Timișoara, perła zachodniej Rumunii

Moi mili, zapraszam was do Timișoary, jednego z największych miast w Rumunii i zdecydowanie TEGO najciekawszego podczas naszej krótkiej podróży przez zachodnie krańce tegoż kraju. Jednej z trzech Europejskich Stolic Kultury roku 2023, „Małego Wiednia”, miasta wielu osobliwych pierwszych razów oraz miejsca gdzie rozpoczął się koniec dyktatury Ceausescu. Chciałbym wam tu cisnąć sloganem: To jedno z najciekawszych miast w całej Rumunii!… ale mając w temacie tego kraju doświadczenie zaledwie kilkudniowe byłoby to stwierdzenie zdecydowanie nie do końca uczciwe. Choć może i prawdziwe.

Timișoara – a przynajmniej jej najstarsze, zabytkowe dzielnice – należy do tej grupy miast, które uwielbiam. Skupia w sobie wszystko to co przyprawia o uśmiech od ucha do ucha: ciekawą historię, kapitalną i różnorodną architekturę, sporo zieleni, mnóstwo miejscówek w których można dobrze zjeść, i ten rodzaj energii, która sprawia, że łazęga to czysta przyjemność. Optyka załamuje się w tych częściach miasta, które dawno nie widziały już finansowej pomocy a miast zabytkowej tkanki spotykamy się z betonową twarzą Rumunii. Wydaje mi się jednak, że to w zabytkowej i historycznej części miasta spędzicie większość czasu, dlatego zaniedbanym miejscom pozostaje życzyć lepszych czasów a was zapraszam na spacer po tym fragmencie Timișoary, który na przestrzeni lat zyskał miano „Małego Wiednia”.

Timișoara prezentuje się tak.
Timișoara prezentuj się również tak 🙂

Tytułem „Małego Wiednia” obdarowanych zostało wiele miast, ale trzeba przyznać, że Timișoara jest jednym z tych, które z podniesionym czołem wytrzymuje porównanie z austriacką stolicą.

Położone na zachodzie Rumunii miasto nie jest bowiem li tylko powidokiem zamkniętym w barokowo-klasycystyczno-secesyjnej zabudowie, tak charakterystycznej dla stolicy dawnego imperium Habsburgów. Timișoara jest miastem formowanym przez setki lat burzliwej historii, mieszającej w tych terenach niczym w wielkim kotle gdzie do dziś obok Rumunów żyją Węgrzy, Niemcy, Serbowie czy Bułgarzy żywo kształtujący jego nie tylko kulturalne oblicze. Wieloetniczność i wielokulturowość miasta jest rzecz jasna nieporównywalnie mniejsza niż przed stu laty, ale wciąż na tyle silna, że stała się punktem zaczepienia przy przyznaniu Timișoarze tytułu jednej z Europejskich Stolic Kultury 2023. Ktoś mógłby rzecz, że z tego właśnie powodu kalendarz kulturalny na ubiegły rok wypchany był do oporu – byłoby to jednak nieuczciwe i dla miasta krzywdzące, bo energia i kulturalne wydarzenia wszelkiego sortu są dla Timișoary chlebem powszednim.

Olśniewająca, różnorodna architektura wokół jednego z trzech najważniejszych placów miasta, Piața Unirii.
Teatr Narodowy, wyjątkowy ze względu na bycie „domem” dla trzech teatrów narodowych: rumuńskiego, węgierskiego i niemieckiego.
Spojrzenie na najbardziej emblematyczną dla miasta świątynię, Sobór Trzech Świętych Hierarchów oraz ciągnącą się naprzeciw Piața Victoriei.

Timișoara leży w centrum historycznej krainy Banatu, a dzieje miasta sięgają średniowiecza kiedy to jako część królestwa Węgier służyło nawet za krótkotrwałą stolicę państwa Karola Roberta. Położone w strategicznym miejscu przez przeszło 150 lat było forpocztą Imperium Osmańskiego, stolicą jednego z najważniejszych ejaletów na terenie Europy, przez te same dziesięciolecia będąc na celowniku Cesarstwa Austrii. Finalnie zdobyte przez Eugeniusza Sabaudzkiego w 1716 roku, w wielkim imperium Habsburgów spędziło kolejne dwieście lat, rozwijając się znacznie, przywdziewając europejskie szaty, rozbudowując w barokowo-klasycystyczno-secesyjnym stylu, zyskując miano „Małego Wiednia”. To właśnie z tego ostatniego okresu pozostało w mieście najwięcej zabytków i to ich śladem głównie podążaliśmy. I od razu wam powiem: w mieście spędziliśmy jeden dzień i jeden wieczór i to zdecydowanie za mało by w całości je poznać – na historyczne centrum może być, ale na pozostałe, równie zabytkowe dzielnice powinniście zarezerwować więcej czasu.

Choć dziś miasto liczy sobie przeszło 300 tyś. mieszkańców to w wielu miejscach przypomina małe i spokojne miasteczko.
Piața Libertății – architektura na 5, ale o rewitalizacji, wycince drzew i betonozie jeszcze pogadamy!

Jednak pierwsze wrażenie po przybyciu do miasta dalekie było od zachwytu…

Do Timișoary podróżowaliśmy pociągiem. Niespełna 60 kilometrów z Aradu najszybsze ciuchcie pokonują w  80 minut, są też i takie którym zabiera to ponad 2 godziny. Dzień był upalny, klimatyzacji brakło, trochę się wewnątrz starszego składu upiekliśmy i dlatego też po dotarciu na miejsce nasze wrażenia mogły być trochę ostrzejsze iż zwykle. A może i tak by takie były. Pierwsze co widzimy to dworzec Timișoara Nord dziś nijako modernistyczny, przed II Wojną Światową przedstawiał się tak okazale, że bez wahania plasowałby się w topce najładniejszych jakie widziałem. Zniszczony jednak w 1944 nigdy nie odzyskał dawnego blasku.

Naprzeciw dworca wysokie bloki, gdzieniegdzie poprzetykane pojedynczymi, zmęczonymi, starszymi kamieniczkami i ciągnącymi się w nieskończoność parkingami. By skrócić drogę do naszego noclegu przechodzimy obskurnym przejściem pod torami, wieczorem nie polecałbym już tam zaglądać. Miejsce na spanie znaleźliśmy w okolicy domków jednorodzinnych na północ od dworca i by tam dotrzeć trzeba przemęczyć jeszcze kawałek wśród fabryk i niezbyt urodziwych pozostałości po kolejowej infrastrukturze. Jest też wiekowy i zamknięty dziś stadion piłkarski, na którym (a raczej jego poprzedniku zniszczonym podczas II WŚ) zespół Chinezul Timișoara zdobył 6 kolejnych tytułów mistrza kraju, rekord wyrównany po wielu latach dopiero przez stołeczną Steauę!

Na jednym z budynków mozaikowy mural Iona Sulei Gorja, jedno z najbardziej znanych monumentalnych dzieł czasów słusznie minionych.
Inne szare budynki dzięki street artowi również nabierają życia.
Brama wejściowa dawnego stadionu.

I sama nie zawsze urodziwa zabudowa nawet nam nie przeszkadzała. To pierwsze wrażenie najbardziej zepsuły nam dwa incydenty, pierwszy w postaci pecha trafienia na bardzo pobudzonego rowerzystę który niemal nas rozjechał i skrzyczał nas z tego powodu. A zaraz potem podejrzanego jegomościa, który po prostu… nas śledził. Idąc za nami krok w krok, robiąc pauzy razem z nami, razem z nami przyśpieszając i zwalniając. No tylko wielkiej gazety, za którą mógłby się schować mu zabrakło 😀 Po kilku minutach udało nam się jednak go zgubić, adrenalina po chwili spadła i można było na spokojnie rozpocząć zwiedzanie.

IOSEFIN – TAM ZACZĘŁA SIĘ REWOLUCJA

Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem by dostrzec w leżących na południe od dworca dzielnicach habsburską proweniencję. Powstałe w XVIII wieku dla niemieckich osadników oraz tych Rumunów, którym brakło już miejsca w ścisłym centrum miasta, zawdzięczają swe obecne nazwy cesarzowi Józefowi II oraz cesarzowej Elżbiecie, większości nam znanej jako Sissi.

Kamieniczki dzielnicy Iosefin.
Neobizantyjska cerkiew rumuńskiej parafii prawosławnej.

Zabudowa Iosefin oraz Elisabetin jest dość charakterystyczna, przywołuje obraz niewielkich miast z piętrowymi kamieniczkami, poprzeplatanymi większymi willami, a wędrując ich uliczkami traficie też na sakralną neogotycką/romańską odtrutkę na wszechobecny w centrum barok. Przede wszystkim jednak jest tam miejsce dla historii Timișoary nad wyraz ważne. Budynek Kościoła Reformowanego, bardziej przypominający willę czy fancy kamienicę. To w nim nabożeństwa odprawiał Laszlo Tekes, pastor kontestujący w 1989 roku rządy Ceaușescu, to przed nim zebrał się pierwszy tłum protestujący przeciwko próbom pozbycia się niewygodnego duchownego i przeniesienia go na prowincję. Sytuacja szybko eskalowała, od protestów w obronie pastora do sprzeciwu wobec polityki komunistycznego dyktatora. Pokojowe wystąpienie spotkało się z siłową odpowiedzią wojska…

Wiele z zabytkowych budynków od dawna nie widziała jednak remontu przez co widoki potrafią zasmucić.
Kościół Reformowany, to tu zaczęła się rewolucja roku 1989.

Dramatyczne wydarzenia z grudnia 1989 roku były iskrą, która w przeciągu 2 tygodni doprowadziła cały kraj do wrzenia i obalenia Ceaușescu. Do dziś w wielu miejscach miasta znajdziecie tablice upamiętniające tamte chwile, a na elewacjach niektórych budynków dostrzeżecie ślady po wystrzelonych wtedy kulach.

W cieniu kościoła traficie na jeszcze jedno ważne dla historii (nie tylko miasta) miejsce. Ważne, ale i przerażające jeśli się nad nim pochylić. Pomnik Marii Dziewicy, otoczony neoromańskim baldachimem. Jeśli wierzyć legendom to właśnie w tym miejscu przeszło 500 lat temu na żelaznym tronie, w ogromnych mękach spłonął György Dózsa, Gheorghe Doja tudzież Jerzy Doża, przywódca chłopskiego powstania z roku 1514… Historia niedoszłej krucjaty na zgliszczach, której wybuchło krwawe (i równie krwawo stłumione) powstanie to kawał dramatycznej historii tych ziem.

ODPOCZYNEK NAD RZEKĄ BEGA

Południowe dzielnice i ścisłe centrum odgrodzone są leniwie płynącą, skanalizowaną rzeką Bega. Nie jest ona imponująca i szeroka, ale poprowadzona wzdłuż niej promenada, całkiem zielona i pełna miejsc do relaksu absolutnie spełnia swoje funkcje i aż „woła” by choć na chwilę przystanąć i usiąść w cieniu wielkich drzew. W ogóle, ilość parków w pobliżu rzeki to kapitalna rzecz – w sierpniowym upale takie oazy przyrody są na wagę złota.

Park Antona Scudiera.

Jak ktoś chce może wstąpić do jednej z kilku knajpek, przy szczęściu traficie na koncert. Wszyscy chcący aktywniej spędzić czas mogą wypożyczyć rowery wodne i kajaki. A jeśli marzy wam się zobaczyć miasto z poziomu rzeki, ale nie chce wam się angażować do tego mięśni… to możecie wskoczyć na pokład niewielkich promów, które jako część transportu miejskiego w okresie wiosna-jesień kursują na długości kilku kilometrów.

Nad rzeką Bega.
Nad rzeką Bega.
Nad rzeką Bega.

Rejsy kończą się niedaleko swojsko brzmiącej ulicy Chopina. Dla wielbicieli techniki to miejsce dość wyjątkowe – w 1910 roku powstała tam pierwsza na terenie dzisiejszej Rumunii hydroelektrownia. Co więcej, w secesyjnym budynku zaprojektowanym przez Laszlo Szekely’ego do dziś działają 3 przeszło 100 letnie turbiny! A jeśli to wciąż dla was mało to ciekawostka typu primo ultimo w kwestii Timișoara i prąd: miasto znacznie wcześniej posiadało też klasyczną elektrownię i już w roku 1884 zostało pierwszym w Europie (i drugim na świecie po Nowym Jorku) całkowicie oświetlonym dzięki energii elektrycznej! Nie Paryż, nie Londyn, nie Wiedeń. Tylko Timișoara 🙂

Nad rzeką Bega.
Hydroelektrownia w Timisoarze. Fot. https://timisoara2023.eu/

SOBÓR TRZECH ŚWIĘTYCH PATRIARCHÓW

I tak też zostawiając rzekę za sobą dochodzimy do najbardziej emblematycznego dla miasta budynku, prawosławnej katedry metropolitalnej, która swoją wielkością i kształtami potrafi zawrócić w głowie. A jednocześnie zaskoczyć faktem, że na karku ma zaledwie 80 lat!

Sobór Trzech Świętych Hierarchów.
Sobór Trzech Świętych Hierarchów widziany z mostu Maryi.

Sobór Trzech Świętych Hierarchów to świątynia zaskakująca formą, łącząca dosłowne inspiracje z kościoła Św. Jerzego w Harlau, malowanych cerkwi z Bukowiny z monumentalnością wnętrz bizantyjskich. Wszystko to należy wymieszać i pomnożyć razy kilka. Powstała w przededniu II WŚ budowla (de facto zakończona w roku 1941 w ostatnich dniach neutralności Rumunii) zachwyca przede wszystkim 11 kolorowymi wieżami wznoszącymi się do wysokości 90 metrów co czyni zeń drugą najwyższą świątynię w kraju.

Sobór Trzech Świętych Hierarchów.
Sobór Trzech Świętych Hierarchów.

A wnętrza? Te robią największe wrażenie. Przestrzeń, kolorystka, złoto, mrok i światło. Przebogate polichromie zdobiące ściany, sklepienia, kolumny pięknie współgrają z równie misternymi rzeźbieniami, tak w złocie jak i drewnie. Potężny jest złocony ikonostas, skromna jest za to drewniana trumna skrywająca relikwie Św. Józefa Nowego z Partoș, jednego z najważniejszych świętych rumuńskiego kościoła prawosławnego  w Banacie.

Wnętrza katedry są niesamowicie plastyczne, idealnie nadawałyby się jako scenografia do filmu nie tylko historycznego.
Wnętrza katedry są niesamowicie plastyczne, idealnie nadawałyby się jako scenografia do filmu nie tylko historycznego.
Relikwie Św. Jana Nowego z Partos.
Wnętrza katedry są niesamowicie plastyczne, idealnie nadawałyby się jako scenografia do filmu nie tylko historycznego.

To jednak nie wszystko. W podziemiach katedry na przestrzeni lat utworzono Muzeum, w którym to zgromadzono olbrzymią ilość sakralnych artefaktów z całego Banatu – ikony drewniane i szklane, krzyże cmentarne, najstarsze w tej części Rumunii rękopisy, puchary i inne wyposażenie często nieistniejących już świątyń. Muzeum czynne jest od wtorku do soboty w godzinach 10.00-17.00… czyli dokładnie wtedy kiedy nas w okolicy nie było i nie mogliśmy zajrzeć.

Czy sam polecam podejście pod katedrę w godzinach popołudniowo-wieczornych? Oj tak, zdecydowanie, w późnym słońcu prezentuje się ona najlepiej.

PLAC ZWYCIĘSTWA – PIAȚA VICTORIEI

Dokładnie naprzeciwko katedry znajdziecie jedno z serc miasta. Otoczony potężnymi i monumentalnymi secesyjnymi pałacami plac – jeszcze kilkadziesiąt lat temu nazywany Teatralnym dziś dumnie noszący nazwę Zwycięstwa. To właśnie tu w grudniu 1989 roku przeniósł się tłum protestujący początkowo pod kościołem Reformowanym, też tu ogłoszono iż Timișoara stała się pierwszym w Rumunii miastem wolnym od komunizmu.

Plac Zwycięstwa.
Plac Zwycięstwa.

To intrygujące miejsce. Plac bez wątpienia mogłoby nosić imię Laszlo Szekely’ego bo też gros pałaców – jak zwykło się je nazywać – tu wybudowanych wyszło spod jego ręki i wyobraźni. Olbrzymie, powstałe przeszło sto lat temu secesyjne budynki rzucają długie cienie na deptak pełen kawiarenek, restauracji i sklepów. Tam toczy się żyćko, tam czuć tętno miasta. Dawniej jedna pierzeja placu przeznaczona była dla śmietanki miasta, druga dla robotników czy młodzieży. Dziś na szczęście takich podziałów już tu nie spotykamy.

Pałace są imponujące, ale i w dużej mierze przytłaczające – za czasów słusznie minionych wiele z nich specjalnie wymalowano odpowiednio nieciekawymi barwami i już samo to odebrało im trochę gracji i zwinności.

Pałac Lofflerów, trzeba nad im popracować i naprawdę może zabłyszczeć!
Plac Zwycięstwa.
Renowacje trwają i miejmy nadzieję, jak najszybciej przywrócą blask większości pałaców.
Bartu a za nim pałac Lofflerów.

A okazuje się, że wystarczy „zwykłe” ponowne przemalowanie elewacji na przyjaźniejszy kolor, wydobycie na wierzch oryginalnych zdobień i na powrót można przywrócić im blask. Tak, choćby o pałacu Lloyd mówię – jasne barwy idealnie na nim leżą i gdyby w podobną stronę odrestaurować pałace po przeciwnej pierzei to byłaby bomba!

Pałac Lloyda, w którym mieści się dziś siedziba rektoratu Politechniki.
Pałac Lloyda, w którym mieści się dziś siedziba rektoratu Politechniki.
Jest renowacja, jest uśmiech na twarzy.

Czy replika Wilczycy Kapitolińskiej pośrodku placu w jakiś sposób mnie zdziwiła? Absolutnie nie, skoro dla Rumunów mit założycielski, w którym dużą rolę pełni 150 lat obecności Imperium Rzymskiego w Dacji jest ważny to co mam kręcić nosem. Statuę miasto otrzymało w latach 20 ubiegłego stulecia od dalekich „kuzynów” z Rzymu.

Plac kończy się przy imponującym gmachu Pałacu Kultury, skupiającym w sobie Operę i Teatr(y) Narodowe. Budynek na przestrzenie lat przeszedł pewne architektoniczne metamorfozy, ale wciąż jest jednym z najciekawszych punktów placu. A fakt, że w jego murach działają trzy teatry narodowe tylko dodaje mu wyjątkowości.

Przez cały 2023 rok Plac wzbogacony był o ciekawą konstrukcję. Metalowa, kilkupiętrowa wieża widokowa pełna specjalnie zasadzonych roślin – roślin pochodzących z historycznego katalogu rodziny Muhle, niegdyś jednych z najlepszych florystów w mieście. Ciekawostka dająca możliwość spojrzenia na plac z ciekawej perspektywy.

Popołudniowe impresje.

W mieście znajdziecie jeszcze kilka wartych uwagi placów. Ba, do dwóch z Placu Zwycięstwa dojdziecie w nie więcej niż 10 minut. Dojście do trzeciego, leżącego już poza centrum, Placu Trajana zajmie wam trochę więcej czasu.

Dojdziecie doń choćby tą ulicą. Patent z parasolami zawsze spoko.

W tym miejscu powinniśmy skierować się w stronę temeszwarskiego Zamku Hunyadych, budynku dla miasta nad wyraz ważnego, najstarszej posiadłości, która w swych reliktach być może pamięta nawet i czasy węgierskiego króla Karola Roberta. Z pewnością pamięta węgierskiego magnata, wodza, bohatera narodowego Janosa Hunyadego, który w XV wieku w Timisoarze osiadł. Posiadłość przeszła od tego czasu bardzo wiele, doświadczyło ją tak trzęsienie ziemi jak i wielokrotne zniszczenia podczas wojen, dlatego ze średniowiecznej bryły nie zostało już wiele. Podczas naszej wizyty nie mogliśmy zobaczyć jego współczesnej formy – zakryty rusztowaniami i plandekami trwał w remoncie, przez co nie mogliśmy również skorzystać z jego dzisiejszej funkcji muzealnej. Smuteczek.

PLAC WOLNOŚCI – PIAȚA LIBERTĂȚII

Najstarszy z miejskich placów. To tam znajdował się średniowieczny jeszcze rynek, tam w czasie Imperium Osmańskiego mieścił się jeden z meczetów oraz łaźnie, tam też w czasie Wiosny Ludów ludność miasta opowiedziała się za walczącymi o wolność Węgrami. Co prawda rewolucyjne nastroje szybko zostały spacyfikowane, ale nazwa Plac Wolności już na stałe wpisała się w krajobraz miasta. Choć do końca panowania Habsburgów należała do nazw-których-nie-wolno-głośno-wymawiać.

Kamienica pomysłu Laszlo Szekely’ego stanęła w miejscu kościoła franciszkanów.
Na Placu Wolności można by usmażyć przypiec boczek jeden jak i drugi.

Po średniowiecznych i osmańskich budynkach nie ma dziś już prawie śladu. Odkryte kilka lat temu tureckie łaźnie choć były niezwykłym źródłem wiedzy o otomańskiej obecności… znajdują się dziś pod nowiutką kostką i zapewne już nigdy nie ujrzą światła dziennego. Jest za to stary ratusz oraz dawne zabudowania miejskiego garnizonu, w tym kasyno oraz dom komendanta. Barokowy pałacyk był niegdyś siedzibą samego hrabiego Mercy, który odpowiadał za XVIII wieczną rozbudowę miasta.

Przed słońcem można się schować w ogródkach.
Niegdysiejszy dom komendanta garnizonu.

Jest to też miejsce, które najbardziej mnie chyba wkurzyło. Bo plac równie dobrze mogłoby nosić nazwę Piata Betonul! Polscy samorządowcy byliby dumni. Kiedy zobaczyłem jak prezentował się jeszcze kilka lat temu (ba, i na dużo starszych fotografiach sprzed 100 a nawet więcej lat) i porównałem ze stanem dzisiejszym to zapłakałem. Było zielono, były kwiaty, piękne, wiekowe już drzewa. Z dawnego drzewostanu uratowały się chyba tylko dwa dęby zasadzone przed stu laty przez króla Ferdynanda i królową Marię. Reszta ciach, zrobiła miejsce kostce. Tak wiem, teraz mogą odbywać się tam różne imprezy…no, ale w okresie letnim poza wieczorami to istna patelnia.

Gdybym nie wiedział jak zielono na placu niegdyś było to pewnie nie denerwowałbym się dziś tak bardzo.
Cóż, bywało trochę bardziej zielono… Fot. https://temeswar-timisoara.net/
A tu łapcie Timisoarę w wersji mini.

W centrum pustego placu stoi barkowo kolumna z Maryją, Janem Nepomucenem i kilkoma innymi świętymi. Jeśli w głowie dzwoni wam skojarzenie w kolumną morową to jest to skojarzenie nader słuszne – w XVIII wieku miasto dwukrotnie zostało nawiedzone przez zarazy i w ramach dziękczynnego wotum postawiono tę oto statuę.

Kolumna Maryi i Jana Nepomucena.
No cześć, nie mogę teraz rozmawiać, jestem w Timisoarze.
I trochę sztuki współczesnej.

O rzut beretem znajdziecie niewielki Plac Św. Jerzego. Mały, ale na przestrzeni lat dość ważny. Przede wszystkim dla wiernych w mieście, tak w królestwie Węgierskim kiedy istniał tam kościół Św. Jerzego, Imperium Osmańskim, kiedy na reliktach wspomnianego kościoła wzniesiono jeden z większych meczetów w mieście, i w końcu w cesarstwie Habsburgów, kiedy na miejscu meczetu kościół wybudowali jezuici. A po chwili powiedziano im: dziękujemy, pora na kasację zakonu. Dziś nad placem, góruje monumentalny Pałac Szana, dom temeszwarskiej (to ciekawa sprawa, oficjalna choć dawna polska nazwa miasta nawiązuje do węgierskiej formy) finansjery – tak jak i przed stu laty.

Pałac Szana wraz ze znajdującymi się przed nim reliktami dawnych świątyń.

PLAC ZJEDNOCZENIA – PIAȚA UNIRII

I wtedy wchodzi on, cały w… feerii barw. Plac Zjednoczenia, Piața Unirii. Najpiękniejszy w całym mieście! I największy. Celebrujący swą nazwą połączenie Timisoary i większej części Banatu z wciąż kształtującą się Rumunią w 1919 roku.

No proszę państwa, jakież to kapitalne miejsce. Tak to się robi! Ach. Zacznijmy od trawiastego centrum placu. Zieleń wokół kolejnej morowej kolumny (tym razem Trójcy Świętej) robi robotę i niezwykle cieszy oko. Drzew brakuje, ale przed słońcem można skryć się w jednym z niezliczonych ogródków.

Kurczę, trochę trawy i od razu różnica. Niby prosta rzecz a jednak.
Najpiękniejszy plac Timisoary.

Knajpki ciągną się wzdłuż totalnie przepięknych, różnorodnych kamieniczek, pałacyków i świątyń. I choć to barok zgarnia tu większość chwały to i dla secesyjnych perełek znajdzie się tu miejsce – ba, to tu zobaczycie najpiękniejszy secesyjny budynek w całym mieście, pałacyk Maxa Stainera aka dawną siedzibę jednego z banków.

Najpiękniejszy przykład secesji w Timisoarze. Węgierskiej secesji zaznaczmy.
Piękny to kawał architektury.
Detale mają znaczenie. Nie tylko w śledztwach 😉

Niewielkie, kolorowe kamieniczki północnej pierzei przenoszą do klimatycznego małego miasteczka, pierzeja południowa z majestatycznym Pałacem Barokowym to szybka wycieczka do Wiednia. Jak pomyśleć, że w budynku owym wielokrotnie gościli cesarzowie Józef II czy Franciszek Józef to porównanie wydaje się jeszcze bardziej na miejscu. Dziś w Pałacu znajdziecie Muzeum Sztuki. Strasznie byłem nakręcony na zwiedzanie… i na miejscu okazało się, w Timisoarze poniedziałkowa nieczynność muzealnych instytucji została rozszerzona i na wtorki. Szkoda 😦

Plac Zjednoczenia, Piața Unirii. Najpiękniejszy w całym mieście!
Plac Zjednoczenia, Piața Unirii. Najpiękniejszy w całym mieście!
Plac Zjednoczenia, Piața Unirii. Najpiękniejszy w całym mieście!
Portal Pałacu Barokowego.
Sąsiadujące z Pałacem kamienice to kolejny dowód na to, że Plac Zjednoczenia najlepszym jest! I basta.

Niezwykłe łatwo odgadnąć dlaczego dawniej plac nazywano Katedralnym – w zachodniej pierzei znajdziecie Serbską Katedrę Ortodoksyjną, we wschodniej katedrę katolicką pw. Św. Jerzego. Pierwsza świątynia zaskakuje najbardziej barkowym ikonostasem jaki w życiu widziałem, druga ze swą barokową szatą zupełnie się nie kryje – tak z zewnątrz jak i wewnątrz do czynienia mamy z wzorcowym przedstawicielem gatunku. Mądrzejsi ode mnie mówią, że katedra katolicka, zbudowana pod czujnym okiem Karola VI to najdoskonalszy przykład baroku w całym Banacie. Kim jestem by się spierać.

Barokowy ikonostas jest jest dziełem braci Janic z pobliskiego Aradu.
Skromna dość elewacja Serbskiej Katedry Prawosławnej.
Katolicka katedra pw. Św. Jerzego.
Uznawana jest za jeden z najdoskonalszych przykładów baroku w całym Banacie.
Zaskakującym widokiem jest kilka gotyckich ołtarzy.

Kropką nad I niech będzie przepiękny pałac biskupi, który wraz z katedrą jest sercem serbskiej społeczności w mieście. Jest to budynek rzecz jasna barokowy w proweniencji, lecz i on miał przyjemność spotkania na swojej drodze Laszlo Szekely’ego, który na początku XX wieku nadał mu bardziej secesyjnych szat. W dość pałacowych wnętrzach znajdziecie niewielkie muzeum poświęcone historii banackich Serbów oraz ich wierze.

Pałac biskupi oraz serbska katedra prawosławna.
Pałac biskupi zachwyca architekturą.
Wokół pałacu ciągną się knajpki, I ciągną, i ciągną.

TEMESZWARSKIE TRAMWAJE

Spacerując po mieście co i rusz spotkacie przemykające przezeń tramwaje. Cóż to za ciekawostka spytacie. Otóż to spadkobiercy wielkiego tramwajowego dziedzictwa Timisoary. To tu bowiem już w 1869 roku uruchomiono pierwszą linię konnego tramwaju. Była to nowość tak w cesarstwie Austro-Węgier, ale i na świecie mało było miejsc, które mogłyby się pochwalić podobnym systemem komunikacji!

Temeszwarskie tramwaje.

Na ulicach miasta nie spotkacie tylko nowiutkich składów służących obecnym pokoleniom, ale i szereg historycznych, które przemykały po najważniejszych placach przez ostatnie kilka dziesięcioleci. Ba, przy szczególnych okazjach wystawiany jest i jeden z pierwszych konnych składów z 1872 roku!

Temeszwarskie tramwaje.
Wagon Weizer, takie oto silnikowe cacka odciążyły konie i zastąpiły je w 1899 roku.

Mam nadzieję, że te zabytkowe składy będą wystawione i w tym roku. To naprawdę fajny kawał historii miasta.

Tymczasem jeszcze raz rzućmy okiem na Plac Zjednoczenia i ruszamy dalej.

SINAGOGA DIN CETETE 

Społeczność żydowska pojawiła się w mieście wraz z nastaniem władztwa Imperium Osmańskiego. Obok siebie a jakoby trochę oddzielnie żyli Żydzi sefardyjscy i aszkenazyjscy. Gmina rosła sobie powoli, przed II WŚ licząc nawet kilkanaście tysięcy głów i co niezwykłe… w przeważającej wielkości przetrwała czasy Holocaustu. W ciągu kilku lat po konflikcie wielu z nich opuściło miasto i dziś w granicach miasta żyje niespełna 300 wyznawców wiary Mojżeszowej.

Choć Żydów wielu już w mieście nie żyje to po wielotysięcznym kahale z przełomu XIX i XX wieku pozostało całkiem sporo. Przede wszystkim synagogi. Trzy! Ta liczba robi wrażenie. W centrum, dzielnicy Cetate (to ta po której teraz spacerujemy, z wszystkimi odwiedzonymi przed chwilą trzema placami) znajdziecie tę, która dziś po latach renowacji zaprasza w swoje progi, służąc za placówkę kulturalną.

Tradycyjne wspomnienie o Franciszku Józefie, który uczestniczył w ponownym otwarciu synagogi w 1872 roku.

Eklektyczny a raczej historyzujący budynek silnie inspirowany neomauretańskim stylem był najważniejszą synagogą Żydów z centrum miasta, dalsze dzielnice otrzymały swoje własne. Niewielka bożnica na Iosefinie do dziś jest miejscem nabożeństw, a niesamowicie wręcz piękna w dzielnice Fabric powoli niszczeje i czeka na światełko w tunelu i ocalenie od popadnięcia w całkowitą ruinę.

Syagoga Cetate służy dziś za placówkę kulturalną.

Dziś we wnętrzach trafić możecie na wystawy sztuki, nierzadko współczesnej, wykłady czy nawet i koncerty, i to nie byle jakie, jeszcze trochę i usłyszelibyśmy na żywo Alexandra Balanescu, co byłoby dla mnie nie lada przeżyciem. Synagoga otwarta jest dla od wtorku do piątku, w godz. 10.00-13.00 (wtorek i środa) oraz 17.00-20.00 (zwartek i piątek). Wejścia są darmowe jakkolwiek można uiścić datek, który z pewnością wspomoże dalsze przywracanie budynkowi blasku.

SPACER ULICZKAMI

Można powiedzieć, że powyżej przedstawiłem wam wszystkie najważniejsze atrakcje historycznego centrum. Spacerując między placami czy świątyniami warto jednak zwracać uwagę na każdy mijany dom, kamieniczkę… a także patrzeć pod nogi. Tam to wypatrzeć można podpowiedzi gdzie szukać choćby ot fundamentów jednego z Osmańskim meczetów. Najstarsza założona w cesarstwie Austro-Węgier biblioteka z czytelnią? Tak, również w Timisoarze, nie w Wiedniu!

Wpływy austriacki i węgierskie są widoczne a każdym kroku.
Miejsc na przystanek i zjedzenie czegoś smacznego jest co nie miara.

Spacer uliczkami to szansa na spotkanie z jednym z kilkunastu tysięcy zabytków – wedle statystyków, żadne inne rumuńskie miasto nie może pochwalić się taką ich liczbą. Robi wrażenie, a robiłoby jeszcze większe gdyby każdy z historycznych budynków był odpowiednio zadbany, no ale tu budżet musiałby być chyba nieskończony.

Wiele budynków choć zaniedbanych daje nam namiastkę swego piękna.
Cóż, i tutaj graficiarze tagują co się da.

Miejsc na przystanek i zjedzenie czegoś smacznego jest co nie miara. Cetate jest pod tym względem aż zbyt bogate – knajpek i kawiarenek jest tak dużo, że można mieć problem z wyborem. Przekrój gastronomiczny nie powinien nikogo zaskoczyć, prócz kuchni rumuńskiej znajdziecie sporo miejsc stworzonych dla wielbicieli kuchni węgierskiej, tureckiej czy serbskiej.

Tu nawet „fast food” w postaci buły z pleskavicą zachwyca ❤

Tak spacerując dotarliśmy w pobliże jednej z dawnych miejskich twierdz, Bastionu Marii Teresy. To jeden z tych fragmentów dawnych umocnień, który w dość pierwotnej formie dotrwał naszych czasów a dziś mieści w swych więcej niż czterech ścianach fragment miejskiego muzeum czy informację turystyczną. Muzeum jak pozostałe było zamknięte – zaprawdę wprowadzenie wolnego wtorku było pomysłem dopiero co wprowadzonym w życie – ale nam to nie przeszkadzało. Spod bastionu ruszał autobus, który wziął nas do innego ciekawego miejsca.

Fragment Bastion Marii Teresy.
Bastion Marii Teresy dziś.

MUZEUM WSI BANACKIEJ

Mieć sposobność by zwiedzić takie miejsce i z niej nie skorzystać? Nie ma mowy. Muzeum Wsi Banackiej to klasyczny skansen, na 17 hektarach przedstawiający jak kilka wieków temu żyli mieszkańcy ówczesnego Banatu. Pośród niekończącej się zieleni znajdziecie przeszło 30 domów tak czysto rumuńskich, ale i tych należących do banackich Serbów, Węgrów czy Szwabów. Tylko, że…

Muzeum wsi banackiej.
Muzeum wsi banackiej.

…okazało się, że i tutaj jest w poniedziałki i wtorki zamknięte. Mieliśmy jednak szczęście bo pan pilnujący bramy wpuszczał wszystkich jak leci, byleby szybko sobie obeszli cały teren. Taa, szybko 😉

Elo!
Darmowe zwiedzanie temeszwarskiego skansenu.

Darmowe wejście ucieszyło, szkoda tylko, że wszystkie chaty były zamknięte i nie można było zajrzeć do środka – a tam zawsze czeka wiele ciekawostek, i to one nierzadko stanowią o niezwykłości podobnych placówek. Tego dnia zajrzeć można było tylko do drewnianego kościółka ze wsi Topla.

Muzeum wsi banackiej.
Muzeum wsi banackiej – drewniany kościołek ze wsi Topla.
Muzeum wsi banackiej – drewniany kościołek Świętych Archaniołów Michała i Gabriela ze wsi Topla.

I choć nie wszystkie mijane budynki przypadły nam do gustu – w tym specjalnie budowane od zera dla muzeum domy – to i tak ucieczka przed palącym Słońcem była jak znalazł. A można i trafić na kręcenie teledysku jakiejś folkowo-popowej kapelki, którą później z dużą dozą prawdopodobieństwa da się zobaczyć na jednym z wielu rumuńskich/bułgarskich kanałów z folkową (u źródeł) muzyką.

Co ważne, na terenie skansenu nie znajdziecie (choć być może się to zmieniło) żadnej knajpki w której można by było usiąść i coś zjeść/wypić – jedyny ratunek w sklepiku przy kasie. Dlatego warto zawczasu uzbroić się w butelkę wody.

Muzeum wsi banackiej.

Muzeum od historycznego centrum oddalone jest 4 kilometry i jeśli nie chce wam się pokonywać tej odległości pieszo czy własnym autem to zostaje jazda autobusem nr 46, spod Bastionu Marii Teresy. Bilety do muzeum kosztują 20 RON (dzieci 5) a otwarte jest od środy do soboty w godz. 10.0018.00 oraz w niedzielę od 10.00 do 17.00.

I cóż, w tym miejscu skończymy nasz spacer. Miejsc do odkrycia w mieście zostało jeszcze sporo i mam nadzieję, że kiedyś wrócimy, przede wszystkim by skorzystać z muzealnej oferty, ale i by zobaczyć na własne oczy ile prawdy jest w twierdzeniu, że dzielnica Fabric niewiele ustępuje historycznemu centrum.

Cześć!

Jedna myśl na temat “Timișoara, perła zachodniej Rumunii

  1. Ależ niezwykłe miejsce! Wiedeń z Bizancjum w jednym stoją domu! W sobotni ranek, kiedy psuje się pogoda, jak miło przechadzać się z Tobą po tych uliczkach 🙂 Dzięki za stare zdjęcia, ja też lubię porównywać „przed” i po”.

    A wieś banacka to kompletnie inna bajka niż nasze wsie, i drewniane kościółki też inne, chociaż niemniej piękne. Pozdrowienia!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.