Cześć! Jak można się spodziewać dziś zabieram was na wycieczkę śladem wulkanów. Kolejną już 😉 No, ale takie jest Pogórze Kaczawskie, to istny dom dla sporej części wulkanicznych pozostałości jakie można w Polsce spotkać. Prócz próby odpowiedzenia sobie na pytanie czy Ostrzyca jest najpiękniejszym polskim „wulkanem” pokręcimy się trochę po najbliższej okolicy pokonując zielony szlak z Wlenia i odwiedzając całkiem zaskakujące i urokliwe wsie. Chodźcie!
Nie ma chyba w Polsce drugiego tak charakterystycznego, archetypicznego pagóra (po)wulkanicznego jak Ostrzyca. Smukły, samotny stożek, wznoszący się ponad okolicę, niczym Fudżijama, Cotopaxi czy Kronocka Sopka, to dla Pogórza Kaczawskiego widok wręcz emblematyczny. Choć jest to stożek będący tak po prawdzie li tylko pozostałością komina wulkanicznego, ocalałą częścią dawnego dużo większego wulkanu, którego wierzchnie warstwy na przestrzeni milionów lat, przez wietrzenie i erozję dosłownie… przeminęły z wiatrem.

501 (choć wedle niektórych nowszych pomiarów 499) metrów gracji i stożkowatego piękna Ostrzycy sprawia, że jest to najwyższe wzniesienie Pogórza Kaczawskiego, dzięki czemu wybitnie górując nad pobliskimi polami stanowi doskonały punkt widokowy. Łatwość wejścia i bliskość parkingów sprawia, że jest celem wielu turystów, idealnie nadaje się na rodzinne wejścia z dziećmi. My z Bartem uznaliśmy jednak, że wdrapanie się na pagór warto połączyć z dłuższą łazęgą po najbliższej okolicy tak by rzucić okiem na to co do zaoferowania mają pobliskie wsie. Nocując we Wleniu do dyspozycji mieliśmy fragment zielonego szlaku Zamków Piastowskich, idealnie się do tego nadający.
SZLAK ZIELONY Z WLENIA
Do Bystrzycy
Szlak Zamków Piastowskich jak łatwo się domyślić łączy kilkanaście dolnośląskich zamków i grodów o piastowskiej proweniencji. Choć idea wygląda na samograj i z pewnością nim jest to przez początkowe fragmenty marszu, zaraz po zostawieniu za sobą zabudowań Wlenia, mieliśmy nieodparte wrażenie, że te kilkaset metrów nie należy do najpopularniejszych a wręcz są zapomniane i rzadko uczęszczane. Las, błocko, gęste krzaczory, mirabelki, jeszcze więcej błocka.


Po niespełna dwóch kilometrach las się kończy, wychodzi się na pierw polną drogę a po chwili asfaltową, która w akompaniamencie całkiem miłych widoków prowadzi wprost do Bystrzycy. Wsi, która potrafi zaskoczyć.

W Bystrzycy
Szlak zielony tylko muska granice wsi lecz proponuję zatrzymać się w niej na dłuższą chwilę. Powodów ku temu jest kilka. Pierwszy jest pospolity. Jak cis. Cis pospolity. Choć jest to bardzo niepospolity cis pospolity. Wszystko z racji jego wieku. Bystrzyckie drzewo ma na karku przeszło 800 lat co czyni je drugim najstarszym w Polsce – jeśli wierzyć kronikom to zasadzono je przy kościele i cmentarzu ufundowanym na początku XIII wieku przez Św. Jadwigę. Mimo swego wieku drzewo trzyma się nadzwyczaj dobrze i zdaje się ma zamiar wypuszczać igły jeszcze przez kolejne lata. Za to po samej świątyni i nekropolii nie ma dziś wiele śladu, o dawnych czasach przypomina jedynie kamienny mur oraz pozostałości skrytego w krzakach mauzoleum rodziny Zedlitzów.


Przed wielu wielu laty Bystrzyca podzielona była na Dolną i Górną. Każda część posiadała swój kościół oraz dworek z folwarkiem. Cis należał do części Dolnej i wespół z XVIII-wiecznym spichlerzem jest chyba jedyną pamiątką po czasach dawno minionych. Po dworku rozgrabionym przez Armię Czerwoną, browarze czy młynie śladów dziś już nie ma.

Z kolei po dworze Górnym pozostało troszkę więcej. Przede wszystkim do dziś stoi sama posiadłość, może i nie imponująca, ale stoi. Datowana na XVII wiek, z oddali wita lwami przy pozostałościach bramy. Posiadłość ta byłaby jedną z wielu i raczej mało kto zwracałby na nią uwagę gdyby nie fakt, że w latach 30 kupił ją Magnus von Braun, ojciec sławnego z wielu powodów Wernhera von Brauna…

Wernher von Braun. Postać, z którą mam wielki ból głowy. Geniusz i wizjoner, który znacznie przyczynił się do podboju kosmosu, ojciec amerykańskiego lądowania na Księżycu, szef NASA itede itepe. Temu nikt nie zaprzeczy. Jednocześnie człowiek, na którego osiągnięciach bardzo długim cieniem kładzie się się czas wojny i ofiara kilkunastu tysięcy jeńców, którzy w nieludzkich warunkach stracili życie w podziemnej fabryce Mittelwerk przy produkcji rakiet jego konstrukcji. I kolejnych tysięcy, którym owe rakiety już wystrzelone przyniosły śmierć. Rakiety znane nam wszystkim jako V2. W obliczu „Zimnej Wojny” jego wiedza okazała się być jednak przepustką do USA gdzie pod parasolem ochronnym wraz z wieloma swoimi współpracownikami mógł kontynuować swoje prace…

I tak też stałem przed dworkiem, który Wernher zapewne nieraz odwiedzał. I rozmyślałem. O zawieszonej na ścianie budynku tablicy pamiątkowej rodziny von Braunów. Ale i o pamięci, często wybiórczej. Nazwisko słynnego konstruktora z pewnością zwraca tam na siebie uwagę i przyciąga. Ja jednak myślę, że podchodząc pod posiadłość pamiętajmy przede wszystkim o tych wszystkich, którzy w cieniu jego geniuszu stracili życie… Tyle chociaż możemy.

W sąsiedztwie dworku znajdziecie XVIII wieczny skromny kościół pw. Matki Boskiej z Lourdes. Pozbawiony tynku sprawiał wrażenie o wiele starszego. Niegdyś była to świątynia ewangelicka, lecz po wojnie i opuszczeniu wsi przez niemieckich mieszkańców przeszła w ręce katolików. Jeśli będziecie mieć szansę to zajrzyjcie do środka, bo znajdują się tam m.in. XVII wieczne płyty nagrobne rodziny Zedlitzów, kawał absolutnie odległej historii.


I choć Bystrzyca pochwalić się może jeszcze kilkoma miłymi oku szachulcowymi chatami to ruszamy dalej. Wracamy na zielony szlak i na przemian pokonując błoto, asfalt, chaszcze trafiamy na tablicę informująca, że oto jesteśmy w Bełczynie. Zaraz obok w zasadzie. Wieś jednak nas zbytnio nie zainteresowała bo oto naszym oczom ukazała się ona. Ostrzyca.

OSTRZYCA
Szeroka (i płaska zarazem) jak okiem sięgnąć Wysoczyzna Ostrzycy ciągnie się aż po horyzont, zza którego nieśmiało wychyla się Grodziec. Choć będzie się nam jeszcze kilka razy ukazywał to jednak ograniczy się do aktora drugo a nawet trzeciego planu. Bo główną rolę gra tu Ostrzyca. Wybijająca się 150 metrów ponad łagodną okolicę jest widoczna z daleka, zagarnia dla siebie cały splendor. Przykuwa uwagę. I prawidłowo bo pagór to wyjątkowo piękny i uwagi warty.

Spokój sielskiej okolicy szybko nam się udziela. Stoimy tak dłuższą chwilę i wgapiamy w pagór jak sroka w gnat. A jeszcze miliony lat temu warunki ku temu byłby troszkę bardziej… ekstremalne. Teren ten nie należał do takich, na którym chcielibyście spędzać wolne popołudnie przy grillu. Była to kraina iście piekielna – o ile zobrazujemy sobie wszystko jako niekończącą się połać ziemi spowitej wyziewami gazów, pyłów, poprzecinanej rzekami lawy rozlewającej się po horyzoncie, kreującej krajobraz wedle swego upodobania. Intensywność zachodzących procesów nie wszędzie była taka sama, teren wraz z mijającym czasem (ostatnie wulkany czynne były jeszcze „naście” milionów lat temu) przeobrażał się, erozja robiła swoje, tu i tam człowiek dodał coś od siebie. Aktualnie kraina ta z pewnością prezentuje się inaczej niż za czasu swej aktywności, jednak i to co podziwiać możemy dziś stanowi nie lada atrakcję dla odwiedzających.

A Ostrzyca cóż, jakby na przekór mijającym latom swoją sylwetką wciąż przypomina o dawno minionych czasach spod znaku lawy i siarki. A to wszystko zasługa bazaltów i bazanitów, z których jest zbudowana. Twarde skały uchroniły ją przed następstwami erozji, która całą okolicę, zbudowaną ze skał słabszych dość skutecznie „wyrównała”.
Pod pagór prowadzi kilka szlaków: nasz zielony Zamków Piastowskich, żółty Szlak Wygasłych Wulkanów oraz czerwony, zwyczajny dość ze wsi Dworek. Wszystkie one spotykają się u podnóża Ostrzycy skąd dalej na szczyt prowadzi pozbawiony już koloru szlak po bazaltowych schodach tudzież stopniach. Liczba ich czterysta czterdzieści i cztery. Z groszem. Tutaj rada dla podróżujących samochodem: przy żółtym szlaku z Ostrzycy do Proboszczowa znajdziecie parking a nawet dwa. Bliżej pagóra jest taki z miejscem na piknik i ognisko, drugi dalej jest typowym do zostawienia auta. Trzecia opcja to zostawienie samochodu we wsi, blisko kościoła na przykład. Wiele osób zostawia auto przy parkingu najbliższym Ostrzycy i tam rozpoczyna spacer by po powrocie przekąsić małe co nieco. To jak najbardziej niezły pomysł.


Po krótkiej lekturze tablicy informacyjnej na rozdrożu ruszamy. Podejście nie jest długie, ani męczące ani tym bardziej nudne. Schody aka stopnie momentami tak bardzo komponującą się z otoczeniem, że wyglądają wręcz na wytwór natury. A jednak. Zawdzięczamy je najpewniej Fryderykowi F. Prentzelowi, który w 1839 na zboczu góry wybudował gospodę, na szczycie platformę widokową otoczył barierkami a całe podejście nań wyłożone zostało bazaltowymi stopniami, które jako jedyne przetrwały do dziś.



Im bliżej szczytu tym bardziej w oczy rzucają się wszechobecne gołoborza bazaltu, pozostałość po czasach ostatniego zlodowacenia kiedy to szczyt wystawał ponad wielką bryłę lodowca. Wtedy to częste i naprzemienne zamarzanie i odmarzanie wody w skalnych szczelinach doprowadziło do ich popękania. Ostrzyckie gołoborza są największymi i najbardziej imponującymi w Polsce. Wyjątkowość rumowiska oraz porastającej go roślinności zauważono 100 lat temu kiedy utworzono nań rezerwat przyrody, który z „przerwą” na burzliwy czas II Wojny Światowej i lata powojenne funkcjonuje do dzisiaj. Rezerwat nosi nazwę „Ostrzyca Proboszczowicka”.


Ze szczytu rozciągają się widoki piękne. Niemal 270 stopniowa panorama sudeckich krajobrazów zachwyca. Niech was więc nie zdziwi, że na niewielkim szczycie nie będziecie sami… chociaż my akurat byliśmy 😀 Widoki są dalekie i nieprzeciętne, aż zachęcają do tego by wybrać się tam o każdej porze roku i popodziwiać je w różnych barwach.



Oczy cieszą głównie Pogórze i Góry Kaczawskie z różnymi innymi powulkanicznymi cudeńkami, Grodźcem czy Wilczą Górą, której sylwetka jako żywo przypominała szykujący się do zanurzenia okręt podwodny. Nie braknie też miejsca dla Pogórza i Gór Izerskich jak i Karkonoszy, ale one akurat nam słabo się zaprezentowały.




No piękny kawał pagóra. Polecam mocno.
PROBOSZCZÓW
Po zejściu z górki można rozsiąść się przy wiacie, rozpalić ognisko, przekąsić coś. Można też jeśli kogoś rozpiera energia i ruchu wciąż mu mało udać się w kierunku Proboszczowa by obok boiska piłkarskiego wyszaleć się na siłowni na świeżym powietrzu. Tam też pomiędzy drzewami znajdziecie wielki kamienny obelisk ze śladem po tablicy kiedyś doń doczepionej. Najpewniej był to Pomnik Pamięci Ofiar I Wojny Światowej. Płyty z nazwiskami już nie ma, pozostały kamienie.

Proboszczów jest tym miejscem, z którego najczęściej rozpoczynane jest podejście na Ostrzycę. Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie rozejrzeli się po samej wsi, a Dolny Śląsk daje gwarancję tego, że zakończy się to małą podróżą po historii. Istnym wehikułem czasu jest kościół Św. Małgorzaty oraz otaczający go zbiór zabytkowych epitafiów. Świątynia swe początki miała jeszcze w średniowieczu i są one bardzo dobrze widoczne, piękny późnoromański portal zdobi jedną ze ścian. Na przestrzeni kolejnych wieków kościół był przebudowywany multum razy a jego dzisiejsza postać została mu nadana w 18. stuleciu.

Wokół znajdziecie stare a nawet bardzo stare epitafia, płyty nagrobne a także cały barokowy grobowiec rodziny Redernów, niegdysiejszych właścicieli okolicznych ziem. Najstarsze z płyt pochodzą jeszcze z XVI wieku i w znacznej mierze przedstawiają kolejnych proboszczów i pastorów miejscowego kościoła. Co ciekawe Proboszczów swego czasu był jednym z najważniejszych na Dolnym Śląsku miejsc dla Schwenkfeldystów, odłamu chrześcijaństwa, który jak na swoje czasy (choć chyba nie tylko) był zdecydowanie za postępowy a przez to dość niepopularny tak u katolików jak i luteranów. O nich opowiem jednak kiedy indziej bo to karta historii, o której warto pamiętać.



W XIX wieku kiedy rozpoczął się boom turystyczny na Ostrzycy we wsi znaleźć można było 2 karczmy, browar a na stokach pagóra można było odpocząć w restauracji. Dziś po takiej infrastrukturze nie ma już śladu, Proboszczów owszem jest miłą dla oka, spokojną wsią, której brakuje jednak takiej jednej knajpki z widokiem na piękny „wulkan”, z chęcią napiłbym się w takim piwa.

A kończąc spacer proponuję rzucić okiem na pozostałości po XIX wiecznym pałacu, który po wojnie służył za siedzibę PGR i stracił WIELE ze swego dawnego uroku. Zamknięty na cztery spusty czeka chyba na swój koniec.


Powrót
Tu filozofii wielkiej nie ma bo wróciliśmy po swoich śladach. Z jedną zmianą: do Bełczyny dotarliśmy szosą z Proboszczowa. Ta opcja jest całkiem widokowa i daje możliwość ciekawego spojrzenia głównie na Pogórze Kaczawskie. Jest Wilcza Góra, Zawadna z wieżą widokową czy też jeśli dobrze zidentyfikowałem Łysanka z kamieniołomem Krzeniów.



SŁOWEM PODSUMOWANIA:
Wypad ten okazał się bardzo fajną spokojną całodniową pętlą, która zamknęła się w 25 kilometrach marszu. W ramach ściągawki podam wam wszystkie możliwe warianty dojścia, te nie najdłuższe a i z czasami wyliczonymi przez mapy.cz – nie ma co patrzeć na nasze przejścia bo na robienie zdjęć tracę tak dużo czasu, że byłoby to bez sensu 😉
- zielony szlak z Wlenia: 8,5km, 2h45min,
- czerwony szlak z Dworku: 12,6km, 3h35min.
- żółty szlak z Proboszczowa 2,8km, 45min.
- żółty i zielony od północy z Grodźca 19,5km, ok.6h
Wejście na szczyt spod skrzyżowania szlaków to przeszło 400 bazaltowych schodów, 75 metrów przewyższenia oraz raptem 10-15 minut spokojnego marszu.
Pod Ostrzycą, wzdłuż żółtego szlaku w kierunku Proboszczowa znajdziecie dwa parkingi oraz miejsce na piknik czy ognisko.
I tak już naprawdę w trzech słowach podsumowania: Ostrzyca jest super 🙂
Cześć!
Uwielbiam to miejsce! Ostrzyca to najważniejszy pagórek Pogórza Kaczawskiego 😁
PolubieniePolubienie
Ha, absolutnie! Czaiłem się całą nieskończoność by się tam wybrać i w końcu się udało. I będzie to początek dłuższej znajomości 😀
PolubieniePolubienie
Te schody na szczyt mocno mnie zaskoczyły, gdy tam wchodziłem przy okazji pokonywania szlaku Wygasłych Wulkanów. Jednak trzeba przyznać, że są ładne i nie psują klimatu miejsca.
Widoki że szczytu rewelacyjne. Byłem nimi bardzo mocno zaskoczony, bo nie spodziewałem się, że będą aż tak ciekawe.
Dzięki za ciekawostkę o dworku von Brauna.
PolubieniePolubienie
O tak, takie schody przyjmuję z całym dobrodziejstwem inwentarza bo choć „sztuczne” to jednak tak wkomponowały, że nic tylko się uśmiechnąć.
Co do widoków to na takie jesienno-zimowe chętnie bym się wybrał, zobaczymy jak z czasem się uda wyrobić 😀
PolubieniePolubienie
Rewelacyjny wpis z kompletnie nieznanych mi terenów . Świetny szlak , warty przejścia , a widoki – wręcz zaskakujące
PolubieniePolubienie
Przejeżdżałem rok temu obok tej góry i zastanawiałem się co to 🙂
PolubieniePolubienie
Jak zawsze świetny opis. Gdy byliśmy w tamtych okolicach na Ostrzyce tylko rzuciłam okiem. A tu taki ciekawy szlak 🙂 Następnym razem musimy ją zdobyć 🙂
PolubieniePolubienie