Jawor czyli nie tylko Kościół Pokoju

Kiedy na jesień przybyliśmy do Jawora naszym głównym celem odwiedzin były graniczące z miastem wulkaniczne stemple po dawnej i wybuchowej przeszłości Pogórza Kaczawskiego. Nie był to jednak przyczynek jedyny. Otóż w mieście znajdziecie jeden z 16 polskich obiektów z Listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Jaworski Kościół Pokoju, niezwykła konstrukcja z równie niezwykłą historią wraz z „bliźniaczym” kościołem ze Świdnicy to największe drewniane świątynie PolskiEuropy. Kościół owy był punktem wyjścia do naszego krótkiego, ale bardzo ciekawego spaceru po mieście.

bdr
Kościół Pokoju w Jaworze

Do miasta przybywamy wieczorem. Niestety Jawor nie ma szczęścia do połączeń kolejowych i by się tam dostać trzeba sporo pokombinować. Na przykład w ten sposób: z Leszna pociągiem POLRegio do Głogowa (10,00 PLN) skąd Kolejami Dolnośląskimi do Legnicy (12,00 PLN) gdzie czeka ostatnia przesiadka do Jawora (6,00 PLN). To tylko jedna z opcji bo można jechać też np. przez Wrocław i Jaworzynę Śląską. Nie ważne, którą opcję się wybierze i tak na podróż z przesiadkami trzeba liczyć od 120 do 180 minut. Z Wrocławia kursują również busy do Złotoryi zatrzymujące się w Jaworze tak więc myślę, że ten link również może się wam przydać.

Jeśli w Głogowie będziecie mieli tak jak my godzinę na przesiadkę to proponuję szybki spacer nad Odrę, tak celem liźnięcia tamtejszego klimatu i wyrobienia sobie ochoty na powrót. Panorama Ostrowa Tumskiego z Kolegiatą, most Tolerancji wraz z mariną czy też Bulwar Nadodrzański ze spojrzeniem na pozostałości Starego Miasta kryjące się na nowymi budynkami. No działa to.

Rzut okiem na kolegiatę w Głogowie
Dworzec PKP w Legnicy

Wróćmy jednak do Jawora, łapcie mapkę i zaczynamy spacer.

Pierwsze co rzuca się w oczy po wyjściu z pociągu to dworzec, przez wiele lat straszący przybywających do miasta a dziś całkiem klawo wyremontowany, z zachowaniem ducha pierwszego projektu sprzed ponad 150 lat. Bardzo ładnie, piona.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wyremontowany dworzec PKP w Jaworze.

Godzina była późna, miasto spokojne, ludzie poukrywani w mieszkaniach. Dzięki temu Rynek mieliśmy niemal wyłącznie dla siebie, tak samo zresztą nie było problemu by znaleźć miejsce w Restauracji Ratuszowej. Całkiem fajne miejsce, stylowo urządzono, gdzie w regionalnym duchu spróbować można serów z Łomnicy czy piwa spod Bolkowa. 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kurczę, to chyba jedno z ostatnich wyjść do jakiejkolwiek miejscówki z żarełkiem.

Kręcąc się wieczorem po mieście warto podejść pod najważniejszą dlań świątynię, Kościół Pokoju właśnie. Choć jego zwiedzanie zostawiliśmy sobie na trochę później to nie można było odmówić choćby rzutu okiem. Ciemne alejki oświetlane latarniami wespół z białymi ścianami poprzecinanymi ciemnymi belkami tworzą wieczorami bardzo klimatyczną całość. Jednak tak jak wtedy tak i dwa dni później obchodząc kościół od zewnątrz nie mogliśmy przypuszczać tego co czeka wewnątrz – nawet jeśli wcześniej widziało się zdjęcia. Zaprawdę powiadam wam, nie ważne jakie są wasze odczucia, wejdźcie do środka. Warto.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kościół Pokoju w Jaworze, spotkanie pierwsze, wieczorne.

KOŚCIÓŁ POKOJU W JAWORZE

By zrozumieć niezwykłość jaworskiej świątyni należy cofnąć się do roku 1648, tak tego dziwnego, choć tym razem na dalekie stepy się nie wybierzemy. Kończy się Wojna Trzydziestoletnia, wielki europejski konflikt religijno-polityczny zakończony podpisaniem Pokoju Westfalskiego. Na jego mocy cesarz niemiecki Ferdynand III Habsburg potwierdził prawo „czyj kraj, tego religia”, zezwalając m.in. książętom ewangelickim na utrzymanie swobody wiary w swoich księstwach, czyniąc jednak odwrotnie w dziedzicznych księstwach; głogowskim, jaworskim oraz świdnickim, w dużej mierze również zamieszkałym przez ewangelików. Zamkniętych zostają tam setki ewangelickich parafii, tysiące wiernych traci miejsca kultu. Wiele osób opuszcza miejsca swego zamieszkania, gros jednak zostaje. Do głosu dochodzi zwycięska w wojnie Szwecja, której dyplomaci długo acz stanowczo pertraktują z Habsburgiem by pozwolił wiernym na choć jedną świątynię w każdym księstwie. Dochodzi do ugody i takież są też początki Kościołów Pokoju.

bdr
Kościół Pokoju w Jaworze

Cesarska zgoda obwarowana jednak była szeregiem całkiem przebiegłych obostrzeń. Otóż budowane tzw. Kościoły Pokoju miały spełnić następujące wymagania:

  • budulec miał być cokolwiek wątpliwy i nietrwały – glina, słoma, drewno,
  • budowle znajdować miały się „na odległość armatniego strzału” poza miejskimi murami – a tam jak wiemy bardzo chętnie grasowały przeróżne grupy lubujące się w plądrowaniu obiektów wszelakich, świeckich i sakralnych,
  • od momentu rozpoczęcia budowy do jej ukończenia nie mogło minąć więcej niż rok, a jak wiemy gdy się człowiek śpieszy to się cesarz cieszy,
  • świątynie kształtem nie mogły przypominać… świątyń, miały wymykać się stereotypowemu budownictwu sakralnemu,
  • poza tym nie mogły posiadać dzwonnic i szkoły parafialnej,
  • całość ufundowana musiała zostać przez ewangelików a kwoty były to niemałe i samo ich zebranie wzięło trochę czasu a datki płynęły z Niemiec, Danii, Polski czy pozostałych śląskich księstw, 
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Chyba można się zgodzić, że gdyby nie obostrzenia to Kościoły Pokoju nie wyglądałyby jak wyglądają.

Tak trochę z boku patrząc i będąc lekko stronniczym postawa Ferdynanda skojarzyła mi się z Cezarem z filmu „Asterix: Misja Kleopatra”, który również kombinował by z budowanego tam pałacu nic nie wyszło 🙂 a budowniczowie postawieni pod ścianą niczym po zażyciu napoju magicznego doprowadzali budowę do końca, co więcej stworzyli taką świątynię, która zachwyca po dziś dzień. Jakżeż bardzo chciałbym zobaczyć ich miny, gdy po przeszło 350 latach, dwa wybudowane wtedy kościoły nie dość, że w dobrym stanie wciąż spełniają swoje funkcje (co czyni je największymi czynnymi drewnianymi świątyniami w Europie) to od lat kilkunastu znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO (nawet jeśli nie mieliby pojęcia co to). Jeden ze wzniesionych wtedy kościołów, w Głogowie nie dotrwał naszych czasów, ulegając zniszczeniu podczas burzy a po odbudowie spłonąwszy wraz z dużą częścią miasta w wielkim pożarze w 1758 roku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wewnątrz kościoła.

Imponująca szachulcowa świątynia pw. Ducha Świętego powstała w latach 1654-55 pod czujnym okiem architekta Albrechta Säbischa oraz głównego budowniczego, cieśli Andreasa Gampera. Piękny to z zewnątrz widok, jednak dopiero po przekroczeniu progów budynku uderza to z jakim kunsztem, wyobraźnią i wyczuciem przestrzeni budowniczowie podeszli do swojej roboty. Oczywiście uprzedzam, przebogate wnętrza w rok nie powstały, co to to nie, aż tyle magicznego napoju nie było. Wykańczanie i przyozdabianie wnętrz trwało przez kilka kolejnych dziesięcioleci. I naprawdę to widać, barokowy cios między oczy, szczęka na podłodze, 4 kondygnacyjne empory pozwalające pomieścić się na mszy do 6 tysięcy wiernych – z zewnątrz naprawdę nie widać tej przestrzeni. O wszystkich (a przynajmniej większości) dziełach sztuki, które znajdziecie wewnątrz czyli przeszło stu obrazach Georga Flegera, polichromiach na suficie i ścianach, czy totalnie barokowej ambonie Mathausa Knote przeczytacie tak w ulotce, którą dostaje się przy kupnie biletu jak i usłyszycie z nagrania, które powinno towarzyszyć waszemu zwiedzaniu. A, że nagranie jest dostępne i np. w języku angielskim czy japońskim doświadczyliśmy na własnych uszach kiedy kilka minut po nas do kościoła zawitała grupa z Kraju Kwitnącej Wiśni

Na zwiedzanie świątyni powinniście przeznaczyć z LEKKA godzinę, tak by spokojnym krokiem zajrzeć we wszystkie dostępne zakamarki, naprawdę poziom snycerki czy też ogrom pracy malarskiej jaka tam miała miejsce zasługuje na chwilę kontemplacji i docenienia. Rzekłem. 

ZWIEDZANIE

1 kwietnia – 31 października
Zwiedzanie możliwe jest codziennie w następujących godzinach:

poniedziałek-sobota: 10:00- 17:00
niedziela i święta kościelne: 12:00–17:00

1 listopada – 31 marca
Zwiedzanie możliwe jest dla grup (min. 6 osób) po uprzednim zgłoszeniu telefonicznym bądź mailowym – min. 1 dzień przed planowaną wizytą (dane kontaktowe znajdziecie tutaj).

Ceny:

  • bilet normalny 12 zł
  • bilet ulgowy, dzieci, młodzież, studenci do 26 lat: 6 zł
  • bilet rodzinny (2+2)  30 zł

Jaworski Kościół Pokoju to miejsce niezwykłe, dlatego nie można się też dziwić temu, że lat temu kilkanaście (co ja piszę, ćwierć wieku!) zorganizowano w jego wnętrzach pierwszą edycję Jaworskich Koncertów Pokoju, festiwalu muzyki głównie kameralnej, ale i nie stroniącego od jazzu czy gospel. W oszałamiających wnętrzach kościoła muzyka musi brzmieć kapitalnie i mam nadzieję na szybkie uspokojenie się sytuacji wirusowej – Koncert Pokoju byłby wtedy jak znalazł.

KOŚCIÓŁ PW. ŚW. MARCINA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kościół Św. Marcina w Jaworze

Trochę w cieniu (a raczej bardzo 😛) Kościoła Pokoju stoi podobnie kapitalny a przecież zupełnie inny, gotycki kościół pw. Św Marcina. Staruszek ma na karku niemal 7 stuleci a wciąż trzyma się mocno. Granity, ale przede wszystkim piaskowce użyte do jego budowy nadają mu absolutnie zjawiskowego wyglądu – przy całej mojej sympatii do ceglastych kościołów, to nie mają one startu 🙂 I dodatkowo w piaskowcu można pozwolić sobie na zdobnicze „szaleństwa” podczas gdy w cegle niekoniecznie. I to da się zauważyć podczas samego obejścia wiekowej świątyni, każdy kolejny portal zdaje się być bardziej wymyślny i bogaty w detale, jest na czym oko zawiesić i co więcej można podumać nad symboliką niektórych motywów. 

Jeśli jednak chcemy zrobić sobie prawdziwą podróż w czasie to warto przespacerować się wokół pozostałości po murach obronnych okalających kościół, pełnych NAPRAWDĘ starych płyt nagrobnych i momentami tak naprawdę nie wiadomo czym bo ząb czasu jest tam tak silny, że nie da się już dojrzeć na co się patrzy. Można się poczuć jak eksplorujący pradawne świątynie Indiana Jones.

Wracając do kościoła to przekraczając jego progi trafia się do ciekawego dwuświata – gotycki szkielet ozdobiony barokowym blichtrem. Ale, ale… to działa. Surowość i przepych, monumentalne ambony, potężne sklepienia pełne średniowiecznych (tak myślę) malowideł, bogate ołtarze, gotyckie rzeźby… Pewnie sporej części tego co widać nie potrafię nawet dobrze nazwać czy przypisać do odpowiedniej epoki. Nie zmienia to faktu, że zdecydowanie warto się przy tej świątyni zatrzymać, choćby i tylko dla kunsztu jej budowniczych, bo dzieło to sztuki. A tak bardzo w cieniu znanego sąsiada.

RYNEK

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jaworski ratusz

Dość naturalnym jest by przedreptać kawałek na Rynek, by zobaczyć jak tam za dnia się prezentuje. I w dużej mierze by przekonać, na jakim miejscu w prywatnym rankingu dolnośląskich ratuszów wyląduje ten jaworski. A jest na czym oko zawiesić bo wzniesiona wokół starszej gotyckiej wieży budowla to piękny kawałek neorenesansowego budownictwa, wedle ekspertów typu niderlandzkiego. Kłócić się nie będę bo się nie znam. Jaworski ratusz w obecnej formie nie ma jednak nawet 150 lat gdyż ponieważ pod koniec XIX wieku poprzedni budynek spłonął w pożarze, pozostała po nim tylko wspomniana XVI wieczna wieża wokół, której powstał nowy gmach.

Wokół rynku ciągnie się szereg kamienic starszych i młodszych, takich które nie przetrwały roku 1945. Spośród tych wszystkich, których rodowód jest dużo dłuższy i sięga kilku wieków wyróżnia się jedna. A raczej wyróżnia się element elewacji – na pierwszy rzut oka niepozorny i można nie zwrócić nań uwagi (jak i ja uczyniłem) a to ciekawostka ciekawa. Otóż kamienica pod numerem 8 ma na elewacji kószkę, czyli taki kopulasty, dzwoniasty ul. Dlaczego? Bo tam też pomieszkiwała familia Lauterbachów znana z wypieku jaworskiego piernika o takim właśnie kształcie a w arkadach kamienicy mieściła się ich cukiernia (obecnie znajdująca się tam nosi nazwę… „Pod ulem”). Jak wyczytałem w internetach jaworska kószka (wielce popularna swego czasu) była miksem bezy i piernika na podobieństwo słodkości, którą można było zajadać się w dawnych Polkowicach skąd pochodził Lauterbach. Czy to przypadek, inspiracja? Chyba już się nie dowiemy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kamienica z kószką.

NIEBIESKIM SZLAKIEM HISTORII

Będąc na rynku warto kontynuować spacer szlakiem niebieskim, który doprowadzi was pod fragment dawnych miejskich murów, do których przytulonych jest kilka ciekawych budynków. I musicie wiedzieć, że nie obrobiłem przed przyjazdem lekcji, bo każdą kolejną ciekawą rzecz odkrywaliśmy po drodze zupełnie nie mając planu na ten spacer. A przez to też nie zadbałem na ten dzień by odpowiednio naładować baterie do aparatu przez co zdjęć niestety będzie mniej (a i tak się cieszę, że cokolwiek się ostało). Dobra, koniec dygresji.

Najbardziej w oczy rzuca się XV wieczny pobernardyński zespół klasztorny, dziś służący za Muzeum Regionalne. Jego część, gotycki kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny przyciąga wzrok mocno, choć z tego co wyczytałem to największe wrażenie robi od wewnątrz, takim surowym, gotyckim, buchającym wręcz historią klimatem, Niestety w czasie naszej wizyty w mieście muzeów nie można było odwiedzać i musieliśmy obejść się smakiem. Co ciekawe pomiędzy dawnymi funkcjami religijnymi a dzisiejszymi edukacyjnymi klasztor i kościół służyły m.in. za arsenał co bardzo widać na starszych zdjęciach i grafikach.

bty
Pobernardyński zespół klasztorny aka Muzeum Regionalne.

Dosłownie obok, w cieniach muzeum stoją dwa wiekowe krzyże pokutne, z XIV-XVI wieku. Raczej nie jest to ich miejsce oryginalnego postawienia a bardziej symboliczne przeniesienie tak by służyły dziś za muzealne eksponaty. A poza tym mając po sąsiedzku XIX wieczny neorenesansowy budynek sądu rejonowego stanowią ciekawy kontrast – pozostałość po starym prawie oddaje miejsce nowemu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wielusetletni kamień pokutny w cieniu dużo młodszego gmachu sądu rejonowego.

W ogóle jesteśmy w miejscu skąd gdzie się nie spojrzy przemawia historia. Bo otóż po drugiej stronie niewielkiego placu – na którym swego czasu znajdował się wielki pomnik poświęcony żołnierzom poległym w wojnie z Francją 1870/71 roku – zobaczycie dawny klasztor i kościół franciszkanek/beginek z XVIII wieku, kiedy to wykupiły one od rodziny Hochbergów kamienicę, w której dziś mieści się… no ich dawny klasztor jak można się domyśleć. Z nimi jest o tyle dziwna/ciekawa sprawa, że bardzo często pisze się o tym, że klasztor założyły beginki podczas gdy wedle mej wiedzy zostały one jeszcze w średniowieczu „przegonione” ze Śląska przez inkwizycję. No chyba, że kilka stuleci później wróciły, to ok. A może chodzi o przyjęcie przez beginki franciszkańskich zasad zakonnych i mówiąc o jednych mówi się i o drugich? Dziś budynek jest własnością zboru Zielonoświątkowców.

bty
Dawny klasztor i kościół beginek
bty
bty

Z kolei po drugiej stronie placu stoi sobie kaplica chrzcielna św. Wojciecha, dawniej kaplica przyszpitalna, jeszcze wcześniej kościół katolicki a najsampierw, jeszcze w XIV wieku synagoga. Z tym, że w XV wieku żydów z miasta przepędzono a ich świątynia na przestrzeni kolejnych stuleci przeszła tyle przemian, że dziś zupełnie nie przypomina pierwowzoru.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kaplica Św. Wojciecha

Za sądem oraz muzeum schowane są jedne z ostatnich ocalałych fragmentów murów miejskich. W odległości, którą Usain Bolt pokonałby w 19,40s znajdziecie chyba najbardziej okazałą pamiątkę dawnych fortyfikacji. Baszta Strzegomska, wysoka na 25 metrów o dość ciekawych kształtach, u dołu kwadratowa wyżej ośmioboczna była jednym z ważniejszych elementów zachodniej części murów, roztaczając pieczę nad bramą Strzegomską. Pochodząca z przełomu XIII i XIV wieku popielata wieża, otoczona dużo młodszymi kamienicami na stale wpisała się już w krajobraz tej części miasta i przypomina o jego długiej historii.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Baszta Strzegomska we współczesnych okolicznościach przyrody.

ZAMEK PIASTOWSKI

Jak już mogliście zauważyć Jawor jest miastem z niemałym historycznym bagażem. A co każde takie szanujące się, zabytkami stojące miasto powinno posiadać? No jasne, zamek 🙂 A z jego historią wiążą się niejako losy miasta i wybaczcie w sumie, że tak nie z tej strony co trzeba do tych kwestii podchodzę zostawiając je na koniec tekstu.

bty
Zamek w Jaworze.

Początki Jawora sięgają średniowiecza. Co prawda trudno ustalić dokładną datę nadania mu praw miejskich (a datuje się to na okolice połowy XIII wieku) lecz z całą stanowczością rzec można, że dość szybko wywindowany został do dość godnego miana miasta stołecznego nowo powstałego księstwa jaworskiego – co było ideą Bolesława Rogatki, księcia legnickiego słynącego z tego, że postacią wybitnie pozytywną nie był i stanowił niejako przeciwieństwo swego ojca, Henryka Pobożnego. Na godnego zarządcę miasto musiało jednak poczekać kilka lat, gdyż dopiero Bolko I Surowego można było nazwać odpowiednią osobą na właściwym miejscu. On to rządził surowo (niespodzianka) lecz sprawiedliwie, on też był tym, który wziął się za rozbudowę niewielkiej jaworskiej warowni przebudowując ją w zamek. Zamek, który na przestrzeni lat zmieniał się wraz z kolejami losu targającymi księstwem, trafiając pod skrzydła czeskie, austriackie czy pruskie, będąc przebudowanym na modłę renesansową, zdewastowanym podczas Wojny 30-letniej i odbudowanym na modłę barokową by w końcu za króla Prus, Fryderyka II stracić swój status stając się więzieniem oraz zakładem dla chorych umysłowo… Penitencjarny (nazwijmy go tak) charakter zamku wykorzystywany był przez kolejnych zarządców, jeszcze w XX wieku przez nazistów i komunistów…

Już z daleka widać, że nie ma się do czynienia ze zwykłym budynkiem. Widać też jednak od razu, że swoje najlepsze lata ma on za sobą i naprawdę przydałby się tam niemały lifting. Wszelkie rezydencjalne cechy na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zanikły przez co zamek naprawdę bardziej przypomina więzienie niż dawną posiadłość książąt, starostów królewskich czy namiestników cesarskich.

A jakiś taki brak nadzoru i pomysłu co z tym całym burdelem zrobić tylko potęguje przykry fakt, że dziś to cień swojego cienia. Ok, jestem pewnie zbyt surowy bo ponoć jest lepiej niż kilka lat temu, ale naprawdę i to co dzisiaj nas tam spotyka to widok dość smutny. No, ale zaprawdę wystarczy wejść na dziedziniec pełen ścian, które już dawno z tynkiem się nie lubią (na zewnątrz zamku zresztą też), z mnóstwem szyldów reklamowych pasujących tam jak pięść do nosa. Nie o takim widoku marzył Bolko Surowy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Mało reprezentatywne okolice zamku.

Cóż, cokolwiek jnie pisać to zamek częściowo można zwiedzać. W sezonie maj-październik od środy do niedzieli (środa – piątek 11.00 – 17.00, sobota – niedziela 11.00 – 17.00) otwarta jest wieża a także cele więzienne. No chyba, że akurat trafi się na covid krzyżujący plany, wtedy wszystek muzealnych przybytków jest zamkniętych.

Ech, trzymam mocno kciuki, żeby dla zamku (oraz tak po prawdzie wielu kamienic w mieście) nastały jeszcze lepsze czasy (czyt. ktoś z portfelem spotkał się z kimś z wizją jego rozwoju/remontu) bo jego historia to naprawdę samograj i szkoda, że nie jest wykorzystywana należycie.

I cóż, tyle udało się zobaczyć podczas tego nie za długiego spaceru, raptem kilku godzin. Jawor okazał się miastem z nadzwyczaj ciekawą, intrygującą historią z wieloma wartymi odwiedzenia pamiątkami po niej. Myślę, jednak, że z pewnością tam wrócimy (a jest to raczej pewne) by zobaczyć co tam nieodkryte zostało 🙂

 

 

6 myśli na temat “Jawor czyli nie tylko Kościół Pokoju

    1. Jawor wygląda ciekawie 😉 Ładnie to prezentują się oba kościoły (Pokoju to w ogóle jakiś kosmos), ale samo miasto wymagałoby trochę liftingu 🙂 Jednak ciekawych miejsc jest tam wiele i to najważniejsze jak dla mnie.

      Polubienie

  1. Z Leszna do Jawora czy jakiekolwiek innej miejscowości obsługiwanej przez przewoźników regionalnych polregio, kw, kś czy kd kupuje się JEDEN bilet, bez względu na to czy trzeba się przesiadać, albo jakiś bilet zryczałtowany, weekendowy na ten przykład i wychodzi dużo taniej

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.