W myśl zasady „Cudze chwalicie, swego nie znacie” przez wiele lat sądziłem, że podróż celem zobaczenia wulkanicznych stożków czy bazaltowych słupów wiązać się musi z eskapadą niezwykle daleką, zapewne kończącą się na odległej wyspie, Sycylii, Teneryfie czy Islandii. Tymczasem tuż pod nosem, na Dolnym Śląsku znajdziemy naszą Krainę Wygasłych Wulkanów, pełną miejsc ciekawych i intrygujących. Jakiś czas temu mieliśmy okazję zahaczyć o ten niezwykły rejon i powiem wam: warto było i chcemy więcej!

Naprawdę wiele czasu musiało upłynąć zanim postawiliśmy nasze stopy na powulkanicznej części Pogórza Kaczawskiego gdzie w dużej mierze znajdziecie pozostałości po polskich wulkanach. Wcześniej już w Gruzji podziwialiśmy od dawna chrapiącego Kazbeka, w Armenii trafiliśmy na absolutnie imponujące bazaltowe słupy w wąwozie Azat, potem przy akompaniamencie atrakcji zapachowych spod znaku zgnitego jaja odwiedziliśmy Islandię by w końcu zaskoczyć się niemożebnie kapitalnym klimatem Czeskiego Średniogórza, pełnego stożków i nie tylko. Wspominałem Niemcy i tamtejsze wulkany? No, to właśnie wizyta w Görlitz w granicach którego wdrapać można się na niegdysiejszy wulkan uświadomiła nam, że „hola hola, ale coś tu nie gra, koniec wymówek, jedziemy na nasze wulkany„. No i pojechaliśmy. Na krótko, ale na rekonesans idealnie. Przy okazji zahaczając o Jawor kryjący (ok, wcale nie kryjący) w sobie kilka atrakcji najwyższej próby.
ZAJEWULKANICZNE POGRANICZE POLSKO-CZESKO-NIEMIECKIE
Wszystko zaczęło się wiele set milionów lat temu, gdy dinozaurów nie było jeszcze w planach ewolucji. Tereny dzisiejszego pogranicza polsko-czesko-niemieckiego stanowiły wówczas oceaniczne dno, bardzo aktywne wulkanicznie a stemple tamtego czasu w postaci law poduszkowych dziś możemy podziwiać między innymi w okolicach Wlenia czy Okola. Po cofnięciu się oceanu i wypiętrzeniu lądu teren ten nie należał do takich na którym chcielibyście spędzać wolne popołudnie przy grillu. Była to kraina iście piekielna – o ile zobrazujemy sobie wszystko jako niekończącą się połać ziemi spowitej wyziewami gazów, pyłów, poprzecinanej rzekami lawy rozlewającej się po horyzoncie, kreującej krajobraz wedle swego upodobania. Intensywność zachodzących procesów nie wszędzie była taka sama, teren wraz z mijającym czasem (ostatnie wulkany czynne były jeszcze „naście” milionów lat temu) przeobrażał się, erozja robiła swoje, tu i tam człowiek dodał coś od siebie. Aktualnie Kraina Wygasłych Wulkanów z pewnością prezentuje się inaczej niż za czasu swej aktywności, jednak i to co podziwiać możemy dziś stanowi nie lada atrakcję dla odwiedzających.

Wulkaniczna przeszłość naszego regionu najbardziej zauważalna jest chyba w Czechach. Usiane całymi stożkami, nekami czy kamieniołomami Czeskie Średniogórze (o którym zresztą już pisałem), nie gorsze Góry Łużyckie z chyba najbardziej imponującymi bazaltowymi słupami w Europie Środkowej (tak, mowa o Pańskiej Skale) czy w końcu Czeski Raj do którego wybieram się już od kilku lat 😉 Robi to wszystko wrażenie, ale my nie gęsi i swoje wulkany mamy!
Polska, Kraina i Szlak Wygasłych Wulkanów
Czy śladów wulkanicznej działalności można szukać w całym naszym kraju, jak Polska długa i szeroka? No niekoniecznie – po pierwsze zostajemy tylko przy parametrze szerokości, a po drugie skupiamy się li tylko na południowej części kraju. Tam to właśnie od wschodu do zachodu warto szukać pozostałości historii pisanej magmą i lawą. No bo tak:
- wystarczy pojechać do Szczawnicy by znaleźć się w cieniu dwóch młodych górek ukształtowanych przez wulkaniczne działania, Bryjarki i Jarmuty zbudowanych za skały andezytowej, której nieczynny kamieniołom na górze Wdżar można odwiedzić a po wcześniejszym kontakcie z właścicielami nawet umówić na wspinaczkę po skałkach,
- Geopark Góra Św. Anny w połowie drogi ze Strzelec Opolskich do Kędzierzyna Koźla to najprawdziwszy i chyba najlepszy w Polsce przykład kaldery wulkanicznej, czyli rozdupconego przez silną erupcję a następnie zapadniętego stożka,
- Góra Zamkowa, na której dumnie wznoszą się sponiewierane przez czas ruiny zamku Tenczyn, to jeden z przykładów, że wulkany całkiem nieźle harcowały na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej,
Najwięcej zabawy będziecie jednak mieć w Sudetach. W samych Górach Suchych o ślady wulkanizmu nietrudno, gołym okiem najlepiej podpatrzyć je (z odległości) na stromym zboczu Suchawy, (mowa o Czerwonych Skałkach) oraz spoglądając na pagór, którego nazwa dość perfidnie postara się wprowadzić was w błąd. Mowa oczywiście o Stożku Wielkim… który nie był nigdy wulkanem a tylko dość imponującym hm kopcem zastygłej lawy, która ongiś dość obficie się po okolicy wylewała. Polecam trekking nań, niewysoka góra jest dość stroma a z jej południowych zboczy widoki są olśniewające. Z kolei na Pogórzu Izerskim podczas orogenezy alpejskiej magma wykorzystała gwałtowne ruchy i pęknięcia w ziemi i nie miała oporów by wylewać to tu to tam, tworząc m.in. w okolicach Lubania… Lubańską Pokrywę Wulkaniczna z licznymi całkiem fajowymi punktami ozdobionymi bazaltowymi skałami i słupami (Czubatka, Stożek Perkuna).
Jednak wszystko to blednie gdy tylko swój wzrok skierujecie na Pogórze i Góry Kaczawskie. Tam to bowiem, na dość niewielkim obszarze znajdziecie najbogatszy wulkanicznie region w Polsce, istne „crème de la crème” tego zagadnienia. Nie bez powodu ziemie te nazywa się Krainą Wygasłych Wulkanów.
Najstarsze skały o wulkanicznym rodowodzie mają nawet przeszło 500 milionów lat i one najlepiej opanowały zdolność kamuflażu. Wiecie, taki szmat czasu, bycie oceanicznym dnem, potem kilkukrotne formowanie się gór, długotrwała erozja zrobiły swoje i dawne stożki z lekka się „wypłaszczyły” i stopiły z otoczeniem. Choć typowe dla tych staruszków i morskiego wulkanizmu lawy poduszkowe można zobaczyć przy Wleniu czy w Wąwozie Myśliborskim. Kiedy po 200 milionach lat do głosu doszła orogeneza hercyńska (czyli po ludzku zachodziły intensywne ruchy górotwórcze w których kształtowały się m.in. Sudety i Góry Świętokrzyskie), lawa wykorzystała gwałtowne procesy i ponownie zaczęła wypływać czego najlepszą pamiątką są Organy Wielisławskie, z kapitalnie odsłoniętymi porfirowymi słupami. W końcu też, całkiem niedawno, bo tylko… kilkanaście milionów lat temu doszło do ostatniego aktu wulkanicznej sztuki podczas, której działo się najwięcej. Wtedy też światło dzienne ujrzało gro Kaczawskich wulkanów, na czele ze sztandarowymi Ostrzycą Proboszczowicką, Czartowską Skałą czy Wilczą Górą. Znaczy się miliony lat temu były to pełnoprawne wulkany, ale czas odcisnął na nich takie piętno (zwane głównie erozją), że z oryginalnych stożków niewiele pozostało a dzisiaj spotkać możemy m.in. wciąż imponujące pozostałości po wulkanicznych kominach. Przygotowując się do tego wyjazdu często zaglądałem na inne blogi, m.in. na WolnymKrokiem, którzy odwiedzili na Pogórzu i Górach Kaczawskich trochę więcej miejsc niż my. Zalecam zajrzenie do nich 😉
Śladami tych wulkanicznych cudeniek poprowadzony został Szlak Wygasłych Wulkanów znakowany żółtą farbą, biegnący z Legnickiego Pola przez Jawor do Złotoryi. Choć ma niespełna 100 kilometrów wzdłuż, których zobaczyć można większość najważniejszych wulkanicznych pamiątek po zamierzchłej przeszłości to polecam wam głębszą analizę mapy i przebiegu trasy by po drodze często zbaczać na boczne ścieżki prowadzące do kolejnych fajnych miejsc. I dość niedawno odwiedziliśmy Jawor by choć na chwilę o Szlak zahaczyć i powiem wam, że warto, choćby i na jeden dzień. Do miasta w godzinę dostaniecie się autem z Wrocławia, ciuchcią trzeba będzie trochę pokombinować bo bez przesiadki się nie obędzie, wyruszając z Wrocławia czeka zamianka albo w Legnicy albo w Jaworzynie Śląskiej. Pozwólcie, jednak że miastem zajmiemy się kiedy indziej, dziś pierwszeństwo mają wulkany.

No dobra panie bajkopisarz, pokaż co tam ciekawego 🙂
WZGÓRZE RATAJ I MAŁE ORGANY MYŚLIBORSKIE
Na wstępie musicie zrozumieć jedną rzecz. W tym popapranym roku w górach byłem tylko dwa razy, do tego dawno i nieprawda, dlatego uzbrójcie się w cierpliwości bo możliwe, że zbyt wielki zachwyt każdym pagórem, który rzucił mi się tego dnia w oczy może być męczący 😀 – no, ale wiecie po prostu cieszyłem się jak dziecko mogąc choć chwilę w górkach pobyć i na nie popatrzeć. [Po przeczytaniu całości chyba jednak tak źle nie jest.]
Jawor i Myślibórz dzieli 7 kilometrów. Szlak biegnie najpierw miastowymi uliczkami, potem drogą rowerową aż w końcu na skraju szerokich pól ścieżka odbija w pola – po wcześniejszych opadach był on jednym wielkim potokiem i w sumie łatwiej byłoby go pokonać kajakiem, no ale nie mieliśmy żadnego po ręką. Od momentu minięcia zbiornika Jawornik (i ośrodka wypoczynkowego o tej samej nazwie) na horyzoncie zaczynają wyrastać łagodne pagóry Pogórza Kaczawskiego, zaraz potem coraz wyraźniejsze stają się sylwetki starych znajomych, Trójgarba i Chełmca aż w końcu pojawiają się i Wzgórza Strzegomskie.
Zaraz po dotarciu do lasu (gdzie szlak żółty łączy się z czerwonym) jest fajny punkt widokowy na północ, można tam zrobić sobie test ze znajomości okolicznych zakładów pracy 😉 Mamy kopalnie w Męcince, hutę miedzi w Legnicy czy też cały wysyp fabryk nieopodal.
Jednak to co najciekawsze kryje się za przysłowiowym rogiem, wystarczy wrócić na szlak i odbić w niewielki wąwóz szlakiem już tylko czerwonym. Tam to w dawnym wyrobisku schowane są Małe Organy Myśliborskie. Dawno temu, jeszcze ok 20 milionów lat wstecz w miejscu tym znajdował się czynny wulkan, dziś zwany Ratajem. Jednak erozja i szmat czasu jaki w międzyczasie minął doprowadził do tego, że dawny stożek niemal całkowicie odszedł do lamusa. Pozostał jednak wulkaniczny nek pełen zastygłej magmy – niezwykle upartego i nie dającego się erozji bazaltu, ukształtowanego w niesamowite cztero, pięcio i sześcioboczne słupy. Chirurgicznie wycięte przez naturę wieloboki wzbijają się na 25 metrów korzystając z najlepszych islandzkich wzorców – trzeba tu też jednak „oddać” ludziom co ich, to działalność kamieniołomu w sporej mierze odsłoniła to cudo. Choć prowadzi tam szlak to dość dziki klimat podpowiada, że nie zapuszczają tam się tłumy – dzięki temu Organy podziwiać można w spokoju.
Na wierzchołek Rataja prowadzi dość stroma ścieżka po prawej stronie Organów, o ile jest sucho nie powinna jednak sprawić wam wielu trudności. W średniowieczu znajdował się tam gród, z którego roztaczał się całkiem szeroki widok na okolicę, dziś jednak po pierwsze primo śladów już po nim nie ma a po drugie primo widoków też nie, bo drzewa urosły i przysłaniają co trzeba. Schodząc ze szczytu można wybrać łagodniejsze zejście na północ – jest łagodniej choć znakowań przez chwilę brak.

Swoją drogą coś jest w tych bazaltowych słupach i muzycznych skojarzeniach, podobne w Armenii w wąwozie rzeki Azat zwą się Symfonią Skał a w Australii znajdziemy cały Organ Pipes National Park.
TIP: w Myśliborzu znajdziecie płatny parking, więc możecie oczywiście od razu podjechać do wsi i stamtąd zacząć łazęgę.
WĄWÓZ MYŚLIBORSKI
Długi na 4,5 km wąwóz, któremu w rzeczywistości bliżej jarowi to pomysł na piękny spacer po lasach pełnych monumentalnych drzew i m.in. poduszkowych law powstałych bagatela pół miliona lat temu podczas podwodnych erupcji okolicznych wulkanów. Do tego nie mniej imponujące i równie wiekowe zieleńce i potok Jawornika u boku, pięknie. Zarazem jedno z nielicznych miejsc w Polsce gdzie występuje, języcznik zwyczajny, paproć dla którego w dużej mierze utworzono tam Rezerwat Przyrody. No, ale nie tylko dla niego bo i dla wielu roślin, których nazwy pierwszy raz na oczy widziałem oraz lasu grądowego, w tym przypadku głównie dębów, buków i grabów.
Głównie zacieniony i dość mroczny przez długie fragmenty wydaje się być rodem wyciągnięty z jakiegoś fantasy, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Wytyczono tam Ścieżkę Edukacyjną z wieloma tablicami informacyjnymi, które sprawią, że nawet jeśli wcześniej nie mieliście zbytnio pojęcia o np. wulkanizmie to z wąwozu wyjdziecie z małym fakultetem.
Zalecam delikatne zbicie z żółtego szlaku i spacer na Skałkę Elfów, skąd po krótkim ale porządnym podejściu trafia się na punkt widokowy, wielce odlotowy.
WĄWÓZ NAD GROBLĄ
Ruszając czarnym szlakiem na południe mijamy wieś Jakuszową, w której jeśli tylko macie 4 miliony złotych na podorędziu możecie kupić XIX-wieczny pałac. Choć jego historia to niemal kopiuj wklej wielu dolnośląskich dworów, które po wojnie oddane państwu służyły na siedzibę PGR-u tak trzeba przyznać, że oszczędzony mu został los całkowitej zagłady. We wsi znajdziecie również inną pozostałość po czasach minionych, płytę pamiątkową po mieszkańcach okolicy, którzy polegli w I Wojnie Światowej.
Dotarcie do Wąwozu i Rezerwatu nad Groblą wymaga chwili marszu po asfalcie, z którego skręcamy ponownie do lasu. Zielonemu szlakowi przebiegającemu przez rezerwat towarzyszy dolina potoku Młynówka po którego obu brzegach wyrastają zieleńcowe skały, w tym nad wyraz częste lawy poduszkowe, co przypomnijmy mówi nam, że ongiś tutejsze wulkany znajdowały się pod wodą. Roślinne życie dość bogate, choć jarząb brekinia tam występujący balansuje w Polsce na granicy zagrożenia, tak więc szanujcie go! Jeśli będziecie mieć szczęście to być może też natraficie na muflony, które pod koniec XX wieku tu właśnie pierwszy raz pojawiły się na Pogórzu Kaczawskim i dziś jest tu ich ostoja. Ponoć rano nawet jak ich nie zobaczycie to usłyszycie, bo lubią sobie wtedy pobuczeć. A sam szlak jest nadzwyczaj przyjemny, łagodny i liczy sobie tyci ponad 2km, to kolejny kapitalny punkt dla całej rodzinki.
WIEŚ GROBLA
A skoro jesteśmy Nad Groblą to zajrzyjmy też do samej Grobli. Wieś to wielce urokliwa, ba w latach 90, czasach gdy województw mieliśmy jeszcze na pęczki Grobla uznana została najładniejszą wsią województwa legnickiego. I ja się trochę nie dziwię bo przytulona do kilku niewielkich pagórów robi bardzo pozytywne wrażenie. Nad wsią góruje pałacyk, który obecny kształt zawdzięcza niegdysiejszemu właścicielowi Gustavowi Zahnowi, który w 1902 roku nadał mu bardziej „mieszkalny” a nie obronny ton. Dziś mieści się tam hotel, można też zorganizować wesele. Miło widzieć dworek, który nie odszedł w zapomnienie, ba, który wręcz kwitnie 🙂


Tuż obok w popołudniowym słońcu wygrzewał się gotycki kościółek pw. Św. Anny pochodzący z XVI wieku choć wielokrotnie później przebudowywany. Spójrzcie jednak tylko na portal, ten pamięta pierwsze chwile sprzed setek lat. Wyczuwając klimat małej dolnośląskiej wsi zacząłem szukać cmentarza, ale takiego starego, zazwyczaj z nagrobkami mieszkańców czy dawnych właścicieli, często skryty, nierzadko w ogóle już nieistniejący. Tu na szczęście długo to nie trwało, choć nie powiem by płyty nagrobne rodziny von Zedlitz były na widoku. Całkiem dobrze zachowane epitafia ułożono za rzeźbą brzemiennej kobiety, hm ciekawe jaki czeka je los. W kamiennym murku wokół kościółka znajdziecie krzyż pokutny z XIV-XVI wieku, szkoda, że wiedza do jakiej zbrodni tam doszło raczej odeszła już w niepamięć.
RADOGOST
Wysoki na 398 metrów pagór to kolejny z dawnych wulkanów, który nie zestarzał się zbyt dobrze – wizyta lodowca oraz późniejsza erozja doprowadziły do tego, że z oryginalnego stożka pozostała głównie duża część jego komina. Wiosną na jego zboczach można podziwiać spektakl kwitnienia przylaszczki, no chyba że są chmury i tego nie widać. (ZChDCP na zawsze <3).
Szlak z Grobli na szczyt ma tylko 2 km, jest zupełnie nie męczący, dobrze oznakowany i mocno liściasty – tamtejszy las (jak i cały, który pokonaliśmy tego dnia) jest wręcz stworzony do tego by wędrować po nim jesienią i podziwiać tę feerię barw.


Na szczycie wzgórza w 1883 roku wybudowano wysoką na 22 metry wieżę widokową. Zbudowana u podstawy z granitowych kamieni, wyżej z cegły, wewnątrz pokryta jest „wesołą twórczością” miejscowej młodzieży. Po pokonaniu krętych schodów wychodzimy na szczyt, który oferuje piękne widoki, oj tak. I szerokie! Od Gór Izerskich, Karkonoszy, Gór Wałbrzyskich i Kamiennych, Sowich przez Ślężę po całą panoramę na północ z Jaworem, Legnicą a i przy dobrych wiatrach Wrocław! Wielka to radość tak nic nie robić przez dłuższą chwilę i tylko chłonąć widoki – na sąsiedniej Bazaltowej Górze coś nie pykło i wieża jest niższa niż okoliczne drzewa, taki zonk 😛
Nazwa wzgórza wskazywałaby, że niegdyś odbywał się tu kult Radogosta co może być i prawdą, jednak do końca II Wojny Światowej nazwa pagóra była wybitnie Januszowa. Janusowa się znaczy. Otóż do roku 1945 (od kiedy któż to wie) pagór nosił nazwę Janusberg pochodzącą od Janusa, patrona początków, bram, przejść, sojuszy, jednego z najważniejszych bóstw staroitalskich, często stawianego przed Jowiszem. Dlaczegóż od niego, któż wie? W każdym razie, dopiero po tym jak w 1945 ziemie te znalazły się w granicach Polski wzgórzu nadano nazwę Radogost pochodzącą od boga Połabskich Słowian. Czy oznacza to, że ongiś na górze też sprawowano jego kult? Kto wie, być może ślady dawnego grodziska należą właśnie do Słowian zamieszkujących okoliczne ziemie.
KŁONICE i PASZOWICE
Każdy logicznie myślący człowiek ruszyłby dalej ku Bazaltowej Górze i zakończył pętlę w Myśliborzu. Nie było to jednak w naszych planach, trochę przez coraz późniejszą porę i… narastający głód 😀 Ten drugi czynnik wpłynął na nasz powrót przez dwie urokliwe wsie Kłonice i Paszowice, mieliśmy nadzieję, że znajdziemy jakąś fajną knajpkę i coś wszamiemy. Skończyło się tym, że kolację i tak zjedliśmy dopiero w Jaworze, ale obie wsie okazały się nadzwyczaj miłe dla oka.


O Kłonice zahacza się schodząc z czerwonego szlaku. Waszą uwagę powinien przykuć tam pałac, początki swe mający w XVI wieku i gruntownie przebudowany w stuleciu XIX. Niebanalne wykończenia, całkiem klawy park i dość imponujące zabudowania folwarczne (te kominy!) robią wrażenie. Posiadłość jest w rękach prywatnych i pełne jego obejście raczej nie jest tak ad hoc od ręki możliwe, ale z tego co słyszałem jeśli traficie na właścicieli to ci nie powinni mieć z tym problemu i pomogą w obejściu.
Paszowice to książkowy przykład wsi ulicówki, długiej na 4 kilometry. Zachowało się w niej całkiem sporo budynków pamiętających jeszcze czasy kiedy to wieś w granicach Niemiec nosiła nazwę Poischwitz. Centrum wsi kręci się wokół dawnego gasthofu a obecnie świetlicy oraz dwóch kościołów, obu pw. Świętej Trójcy. Ten wyższy, przy zbiorniku to dawna świątynia ewangelicka, katolikom służąca od „powojnia”, czyli 1945 roku. Drugi niższy to gotycki kościół cmentarny, na którego ścianie znajdziecie płytę nagrobną sprzed prawie dwustu lat, jak i kilka innych wiekowych nagrobków.
Jeśli zastanawialiście się skąd robiłem te zdjęcia Pogórza w akompaniamencie zachodzącego słońca to śpieszę z wyjaśnieniami, że zaraz zza Paszowic wzdłuż drogi nr 323. Powiem wam, że wybranie tego kierunku nie było złym pomysłem 😉

Cały spacer zamknął się w 30 kilometrach, na których 1000 metrów zrobiliśmy w górę i tyle samo w dół. Nie będę wam pisał ile czasu nam zabrała ta eskapada, bo czas „stracony” na robienie zdjęć i obcowanie z naturą i historią tych miejsc zdecydowanie wpłynęłyby na nierzeczywiste czasy przejścia 😉 Jednakowoż możecie uznać, że to plan na cały dzień 🙂
Łapcie prowizoryczną mapkę (bo nie chce się umieścić odpowiednio) i link do naszej trasy:
https://en.frame.mapy.cz/s/fesenovobu
Góry i Pogórze Kaczawskie to jedne z najpiękniejszych miejsc w Polsce. W pełni zgadzam się z opiniami w tym wpisie. Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Prawda! Taaaaaaak długo się tam wybieraliśmy, ale nie ma co, warto było i z radością czekamy na dalsze eksplorowanie 🙂
PolubieniePolubienie
OMG jak tam pięknie! Czemu my mamy tam tak daleko! Jak tylko otworzą się ponownie hotele ruszamy w Góry Kaczawskie ❤
PolubieniePolubienie
Haha, dokładnie takie same myśli mamy o Bieszczadach czy Podlasiu, dlaczego tak daleko 😀 Ale jest pięknie, jest zapraszam wielce 😉
PolubieniePolubienie
Pierwszy raz słyszę o tych organach. Byłem w tej okolicy raz w liceum, ale nie poszliśmy tam.
PolubieniePolubienie
Warto je odwiedzić, bo w naszym kraju jest to dość rzadkie zjawisko a i po prostu cała okolica zjawiskowa jest 🙂
PolubieniePolubienie
Super widoki, ciekawe informacje i fajnie ze znalazly sie mapki bo to zawsze pomaga w planowaniu takiej trasy 🙂
PolubieniePolubienie
Dzięki! Tak, myślę, że przy takim chodzonym wpisie mapka zawsze powinna być zawarta by każdy mógł określić czy całość mu odpowiada czy wybrać tylko fragment. Pozdrówka.
PolubieniePolubienie
W Sudetach ogarnialiśmy na razie przede wszystkim szczyty do Korony Gór Polski. Dzięki temu będziemy mieli po co tam wrócić, żeby zobaczyć na przykład to co polecasz:)
PolubieniePolubienie
Haha, zdecydowanie po KGP sudeckie fajne jest, ale czeka tu spoooooooooooooro więcej 😉
PolubieniePolubienie