Moi drodzy, zapraszam was na ostatni spacer po alzackich delicjach. Po tygodniu obcowania z tymi wszystkimi urokliwymi miasteczkami i wsiami przyszedł czas na pożegnanie. Los chciał że nastąpiło ono w Selestat, które przypomni nam, że tamtejsze miasta potrafią przypominać… no miasta a nie tylko gotowe plany filmowe do baśni, przeto wciąż uraczy nas wszystkim tym z czego Alzacja słynie, dodając do tego małe co nieco spod egidy UNESCO.

Selestat jest jednym z najstarszych miast w Alzacji (a na pewno pośród tych, które przyszło mi poznać) a jego historia sięga jeszcze czasów Karola Wielkiego, o którego bożonarodzeniowej wizycie z roku 775(!) wspominają dawne księgi. Ówczesna osada na znaczący rozwój czekać musiała kilka stuleci, pierw pod skrzydłami zakonu Benedyktynów a następnie cesarskiej rodziny Hohenstaufów, która obdarowała je wieloma przywilejami i statusem miasta cesarskiego. Dodajmy do tego dołączenie do Dekapolis, wzrost znaczenia w handlu rzecznym, rozrost do rangi czwartego największego miasta Alzacji czy powstanie Szkoły Humanistycznej przyciągającej studentów z całej Europy Zachodniej i już wiemy, że było to miejsce nie z pierwszej łapanki.


Złote czasy okresu renesansu nie trwały jednak długo, nadchodzące wojny wstrząsające całą Europą a także nieustanne graniczne francusko-niemieckie konflikty odcisnęły na mieście piętno. Wojna Trzydziestoletnia, Wojny Napoleońskie, Wojna francusko-pruska z 1870 roku czy w końcu obie Wojny Światowe nie szczędziły mieszkańcom cierpień a miejskiej tkance zniszczeń. Mimo to Selestat do dziś szczyci się mianem Ville d’art et d’histoire, Miasta sztuki i historii, pozostając przeto w cieniu i Strasbourga, Colmar czy nawet Miluzy. Chodźmy na szybki spacer, który odpowie nam – choć częściowo – czy słusznie?

Cieszę się, że w całym tym alzackim pięknie niemal każde miasto prócz „podstawowego pakietu fajności” pochwalić się może czymś swoim, unikatowym. Selestat jest ciekawe z powodów kilku: po pierwsze primo mimo niewątpliwej urody brakuje mu bajkowo-baśniowego charakteru okolicznych wsi, ale brak ten brak nadrabia miastowymi atrybutami, które w połączeniu z wieloma alzackimi pieczęciami tworzy interesujący miks; po drugie primo zaskakuje ściennymi malowidłami, tak średniowiecznymi religijnymi freskami, późniejszymi dekoracjami wszelakimi czy w końcu współczesnymi muralami odnoszącymi się do historii miasta; po trzecie primo przez miasto przebiega drugi z najważniejszych alzackich szlaków tematycznych, romański – i tamtejszy, pochodzący z XII-wieku kościół Św. Fides to świątynia którą z pewnością watro zobaczyć; no i po czwarte primo-ultimo to tu znajduje się Biblioteka, uznana przez UNESCO za miejsce godne łatki „Pamięć Świata”, będąca spuścizną humanistycznego dziedzictwa Selestat.


Selestat leży niemal w połowie drogi pomiędzy Colmar a Strasbourgiem i bezproblemowo dostaniecie się tam autobusem jak i ciuchcią, w tym nawet i słynnym TGV. Ja wybrałem lokalny ekspres z Colmar, pokonujący trasę 24 kilometrów w 30 minut.
Pierwsze wrażenie po wyjściu z dworca może być rozczarowujące, wita nas spory plac służący za parking, w oddali pojedyncze wille, powojenne bloki i majacząca ponad nimi sylwetka zabytkowej wieży ciśnień. Wysoka na 50 metrów wieża wraz z dworcem są jednymi z wielu niemieckich stempli z końca XIX-wieku, kiedy to po wojnie 1870 roku nowa władza rozgaszczała się wznosząc wiele administracyjnych budynków.


Do historycznego centrum dojdziecie spacerkiem w 10 minut. Proponuję kierować się Aleją Wolności (Avenue de la Liberte), w cieniu młodych platanów, całkiem ładnych willi, z możliwością trafienia na Le Mur des Humanistes.

Pięciu jegomościów namalowanych na murze jednego z budynków to osobistości dla miasta nader ważne, ba, nie tylko dla Selestat są to persony znaczące, ale i dla całej zachodnioeuropejskiej nauki. Selestat wraz z końcem średniowiecza i początkiem renesansu było miastem, w którym myśl humanistyczna kwitła a tamtejsza Szkoła Łacińska (wraz z biblioteką) przyciągały studentów jak i wykładowców z całego Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Miasto samo w sobie wydało na świat wielu wybitnych uczonych i to właśnie oni zdobią mijane mury. Czterech z nich, Beatus Rhénanus, Martin Bucer, Jacques Wimpfeling i Jean Mentel to wybitni edukatorzy i reformatorzy ze złotych lat renesansu, podczas gdy Eugène Koeberlé to XIX-wieczny chirurg, i z tego co czytam taki dość innowacyjny.

Do humanistycznego dziedzictwa miasta jeszcze wrócimy. Tymczasem zapraszam do Starego Miasta.
Choć Selestat jest jednym z najstarszych alzackich miast to spacer jego uliczkami w dużej mierze nie zdradza jego metryki. Tak jak w mniejszych miejscowościach – często nietkniętych przez XX-wieczne wojny – poczucie przeniesienia się w czasie hen aż do średniowiecza nie jest niczym dziwnym, tak tutaj wydaje się, że najstarsze fragmenty miasta nie miały aż tyle szczęścia. Dzięki czemu w Selestat te najstarsze domy z muru pruskiego i okazałe renesansowe kamienice o wiele częściej poprzetykane są barokiem, klasycyzmem jak i takimi nowszymi popierdółkami. Na szczęście wygląda to naprawdę ciekawie, dając trochę „oddechu” od klasycznie baśniowych miasteczek.




Oczywiście w węższych uliczkach, gdzie uchowało się więcej domów z muru pruskiego bajkowość wciąż da się znaleźć. Nie wiem, może nie jestem wymagający (albo po prostu zbytnio rozczulam się nad domami w kratę) lecz wystarczy kilka takich starszych, kolorowych domów i wszelkie nowsze zgrzyty miasta wydają się nieważne.




Co więcej, w sukurs przychodzą im sąsiedzi bogaci w fasady wymyślnie ozdobione malunkami. I to jakimi. Najciekawszy przykład tego jak bardzo można podkręcić atrakcyjność budynku znajdziecie tuż przy Wieży Zegarowej, ale tak naprawdę domy takie znajdziecie w całym starym mieście. Czy niektóre balansują na granicy „przeładowania” ozdobami? Być może, choć myślę, że tej granicy nie przekraczają.





Wróćmy jednak do Wieży, bo jest tu na co popatrzeć. Trochę to zabawne, że bywa ona nazywana Wieżą Nową – po zagłębieniu się w jej historię wydaje się to być dość oryginalnym tejkiem. Wieża jest bodaj najbardziej imponującą pamiątką po miejskich obwarowaniach i w swych najstarszych elementach pamięta jeszcze XIII-wiek, kiedy to wznosiła się nad nieistniejącą dziś fosą. Dużo się od tego czasu zmieniło, mury w znacznej części rozebrano, lecz wieża choć przeszła wiele metamorfoz wciąż stoi. Wielu z was zaciekawi XVII-wieczny hełm z czterema wieżyczkami, wielu z ciekawością spojrzy na kilka ciekawych fresków, tak religijnych jak i tych przedstawiających dawną przynależność do cesarstwa Habsburgów.



Spod wieży żwawym krokiem ruszajmy do centrum, tam na spotkanie czekają dwie świątynie, obie ciekawe, a jedna wybitnie wręcz interesująca. Mowa o romańskim kościele Św. Fides, jedynej romańskiej świątyni, którą podczas tego wyjazdu udało mi się zwiedzić.

Niezwykła to budowla, zbudowana w raptem 10 lat, co przy sąsiednich świątyniach z Thann czy Colmar (których powstanie ciągnęło się nawet dziesięciokrotność tego czasu) jest naprawdę niezłym wynikiem, a dodajmy do tego czas budowy, końcówkę XII-wieku i w ogóle kiwa się głową z szacunkiem.

Piękna bryła wzniesiona przy użyciu wogeskiego piaskowca niemal nienaruszona przetrwała do czasów jezuitów, którzy jak to mieli w zwyczaju postanowili trochę świątynię zbarokizować, głównie wewnątrz, ale i na zewnątrz, ot oberwało się choćby dwóm zachodnim wieżom. Na szczęście w XIX-wieku barokowe zmiany cofnięto, ba wspomniane wieże od/przebudowano w sposób zaprawdę imponujący. Kontemplacja całej trójki (nie wspominałem o wspaniałej ośmiokątnej wieży, która od stuleci trwałą i trwa po dziś dzień w oryginalnej formie), pełnej emblematycznych elementów romańskiej architektury to gratka dla wielbicieli tejże.



O portalach pełnych rzeźbionych elementów mających przeszło 800 lat wspominałem? Roślinne ozdoby, lwy, smoki, zjawiskowe biforia, cudowności. Wszystko okraszone nowszymi, XIX-wiecznymi tympanonami tworzy obraz nie tak często widziany, no tym bardziej z polskiej perspektywy.





Wchodząc do środka doceniam to, że w XIX-wieku uznano by cofnąć wprowadzone przez jezuitów barokowe zmiany. Dzięki temu surowa postać, nadana jeszcze w czasach zakonu Benedyktynów i cesarza Fryderyka Barbarossy (z jego darowizn zresztą ufundowano znaczną część budowy kościoła) jest wewnątrz silna. Ascetyczne wyposażenie i zdobienia spotykają się z barokową amboną, imponującymi organami i ciekawymi neoromańskimi witrażami, przedstawiającymi świętych (i papieża) związanych z miastem i Alzacją.




Zaraz po sąsiedzku niedługo po wzniesieniu kościoła Św. Fides zaczął powstawać drugi, dziś poświęcony Św. Jerzemu. Wyczytałem, że jego budowa warunkowana była nie tylko zwykłą potrzebą posiadania kolejnego miejsca w którym odbywać się będą nabożeństwa – fundując nową budowlę miejscowa burżuazja (tak ich nazwijmy) chciała dać prztyczka w nos Benedyktynom pokazując im, że jest w mieście siła z którą trzeba się liczyć. Nie zagłębiajmy się jednak w te przepychanki i skupmy na tym co z nich powstało, a budowana przeszło 200 lat świątynia robi wrażenie. Nawet przyobleczona w rusztowania.


Wystarczy chwila by zauważyć długi i żmudny proces budowy, zmian koncepcji, modyfikacji… z i tak imponującym efektem końcowym. Tak samo szybko fasada jak i wnętrza pokażą wam naturalny rozwój sakralnego budownictwa. Spacer prosto spod kościoła Św. Fides to fajna lekcja jak wyglądało przejście ze stylu romańskiego w gotycki.

Z powodu prac renowacyjnych tylko jeden z kilku ciekawych portali był dostępny. Mowa o gotyckim portalu południowym, silnie zniszczonym podczas Rewolucji Francuskiej i w dużej mierze odbudowanym w trochę nowszym stylu niż oryginalnie w kilka dziesięcioleci później. Jeśli będziecie mieć okazję to rzućcie oko na pozostałe portale, są one bowiem bodaj najlepszym przedstawieniem drogi od sztuki romańskiej do gotyckiej.

Samego gotyku tak na zewnątrz jak i wewnątrz spotkamy tu różne twarze bo świątynia nie dość, że powstawała dobre 200 lat to znawcy zauważą tu wpływy różnych szkół regionalnych. Nam laikom pozostaje podziwianie wszystkich ostrzejszych łuków, smuklejszych kolumn, zdecydowanie bardziej rozbudowanych sklepień i wymyślniejszych rzeźb czy w końcu zdobiących większość z nich polichromii. Niestety czasu dużo nie miałem bo trwała msza i po jej zakończeniu musiałem się dość szybko uwijać. No, ale co się nasłuchałem podczas nabożeństwa pięknych polifonii to moje.







Jeśli podczas spaceru zgłodniejecie to nie obawiajcie się, miejsc gdzie można się zatrzymać i wszamać małe co nieco nie brakuje. Tak kawiarni, jak i restauracji. Na śniadanko polecam Pâtisserie Wach Benoît, gdzie przy dobrej kawce zajadać można się pysznymi słodkościami (miejsce rozpoznacie po kapitalnej rzeźbie rycerza – hm , Św. Jerzego? -na fasadzie budynku). Z kolei na obiadek polecam jeden z lokali z miejscową kuchnią, tu zawitałem do Troc Café Sélestat, gdzie skosztować można tak tarte flambee, alzackiej golonki czy baeckeoffe. Na „podwieczorek” proponuję przysiąść w jednej z knajpek i powoli delektując się alzackim piwkiem Licorne (bardzo dobra m.in. IPA) obserwować jak miasto sobie żyje.


Tymczasem ruszajmy do ostatniego i co by nie mówić głównego punktu programu. Przed wami Biblioteka Humanistyczna wpisana przez UNESCO na listę Pamięć Świata, programu i projektu, który w założeniu ma służyć ochronie ważnych dla ludzkości dokumentów, pism, druków czy też nagrań audio wideo.

Historia Biblioteki Humanistycznej (Bibliothèque Humaniste) w Selestat ściśle związana jest ze Szkołą Łacińską, która od połowy XV-wieku przyciągała do miasta wybitnych uczonych i łaknących wiedzy studentów. Centrum humanizmu Górnego Renu, kuźnia talentów teologicznych, filozoficznych, doradców, pedagogów, drukarzy – nie dziwne, że dość szybko po rozpoczęciu działalności wykładowcy oraz duchowni z miejscowych parafii zaczęli przekazywać szkole darowizny w postaci ksiąg, wykorzystując doskonaląc niejako studentów w sztuce ich przepisywania. Wraz z rozwojem techniki druku – a był to czas przecież przełomowy – do szkoły poczęły przybywać darowizny ze starodrukami. Waga przekazywanych dzieł rosła, kolekcja również.

Największa kolekcja, pośmiertnie przekazana przez jednego z najwybitniejszych uczonych pochodzących z Selestat – Beatusa Rhenanusa – liczyła sobie przeszło 600 średniowiecznych i renesansowych pozycji i do dnia dzisiejszego zachowała się niemal w całości, co czyni ją bodaj najbardziej wartościowym zbiorem z tamtego okresu. O istotności miejscowej biblioteki niech świadczy fakt, że to tam, w jednej z ksiąg znajduje się… <werble> najstarsza, pisemna wzmianka o udekorowaniu drzewka bożonarodzeniowego! Zgadlibyście, że w Selestat choinki przyozdabiano już 500 lat temu?


Szkoła Łacińska naszych czasów nie dotrwała, Biblioteka i owszem. Po drodze przetrwała Rewolucję Francuską oraz obie Wojny Światowe wielokrotnie zmieniając swoją siedzibę, w XIX-wieku na stałe zadomowiając się w centrum miasta, w budynku dawnego spichlerza. Ten, niedawno przeszedł gruntowną modernizację i dziś służy jako interaktywne muzeum, gdzie pod egidą UNESCO można bliżej poznać humanistyczną historię miasta. Kapitalne to dość miejsce, choć raczej niszowe i spora część z was może się odbić. Ci wszyscy jednak, których takie miejsca interesują powinniście być zadowoleni, i jak to w bibliotekach bywa podczas „zabawy” interaktywnymi planszami czeka was sporo czytania i zagłębiania się w arkana tak humanistycznej myśli XVI-wieku jak i najstarszych zachowanych pism w całej Alzacji.



W sezonie (co ciekawe jest to okres maj-wrzesień + grudzień) Biblioteka otwarta jest od wtorku do niedzieli w godz. 10.00-12.30 i 13.30-18.00, poza sezonem w godzinach 13.30-17.30. Bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 6 euro, dla dzieci w wieku 7-17 lat 4 euro.
Cieniem na szkole (choć co ona może) kładzie się jeden z jej absolwentów, niesławny Heinrich Kramer, teolog, inkwizytor i autor „Młota na Czarownice”, księgi, która przyczyniła się do wielkiego zła i dołożyła nawet nie cegiełkę a cegłę do śmierci tysięcy ludzi oskarżonych o paranie się magią i kontakty z diabłem. Znajdująca się niedaleko kościoła Św. Jerzego dawna wieża wewnętrznych murów, w XVI i XVII-wieku służyła za areszt dla wszystkich podejrzanych, czekających na przesłuchania i zazwyczaj karę skazującą na śmierć na stosie. Raczej mało kto mógł liczyć tu na obrót spraw jak w Innsbrucku gdzie działania Kramera poddane zostały głośnej krytyce i szybko ukrócone.

Cóż, czy planowałem zakończenie tego spaceru takim akcentem? Nie, ale w sumie nie mam nic przeciwko. Mam nadzieję, że spacer po alzackich miastach, miasteczkach, wsiach, winnicach, polach, górkach i tajemnicach przypadł wam do gustu i już powoli kiełkuje wam w głowach pomysł na wyjazd w to ABSOLUTNIE bajkowe miejsce 🙂
Nooo, ja tylko utwierdzam się w przekonaniu, że muszę się tam wybrać. Zobaczymy, czy przy okazji wyprawy do Colmaru uda mi się zobaczyć i to miejsce. Niezwykle zainteresował mnie romański kościół, a biblioteka nie mieści się nie tylko w „podstawowym pakiecie fajności” (:-D), ale w ogóle w głowie! A ja nawet o niej nie słyszałam, co jest żenułarem dla niby wykształconego nauczyciela historii… Więc dzięki Wojtusiu nie tylko za cudowne zdjęcia, ale i przekazywanie czytelnikom bogactwa tak ciekawych informacji :-*
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Totalnie życzę wspaniałej podrózy bo to co się tam „odwala” to piękno w najczystszej postaci 😀
PolubieniePolubienie