No to w góry, Forcella de la Nave w masywie Cadini di Misurina

Pochmurne nocne niebo rozszarpywane przez potężne błyskawice rozchodzące się po horyzont, grzmoty dudniące pełnią mocy, wiatr szarpiący namiotem, deszcz zacinający z każdej możliwej strony.  I ja, skulony w śpiworze marzący o tym by nastał chociażby poranek, koniec burzy byłby zbyt wielką łaską. Tak, burze pod namiotem, w środku gór, na wysokości 1700 metrów to coś zupełnie nieokiełznanego i dzikiego, uświadcza się potęgi natury w zdwojonej mocy. Na szczęście wraz z rankiem niebo zaczęło się przerzedzać i z nadzieją mogłem patrzeć na nadchodzący dzień 🙂

Po dość lajtowym dniu drugim plan na kolejny nie był może z góry ustalony, ale zakładał coś ekstra. Niestety pierwotny pomysł wyprawy na Sorapis, nad jezioro o tej samej nazwie utonął w wielkiej masie chmur snujących się nad masywem od samiutkiego ranka.

DSCF1064.JPG
Była burza, nie ma burzy.

Potężne wyziewy pary i pozostałości nocnej burzy szczelnie pokrywały potężne skalne półki i za bardzo nie było co ryzykować marszu w nie. Nie tam to gdzie indziej, Misurina daje multum możliwości i po 5 minutach obczajenia gdzie najlepiej prezentuje się niebo wybieram szlak ku Cadini di Misurina, gdzie chmury w miarę nieśmiało wyskakiwały zza drzew. Tylko.

DSCF1070
Nad Tre Cime troszku chmur, no ale tamte rejony już dobrze znamy.

Misurina prezentowała się tego ranka nadzwyczaj spokojnie, jakby liżąc rany po nocnej burzy. Turystów wokół jeziora niewielu, jakoś tak nietamtejszo. Nie będąc pewnym jak długo utrzyma się ‚niezła’ pogoda szybko maszeruję wokół akwenu, gdzie przy Grand Hotelu zaczyna się szlak, a także wyciąg krzesełkowy.

DSCF1072
Podjazdka wyciągiem to oszczędność godziny czasu.

Kto nie chce przez godzinkę wspinać się zygzakowatą ścieżką w lesie może wydać 8,50 euro i w kilka minut podjechać 300 metrów prosto do schroniska Col de Varda. Stamtąd też doskonale widać jak gęste chmury otuliły Sorapis oraz Monte Cristallo a także jak dużo łaskawsze niebo okazało się dla Dolomitów Sexteńskich.

DSCF1076
W stronę Dolomitów Sexteńskich.

Spod schroniska prowadzi kilka fajnych szlaków, w tym te trawersujące masyw Cadini od północy (z lekką ferratą o ile mi wiadomo) i południa – to tę druga opcję wybrałem… choć nie do końca byłem pewien na co trafię. No, ale hur dur raz się żyje i cała naprzód.

Zanim rozpocznie się okrążenie skalnych ścian warto ciutkę wdrapać się na pobliski szczyt(cik) Col de Varda dokąd prowadzi nietrudna, wąska skalista dróżka. Kilka minut i trafia się na skupisko większych kamieni tworzących taras widokowy na Sorapis… który jednak wciąż dość szczelnie przykryty był przez chmury.

DSCF1084
„Far over the misty mountains cold…”

Holenderska para, dobrze po 60-tce, dopytuje mnie jak to jest w Polsce ze spaniem na dziko, robili własnie małe turnee po Europie i gdzie tylko się da starali się spać na własną rękę, tacy to pożyją.

DSCF1079a.JPG
Szlak 117 trawersujący Cadini od północy.

Gdy już wróci się na główny szlak, numero 120, szutrowa kamienista dróżka powoli poprowadzi nas u podnóża skalistych szarych ścian.

Okrążamy Cadini de la Neve…
… kierując się do Rifugio Citta di Carpi

Po prawej Sorapis oraz Marmarole powoli zaczynają oswobadzać się z chmur i okazywać pełnię swego majestatu.

DSCF1105
Sorapisie, pokaż twarzyczkę!

Co i rusz wzdłuż ścieżki wyrastają cudaczne skały, mniejsze, większe i olbrzymie. Wolna przestrzeń wokół powoli zamyka się w ścianach świerkowego lasu. Krótkie podejście pośród drzew kończy się zaskakującym spotkaniem z kilkoma końmi pasącymi się na małej polance – no baśniowo naprawdę, zieleń drzew, szarość skał oraz niesamowicie ułożone chmury, tajming niezwykły.

20368981_325256534553204_8622977096546976996_o.jpg
Italiano Fairytale 🙂

I kiedy tak nad Sorapisem niebo niemal całkowicie się wypogadza tak nade mną zaczynają kłębić się gęstsze obłoki. Nie przeszkadza to jednak w niczym bo oto dochodzimy do kolejnego schroniska, Citta ‚Di Carpi. Małe, drewniane, klimatyczne rifugio pojawia się w idealnym momencie, niebo się kotłuje to nie ma co się pieklić, trza wygodnie usiąść, zjeść jajko sadzone na specku i pyrkach, popić winem i poczekać na rozwój sytuacji 😉

20368916_325966034482254_7394205312048900441_o
Rifugio oraz schowane w chmurach potężne Cadin di San Lucano.

Tak siedząc przy czerwonym półwytrwanym dumałem co robić. Chmury zgęstniały do tego stopnia, że w każdej chwili oczekiwałem deszczu. Ten jednak nie przychodził, dlatego w miarę bezpiecznie ruszyłem na niewielki zwiad w dolinkę zamkniętą między ostrymi Cadini a łagodnym lesistym Croda de Cianpoduro.

Cadin di San Lucano będzie nam towarzyszyło niemal przez cały dzień.
Spotkanie na szczycie, świstak!

Lekkie zejście nie byłoby niczym szczególnym gdyby nie to… że roiło się na nim od świstaków! Co i rusz małe zwierzaki przebiegały dróżkę, chowały się za kamieniami, wyściubiały głowy z nor, takiego tłumu to się nie spodziewałem. I kiedy tak nawiązywałem bliższe kontakty z włoską fauną niebo zaczęło się przerzedzać!

DSCF1138
W takich warunkach trzeba korzystać z każdej okazji.

To był ten moment kiedy do głowy wpłynął wniosek o wyjście w wyższe partie gór, przełęcze w Cadini di Misurina wzywały. Bez wybitnej ich znajomości zdecydowałem się na marsz w górę, jakby coś zaczęło się kojdzić miałem zamiar wracać… i tak w sumie powtarzałem sobie to do osiągnięcia olbrzymiego piarżyska już na zejściu do Misuriny, kiedy to goniła mnie burza 😀 Ale po kolei.

DSCF1137aaa.jpg
25 minut powyżej schroniska i już szlaki puste.

Tak jak do tamtej chwili mogłem mówić, że na szlaku panuje nawet niezły ruch tak z ruszeniem na przełęcz De la Neve zostawiłem za sobą większość piechurów i przez kolejne 2-3 godziny minąłem może z 5 osób :O Wśród kosodrzewiny wspinam się coraz wyżej, potężne ściany Cadin di San Lucano rzucają ostre cienie a ja czuję się coraz mniejszy. Skałek, skał i SKAŁ coraz więcej, na szczęście na jakiś czas dobrze widoczne są czerwone wstęgi farby znaczącej odpowiedni szlak. Na jednej ze skał widzę kolesia malującego nowe oznaczenia właśnie. Resztki trawy lśnią na dość stromych zboczach.

DSCF1140
Wyżej wyżej, coraz wyżej.

Wśród setek mniejszych i większych skał wpatruję się w pionową ścianę prowadzącą najpewniej do przełęczy, którą muszę przekroczyć by wrócić do Misuriny, na jej widok cieszę się bardzo 😀 Kręta ścieżynka prowadzi zboczem pośród ostatków traw.

DSCF1145.JPG
Najpierw tylko wspiąć się tutaj…
DSCF1146.JPG
…rzucić okiem za siebie…
DSCF1150.JPG
…zejść tą ścieżynką…
19243393_325965991148925_5855203381704837160_o.jpg
…i trafiamy na inną planetę 🙂

Wtem, ni stąd ni zowąd wyłania się chudy jegomość objuczony toną sprzętu. Okazuje się, że to Słowak wędrujący ze wschodu na zachód Dolomitów, który akurat przekroczył „moją” przełęcz. Krótka gatka uświadamia mnie, żem mały pikuś przy nim, namiot, spanie, w górach, via ferratowanie przy 20 kilo na plecach :O Trafiam na wypłaszczenie pełne olbrzymich głazów, szczeliny pomiędzy mogłyby pomieścić mnie w całości :O Przed sobą widzę mój cel.

DSCF1154
Z widokiem na Przełęcz de la Neve.

Zbieram siły i zaczynam najdłuższe i najcięższe podejście. Tysiące małych kamieni, setki większych, wszystkie ostre jak brzytwa, skupienie osiąga poziom hard. W jednym miejscu znakowanie się gubi i przez naście metrów idę na czuja, szczęściem okazuje się że czuj dobrym był, wracam na szlak. Podejście wbija na poziom co najmniej 50-60 stopni, niczym wąż trzeba wić się na wąskim pasie udeptanym śród kamieni.

DSCF1155
Na przełęczy spory ruch 😉

Z przełęczy schodzi dwoje starszych Francuzów, by nie zrzucić im na głowę jakiegoś kamlota robię kilkuminutową przerwę i napawam się dzikimi widokami, ach, ależ moc! Nie mając pojęcia co czeka po drugiej stronie przełęczy powoli wspinam się wyżej i wyżej.

W międzyczasie chmury doszły chyba ze sobą do zgody i postanowiły w końcu na jakieś zdecydowane ruchy, gruba ciemna ich warstwa zebrała się nad Sorapisem i do końca dnia burzowo dudniła. Dudniła, błyskała… i o kilometr się nie ruszyła, choć sam miałem wrażenie że lada moment niebo runie i mi na głowę.

DSCF1156
Burza wisiała nad głową a Misurina jeszcze hen daleko.

Po osiągnięciu przełęczy (na niemal 2500 mnpm) czuję lekkie szczęście, które jednak niknie gdy widzę pokaźną piarżyskodolinę przeciętą ścieżką 118, moją drogę do Misuriny. Nie wiedziałem wtedy, że deszcz nie spadnie do wieczora, dlatego jak tylko pomyślałem o tym jak pięknie schodziłoby się w kamienisto-błotno-wodnej rzece moje ruchy przybrały na energii.

DSCF1159.JPG
Ku górze Przeznaczenia!

Choć i tak schodzenie po takim Mordorze nie należy do łatwych, kamieni tyle, że nieostrożny ruch i już można na leżeć na tyłku i orać po ostrych kamlotach. Inna rzecz, że surowy skalisty wygląd dolinki naprawdę mógł onieśmielać bezdusznym, ale jakże pięknym klimatem. Czyste pierwotne piękno, naturalne, nieokiełznane szare kolosalne ściany nie dające ci złudzeń kto jest szefem.

DSCF1166.JPG
Po kilku kilometrach z kamieniami trafiamy znowu do krainy zieleni.

Zejście po tej rzece kamieni trwa dłużej niż można się spodziewać i dopiero po godzinie docieram do pierwszych karłowatych krzaków, hurra! No i deszcz jednak nie przychodzi i to jest dobre info.  Odległe z początku szczyty górujących nad Misuriną szczytów stają się coraz wyraźniejsze, Monte Piana niczym latarnia morska wyznacza kierunek marszu. Gdy tak już całkowicie wydostaniemy się z długich cieni Ciadin de la Neve czeka nas jeszcze krótka przebitka po niewielkich skalistych ścieżkach po których dochodzimy do lasu.

DSCF1169.JPG
Las jaki jest każdy widzi.

Tam już na szutrowej drodze słychać pobrzękujące w oddali krowie dzwonki, nie wiadomo jak, ale niektóre mućki zapuściły się dość głęboko w las i wesoło skubały trawę daleko od Misurińskich łąk. Ostatni kawałek to już lesisty dukt, mocno elastyczny od nocnych deszczy, błota co nie miara, porobiły się małe strumyki pomiędzy którymi trzeba było zdrowo meandrować. Tak po 8 godzinach marszu, prosto z lasu melduje się na campingu…

DSCF2211a.jpg
Cadini prosto z Monte Piany.

Cadini d Misurina, niezwykle nieprzystępne gdy obserwuje się je z Monte Piany czy spod Tre Cime okazały łaskawsze niż można było przypuszczać. Piękne i surowe, z bliska onieśmielające pierwotną mocą, dające wytchnienie dla ducha jednocześnie hartujące ciało. Doskonała wędrówka dla wszystkich tych, którzy chcą  i nie boją się troszkę bardziej na szlaku pomęczyć. Dla ułatwienia dodaję mapkę:

mapa cadini

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.