Bez zbędnych ceregieli, po co jechać do Andory? Bezcłowe zakupy w stolicy? Meh, choć mnóstwo osób potrafi godzinami szukać okazji, łazić po sklepach i robić zakupy niemałe, ale no kurde. Poznawanie historii małego państwa i podróż śladami romańskich świątyń? Spoko, klimatyczne kościoły w górskim anturażu to bardzo fajna rzecz a i historia za nimi ciekawą jest. Prawda jest jednak taka, że to dla natury, wszechobecnych gór, wspaniałych dolin, niezwykłych wodospadów czy krokusów w październiku przytelepaliśmy tam prawie 2 tysiące kilometrów. Piereneje kupiły nas od razu, nie pozwalając – nawet przez chwilę – żałować decyzji o wylocie.

Jeśli zastanawiacie się co takiego mogą zaoferować Pireneje w Andorze no to kilka suchych faktów:
- 72 szczyty mają co najmniej 2000 metrów wysokości,
- najwyższy punkt kraju do Pic Alt de Coma Pedrosa (2942 mnpm), najniższy to pogranicze z Hiszpanią wzdłuż rzeki Runer (838 mnpm),
- średnia wysokość kraju to… 1996 metrów!
- wzdłuż wielu tras znajdziemy 26 górskich chat – w większości darmowych – dostępnych cały rok,
- setki kilometrów górskich tras, w tym odcinki transpirenejskich GR7 i GR11 oraz szlak GRP umożliwiający w 7 dni okrążyć cały kraj,
- dolina Madriu-Perafita-Claror wpisana jest na listę światowego Dziedzictwa UNESCO a to tylko przedsmak tego co można znaleźć w innych częściach kraju,
- zimą ponad 300 kilometrów tras narciarskich!

Jesteście zainteresowani? 😉 No to zagłębmy się w szczegóły.
DOTARCIE I TRANSPORT NA MIEJSCU
O dotarcie do małego księstewka nie ma się co martwić, o autobusowych połączeniach z Hiszpanii i Francji pisałem wcześniej, skrótem: bezpośrednie autobusy kursują z Barcelony (30 euro) oraz Tuluzy (39 euro). Z Tuluzy można również pociągować pod granicę, skąd do Andory żabi skok. Trzeba wam wiedzieć, że na terenie księstwa kolei nie uświadczymy.

Andora jest krajem o powierzchni nie przekraczającej 500km2, posiada przeto bardzo przyjemną sieć autobusów, które wezmą nas do niemalże wszystkich kluczowych miasteczek w których rozpoczynają się/przebiegają zeń kluczowe trasy dla górołazów. A trzeba powiedzieć, że dla naszego stacjonarnego – w kwestii noclegu – wyjazdu taki układ był bezcenny. Wszystkie 6 linii biegnie przez stolicę, dlatego i tak nocując tylko tam mieliśmy okazję odwiedzić najodleglejsze miejsca kraju, przejazd pod niemalże północne granice zamykał się w 35 minutach (?). Autobusy zabiorą nas m.in.:
- linia nr 1 prowadzi do Sant Julia de Loria, gdzie znajduje się olbrzymi czynny cały rok park rozrywki Naturlandia
- linia nr 2 do Encamp przez Escaldes czy La Comelle skąd idealnie rozpocząć podejście do doliny Madriu-Perafita-Claror
- linia nr 3 oraz linia nr 6 – pierwsza prowadzi do Canillo, druga do Ordino. Pomiędzy nimi znajduje się przełęcz Ordino skąd najlepiej rozpocząć podejście na spektakularny szczyt Casamunya
- linia nr 4 kończy bieg aż na granicy przy Pas de la Casa po drodze zatrzymując się w Soldeu, które jest idealnym miejscem do rozpoczęcia marszu doliną Incles ku jeziorom Siscaro oraz Juclar
- linia nr 5 ku Arinsal to wszystko czego nam potrzeba jeśli nocujemy w stolicy a mamy zamiar wejść na najwyższy w kraju szczyt Come Pedrosę 🙂
Ceny wahają się od 1,80 euro w najbliższej okolicy stolicy oraz 3,30 na dalszych kursach. Większość autobusów kursuje od 8.00 do 20.00 z półgodzinną cyklicznością (rzadziej godzinną). A i tak najpiękniejsze jest to, że po prostu do większości miejsc możemy dojść na własnych nogach a dzięki układowi tras oraz schroniskom wzdłuż nich nie jest to wyjątkowo trudna rzecz.
SPANIE
Z racji na przełom września i października – oraz przez pryzmat portfeli – postanowiliśmy zatrzymać się w stolicy i stamtąd codziennie jeździć w interesujące nas miejsca. Nasz wybór padł na Hotel Sant Jordi, znajdujący się przy przedłużeniu głównej ulicy miasta, Av. Princep Benlloch. Hotelik miły, warunki spoko, cena bardzo przyjemna 12 euro za noc, jedynie kwestia wdrapywania się na 5 piętro po całodniowym szlajaniu się nie była przyjemna 😉 W cieplejszych miesiącach jednak zdecydowanie optowałbym za innymi rozwiązaniami – tak noclegowymi, jak i ogólnie logistycznymi co do typu poznawania kraju. Mianowicie:
- w Andorze znaleźć można 26 schronisk, w których nocować można cały rok**. Wszystkie one gwarantują minimum 5 darmowych miejsc do spania, największe do 20***. Większość z nich przez cały rok jest niestrzeżona, oferując dach nad głową, paleniska i kuchnie oraz miejsca do spania, wystarczy mieć ze sobą ciepłe śpiwory i można tak wędrować dniami. Tylko 4 z nich może poszczycić się załogą, ogarniającą prowadzenie przybytków – nie jest to jednak obsługa całoroczna i trwa od początku czerwca do końca września (tak przynajmniej było w Refugi Guardat de Comapedrosa).



Te 4 strzeżone przybytki to pełnoprawne schroniska z pokojami, łazienkami, kuchnią, barem, prądem, ciepłą wodą… Ceny noclegów tam to odpowiednio: Rifugi Comapedrosa (13 euro), Rifugi Juclar (14 euro), Rifugi Borda de Sorteny (17 euro) oraz Rifugi L’illa (20 euro).

Pozostałe 21 to piec, metalowe łóżka bez materacy, źródło wody, zazwyczaj piłka do cięcia drewna, łopata, wszystko to co potrzebne wysoko w górach. 4 takie schroniska, które udało nam się odwiedzić wywarły na nas takie pozytywne wrażenie, że pewnym jest powrót tam w bardziej przyjaznych temperaturowo czasach. We wczesnym październiku na szlakach spotkaliśmy raptem z 10 osób, w schroniskach dwójkę Szkotów, tak więc o tej porze roku o miejsca martwić się nie trzeba 😉
** – nawet kiedy strzeżona część schroniska zostaje zamknięta dla wędrowców pozostawia się co najmniej jedno otwarte i darmowe pomieszczenie,
*** – 20 miejsc to maks dla schronisk bezobsługowych, w tych strzeżonych spać może do 50 osób,
- dla hardkorów są cabany, znaczy się znaleźliśmy jedną, małą kamienną chatkę w której zmieściłyby się maks 3 osoby, o wygodach nie byłoby jednak mowy a i klaustrofobicznie dość człowiek mógłby się poczuć śpiąc w takim tworze… Choć wschód słońca przy takiej cabanie to nono, byłoby nie byle co,

- namiot – tu nie ustaliłem czy camping „na dziko” w górach jest legalny (tudzież legalny jeśli spełni się kilka wymogów jak np. we francuskiej części Pirenejów). W całym kraju znaleźć można jednak wiele pól namiotowych, ale z racji na wysoką średnią wysokość kraju lepiej korzystać z nich tylko w lipcu/sierpniu, w przeciwnym razie przyda się naprawdę ciepły śpiwór 😉
WĘDRÓWKOWANIE
Andora to raj dla piechurów. Szlaków i możliwości jest co nie miara, niekiedy nie trzeba wyściubiać nosa poza miasteczka by trafić na początek szlaku:
- najbardziej atrakcyjną opcją trekkingową Andory jest GRP, wielka pętla wokół całego państwa przebiegająca wzdłuż kilkunastu wspomnianych wcześniej schronisk, obliczona na 7 dni marszu, jednak dla mnie jest to tylko szkielet wędrówki i warto dodać sobie kilka dni by móc w najciekawszych miejscach odbić w mniej dostępne rejony (jak np. w okolicach szczytu Coma Pedrosa, który GRP omija). Opis znakowanego na żółtoczerwono szlaku znajdziecie tutaj.
- przez księstwo przebiegają fragmenty długodystansowych szlaków GR7, GR11 oraz wysokogórski HRP. Dwa pierwsze w wielu miejscach zbiegają się z GRP, jednakowoż jeśli chce się przejść Andorę z południa na północ to umożliwi to polecam właśnie GR11. GR7 natomiast niemalże z marszu można rozpocząć z La Velli, szlak przebiega przez Escaldes do którego z centrum stolicy jest kilkanaście minut piechotą. HRP natomiast to najczystszy w swojej postaci i najbardziej wymagający szlak prowadzący główną granią Pirenejów. Te trzy szlaki znakowane są na czerwono-biało.
- w innych przypadkach kierujcie się za żółtymi kropkami 🙂 W ten sposób znakowane są szlaki nie łapiące się na wyżej wspomniane długodystansowce.
Mapę Andory w skali 1:50000 ze wszystkimi szlakami oraz schroniskami pobrać można tutaj zaoszczędzając 2,90 euro, które trzeba by wydać w informacji turystycznej w stolicy. warto zaopatrzyć się w mapę wydawnictwa Alpina Editorial w skali 1:40000, której fragmentami posiłkowaliśmy się na szlakach. A jeszcze przed wyjazdem warto wejść na opentopomap gdzie mona sobie dość nieźle obczaić teren w który się jedzie.

Same szlaki, którymi wędrowaliśmy nie były trudne, może i długie ale w większości nie wymagały większego doświadczenia – oczywiście nie oznacza to, że hur dur możemy czuć się jak panowie świata, pokora wobec gór zawsze na pierwszym miejscu. Jedynie podejście na Pic de Coma Pedrosa – odcinek graniowy od Czarnego Stawu (jak nazywam Estany Negre) wymaga większego skupienia, duża ekspozycja i mnóstwo sypkich skał pod nogami.
I co ważne, nie trzeba obawiać się o wodę, potoków oraz źródeł przy schroniskach jest co nie miara i zawsze kiedy trzeba było uzupełnić źródełko pod ręką było 🙂

ANDORA I PIRENEJE W POLSKICH INTERNETACH
Przygotowując się do wyjazdu posiłkowałem się kilkoma stronami, tymi samymi na które – najpewniej – zaglądają wszyscy pierwszy (i nie tylko) raz do Andory/w Pireneje się wybierający:
- blog Kasi Nizinkiewicz, która Pireneje przeszła chyba wzdłuż, wszeż, z północy na południe, z zachodu na wschód i jakkolwiek jeszcze się da. Mocno inspirująco rzecz.
- strona Edwarda Krzyżaka, który opisuje 15 lat swoich wędrówek po Pirenejskich szlakach,
- pireneje.pl, niezwykle przydatna pełna potrzebnych informacji strona,
- Łukasz Supergan, opisuje z pasją i precyzją przejście HRP,
- Kasia z Szukając Słońca odkrywa przed nami skrawek francuskich Pirenejów,

ŻAREŁKO I ZAKUPY
Krótko, w stolicy kupicie wszystko. Zatrzęsienie sklepów wszelakich na kilometr poraża, zakres artykułów niemal nieograniczony, do tego ceny bezcłowe. W mniejszych miasteczkach sklepy spożywcze – jeśli interesuje was wyjście w góry a zabrakło czegoś do szamy/picia – otwarte są nawet w niedziele więc problemów mieć nie powinniście. A ceny dość sympatyczne i nie trzeba wydawać nie wiadomo jakich piniędzy na solidne zakupy.
Z racji tego, że codziennie wieczorem/popołudniu byliśmy już z powrotem w stolicy nie widzieliśmy sensu ogarniania obiadków w trasie. Dlatego też zaufaliśmy miejscowym knajpkom i restauracyjkom. A zaufanie to wielkim było, tuż za rogiem niespełna 5 minut od naszego hotelu mieści się niezwykła restauracja, niewielka, swojska oblegana przez miejscowych Ristorante Domenech, gdzie za zestaw dwudaniowy, deser oraz pół butelki (!) wina na głowę płaciliśmy 10 euro! O tym jakie dobroci można tam zamówić poczytacie kiedy indziej 🙂
SPIK INGLISZ?
Nie do końca wiedzieliśmy na co liczyć na miejscu. Tak hiszpańskiego i francuskiego nie znaliśmy, szczęściem okazało się, że Andorańczycy biegle posługują się angielskim i bez problemu w języku Szekspira da się dogadać. A jak jest problem to „Hola” na start i na migi da się dogadać z każdym. Nie było chwili w której mielibyśmy zagwozdkę „o co się tutaj rozchodzi?” dlatego bez obaw, jeśli znacie angielski to nie zginiecie i nie dadzą wam zginąć. A jak opanowaliście hiszpański bądź francuski to już w ogóle może czuć się jak w domu.

PANIE, A PO ILE W OGÓLE TA IMPREZA?
Po podliczeniu przelotów, dojazdów, noclegów, zakupów i stołowania się na miejscu muszę przyznać, że zmieściliśmy się w 2 tysiach na głowę (i to lekko). W Andorze spędziliśmy 5 dni, w Barcelonie i Tuluzie po jednym. Tak więc nie bojąc się zbytnio o portfele żyliśmy z dnia na dzień i koniec końców nie wyszło nam to na złe, Andora okazała się przyjazna cenowo.

No to co, wychodzimy w góry 🙂
Cześć 🙂
bardzo fajnie piszesz (lekkie pióro), dużo praktycznych informacji – dzięki 🙂
Malutka uwaga: Kasia Nizinkiewicz nie Karolina 🙂
Hola!
PolubieniePolubienie
Może i mała ale w jak kluczowej sprawie, poprawiam. I dzięki!
PolubieniePolubienie
czesc. jak znalazles hotel za 13 euro? na booking najtansze od 20-30e/os
dzieki za opis, przyda sie juz niedlugo …
PolubieniePolubienie
Hej, najpewniej przez to, że już raczej po sezonie byliśmy – dajmy na to w tym roku Hotel Sant Jordi (gdzie byliśmy) czy Cervol na przełomie września października wciąż kuszą cenami 13-15 euro/noc. W maju i rzadziej w czerwcu podobne ceny da się znaleźć. Latem to już 20 za noc – i w sumie taką informację bym musiał umieścić we wpisie, rozwieje to trochę wątpliwości. Powodzenia!
PolubieniePolubienie
Dzieki, właśnie jade, znalazłem hotel w la massana 🙂
PolubieniePolubienie
Super, udanego tripu!
PolubieniePolubienie