Cześć! 3 miesiące bez nowego tekstu jest rzeczą karygodną (nawet jeśli w międzyczasie spełniałem największe podróżnicze marzenie rozbijając się w Japonii) dlatego by posypać głowę popiołem wracamy do Alzacji kontynuując podróż po tej pięknej krainie. Przygotowałem dla was opowieść o Colmar, jednym z najbardziej imponujących alzackich miast, przez kilka dni mojej bazie wypadowej do dalszych wojaży po wszystkich sąsiednich, malutkich a równie wspaniałych miasteczkach.

Colmar jest miastem miłym dla oka a jego Stare Miasto jest oburzająco wręcz ładne, stanowiąc emblematyczny i podniesiony do kwadratu* przykład alzackiego miasteczka, mogącego ze startu posłużyć za scenografię do jakiejś baśni. Ba, które nieraz służyło za tło do filmów fabularnych a największą sławę (tak sobie mówię) zyskało inspirując Hayao Miyazakiego podczas tworzenia „Ruchomego Zamku Hauru” – sziś to już klasyka, której rok temu strzeliło 20 lat, kiedy to zleciało!?. No co ja wam tu będę oczy mydlił: kto śledzi mnie na fb ten wie, że to właśnie ponowny seans tej pięknej animacji był głównym motorem napędowym przy wyborze Alzacji na cel wakacyjnej destynacji. Dziękuję panie Miyazaki za pomoc w podjęciu decyzji!
* – dobra dobra, następnego dnia wybierając się w Riquewihr, Hunawihr i Ribbeauville zmieniłem to zdanie, ale i tak Colmar: sztos!


Colmar pełne jest zabytkowego blichtru, zjawiskowych, kolorowych domów z muru pruskiego, wymyślnych kamienic z każdej możliwej epoki, imponujących gotyckich świątyń, muzeów niezgorszych. Poprzecinane rzeką (i kanałami) Lauch nazywane jest Małą Wenecją i… choć określenie to może wydawać się być lekko na wyrost to niech już będzie, niewielkiemu fragmentowi miasta dzierżącemu to miano nie można odmówić urody. Dodajmy do tego dziesiątki knajpek oraz restauracji i otrzymujemy mieszankę iście kapitalną. Kapitalną na tyle, by przyciągać tłumy czasami nieznośne, potrafiące w ciągu dnia uprzykrzyć zwiedzanie. Dlatego mając tu do dyspozycji kilka dni korzystałem z każdego ranka i wieczora by uszczknąć z colmarskiego tortu jak najsmaczniejsze kąski.

Colmar jak każde szanujące się alzackie miasto historię ma niezwykle bogatą, mocno czerpiącą z obowiązującego w Alzacji wzorca. Niknące w pomroce dziejów rzymskie początki, setki burzliwych lat na granicy wpływów francuskich i niemieckich, od XVII-wieku w samym centrum nieustannego przeciągania liny między oboma mocarstwami. Zarazy, pożary, wojny, napięcia na tle narodowościowym odcisnęły na mieszkańcach trwałe piętno, oszczędzając przeto miejską tkankę dzięki czemu do dziś podziwiać można historyczną i zbytkową zabudowę nie tylko Starego Miasta. Moi drodzy, nadstawcie uszu, wsłuchując się się w klekot wszędobylskich bocianów ruszajmy na spacer po tym zaczarowanym, pełnym historii mieście.

Colmar liczy sobie 66 tysięcy mieszkańców i jest trzecim największym miastem Alzacji, leżąc mniej więcej w jednej trzeciej drogi pomiędzy dwoma pozostałymi zawodnikami z pudła, Starsbourgiem i Miluzą. Wygodnie położone na wypłaszczeniu pomiędzy Wogezami i granicznym Renem jest jednym z najważniejszych w Alzacji węzłów transportowych, oferując multum opcji podróżującym pociągami, ale i przede wszystkim autobusami – to idealne miejsce dla niezmotoryzowanych indywiduów jak ja! Co ciekawe dostaniecie się tu bezpośrednio Flixbusem z Polski. Rzecz jasna jest to trwająca kilkanaście godzin przygoda dla wytrwałych, ale zawsze to alternatywa dla osób stroniących od lotów samolotem – a skoro o tym mowa to najlepszą opcją samolotową skierowaną na zwiedzanie Alzacji jest lotnisko w Bazylei.

COLMAR: DWORZEC KOLEJOWY NA START!
Nie podpowiem wam jakim środkiem transportu podróżowałem, ale wystarczy wam wiedzieć, że rano stając przed dworcem kolejowym musiałem mocno się rozciągnąć by każdy staw wrócił na swoje miejsce 😛 Wielu z was na widok neorenesansowego dworca z pewnością poczuje pewnego rodzaju deja vu: przecież to nasz stary znajomy z Gdańska! I nie będzie w tym spostrzeżeniu nieprawdy: bryły dworców w Colmarze oraz Gdańsku powstały wedle tego samego projektu (nasz jest starszy o kilka lat) i dopiero w szczegółach i różnych elementach elewacji znaleźć można większe różnice.


Przed dworcem znajdziecie kilkanaście przystanków autobusowych obsługujących kursy tak międzynarodowe, jak i lokalne. To stąd codziennie ruszałem na eksplorację okolicznych miejscowości.
COLMAR: XIX-WIECZNA ROZGRZEWKA PRZED STARYM MIASTEM
Choć to Starówka – zamknięta w średniowiecznym wciąż układzie ulic – stanowi największą atrakcję miasta to jednak i nowszym dzielnicom warto poświęcić trochę uwagi. Colmar to ten ciekawy przykład mieściny, która nawet i w nowszych fragmentach pełna jest uroku. Kwartały powstałe w XIX-wieku są w dużej mierze niemieckimi stemplami po zwycięskiej wojnie z roku 1870. Zwycięzcy gdzieś musieli upchnąć wszystkie nowe urzędy, wąska zabudowa Starego Miasta nie nadawała się do tego kompletnie no i tak jeden po drugim na południe od centrum zaczęły powstawać gmachy: sądu, szkół, poczty, wille.




A między nimi pochowane pojedyncze starsze budowle w swych reliktach pamiętające jeszcze średniowiecze, place, parki i nade wszystko rzeźby. Rzeźby autorstwa chyba najsłynniejszego syna Colmaru, Fryderyka-Augusta Bartholdiego. Nazwisko być może nic wam nie powie, ale jego największe (dosłownie!) dzieło, górujące nad Liberty Island w Nowym Jorku już z pewnością tak. Pochodzący z Colmaru twórca Statuy Wolności pozostawił w swoim rodzinnym mieście całkiem sporo dzieł poświęconych francuskim bohaterom, co niekoniecznie podobało się Niemcom, którzy finalnie w czasie II Wojny Światowej zniszczyli kilka z nich. Ocalałe (i odtworzone) pomniki znajdziecie rozsiane w całym mieście (a na jego obrzeżu nawet i mikroreplikę Statuy). Najbardziej zainteresowanych sztuką Bartholdiego zapraszam do poświęconego mu Muzeum położonego w samiuśkim centrum miasta.





No dobra, dobra, ładnie, ładnie, ale i tak wiemy dlaczego większość z nas przybywa do Colmar. Ruszajmy zobaczyć jak bardzo kolorowe i bajkowe jest colmarskie Stare MIasto.
COLMAR: STARE MIASTO JAK Z BAJKI
Jak bardzo kolorowe i bajkowe jest Stare Miasto w Colmarze? Bardzo, ale to TAAAAK bardzo! Serio, alzackie miasteczka słyną z kolorowych, wymyślnych i niezwykle urodziwych domów z muru pruskiego i większość z nich z marszu mogłoby posłużyć za scenografię dla bajek o Jasiu i Małgosi czy adaptacji któregoś z disnejowskich hitów o podobnym klimacie – Colmar będące jednym z większych, zamożniejszych i bardziej wpływowych miast w Alzacji tę bajkowość podbija do kwadratu!


Czy to jedno z najbardziej urodziwych alzackich miasteczek? Jeszcze jak! Czy przez to w letnie dni może być tam tłoczno? No niestety jest taka możliwość. Czy wraz z popularnością skaczą też ceny w restauracjach? No niestety tak. Czy są to niedogodności na tyle duże by rezygnować z przyjazdu? No dajcie spokój, Colmar jest tak ładny, że nic nie było w stanie odebrać przyjemności ze spaceru po jego zabytkowych uliczkach – nawet momentami straganoza rodem z Krupówek i wspomniane tłumy. Ceny jedzenia nie były mi straszne bo stołowałem się głównie w tańszych, okolicznych miejscowościach 😀 Anyway, im wcześniej spacer zaczniecie tym większy będzie wasz zachwyt. Nie wahajcie się i przyjeżdżajcie!



Stare Miasto zamknięte jest w średniowiecznym układzie ulic, nierzadko wąskich, brukowanych. Kolorowe elewacje domów z muru pruskiego, spotykają się z wymyślnymi i misternymi fasadami renesansowych i barokowych kamienic a między nimi wzrastają średniowieczne, gotyckie świątynie. Wiosną i latem uliczki są pięknie okwiecone, zimą oświetlone świątecznymi ozdobami. Na osobne oklaski zasługują kolorowe, drewniane okiennice i najprzeróżniejsze szyldy reklamowe, ciekawe, zabawne, bogate w detale, moje ulubiene. Kurczę, tak zjawiskowo to wygląda, że głowa mała. A jak na deser dodamy jeszcze fakt, że Stare Miasto w coraz większym stopniu jest strefą pieszą, wolną od samochodów? Bajka 🙂





Największe domy i kamienice z muru pruskiego znajdziecie w dawnej Dzielnicy Garbarzy. Ongiś domy i miejsce pracy tychże rzemieślników, dziś tętniące życiem sercem pełne knajpek i sklepów wszelakich. Piękna zabudowa jaką można podziwiać jest jednak zasługą zakrojonych na wielką skalę renowacji sprzed 50 lat – podniszczone i nie zawsze zadbane domy zyskały wtedy drugie życie a centrum miasta zastrzyk energii, która wypełnia ulice po dziś dzień. Warto zakraść się tu z samego rana by spokojnie mieć ulice tylko dla siebie. Wieczór za to idealnie nadaje się degustację alzackiego wina i flammkuchen… choć znalezienie wolnych miejsc w restauracjach nie zawsze jest łatwe.





Zostawmy jednak ten urokliwy zakątek i udajmy się do drugiego, to żabi skok.
COLMAR: MAŁA WENECJA (la Petite Venise)
Czy to najbardziej fotogeniczne i instafriendly miejsce w całym mieście? Nie wykluczam.


Ilekroć czytać będziecie o Colmarze tylekroć traficie na nazwę Mała Wenecja i choć sam nie należę do fanów takich porównań, to niech już będzie. Co tu mamy? Piękne domy tu mamy. No, ale architekturą bucha każdy metr Starego Miasta prawda? Co więc więcej? Otóż, rzekę Lauch i jej kanał(y), pięknie się w miejską zabudowę wpisujące, oferujące – niemal jak w owej Wenecji – rejs, tyle że nie gondolą a płaskimi łodziami, niegdyś wykorzystywanymi przez miejscowych rybaków i handlarzy.



Rzeka przeciska się między wąsko ustawionymi, kolorowymi domami, gdzieniegdzie poprzecinana jest mostkami, a miejsca gdzie niegdyś handlowano rybami i innymi towarami służą dziś mieszkańcom i turystom – można trafić na restauracje z klasycznymi flammkuchen jak i takie rekomendowane przez Przewodnik Michelin oferujące kuchnię bardziej wysublimowaną – dodatkowo, trzy gwiazdkowane restauracje Michelina znajdziecie bliżej centrum.
Niewielki to fragment miasta, ale absolutnie zjawiskowy i nie dziwię się, że działa na ludzi jak magnes. Poranek czy zachód słońca na Rue de la Poissonnerie to mus!




I tak pośród tych wszystkich kolorowych domów z muru pruskiego znajdziecie rodzynka, z rdzawej cegły, wybudowanego w 1865 roku. To Kryty Targ, który do dziś pełni swe funkcje i całkiem klawe to miejsce: jeśli szukacie dobrego pieczywa, warzyw, owoców, serów czy wędlin to wszystko macie w jednym miejscu. A jak złapie was głód już taki ad hoc, to i na tarasie w kafejkach można wsunąć to i owo.


Tak, zabytkowych domów i kamienic jest ci tu co nie miara i szczerze polecam powolne kontemplowanie każdego z nich. Jeśli jednak braknie wam czasu, lub też podziwianie architektury aż tak was nie kręci to łapcie przynajmniej kilku największych debeściaków.
COLMAR: MAISON PFISTER (la maison Pfister)
Nie jest tajemnicą, że architektura, która w dużej mierze stanowiła o urokliwym charakterze rodzinnego miasta głównej bohaterki „Ruchomego Zamku Hauru” była efektem kilku podróży Hayao Miyzakiego i jego ekipy do Alzacji. Choć pewnie i wiele innych francuskich czy niemieckich miast japońskiego mistrza inspirowało – w końcu taki Rothenburg ob der Tauber to podobny bajkowy cud architektury.

W każdym razie, pośród wszystkich pięknych budynków w Colmarze jeden wyróżnia się na tyle, że z zamkniętymi oczami wskażecie go na mapie miasta (no dobra, z tą mapą to przesada, ale jego sylwetkę zapamiętacie na pewno). Maison Pfister, imponujący renesansowy dom z charakterystyczną wieżą, jeszcze bardziej charakterystycznym wykuszem, drewnianą galeryjką i interesującymi ściennymi malowidłami przedstawiającymi scenki tak biblijne jak i historyczne. Może i nie odegrał w filmie kluczowej roli, ale jego sylwetka na tyle wyróżnia się z tłumu, że raz dwa, na stałe ląduje w podświadomości.


COLMAR: DOM GŁÓW (la maison des Têtes)
To całkiem spoko kiedy nazwa mówi nam wszystko. Bo też wystarczy chwila spojrzenia na imponującą renesansową kamienicę (z jeszcze bardziej imponującym okiennym wykuszem) by pojąć skąd pochodzi jej nazwa. Wybudowana w pierwszych latach XVII-wieku przyozdobiona została stu sześcioma rzeźbionymi głowami, tak ludzkimi jak i bardziej fantastycznymi, groteska tryska z nich aż miło (czy tam straszno).

Kamienica od samego początku służyła wpływowym mieszkańcom Colmaru, z czasem stając się siedzibą Giełdy Win, a to naprawdę nie przelewki. Do dziś zresztą to z Colmaru roztacza się pieczę nad wszystkimi apelacjami w Alzacji. W 1902 roku znany nam już August Bartholdi przyozdobił szczyt kamienicy rzeźbą bednarza… takiego najwyraźniej już po pracy, degustującego miejscowego, kto wie sylvanera, rieslinga?

COLMAR: KOIFHUS
A skoro przy winie jesteśmy to przez stulecia jednym z bardziej znanych, lubianych i cenionych win z Alzacji był miejscowy Tokaj Pinot Gris. Krzewy węgierskiego specjału miał w XVI-wieku przywieźć baron Lazarus von Schwendi, walczący w służbie cesarza Maksymiliana II na Węgrzech z Turkami. Wino się zadomowiło, przyjęło i zasmakowało. Jednak dziś, przeszło 450 lat później alzackich Tokajów już nie uświadczymy, bo po wielu bojach… nazwy tej używać mogą już tylko winiarze z regionu Tokaju na granicy Węgier i Słowacji. Ciekawe czy baron Schwendi, którego spotkacie na miejscowej fontannie zdawał sobie sprawę jak sprawy się potoczą?

Plac na którym znajdziecie fontannę otoczony jest przez kolejny szereg kapitalnych budynków. Najciekawszy z nich to przykład zjawiskowego romansu gotyku z renesansem. Wybudowany w 1480 roku Koifhus, dawny Urząd Celny, magazyn, łaźnie, rzeźnia, targ, siedziba spotkań przedstawicieli Związku 10 Miast Alzackich, dziś restauracja – prawdziwy człowiek, znaczy się budynek renesansu.


Tak spacerując dojdziecie w końcu do Placu Katedralnego. A tam…
COLMAR: DOM ADOLFÓW oraz DAWNA WARTOWNIA
Wszystkie źródła są zgodne: Dom Adolfów to jedna z najstarszych budowli w mieście. Gotycki w proweniencji dom powstał w czasie, gdy na tronie Polski zasiadał jeszcze Kazimierz Wielki i choć od tego czasu trochę zmian w jego bryle zaszło to jego korzenie wciąż są widoczne – przede wszystkim pięknie, choć samotnie prezentuje się gotyckie ostrołukowe okno z pełną gamą maswerkowych wieloliści. Wyższe piętra z muru pruskiego całkiem klawo z resztą współgrają.

Zaraz obok swą renesansową loggią intryguje kolejny rodzynek wyrosły z gotyku. Dawna wartownia, przez kolejne stulecia pełniąca multum innych ról. Loggia a’la wykusz to kolejny dopieszczony w każdym elemencie przykład tzw. renesansu Górnego Renu. Piękna to loggia lecz z pewnością znalazły się w historii miasta osoby, które zdecydowanie nie miały z nią dobrych wspomnień – wszak to z niej przez wiele lat odczytywano skazujące wyroki sądowe. Cóż, widać wyroki uniewinniające nie załapały się na ten zaszczyt.


Tym jednak co mnie w sąsiedztwie obu budynków najbardziej zachwyca jest zielony plac powstały w miejscu funkcjonującego jeszcze kilka lat temu parkingu! Ludzie korzystają, odpoczywają, muzycy przygrywają, ładnie to wygląda.

No dobrze, ale skoro jesteśmy na Placu Katedralnym to i katedra by się przydała, prawda? No więc… nie jest to takie oczywiste.
COLMAR: KOŚCIÓŁ ŚW. MARCINA
Wielbiciele architektury sakralnej w Alzacji powinni czuć się jak dzieci w sklepie z cukierkami, każde miasto kryje w swych progach gotyckie a nawet romańskie delicje. Colmar rzecz jasna nie odbiega tu od normy a co więcej, można powiedzieć, że nawet i ponad przeciętną się wzbija – jeśli gotyckie kościoły to wasz konik to będziecie zachwyceni.

Nad Placem Katedralnym góruje potężna sylwetka gotyckiego kościoła kolegiackiego Św. Marcina, wzniesionego w XIII-wieku na reliktach starszej romańskiej świątyni, która… z kolei powstała na gruzach jeszcze starszej pochodzącej z czasów Karolingów. Kościół często nazywany jest katedrą, i epizod katedralny miał tu faktycznie miejsce, lecz był krótki i co być może najważniejsze wiązał się z czasem Rewolucji Francuskiej i tzw. Kościoła Konstytucyjnego, który po kilkunastu latach funkcjonowania, ogłoszenia schizmatycznym został rozwiązany przy podpisaniu Konkordatu. Czy często używana do dziś nazwa nawiązuje do tych czasów? Nie wiem, być może… a może po prostu wielki gabarytami kościół łatwo nam nazywać katedrą i jakoś tak się przyjęło?


Pewne jest to co widzą nasze oczy, a tym ukazuje się potężna sylwetka świątyni, w Alzacji ustępująca tylko katedrze w Strasbourgu. To jeden z tych projektów, których ukończenie zajęło zdecydowanie więcej lat niż było przewidziane – początek prac przypada na rok 1234, oficjalny koniec na 1356 a… dodatkowe prace przy choćby sklepieniu krzyżowym trwały do roku 1491. Nie wspominając o pożarze z roku 1572 i renesansowej przebudowie szczytu wieży. Uwagę na siebie zwracają portale świątyni, niewielkie (po tym co zobaczyłem w Thann prawie każde mogą się takie wydawać), ale dopracowane w każdym szczególe, z misternymi tympanonami.




Częściowo zdewastowane podczas Rewolucji Francuskiej wnętrze zdaje się do dziś pozostawać skromniejszym niźli przed wielkim ludowym zrywem. To co jednak ocalało (lub zostało sprowadzone z innych parafii) robi wrażenie – XVI-wieczne tryptyki, imponujące stalle przedstawiające głównie postaci ze Starego Testamentu, witraże, kamienna chrzcielnica czy w końcu XVIII-wieczne organy autorstwa nikogo innego jak rodziny Silbermannów, alzackich mistrzów w tej materii. Wszystko to skryte pod okazałymi i sklepieniami każdego niemal typu: od krzyżowego przez gwiaździste po sieciowe. Skromnie nie znaczy nudno.




Kościół można odwiedzać przez cały tydzień w godzinach od 8.00 do 18.45 (19.00 w niedzielę) zwracając przeto uwagę na godziny nabożeństw, podczas których no torchę słabo bawić się w zwiedzanie.
Wiosną i latem spacerując wokół kościoła nadstawcie ucha i podnieście wzrok ku niebu – od wielu lat największa w mieście świątynia jest tymczasowym domem dla migrujących do Alzacji bocianów i tańczące wokół swego gniazda ptaki są tu bardzo częstym widokiem. To super, że dzięki trwającemu kolejne dziesięciolecie programowi reintrodukcji alzackie bociany spotkać można nie tylko w postaci magnesu na lodówkę.




COLMAR: KOŚCIÓŁ DOMINIKANÓW
Jeśli miałbym wam polecić jeszcze jakiś kościół do odwiedzenia to będzie to gotycki kościół Dominikanów. Powód jest jeden: Madonna wśród róż, obraz Martina Schongauera, jedno z ważniejszych dzieł tego urodzonego w Colmar (najpewniej) artysty. Wydaje mi się, że sam namalowany na drewnie obraz nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia gdyby nie osadzenie go w neogotyckiej ramie i ołtarzu, takim bogato zdobionym pseudo tryptyku – pięknie się wszystko tu komponuje. Wnętrza świątyni, w odróżnieniu do kolegiaty doczekały się częściowej barokizacji, najmocniej zauważalnej w chórze za obrazem Madonny – zwróćcie uwagę na drewniane barokowe stalle i ołtarz.




Kościół można zwiedzać od wtorku do niedzieli w dość różnych godzinach (WT, CZW, ND 10.00-13.00 oraz 15.00-18.00, ŚR 15.00-18.00, PT, SB 10.00-18.00). Opłata za wejście dla dorosłych wynosi 2 euro więc polecam przede wszystkim entuzjastom Schongauera.
Wszystkim za to polecam zajrzenie za dosłowny róg, do dawnych klasztornych zabudowań gdzie znajdziecie miejsce cudowne, jakkolwiek hermetyczne się wydające.
COLMAR: BIBLIOTEKA DOMINIKAŃSKA
Mam świadomość, że odwiedzanie bibliotek nie należy do najpopularniejszych form zwiedzania, ale wielokrotnie przekonałem się, że miejsca takie okazują się być jednymi z najciekawszych do odkrywania. Colmarska biblioteka znajdujaca się w klasztornych budynkach sąsiadujących z kościołem Dominikanów należy do tych rodzynków, które choć częściowo dają nam poczuć się jak Indiana Jones czy bohater (no nie spamiętam imienia) Skarbu Narodów. Czego tu nie mamy? Drugi największy we Francji zbiór inkunabułów (przeszło 2000!), idące w tysiące sztuk XVI-wieczne ryciny, rękopisy sięgające nawet i czasów Karolińskich, jeden z trzech ocalałych tomów pierwszej Biblii wydrukowanej w języku innym niż łaciński, iluminowane księgi z alzackich klasztorów. Mnóstwo historii i alzackiego dziedzictwa – tak tego francusko i niemieckojęzycznego. Uwielbiam szwendać się po takich miejscach.



I tu trzeba przyznać, że powstanie biblioteki, jej forma i bogate zbiory nie byłyby chyba możliwe gdyby nie… Rewolucja Francuska. Niezliczona ilość ksiąg oraz pism pochodzących z kościelnych czy szlacheckich zbiorów niedostępnych na co dzień „ludowi” została wówczas skonfiskowana i przekazana do utworzonych bibliotek publicznych. Ta założona w budynku klasztornym w Colmar została szczególnie hojnie obdarowana, co w kolejnych już spokojniejszych dziesięcioleciach zauważyli prywatni kolekcjonerzy przekazujący co i rusz kolejne cuda. Cóż, szkoda, że sztuka sakralna okresu Rewolucji na zawsze miała tyle szczęścia.




Biblioteka prócz funkcji muzealnych pełni dziś funkcję całkowicie oczywistą będąc po prostu jedną z kilku miejskich… no bibliotek. Biblioteka jak i muzeum czynne są od poniedziałku do soboty, od godz. 13.00 do 18.00 (za wyjątkiem śród i sobót kiedy otwarte jest od 10.00). Wstęp darmowy 🙂
COLMAR: MUZEUM UNTERLINDEN
I tak też docieramy do ostatniego punktu naszego spaceru, wisienki na colmarskim torcie. Raz jeszcze spotykamy się z Dominikanami… choć nie, w tym przypadku z siostrami Św. Dominika, Dominikankami. Również i one w XIII-wieku założyły w mieście klasztor, również i tu klasztor po Rewolucji Francuskiej zmienił swoje przeznaczenie… W tym jednak przypadku potrzeba było dużo więcej zachodu by cokolwiek w miejscu klasztoru powstało.


Nie wdając się w szczegóły opuszczony po Rewolucji budynek uratowano, w połowie XIX-wieku otwarto w nim muzeum, krok po kroczku podnoszono jego rangę, powiększano kolekcje, aż w końcu dość niedawno by pomieścić wszystkie artefakty potrzebne było połączenie z sąsiednim budynkiem dawnej łaźni. I tak z ich połączonych mocy powstał Kapitan Pla… powstało muzeum na miarę naszych czasów i oczekiwań, najczęściej odwiedzane w całej Alzacji.

Perłą kolekcji, od przeszło 150 lat jest Ołtarz z Isenheim, dzieło Matthiasa Grunewalda, o którym mógłbym próbować się rozpisać, ale cokolwiek bym nie wyczarował to blakło by przy wnikliwym spojrzeniu nieocenionej ekipy Niezłej Sztuki.



Muzeum Unterlidnen jest placówką zajmująca się sztuką, tak tą najdawniejszą roztaczając pieczę nad niezwykłymi pozostałościami po czasach Imperium Romanum (przecudowna mozaika z Bergheim!), jak i zdecydowanie dziełami nowszymi oferując tak naprawdę niezwykle ciekawy spacer po wszystkich okresach w historii alzackiej (i nie tylko) sztuki. Znane nazwiska (Durer, Hoblein, Picasso) ramię w ramię z artystami o których słyszy się pierwszy raz, ryciny, ołtarze ocalałe z nieistniejących już kościołów, drewniane rzeźby, ceramika, instrumenty muzyczne, piece, współczesne malarstwo. Mnóstwo różności, których odkrywanie daje dużo frajdy.





Muzeum otwarte jest od środy do poniedziałku od 9.00 do 18.00 (inaczej mówiąc we wtorki jest nieczynne) a bilet wstępu kosztuje 16 euro.
I cóż, tu chyba zakończymy nasz spacer. Przyznacie, że Colmar jest wyjątkowo urokliwym miastem, prawda? Da się je przejść w kilka godzin, jednak zdecydowanie polecam wam zostać tam choćby na jedną noc tak by posmakować go o różnych porach dnia, zobaczyć jak bardzo na przestrzeni kilku godzin potrafi się zmienić. Zrobicie oczywiście jak chcecie, ale zostańcie na dłużej, serio serio, warto 😉
O Jezusicku, ale odpał!
Już przy oglądaniu tych cudowności złapał mnie lekki syndrom „oczadzenia pięknem” (podobno to zdiagnozowane, i ja jestem klinicznym przypadkiem, np. w Schatzkammer w Wiedniu błogosławiłam pracownika, który postawił kosz na śmieci w rogu sali, bo musiałabym womitować do torebki :-DD). Nie wyobrażasz sobie Wojtusiu, jak mnie oczarował fakt, że – oprócz niezwykłej architektury – w Colmar mogłabym zobaczyć na własne oczy 2 z dzieł sztuki mojego życia, czyli Madonnę wśród róż i Ołtarz z Isenheim. Jeszcze w liceum (lata 80., tak, tak :-)) dorwałam książkę „Malarstwo zachodnioeuropejskie” Samotyhowej, która pewnie była w Colmar i Isenheim (studiowała w Genewie), bo i Schongauer, i Grünewald zajmują bardzo poczesne miejsce w jej fascynacjach. No i wdrukowała je i mnie.
Nie pozostaje mi więc nic innego, jak pojechać tam. Zastanawiam się tylko (a może Ty podpowiesz) kiedy będzie tam najmniej ludzi. Może w listopadzie albo marcu?
Buziaki serdeczne Wojtuniu od ciotki Marzyni :-*
P.S. Że też cię pan Bóg natchnął, że jeszcze tu wrzucasz wpisy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ooo, no świat jest mały w takim razie! Się nie dziwię zauoroczeniu tą sztuką bo wyjątkowa jest a dotrzeć tam tak trudno w końcu nie jest. „wystarczy” samolot do Bazylei, poytem ciuchcia i gotowe 😉
A z wpisami to była przerwa, ale się skończyła, jeszcze chwilę w Alzacji będziem a potem Japonia!
Pozdrówka!
PolubieniePolubienie
To czas zacząć składać kaskę. Pewnie wyceluję w listopad, chyba, że uciułam dopiero na marzec :-DD
PolubieniePolubienie