Włochy: Południowy Tyrol do tablicy!

Przyznam się Wam, że ten wyjazd – jakkolwiek wspaniały – był dziełem przypadku. Pomysł na północne Włochy pojawił się w mojej głowie nagle, zupełnie przypadkiem, tuż pod koniec żmudnych przygotowań do wielkiej norweskiej przygody w parku Narodowym Rondane.  Impuls był tak silny, że pozostawało mu się poddać, zmieniając kierunek wakacji z północnych na południowe (szczegółowy plan na Norwegię jest w 95%  opracowany więc to tylko kwestia czasu aż tam powrócę ;))

Park Rondane w obiektywie świetnego Tora Ivana Boine

Nie pamiętam jednak dokładnie co było iskrą, która rozpaliła pożar o nazwie Dolomity. Niezwykła onieśmielająca na każdym kroku przyroda, w połączeniu z burzliwą historią ostatniego stulecia, najlepszym miksem jedzenia alpejskiego i śródziemnomorskiego czy w końcu Włosi, którzy z jednej strony TAK RADOŚNIE WŁOSCY a z drugiej niemiecko dokładni i regularni? Jeśli mnie pamięć nie zawodzi to jednego dnia trafiłem na opis wyprawy w okolice Tre Cime di Lavaredo i coś we mnie pękło.

Tre Cime znad Jeziorka Antorno

Norweska część mej duszy zapłakała, reszta jednak wiedziała, że trzeba tam pojechać. Wiem też, że był to naprawdę silny cios, w pracy miast projektować, google mapem przemierzałem okolice Val Gardeny czy Merrano itp. :v Pamiętam też, że w przeciągu kilku dni, niczym w amoku zebrałem tonę informacji potrzebnych człekowi chcącemu się tam wybrać i po tygodniu wszystko było ZAŁATWIONE 🙂

dscf1554a
Szczęśliwy pan na stocku 😉

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, był wybór: jak się tam dostać? Po porównaniu wszelkich możliwości, wyszło na to, że z namiotem najlepiej i najtaniej będzie telepać się naście godzin przez pół Europy autobusem. Wybór padł na Sindbada jadącego prościutko do Bolzano, gdzie miałem szczęście trafić na współpasażerkę prawie na stałe mieszkającą w Trentino, która – choć z początku myślałem że nie dam rady – całą drogę  opowiadała mi o włoskich realiach. Podróż może i trwała 12 godzin, ale na miejscu było się o 7 rano a zmęczenia NIE BYŁO!

Bolzano o poranku ❤

Rzecz druga: noclegi. Z początku wydawało się nieciekawie – połowa stron campingów mnie interesujących nie odpowiadała, inne wydawały się od dawna nie updateowane. Co gorsza, te które pozostawały do wyboru wyglądały jak jakieś kosmiczne 5 gwiazdkowe kampingi dla carów Rosji, z wszelkimi nikomu niepotrzebnymi wynalazkami. Koniec końców, podróż rozplanowałem tak, że udało się znaleźć w miarę przyjemne noclegi w każdym kluczowym miejscu: niemalże centrum Bolzano, przedmieściach Brunico oraz na totalnym wygnajewie w górach. Jedna jedyna rzecz jakiej nie przewidziałem to to, że w ostatnim przypadku nawet w lipcu, na wysokości 1750 metrów w nocy temperatura potrafi zejść do -10 stopni 😀 No, ale o tym więcej napiszę kiedy indziej.

Tradycyjny zestaw poranny połowy wyjazdu – słońce i wszystko paruje, później bywało gorzej 😉

Ostatnią rzeczą ważną dla mnie, człowieka zależnego od komunikacji miejskiej/kolejowej było ogarnięcie poruszania się ponowym terenie. Jak się okazuje jednak, Alto Adige oferuje turystom bardzo fajny gadżet zwany Mobil Card – (http://www.mobilcard.info/en/ wszystko co warto wiedzieć o karcie znajdziecie tutaj). Za kwotę niespełna 28 euro daje ona przez tydzień posiadaczowi możliwość nieograniczonych podróży busami i pociągami w całym regionie południowego Tirolu a także co  ciekawe oferuje dojazdy do kilku przygranicznych miast w Szwajcarii i Austrii (Liznu, Insbrucku czy Zernes). Tak w sumie teraz po powrocie, zastanawiam się czy na pewno ma ograniczeń bo na karcie po każdej podrózy pojawia się zadruk z datą wykonania jazdy i na koniec mojego pobytu pół karty było zajęte – ciekawe co by było gdyby zabrakło miejsca? 😉

Kolorowe Treno Regionale Twoim przyjacielem podróży

Rzeczą, którą zbagatelizowałem był dobór odpowedniego sprzętu. Był lipiec, jeszcze tydzień przed wyjazdem cały region skraplał się w 35 stopniowych upałach. Wiedziałem, że na mój przyjazd zapowiadane było załamanie pogody (dziwne, co?) i na deszcze akurat nie narzekam, namiot, kurtka, spodnie przetrwały wszystko – co innego ja, deszcz walił tak, że spać się nie dało. Najciekawsze czekało jednak w sercu Dolomitów. Wiadomym było, że na wysokości mniej więcej Śnieżki nocleg w namiocie, będzie należał do doświadczeń wyższego ryzyka. Spodziewałem się temperatur lekko ponad zero, ale jak się okazało nastały minusy do ok. -10 na które mój namiot, śpiwór i ciuchy nie do końca były gotowe. Cholenie mocno dało mi to w kość – szczęściem miałem ze sobą koce termiczne, które w kluczowych momentach ratowały życie 😉 No, ale poza tym… to w sumie było spoko.

dscf2013a
Zatłoczony kamping Alla Baita, 1758 mnpm – wraz ze wzrostem zajedobrości widoków malała temperatura 😉

Dobra, tyle słowem wstępu.

Wizytę w doskonale pięknym choć kapryśnym miejscu zaczynamy 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.