Góry i pagórki: Ruprechtický Špičák – taki fajniejszy Waligóra!

Miesiąc po pamiętnym wejściu na najwyższy szczyt gór Suchych przyszedł czas na podbój czeskiej strony pasma. Pomysł wypłynął na fali jednego z komentarzy spod „Waligórskiego” wpisu, w zeszły weekend zmobilizowałem się i dokonałem zuchwałego nań wejścia … no dobra, nie zuchwałego, ale cicho tam.

Góry Kamienne stały się moją najczęstszą, ale i z upływem czasu ulubioną destynacją wyprawową. Z początku największymi atutami było najkorzystniejsze połączenie kolejowe z Lesznem i w miarę szybki czas dojazdu – niespełna 3 godziny. Jednak z  każdym kolejnym wyjazdem powód częstych tam wojaży naturalnie się przeistoczył i okazało się, że TO PO PROSTU FAJNE GÓRY SĄ A I ZRÓŻNICOWANE NIEMAŁO 🙂

Pociąg jak zwykle 7.50, pogoda całkiem spoko, kilka chmur na niebie, poza tym błękit, zaciesz na twarzy wielki. Takie piękne okoliczności przyody towarzyszyły do mniej więcej Wałbrzycha Szczawienka, kiedy to na horyzoncie pojawiła się olbrzymia fala ciemnych chmur, które niby tsunami chciały opaść na Sudety. Wyglądały dość imponująco i złowieszczo.

Po dotarciu do Wałbrzycha chwilę oczekiwania na autobus przeznaczyłem na skok w okolice Barbarki skąd złapać można fajną panoramkę g. Suchych, zaraz potem szybki transfer pod „Andrzejówkę” a stamtąd już hurr durr na Czechy.

Śniegu troszkę mniej niż ostatnim razem 😉

Na Przełęczy Trzech Dolin zima w odwrocie, po śniegu prawie nie ma już śladu, ostał się jedynie na wyższych partiach Waligóry, Suchawy czy czeskiego Szpicaka. Cała reszta terenu to błocko zmarznięte oraz tony upierdliwego i topniejącego lodu.

Do najwyższego szczytu czeskiej części Suchych Gór (Javoří hory) wiedzie czarny szlak dalej przekazujący pałeczkę niebieskiemu i zielonemu. Pierwsza część trasy zaczyna się na Przełęczy pod Waligórą i lasem dość łagodnie ciągnie się poniżej Włostowej i Suchawki. Ten fragment choć dość spokojny i bez większych podejś/zejść, był dość srogo oblodzony i pośpiech nie był wskazany.

Wiata pod Szpiczakiem

Gdy na horyzoncie pojawia się wiata oraz tablica z mapą dla rowerzystów kończy się czarny szlak, na chwilę znika też i lód. Stamtąd żabi skok do Przełęczy pod Szpiczakiem gdzie na granicy z Czechami zaczynają się dwa wspomniane wcześniej szlaki.

Ahoj!

Ruprechtický Špičák okazał się takim mniejszym, ale i fajniejszym bratem naszego Waligóry. Oba szczyty łączy krótkie acz intenstywne podejście – u Czechów nie jest może aż tak hardkorowo jak na żółtym do Waligóry, ale i tak trzeba się troszkę wysilić. Lód, który zalegał na większej części podejścia można było ominąć lawirując po trawie, pomiędzy drzewami – tam dość pewnie parło się do przodu. Jedynie na ostatnich metrach nie ma się już wyjścia i trzeba brnąć w mokrym śniegu spod którego raz po raz wyłaniają się lodowe pułapki.

To co odróżnia oba szczyty to widokowość. Na Waligórze mamy tonę drzew i tylko najstarsi górale pamiętają tamtejszą drewnianą wieżę widokową, która pozwalała widzieć „coś tam gdzieś tam„. Na Szpiczaku za to mamy odsłonięty szeroki szczyt z kilkoma tylko drzewami i zgrabną panoramę niemałego kawałka Czech z Szerokim Wierchem na pierwszym planie.

A jakby tego było mało jest jeszcze metalowa wieża, z której widoków jeszcze więcej – od Ślęży, Wielkiej Sowy, Szczelińca po Śnieżkę. Krajobrazy pierwsza klasa nawet mimo ciemnych chmur i przeraźliwego, chcącego urwać głowę wiatru.

Taka ładna Ślęża się nawet pojawiła 🙂
Góry Suche a daaaaaaleko Karkonosze

Jak na dość niesprzyjającą pogodę, górę odwiedzało całkiem sporo wędrowców – od starych wyjadaczy objuczonych toną sprzętu po rodziny z pasami czy starszuków z wnukami, w głównej mierze uśmiechniętych Czechów.

Idą Czesi!

Zejście okazało się nawet bardziej czasochłonne niż wejście, trawa po której dość spoko się wspinało w drugą stronę już tak przyczepna nie była. Mimo wszystko z kijkami jakoś poszło, nie powiem – trójka którą mijałem, bez żadnego sprzętu miała DUŻO większe problemy, no ale cóż, taki los.

W drodze powrotnej ku „Andrzejówce” chmury zaczęły nieśmiało przepuszczać słońce przez co w okolicach Przełęczy pod Waligórą postanowiłem odbić w stronę Suchawy, drugiego najwyższego szczytu gór Kamiennych. Był to jedyny fragment dnia w którym cały czas szedłem w śniegu, mokrym, ale śniegu. Łagodne wejście pozwala z innej perspektywy spojrzeć na najwyższy punkt pasma a także dostrzec wcześniej zdobytego Szpiczaka.

Sama Suchawa cierpi na podobną przypadłość co Waligóra – jeśli ktoś ma nadzieję na widoki to się srogo zawiedzie, drzew jest trochę mniej, ale i tak z samego szczytu mało co widać. Nie ma jednak tego złego, zachodzące słońce majaczące przez chmury – które ponownie zagarnęły dla siebie niebo – tworzyło ładny spektakl.

W schronisku dwie zupy, żurek oraz ciemny Rohozec i można było ruszać do miasta. Niebo szarzało coraz bardziej a ja nie mogę się już doczekać jak w Trzech Dolinach nastanie zielona wiosna 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.