Lwów na jeden RAZ!

Nastał luty, przyszedł czas na ferie. Jak co roku nowe miejsce – tym razem wybór padł na egzotyczne o tej porze roku Ukrainę i Mołdawię. Sąsiada jako takiego znam, Marass odpowiadający za logistykę przedsięwzięcia jeszcze bardziej, w końcu Ukrainę ma za miedzą. Mołdawia za to była dla nas wszystkich wielkim znakiem zapytania, który bardzo, ale to bardzo chcieliśmy poznać.

PRZYSTANEK PIERWSZY

Naszą eskapadę planowliśmy zacząć od Lwowa. Wraz z Bartem musieliśmy przetelepać się przez całą Polskę kolejami, TLK zabrało nas do Przemyśla skąd podjechaliśmy do Medyki. Tam szybka odprawa paszportowa – szybka jeśli jest się obywatelem UE, Ukraińcy stali w kolejce co najmniej na 100 osób, kolejka EU Citizens składała się z naszej trójki. Po Ukraińskiej już stronie, w Szeginie wymieniliśmy dziengi” i zaczęliśmy rozglądać się za marszrutką do Lwowa.

dscf5871
Szeginie i jej perełka – Cerkiew Przemienienia Pańskiego

Do wyboru są marszrutki zwykłe (małe busiki których kierowcy od razu nagabują nas na jazdę z nimi) oraz te większe, które nazywam „żółtymi”, marszrutko-autobusy bedące pełnoprawnymi członkami taboru komunikacyjnego aglomeracji lwowskiej. Na stopa łąpiemy tę drugą opcję. Stanowiska kierowców w takich pojazdach przypominają trochę małe kapliczki, milion obrazków Jezusa i Maryi, ludowe firanki, tylko świec brakowało. Kurs do centrum to koszt 38 hrywien (trochę ponad 5 zł) i trwa około 2 godzin.

Dworzec Główny, Vokzal L’vov

Wysiadamy przed Dworcem Głównym skąd bardzo blisko mamy do pierwszego noclegu. One Eight Hostel znajdujemy po kilku minutach i po chwili jesteśmy gotowi do zdobywania miasta. W centrum wszystkie najciekawsze miejsca można ogarnąć „z buta”, no ale jeśli braknie czastu to można skorzystać z jednego z wielu tramwajów/trolejbusów/marszrutek – sieć komunikacyjna jest naprawdę mocno rozbudowana, non stop gdzieś coś jedzie… tylko rozkładów brak 😛 A cena przejazdów to jakiś kosmos, od 2 do 4 hrywien za kurs, to bezcen! No dobra, dobra, ale tak trochę parafrazując Siarę Szarzewskiego: co on tak naprawdę potrafi, ten cały Lwów? Co tam można zobaczyć?

PLAC RYNKOWY – Площа Ринок

Centralny plac miasta, „rynek po prostu” 😉 Od kilkunastu lat na liście światowego Dziedzictwa UNESCO, pełen kapitalnych choć lekko zaniedbanych kamienic, fontann z mitologicznymi postaciami oraz Nowym Ratuszem z którego wieży można obejrzeć panoramę miasta, wcześniej jednak trzeba pokonać milion schodów na sam szczyt – widok jednak rekompensuje trud.

Wieczorami knajpki wokół zapełniają się tłumami, sam polecę Drunk Cherry, na rogu z fonatnną Diany gdzie serwują przednią wiśniówkę, każdego wieczora tam trafialiśmy 8)

ZACHÓD SŁOŃCA NA GÓRZE ZAMKOWEJ/ WSCHÓD NA LWIEJ GÓRZE

Albo odwrotnie, obojętnie. Ważne by na początek lub koniec dnia wybrać się na jedno z tych wzgórz i z piwkiem/winem w ręku podziwiać słoneczny spektakl. Lutowa aura dodaje wejściom pewnego smaczku w postaci zmarzniętej ziemi bądź błota z którymi bardzo ławto wejść w bliższy kontakt 😉 Widoki z obu 400 metrowych wzgórz są przednie, przy czym na Zamkowym Kopcu Unii Lubelskiej może roić się od turystów a na niższym sąsiedzie zazwyczaj jest spokojnie i dość cicho co daje mu dodatkowy punkt w skali Wojciechowego spędzania czasu – w lutym za większe pustki odpowiedzialne są też warunki, brak tam takich udogodnień jak metalowe schody czy poręcze, którymi można się wspomóc podczas wejścia.

Zachód słońca na Wzgórzu Zamkowym

TREKKING W MUZEUM ETNOGRAFICZNYM

Believe me or not, kilkukilometrowa przechadzka po lwowskim skansenie + wcześniej wspomniane wzgórza w śnieżno-zlodzonych warunkach to niemała rzecz. Masa mniejszych i większych podejść, kilka sporych jarów, można poczuć się jak w jakichś mniejszych górkach, tak prawie – no, ale w końcu to Roztocze Wschodnie.

DSCF6196.jpg
Góry! 😉

Do tego masa zabytkowych budynków z całej Ukrainy, skansen-muzeum podzielono na sektory opowiadające o poszczególnych krainach – mamy Bojkowszczynę i Łemkowszyznę z ichnimi cerkwiami, Bukowinę, Zakarpatię, Podole…

W porze letniej każda z krain ma tak jakby „opiekunów”, którzy oprowadzają bądź też wykonują prace z epoki, my niestety nie mieliśmy tyle szczęścia i jedyny hospodar, którego spotkaliśmy to wesoły kozak-kucharz u którego wpałaszowaliśmy ichni kulisz – tona kaszy, trochę mięsa i warzyw, wszystko gęściutkie, pyszne i sycące.

CHWILA ZADUMY NA CMENTARZU ŁYCZAKOWSKIM

Największa nekropolia miasta, rozsiana na kolejnym wzgórzu to zarazem fascynujący przegląd najróżniejszych form upamiętnienia zmarłych. Niezwykła różnorodność nagrobków, od współczesnych nieczęsto kiczowatych po starsze, będące w wielu przypadkach istnymi dziełami sztuki… choć wiadomo, nie o wartości artystyczne w takich miejscach chodzi. Uderza rozdźwięk – większość wiekowych grobów to miejsca pochówku Polaków, nowsze to już w zdecydowanej liczbie Ukraińskie. Wiele z nagrobków znajduje się w stanie cokolwiek opłakanym, jednak strona Polska jak i Ukraińska starają się je odnawiać.

Na Łyczakowie spoczywa wielu znanych Polaków, m.in. Maria Konopnicka, Gabryela Zapolska, Artur Grotger. Największe jednak wrażenie robi na człowieku cmentarz Obrońców Lwowa, na którym pochowanno tych wszystkich, którzy w latach 1918-20 walczyli z Ukraińcami o zachowanie miasta pod Polskim zwierzchnictwem a także w wojnie z bolszewikami. Wielu z ponad 3000 pochowanych to tak naprawdę dzieci, leżą tam  10 jak i 75 latkowie…

Niedaleko znajduje się cmentarzyk pokazujący, że na Ukriańskiej ziemi długo nie będzie spokojnie – to na Łuczakowie pochowano wielu walczący w wojnie domowej w Donbasie.

SAKRALNY LWÓW

Przemierzając Lwów co i rusz można trafić na perły sakralnej architektury, każda kolejna świątynia wydaje się być bardziej fascynującą od poprzedniej a ich wyznaniowa różnorodność robi wrażenie.

PARK BOHDANA CHMIELNICKIEGO

Rok 1648 to był dziny rok… Wróć. Park nazwany na cześć głównego antagonisty „Ogniem i Mieczem” to rozległy kompleks rekreacyjny i zabawowy gdzie prócz tony miejsca do uprawiania sportu i stadionu rugby mamy również taki creepy post-radziecki park rozrywki z wiekowym już Diabelskim Młynem.

A zaraz obok mamy Akademię Wojsk Lądowych, a tam tanki których widok mocno rozświetlił facjatę Bartowi 😉

DSCF6069.jpg
Szczęśliwy człowiek i czołg

O tym gdzie zjeść, teraz wiele pisał nie będę. Lokali jest sporo, każdy znajdzie coś dla siebie ceny niskie, wybór wielki. Wspomnę tylko, że pewnie jestem na czarnej liście restauracji Цісар, gdzie wmóciłem czyjąś zupę grzybową, którą mylnie podano mnie… a ja cóż, byłem głodny to zjadłem i nie oponowałem:P A jak najdzie was ochota na kawę – a będąc we Lwowie na pewno – to udajcie się do Cafe Cat, na ulicy… Stefana Bandery, gdzie w przyjemnej kawiarni napijecie się kawy oraz pobawicie z masą kotów tam zamieszkujących, SANEPID by płakał, ale co tam 🙂

Lwów mnie zauroczył. Mimo taplania się w tonie błota i lodu, jego różnorodność ale i otwratość zrobiła na mnie ogromne wrażenie a to w połączeniu z historyczno-architektoniczno-krajobrazowym backgroundem tworzy dla mnie mieszankę wybuchową. Myślę, że to nie ostatnia moja/nasza wizyta tam 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.