Dwudniowy pobyt na Słowenii był jak spróbowanie nowego, acz ostatniego ciastka na tacy – ciastka które zasmakowało tak bardzo, że chciałoby się więcej podczas gdy taca świeci już pustkami i na kolejny kawałek trzeba będzie poczekać do kolejnego razu. Dokładnie tak było ze Słowenią, trochę ponad 48 godzin starczyło by bardzo polubić ten mały-wielki kraj pełen niezwykle życzliwych ludzi, oferujący cudowne górskie krajobrazy i wędrówki, wspaniałe jeziora, zamki w nieoczywistych okolicznościach przyrody, wymykające się ludzkiej wyobraźni przepastne jaskinie czy też nadadriatycki klin pomiędzy Włochami a Chorwacją w postaci portów Koper i Piran…
Tak, Słowenię odwiedzę jeszcze nieraz a i Was spróbuję przekonać byście nie zwlekali z podobną decyzją 🙂 Z racji tego, że spędziłem tam bardzo mało czasu wpis nie będzie wielce praktyczny, ale postaram się ze wszystkich sił byście wyciągnęli z niego jak najwięcej! Zaczynajmy!
Od czego by tu zacząć? No tak, sprawa jest prosta: jak się tam w ogóle dostać będąc niezmotoryzowanym?

PODRÓŻ SAMOLOTEM
Cóż troszkę się trzeba nagłowić, ale to nic. Bezpośrednio z Polski można polecieć słoweńskimi liniami Adria Airways, oferującymi loty z Warszawy do Lublany od 85 euro w jedną stronę (szału nie ma). Najkorzystniejsze dla kieszeni loty odbywają się w takich godzinach: poniedziałek, środa, sobota, piątek: 9.55-11.25, wtorek, czwartek, piątek: 20.20-21.50.
Opcją dużo tańszą choć wymagającą główkowania są tanie linie lotnicze. Przy pomocy pewnych irlandzkich i węgierskich przewoźników można za relatywnie małe pieniądze dostać się do słoweńskiej stolicy. Trzeba tylko wstrzelić się w dobre „połączenia połączeń” pomiędzy Warszawą-Modlinem a Brukselą-Charleroi (lot Ryanairem) skąd dalej lecimy Wizzairem do Lublany 😀
PODRÓŻ CIUCHCIĄ
Jak możecie się domyślić bezpośrednio do Słowenii nie dojedziemy. Jednakże jest wyjście. Pierw trzeba dojechać do Wiednia – połączenie nocne z Krakowa od 19 euro, z Warszawy od 29 euro; połączenia dzienne: Katowice od 19, Warszawa od 29 oraz Trójmiasto od 39 euro. A dalej do Lublany (przez Maribor) dostaniemy się kolejnym pociągiem, bilety przy szczęściu od 29 euro.
POCIĄGOWY PATENT POŁUDNIOWOTYROLSKI
To wybór BARDZO BARDZO opcjonalny, tylko dla niezmotoryzowanych będących akurat w Południowym Tyrolu, którym nie chce się łapać stopa. Jeśli akurat spędzacie urlop w niemieckojęzycznej części Włoch i zakupiliście uprzednio mobilcard – pozwalające na nieograniczone podróżowanie przez okres do 7 dni – macie możliwość w ramach karty dostać się pociągiem do Lienzu. Tam czeka was przesiadka do pociągu austriackiego QBB do Villach (ceny od 9 euro przy wcześniejszym zabukowaniu w necie). A stamtąd ruszyć można do Lublany (a po drodze Jesenic czy Kranju) – ceny i czasy w linku do Żeleznickich Kolei 🙂
PODRÓŻ AUTOBUSEM
Z Wrocławia do Lublany jest niespełna 800 kilometrów drogi. Autobus Sindbada pokonuje te trasę w 12 godzin, start o 16.30 przyjazd nad ranem o 4.30. Przy odpowiednio wczesnym bookowaniu w jedną stronę zapłacimy 208 złotych.
JUŻ NA MIEJSCU
Dobra, już prawie koniec zanudzania, teraz tylko parę słów jak poruszać się na miejscu a potem parę rzeczy, które wierzę zdecydowanie zachęci Was do odwiedzin tego małego acz pięknego kraju.

Autostop działa rewelacyjnie i więcej rozpisywać się nie będę, naprawdę problemu z podwózką u pomocnych Słoweńców nie ma. Kiedy np. okazało się, że autobus spod Golicy jeździ tylko w roku szkolnym szybko udało się złapać auto do Jesenic, w przeciwnym wypadku marsz skrajem ulicy byłby BARDZO uciążliwy.
Skoro o autobusach mowa, miejscowy turoperator Alpetour (przejęty niedawno przez Arrivę) oferuje mnogość połączeń w północno-zachodniej części kraju – czyli dokładnie tam gdzie przez krótki czas bawiłem. W zasięgu ich busów jest Lublana, Kranj, Jesenice oraz okoliczne miejscowości – czyli łatwo gibać się nimi pomiędzy Alpami Julijskimi a Karawankami. Połączenia są dość częste, choć międzymiastowe kursy wiążą się z przebijaniem się przez tonę oznaczeń informujących czy danego dnia jedzie określony bus… oznaczeń, które proste do odszyfrowania nie są 😀 W każdym razie skorzystanie z autobusów wiąże się z kosztami od 1,80 euro na krótkich trasach do 6,90 na najdalszych (jak Jesenice-Lublana).
Ze słoweńskimi kolejami sprawa przedstawia się następująco. Nie jeżdżą tak często jak autobusy, nie dojeżdżają do tylu miejsc co busy, ale są tańsze! Do wyboru mamy podobnie jak w Polsce zwykłe osobowe (Regionalni (RG) i Lokalni Potniški (LP) jak i Intercity zasuwające niczym innym jak Pendolino. Skorzystałem z pierwszej opcji i nie narzekam. Cena z Jesenic do stolicy to koszt 5,80 euro. Łapcie mapkę wszystkich krajowych połączeń:
SPANKO
Słowenia latem jest idealnym miejscem na namiot. Dni są upalne przez co noce ciepłe, nie trzeba się martwić o jakieś grubsze śpiwory czy bieliznę termoaktywną. Jest też w miarę sucho. Mój wybór padł na Jesenice i camping Perun Lipce. 10 euro za noc a w zamian wszystko czego oczekuje się od dobrego pola namiotowego.
Do tego same Jesenice są dość kapitalnie położone:
- w niecałą godzinkę piechotą dochodzimy do Kanionu Vintgar,
- niespełna 15 kilometrów dzieli nas od jeziora Bled, troszkę więcej do polodowcowego fjordowatego jeziora Bohinj. Do obu akwenów łatwo można dotrzeć komunikacyją publiczną 🙂
- z miasta i okolic startuje wiele szlaków w góry Karawanki a nad samym campingiem góruje najwyższy szczyt pasma, Stol.
- rzut beretem dzieli nas od Alp Julijskich!
- od maja do października w określone dni z Jesenic odjeżdża zabytkowy pociąg zabierający nas w niezwykle widokową podróż do Novej Goricy na granicy z Włochami.

Górujące nad Jesenicami pasmo Karawanek jest idealnym miejscem na wielodniowe wędrówki. Sprzyja temu dość gęsta sieć schronisk – choć w zachodniej części nie tak bardzo jak w okolicach najwyższego szczytu Stola. Co ważne jednak najbardziej kluczowe dla pasma schroniska jak te pod Stolem właśnie czy na zachodzie, poniżej Golicy czynne są tylko latem/późną wiosną. Wiele niżej położonych jak Dom Pristava w Javorniškach Rovt czy Valvasorjev dom pod Stolom czynnych jest cały rok i udanie poza sezonem mogą służyć za miejsca startu w góry. Więcej o Karawankowych schroniskach już w następnym wpisie, stay tuned!

No to mamy te dwa dni w Słowenii. Mało?
Pewnie, że tak! Jednak jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Majstrując z wyjazdem do Włoch po głowie chodził mi pomysł z odwiedzinami małego sąsiada. Po kilku dniach spędzonych w Dolomitach poprzeczka podniesiona była wysoko, jednak Słowenia pokazała się z jak najlepszej strony, zachwycając na każdym kroku. Bez lania wody, co się da zobaczyć i zrobić w dwa dni:
- bez wyjścia w góry odwiedziny w tym kraju się nie liczą. Pasm do wyboru mamy całe multum, od najbardziej majestatycznych Alp Julijskich i Kamnickich przez Karawanki po góry Dynarskie na południu kraju. Będąc w Jesenicach do wyboru mamy Karawanki i Alpy Julijskie/Kamnickie, jeśli jednak wyjście ma zamknąć się w jednym dniu to zdecydowanie lepiej wybrać niższe pasmo stanowiące istną granicę z Austrią. Karawaaki nie są górami trudnymi technicznie, choć im bardziej na wschód tym bardziej nabierają charakteru. Roztaczają się z nich piękne widoki na Alpy Julijskie w tym najwyższy szczyt kraju, Triglav.


- u podnóża gór leży przesławne jezioro Bled, chyba najbardziej obfotografowane miejsce całej Słowenii. Nie ma się czemu dziwić, jest to miejsce intrygujące a znajdującą się pośrodku jeziora wyspa Blejski Otok z charakterystycznym kościołem stanowi ukoronowanie niezwykłości. Długi spacer wokół jeziora, z odwiedzinami na wszystkich punktach widokowych – wierzcie mi, w upalne dni wejście na Veliką Osojnicę może zmęczyć 😀 – zakończony na bulwarze, gdzie możecie mieć szczęście trafić na festiwal z miejscową szamą gdzie skosztować można dziczyzny okraszonej truflami prosto spod Kranskiej Gory, pychotka 🙂

- gdy 30 stopniowe upały dadzą Wam się we znaki czym prędzej schowajcie się w cieniu wąwozu Vintgar. Piękny wąwóz rozpoczynający się wodospadem Šum ciągnie się na długości 1500 metrów i prowadzi tak brzegiem jak wieloma drewnianymi mostkami czy kładkami. Podziwiać można nie tylko krystalicznie czystą wodę rozbijającą się o wąskie ściany i kaskady, ale i bujną i niekoniecznie często spotykaną roślinność. Z Jesenic raptem 40 minut piechotą a po drodze znalazłem jedyne miejsce gdzie można było napić się pszenicznego Lasko, mowa o knajpce TEDYBAR w Blejskiej Dobravie.

- odwiedźcie stolicę Słowenii. Lublana okazała się miastem kolorowym i żywym, pełnym klimatycznych knajpek i uliczek na których wciąż się coś dzieje. Do tego fajny bulwar wzdłuż Sawy, zabytkowa starówka czy niebanalne rozwiązania jak biblioteczki w parkach i mamy obraz miasta naprawdę ciekawego.


Myślę jednak, że najlepsze nawet widoki, najwspanialsze zabytki nie mają takiej siły oddziaływania gdyby nie ludzie spotykani w czasie ich odkrywania. A Słoweńcy okazali się być tak serdeczni, otwarci i pomocni że czapki z głów. Niespełna dwa dni na miejscu a sytuacji w których sami z siebie pomagali więcej niż trzeba było sporo. Nie ważne czy chodziło o wodę na suchych zboczach Dovskiej Baby, podwózkę pod Golicą czy pomoc w ogarnięciu się nad Bledem, zawsze z uśmiechem na twarzy byli skorzy do pomocy i nawet jeśli nie znali angielskiego starali się jak mogli! Rispekta!
No to co, jesteście gotowi na bliższe spotkanie ze Słowenią? 🙂
My też pokochaliśmy Słowenię od pierwszego wejrzenia 😉 Ela początkowo nie chciała tam jechać, ale jak już zobaczyła na własne oczy ten maleńki, acz cudowny kraj, to teraz za każdym razem kiedy pytam, gdzie jedziemy od razu słyszę: SŁOWENIA!!! 😀 chętnie poczytam o tych Karawankach, bo mimo, że mieliśmy w planach Stola, to nam nie pykło 😛
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zaprawdę powiadam Wam: tak, Słowenia daje radę! W Karawankach hasałem po zachodniej części i Stola tylko z odległości obserwowałem ale i tak było spoko… o czy zresztą niedługo się dowiecie 🙂
PolubieniePolubienie
Ja żałuję, że Słowenia jest u nas zawsze po drodze. Zeszłej wiosny udało nam się zobaczyć trochę narcyzów pod szczytem Golica i zatrzymać na nocleg nad jeziorem Bled. Słabo to wygląda, ale mam nadzieję, że niedługo uda się zwiedzić ten piękny kraj. Dzięki za namiary na pole namiotowe, bo to chyba jedyna i rozsądna opcja noclegu. Zainteresowały mnie przejazdy pociągiem, wygląda to super, tylko teraz trzeba wstrzelić się w termin przejazdu. Pozdrawiam i czekam na więcej Słowenii na blogu 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O tak, też ledwo co parę dni tam byłem, ale naprawdę tyle starczy by poczuć słoweńskiego bakcyla! 🙂 Co do pól namiotowych to podobne (cenowo i standardowo) jest też w Dovje parę kilometrów od Jesenic. A pociągowanie zabytkową ciuchcią, no mówi samo przez się 😀
PolubieniePolubienie