŃ-MARZEC:
poniedziałek – sobota: 10.00 – 15.00 / niedziela i święta: 12.00 – 15.00
Cegiełka na Fundusz Renowacji Kościoła Pokoju:
15 zł – osoby dorosłe indywidualne
12 zł – studenci, emeryci i grupy zorganizowane dorosłych
8 zł – dzieci, młodzież / 35 zł – rodzinny (2 dorosłych + dzieci do 18 r. ż.)
KAMIENICE, WILLE, ELEWACJE I INNE REWELACJE
Zabytkowa tkanka miasta wyszła z II Wojny Światowej niemal bez szwanku. Wielka ofensywa na Berlin roku 1945 przeszła bokiem a w radzieckim nalocie zniszczono tylko kilka budynków. Jednak w ciągu kilkunastu lat po straszliwym konflikcie z map Świdnicy zniknęło (szacuje się) nawet do 300 budynków, które w sporej większości w czynie społecznym, w postaci cegieł zmieniły adres na warszawski. Często w ich miejscach powstały nowe domy i kamienice, popularnie zwane plombami. Nie zawsze potrafiły one współgrać z zastaną architekturą.

Pewnie wyjdę na sentymentalnego, ale starsza zabudowa po prostu o wiele bardziej mi odpowiada niż większość tego co dzisiaj proponują architekci. Nie mówiąc już o współczesnych reklamach, które zazwyczaj szpecą budynki, na których się znajdują. I jasne, są też miejsca, którym zdecydowanie przydałby się lifting, budynki, które zbyt długo czekają na remont, oraz takie które pasują do okolicznych stylowych kamieniczek jak przysłowiowa pięść do nosa. Tak, to wszystko również w Świdnicy znajdziemy, ale absolutnie nie jest to w stanie zatrzeć pozytywnego wrażenia, bo po prostu miłych dla oka miejsc jest DUŻO więcej.

Bo Świdnica jest wyjątkowym miastem z zabudową w znacznej mierze starą a przy tym atrakcyjną, intrygującą i porywającą. Na Dolnym Śląsku tylko Wrocław poszczycić się może większą liczbą zabytków. Dlatego do powolnego i uważnego spaceru was zachęcam.

Już w okolicach dworca PKP zachwycają secesyjne kamienice (chyba, że tę spod nr Kolejowa 4 zobaczycie z drugiej strony, to wtedy widok zdecydowanie nie jest reprezentacyjny ;p), z drugiej strony torów spoglądać będzie na was Sowa. Mural z ptakiem wita przyjezdnych, jak i dzień w dzień ma baczenie na miejscowych. A jeśli dobrze się rozejrzycie to sowę znajdziecie również na portalu jednej z mijanych kamienic. Oj diablo intrygujące pomysły mieli niegdysiejsi architekci.



Te wszystkie wielgaśne kolorowe secesyjne kamienice, z ich portalami i elewacjami pełnymi detali strasznie spowolniają spacer. Ostatni raz z tak rozdziawioną gębą podziwiałem legnicki Tarninów, z którym zresztą momentami miałem skojarzenia – choć wiadomo, tam efekt wow jest jeszcze większy.

Są też i takie budynki, które choć zdecydowanie przyciągają wzrok to też wołają o pomoc. Jak choćby znana dość willa „Morys Ryh”, wspaniała bryła, piękne nawiązania do górniczej historii właściciela, inżyniera Morrisa i niestety opłakany stan. Serce się kraje kiedy widzi się takie rzeczy.


Dosłownie po drugiej stronie ulicy w oczy bije biel ścian dawnej bastei Bramy Strzegomskiej, jedne z ostatnich pozostałości po dawnych murach obronnych. Dla kontrastu w sąsiedztwie mamy czerwone cegły gmachu Prokuratury Rejonowej, niegdyś Miejskiej Kasy oraz Urząd Stanu Cywilnego.


Spacerując w kierunku Rynku, na ulicy Kotlarskiej między kamieniczkami schował się kościół pw. Św. Józefa Oblubieńca. Barokowa świątynia trochę niknie pomiędzy innymi budynkami, lecz wystarczy stanąć naprzeciwko zjawiskowego portalu z postaciami świętych by odgadnąć przed czym się stoi. Trwała akurat msza więc do środka nie zaglądałem.


Pewnie mógłbym tak budynek po budynku się rozpisać, ale bez przesady. Spacer co i rusz dostarcza widoków wdzięcznych i jakbym zaczął to bym nie skończył.

RYNEK Z CAŁYM DOBRODZIEJSTWEM INWENTARZA
O świdnickich ulicach wspomnieć warto, ale o rynku NALEŻY. Bo to serce miasta i absolutnie wyjątkowy zakątek. Centralny plac miasta i odchodzące zeń ulice to wzorcowy przykład średniowiecznego jeszcze układu urbanistycznego.

Ratusz otoczony jest kamienicami o proweniencji barokowej, renesansowej a nawet gotyckiej. Fragmenty rzeźb nawet sprzed przeszło 600 lat z łatwością da się zobaczyć na ścianach poszczególnych budynków. Nie dość, że wiekowe to z niektórymi z nich związane są legendy – taki młodzian walczący z gryfem nawiązuje do dawnej opowieści o stworze, który ponoć zamieszkiwał podziemia kamienicy i młodzieńcu, który w ramach zadośćuczynienia za swoje przewiny miał go pokonać. I tak zrobił. Historii i legend na świdnickim rynku nie brakuje a wszystkie w książce zebrał świdnicki historyk Sobiesław Nowotny, poluję by poczytać bo zapowiada się ciekawie.


Obserwacja elewacji i znajdujących się nań zdobień zajmie wam kolejną chwilę kreśląc niejako obraz tego kto owe kamienice zamieszkiwał. Każdy portal zdaje się być osobnym dziełem sztuki, opowiadającym własną historię. Ponad nimi często zauważycie herby rodów czy choćby reliefy statków, będących nie wiadomo czy to symbolem aspiracji handlarzy czy rzeczywistym wyrazem ich dalekich handlowych kontaktów.






Zdecydowanie na uwagę zasługuje również charakterystyczna, czerwona kolumna Świętej Trójcy oraz barokowe fontanny, dwie z nich przedstawiające postaci z mitologii: Atlasa i Neptuna. Odrestaurowane cieszą oko a co ciekawe jeszcze do lat 80. XX wieku przed świętami Bożego Narodzenia to właśnie przy nich… odbywała się sprzedaż świątecznego karpia.



RATUSZ: WIEŻA WIDOKOWA
Skupmy teraz wzrok na centrum rynku, dumnie stojącym Ratuszu z niemal 60 metrową wieżą. Bardzo ładny to budynek, pamiętający jeszcze we fragmentach swe gotyckie początki, dziś jednak głównie już zbarokizowany. W jego narożach znajdziecie kolejne ciekawe rzeźby, tym razem świętych Jana Nepomucena oraz Floriana – chyba dwóch najłatwiejszych do identyfikacji świętych.


Wieża ratuszowa tak jak jest piękna, tak też jest podatna na katastrofy i wszelkie nieszczęścia. Ostatnia miejsce miała w roku 1967. Wtedy to na Rynku przeprowadzano szereg remontów tudzież rozbiórek i do renowacji 200 letniej wówczas wieży robotnicy podeszli bez należytego przygotowania. Wskutek szeregu niedopatrzeń naruszyli jej konstrukcję tak, że chwilę po wybiciu godziny 15:15 (dnia 5 stycznia) wieża z hukiem runęła. W katastrofie ucierpiał tylko… jeden kot, robotnicy wyszli bez szwanku.



Miasto na powrót wysokiej konstrukcji czekać miało 45 lat – dopiero po pozyskaniu funduszy z UE udało się wybudować nową jej inkarnację. Nowiutka, w pełni funkcjonalna zaprasza dziś na 38 metr i platformę widokową, skąd podziwiać można miasto, majestatyczną katedrę nań górującą jak i okoliczne sudeckie pagóry: od masywu Ślęży przez Góry Sowie, po Karkonosze i Góry Wałbrzyskie. Na platformę można podjechać windą, można też wdrapać się po schodach – na mijanych piętrach znajdziecie wystawy, przy których warto się zatrzymać. Zalecam.



Obiekt czynny jest przez cały rok, od wtorku do niedzieli, w godzinach 10:00 – 18:00 (ostatnie wejście o 17:45) a cena za wejście to 5 zł (2,50 zł bilet ulgowy).
A tymczasem we wnętrzach Ratusza znajdziemy niezwykłe muzeum.
RATUSZ: MUZEUM DAWNEGO KUPIECTWA
Skoro już od zarania dziejów Świdnica słynęła z handlu a pochodzący zeń kupcy kontakty mieli tak szerokie jak wysoka jest świdnicka katedra to nie powinno was zdziwić, że powstało muzeum przybliżające ową handlową przeszłość miasta.
Muzeum Dawnego Kupiectwa zabiera w podróż w czasie, przybliża jego piwną historię, daje szansę zobaczenia mnóstwa ustrojstwa służącego do ważenia, mierzenia czy liczenia towarów. W gotyckiej Sali Rajców dostrzeżecie wiele set letnie polichromie oraz bardzo fajną makietę miasta, pokazująca jak potężnym miastem Świdnica była przed setkami lat. A i to nie wszystko, ale co wam będę pisał, zobaczcie sami.


W przyratuszowych kamieniczkach znajdziecie dziś szereg kawiarni, restauracyjek, Biuro Informacji Turystycznej czy w końcu Świdnicki Ośrodek Kultury. Na obiad zatrzymałem się w restauracji Rynek 43 i powiem wam, że zjadłem tam rzecz wielce ciekawą, ale najważniejsze mega smaczną: strudel z kaszanką na sałacie. Połączenie niespodziewane a diablo dobre. Zalecam.
Zdecydowanie wrócę na wiosnę i latem, by zobaczyć jak życie toczy się tu w bardziej sprzyjających okolicznościach pogodowych. Piwko w cieniu drzew popołudniową porą… no rozmarzyłem się 🙂
Przed muzeum na ławeczce spotkacie Marię Cunitz, niezwykłą kobietę. Wielki XVII wieczny umysł, astronomka, matematyczka, no długo by wymieniać. Urodzona w mieście i z nim silnie związana, znana m.in. z tego, że pomogła rozpowszechnić wiedzę o teoriach Jana Keplera jednocześnie udoskonalając i uproszczając je.

KATEDRA PW ŚW. STANISŁAWA I ŚW. WACŁAWA
Musielibyście się bardzo postarać by do tej pory nie zobaczyć monumentalnej wieży świdnickiej katedry. 101,5 metrów wysokości stawiają ją w pierwszym rzędzie najwyższych w Polsce. Na Śląsku nie ma sobie równych. A skoro przy NAJ jesteśmy to na owej wieży znajduje się najwyżej w Polsce zawieszony dzwon. A przy jej podstawie największe w kraju okno gotyckie – tak, takie rankingi też są.

Budowa to piękna, gotycka i takoż strzelista. Surowa, wyjątkowo imponująca świątynia swymi początkami sięga niemal początków miasta… choć ufundowana przez Bolka II (swoją drogą diablo ważny dla miasta gość, sporo dobrego zrobił dla jego rozwoju i w tym roku w końcu doczeka się pomnika – jego postawienie planowane jest na jesień) budowla ukończona została wiele lat po śmierci księcia. Nie mówiąc już o późniejszym zbarokizowaniu jej od środka, trzeba jednak przyznać, że pierwotny gotyk i barok bardzo harmonijnie tu współgrają.



Nie dane mi było jednak w pełni podziwiać owych wnętrz ponieważ trwa zakrojony na wielką skalę remont. Szczęściem jednak zobaczyć można boczne nawy a i polichromie zaraz po wejściu robią wrażenie.
ŚWIDNICKIE MURALE
Spacer śladem historii i zabytków Świdnicy nie może się obejść bez podziwiania tamtejszych murali. Powstało ich przez ostatnie lata przeszło 20, nie wspominając o zapewne dużo większej ilości graffiti. Autorem sporej części malowideł (sam nie zawsze nazywa zgadza się by nazywać je muralami) jest Robert Kukla, świdnicki nie bójmy się tego słowa artysta. Kapitalne są jego próby „uwalniania” Aniołków z Kościoła Pokoju – dzięki nie ma na ścianach kilku budynków zobaczycie Aniołka Łobuziaka, Aniołki zasłuchane w muzykę, jak i takie, które na skrzypkach same coś grają.





Poza tym szereg mamy ciekawych osobistości, które raz silniej a raz słabiej można z miastem powiązać. Mnie zachwycił Tomasz Stańko a co więcej zaskoczyła informacja, że tylko Jazz nad Odrą ma dłuższy rodowód niż Świdnickie Noce Jazzowe. Zdecydowanie trzeba będzie wstąpić w tym roku. W ogóle, pojedynczych imprez czy całych festiwali jest w mieście całkiem sporo i warto rozejrzeć się za czymś co i was zainteresuje.






DOJAZD
50 kilometrów dzielące miasto od stolicy Dolnego Śląska, 20 kilometrów do Wałbrzycha i dobre skomunikowanie kolejowe sprawia, że Świdnica jest atrakcyjnym kąskiem dla każdego, nawet i tych nie zmotoryzowanych. Pamiętajcie tylko, by wsiąść do odpowiedniego pociągu i nie popełnić gafy jak ja, mylnie ruszając do Trzebnicy* przez co straciłem niemal dwie godziny na odkręcenie pomyłki 😀
Bezpośrednich połączeń Kolejami Dolnośląskimi z Wrocławia jest 6, do tego dochodzi kilka kursów z możliwością przesiadki w Jaworzynie Śląskiej. Jest też jeden popołudniowy strzał TLK z Wałbrzycha. Dużą swobodę w planowaniu dają również busy, których jeździ całkiem sporo – rzućcie okiem na rozpiskę.
* choć samo miasto jak i okoliczne wzgórza polecam wielce: ot choćby w tym wpisie.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Świdnica to idealne miejsce dla wszystkich lubujących się w historii i zabytkach, w tej kwestii jest to studnia niemal bez dna. Zjawiskowo ładne centrum otoczone jest przez szereg parków, dzięki czemu nie trzeba z miasta uciekać by pospacerować w zielonych okolicznościach przyrody – wiosna, lato i jesień muszą być zjawiskowo piękne, będę sprawdzać 🙂 Do tego bliskość do pagórów wszelakich sprawia, że to idealne miejsce na tak zwany „przejazd i pół dniowy postój” jak i na bazę wypadową do szybkich jednodniowych strzałów na okoliczne górki. Jest gdzie zjeść, gdzie się przespać a świdnickie imprezy to wydarzenia na skalę nie tylko miejscową, ale i dużo szerszą i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. No miasto idealne 🙂
Zgadzam się w 200%. Świdnica jest absolutnie rewelacyjna!
Już sam jeden Kościół Pokoju jest wystarczającym powodem, by się tam wybrać. A przecież jest jeszcze tyle innych ciekawych miejsc.
Choć byłam już kilka razy, zawsze z chęcią wracam.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy. 🙂
Liliana Kołłątaj
(Klub Globtrotera Warszawa)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, zjawiskowe i strasznie ciekawe i ładne (po prostu) miasto. Czekam teraz na wiosnę i zieleń by zobaczyć kolejną jego twarz 🙂 Pozdrówka!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świdnica jest bardzo ciekawym miastem, nie tylko z powodu kościoła Pokoju, który oczywiście koniecznie warto zobaczyć. Cale miasto jest warte spędzenie w nim weekendu 🙂
PolubieniePolubienie
Zdecydowanie prawda co mam nadzieję udało się pokazać. Choć chętnie teraz wrócę by zobaczyć miasto w rozkwicie i totalnej zieleni 🙂 Pozdrówka!
PolubieniePolubienie
Zdecydowanie muszę tam zawitać znów, bo poza Kościołem Pokoju niewiele pamiętam, a wstyd, to tak blisko.
PolubieniePolubienie
byłem niedaleko w sanatorium. i była wycieczka do kościoła pokoju. nie pojechałem. teraz żałuję….
PolubieniePolubienie
Hej, trochę tak, ale Kościół raczej nigdzie się nie wybiera i będzie czekać. tak więc powodzenia, by znalazła się okazja 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
może uda mi się w tym roku?
PolubieniePolubienie
Ale tam ładnie. Już kiedyś byliśmy, ale widzieliśmy tylko ten zachwycający kościół. Trzeba będzie wrócić 🙂
PolubieniePolubienie
O zdecydowanie, ale najlepiej chyba poczekać na wiosnę/jesień by w zielonej/kolorowej szacie jeszcze bardziej się zachwycić.
PolubieniePolubienie
Bardzo obszerny przewodnik przygotowałeś. Bardzo lubię takie konkretne. Świdnica zaskoczyła mnie kościołem pokoju 🙂
PolubieniePolubienie
O tak, kościół to miejsce niepowtarzalne a i samo miasto zaskakuje na każdym kroku.
PolubieniePolubienie
Fantastyczny przewodnik… z którego na pewno skorzystam. Nawet już zaczęłam układać trasę i Świdnica na niej jest. Super robota.
PolubieniePolubienie
Super! Na wiosnę zrobię powtórkę wiec pewnie jeszcze cosik dojdzie 😉
PolubieniePolubienie
Muszę Ci przyznać rację. Tyle ciekawych zakamarków w tej Świdnicy. Co zdjęcie, to ciekawsze. A kościół wymiata..
PolubieniePolubienie
Racja! Na wiosnę planuje powrót by zobaczyć miasto w najlepszej odsłonie, pełnej zieleni 🙂
PolubieniePolubienie