Siema! Pora ruszyć w stronę ostatniego punktu w naszej króciutkiej jednodniowej walijskiej ekskursji. Tym razem zobaczymy cóż takiego niezwykłego jest w niewielkim odcinku Kanału Llangollen, że na przeszło 4000 kilometrów kanałów w Wielkiej Brytanii to właśnie te niespełna 18 kilometrów na walijsko-angielskim pograniczu zostało wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Będzie zielono, słonecznie, pochmurnie, tłoczno, pusto, z owieczkami i bez, z akweduktami na pierwszym planie i z nie zawsze udaną logistyką 😃

Początkowo, przy planowaniu majowego wypadu do Liverpoolu nawet nie myślałem o tym, że przyjdzie nam ruszyć na walijsko-angielskie pogranicze by przejść się bo niezwykłych akweduktach, które na przełomie XVIII i XIX-wieku przyprawiały o szybsze bicie serca inżynieryjnych fascynatów i wszystkich wielbicieli prężnie rozwijającej się wówczas sieci kanałów łączących najważniejsze rzeki i miasta na Wyspach. A jednak, okazuje się, że jakby człowiek nie chciał to i tak na kanał ten czy tamten trafi, w końcu do dziś ich długość szacuje się na przeszło 4000 kilometrów. No a skoro już z kanałami przyjdzie nam się spotkać, to czemu by nie zacząć z wysokiego C, od kawałka krótkiego acz nad wyraz okazałego. I jedynego w swoim rodzaju?

Brytyjskie kanały historię mają długą i chyba nie będzie przesadą jeśli napiszę, że ich ojcami chrzestnymi byli Rzymianie, którzy w pierwszych wiekach n.e. zaczęli kombinować z budową wodnych linii zaopatrzeniowych dla swoich obozów. W późniejszych stuleciach transport oparty na wodach śródlądowych robił małe kroczki rozwijając się powolutku, przyśpieszając wraz z przemysłowym boomem przełomu XVIII i XIX-wieku.

Wzrosło wtedy zapotrzebowanie na szybki transport wszelkich wydobywanych i wytwarzanych wówczas dóbr a jakość dróg, tak wiejskich jak i głównych pozostawiała wiele do życzenia (by docenić siłę tego eufemizmu porównajmy jakość dróg do gry naszych piłkarzy w ostatnich Mistrzostwach Europy w piłce nożnej). Na ten moment czekały kanały, które wykorzystały chwilę by szybko stać się najlepszą, najbardziej efektywną i najbezpieczniejszą formą transportu. Kanały, akwedukty przecinające rzeczne doliny, śluzy zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu, a długie barki transportowe na stałe wpisały się w brytyjski krajobraz. I choć kanałowe eldorado nie trwało długo, bo szybko do gry weszły koleje – które totalnie zrewolucjonizowały temat – to ogromna sieć wodnych dróg pozostawała w użyciu przez wiele kolejnych dziesięcioleci a dziś z powodzeniem służy za atrakcję turystyczną pozwalającą na poznanie Wielkiej Brytanii od bardzo ciekawej strony.
Przyjrzyjmy się zatem cóż takiego niezwykłego jest w 18 kilometrowym fragmencie Kanału Llangollen, że zainteresowało się nim UNESCO?
AKWEDUKT PONTCYSYLLTE
Pierwszy powód ma 317 metrów długości, 38 wysokości, 3,5 szerokości i wsparty na 19 filarach dumnie przecina dolinę rzeki Dee. Akwedukt Pontcysyllte, najdłuższy w Wielkiej Brytanii, wedle niektórych źródeł najwyższy żeglowny akwedukt na świecie, wybitne dzieło inżynierii przełomu XVIII i XIX wieku. Uff.
Był koniec XVIII wieku kiedy to mądre głowy w Anglii głowiły się jak na granicy z Walią poprowadzić kanał łączący rzeki Mersey z Severn pokonujący po drodze całkiem imponujące różnice terenu. Po długiej burzy mózgów planowany pierwotnie system śluz ustąpił koncepcji Thomasa Telforda, jegomościa którego nazwisko w nadchodzących dziesięcioleciach stać się miało synonimem inżynieryjnego wizjonerstwa.
Długi na przeszło 300 metrów akwedukt był jednym z pierwszych w Wielkiej Brytanii godzących klasykę w postaci kamiennych, monumentalnych filarów z nowoczesnością w postaci łączących je żeliwnych przęseł. Zresztą z żeliwem Teflord był za pan brat dlatego też posłużyło mu ono do poprowadzenia głębokiego na 1,5 metra wodnego korytarza. Idealna to szerokość by pomieścić długaśne barki, które ciągnięte przez konie bez problemu mogły transportować wszelakie dobra.
Pierwotnie planowany kanał zwał się Ellesmere, jednak finalnie jego budowa nie została zakończona – na szczęście dla nas centralny fragment z akweduktem został zachowany i dziś zwie się kanałem Llangollen.


Projekt Telforda był pionierski, na lata wytyczył drogę dla innych inżynierów w 2009 został doceniony przez UNESCO a niemal 220 lat po powstaniu wciąż intryguje przyciągając w swoje okolice rzesze turystów. Dosłownie XD Nie wiem co nami kierowało kiedy uznaliśmy, że słoneczne popołudnie w dzień wolny od pracy jest dobrym pomysłem na odwiedziny w takim miejscu. Dzikie tłumy jakie spotkaliśmy były tym czego można się było spodziewać… i choć było spoko, to jednak takie atrakcje fajnie odkrywa się w bardziej kameralnej atmosferze.
Niezależnie czy wolicie tłumy czy spokój to spacer po 200-letnim kolosie jest rzeczą absolutnie widokową. Dolina rzeki Dee zamknięta kilkusetmetrowymi, zielonymi pagórkami prezentuje się kapitalnie a możliwość zobaczenia jej z wynajętej łodzi czy canoe musi być uczuciem jedynym w swoim rodzaju. Patrząc na cenniki trzeba jednak przyznać, że kilkugodzinna przygoda w canoe do tanich nie należy – ot choćby tutaj. No, ale przepłynąć się akweduktem docenionym przez UNESCO to nie byle co 😉



Do akweduktu najłatwiej dotrzeć z Trevor, wsi do której dojedziecie tym samym autobusem co do Llangollen (które z kolei oddalone jest o 6 kilometrów). W Trevor znajdziecie też trzy parkingi, ten zwany Maes Porcio kosztuje 3 funty, za cały dzień. Z kolei z przystanku autobusu czeka was niespełna kilometrowy spacer niezwykle urokliwą ulicą. Co jeszcze? M.in. marina narrowboatów, którymi można ruszyć w rejs po kanale. Jest też sklepik z pamiątkami, knajpka i punkt informacyjny.


Przejście/przepłynięcie się akweduktem to jedna sprawa, spacer w jego okolicy to rzecz druga. Wokół poprowadzono szlak prowadzący do punktów widokowych i przyznam, że trochę żałuje, że na popołudnie chcieliśmy jeszcze wrócić do Wrexham – przez to zaliczyłem tylko jedną, najbardziej zarośniętą vyhlidkę… z której widok i tak był super! Wam polecam spacer w stronę rzeki Dee, tak do starego kamiennego mostu na wschodzie jak i na brzeg na zachodzie.


I choć to Pontcysyllte jest NAJ w wielu kwestiach to położony 5 kilometrów dalej, tyci starszy, mniejszy i krótszy akwedukt w Chirk skradł dla mnie całe show. Czy fakt, że odwiedziłem go na drugi dzień, przy dość wyspiarskiej pochmurnej pogodzie, niemalże w samotności, w towarzystwie tylko łowiecek mógł na tym zaważyć? Nie wykluczam, ale to tylko część prawdy.
AKWEDUKT CHIRK
Nie tak innowacyjny co poprzedni? Krótszy, niższy? Tak, to wszystko prawda. A jednak co najmniej dwa fakty (przynajmniej według mnie) przemawiają na jego korzyść. Po pierwsze primo starsze dzieło Telforda (tak, inżynier i tutaj maczał palce, zbierał doświadczenie a pomagała mu ekipa w dużej mierze ta sama, która kilka lat później wykazała się przy bardziej znanym akwedukcie) poszczycić się może kapitalnym sąsiedztwem wiaduktu kolejowego, wybudowanego w połowie XIX-wieku i od tegoż czasu służącego za kapitalne uzupełnienie krajobrazu. No powiedzcie, że obie konstrukcje, jedna przy drugiej nie robią na was wrażenia.



Do tego fakt, że akwedukt dosłownie przecina walijsko-angielską granicę tylko dodaje mu atrakcyjności – takiego „przejścia granicznego” to ze świecą szukać. Granicę można przekroczyć tak na budowli, albo poniżej na rozległych polach doliny rzeki Ceiriog, gdzie bardzo często spotkać jeden z walijskich symboli, owce. Owieczki skubią sobie trawkę i spokojnie pozują do zdjęć, tak trzeba żyć.


Akwedukt w Chirk długi jest na 220 metrów a jego 10 filarów wznosi się na metrów 21, z kolei… kolejowy sąsiad wyższy jest o metrów 9 metrów rozciągając się na przeszło ćwierć kilometra. Spacer pochmurnym porankiem pustą ścieżką był tym czego potrzebowałem po doświadczeniach dnia poprzedniego. Rzecz niby oczywista, ale żeby w pełni doceniać takie miejsca warto nieraz wcześniej wstać 😉





Aha, najważniejsze: na oba akwedukty wejść można przez całą dobę i nie pobierana jest za to żadna opłata 🙂
Oba akwedukty dzieli odległość 5 kilometrów tak więc jeśli macie czas to z pewnością warto przespacerować się wzdłuż kanału odkrywając jego niewątpliwy urok. A jeśli z czasem wam nie po drodze to do Chirk podjechać można autem albo pociągiem.


Chirk samo w sobie też warte jest poznania i choć króciutkiego spaceru. Niewielka miejscowość jest urokliwa i kompaktowa na tyle, że jej obejście nie zajmie wam dużo czasu. No chyba, że wybierzecie się do nieodległego zamku, na zwiedzanie którego przeznaczyć trzeba dłuższą chwilę. Mnie niestety jej brakowało więc średniowiecznej (acz wielokrotnie później przebudowywanej) posiadłości nie zobaczyłem.
Chirk ma jednak jeszcze jeden zabytek Omega level thr… znaczy się I Klasy i w jego stronę skierowałem kroki. Niepozorny kościółek Św. Marii liczący sobie w najstarszych kamieniach niemal tysiąc, kolejny kapitalny przykład „małomiasteczkowego” angielskiego gotyku kłaniającego się normańskim poprzednikom.



Powstały na przełomie XII i XIII wieku pierwotnie dużo skromniejszy bo jednonawowy i bez wieży doczekał się kilku modyfikacji, które nadały mu obecny kształt. Krępa bryła, niskie nawy z wielkimi gotyckimi oknami pełnymi ciekawych witraży, XV-wieczne drewniane sklepienie i niezwykle bogata kolekcja późniejszych płyt nagrobnych i epitafiów kolejnych właścicieli tam zamku jak i całej okolicy – choć wnętrza nie są przepastnie duże to jest na czym oko zawiesić a i wszystkie najciekawsze elementy zostały ciekawie opisane tak, że po wyjściu można pochwalić się licencjatem z wiedzy na temat historii kościoła jak i całego Chirk 😉




Z tablic i epitafiów dowiecie się m.in. o familii Myddeltonów, która od końca XVI wieku zarządzała zamkiem jak i okolicznymi włościami. Podczas spaceru po miejscowości warto pamiętać o dwójce, która pozostawiła po sobie największą spuściznę. Sir Thomas Myddelton II był jednym z pierwszych baronetów w królestwie a swój szlachecki acz nie arystokratyczny tytuł otrzymał w czasie niepokojów Wojny Domowej. Tytuł baroneta pozwalał mu na włączenie w rodowy herb czerwonej ręki Ulsteru dzięki czemu dziś po latach wiele miejscowych budynków zawiera w nazwie człon Hand. Byłbym skłonny uwierzyć, że znajdujący się w Chirk jeden z najstarszych hoteli w Walii, Hand Hotel jest jednym z nich, tyle tylko, że ręka na szyldzie nie jest czerwona. I pozostaje niepewność 😉

Sąsiadujące z hotelem niepozorne szeregowce ufundowane zostały na początku XIX wieku przez lady Charlottę. To dzięki jej staraniom w miasteczku powstały szkoły dla ubogich, tak dla dziewcząt jak i chłopców i choć nie pełnią one dziś edukacyjnych funkcji to zapisały się w historii jako miejsca nad wyraz potrzebne. Wraz z kilkoma domami w kratę po drugiej stronie ulicy i pomnikiem poświęconym poległym w I Wojnie Światowej stanowią bardzo fotogeniczny punkt na mapie miasta.



Pokręciłbym się jeszcze dłużej, ale trzeba było wracać do Liverpoolu gdzie plan na dzień był dość napięty. Ale o tym następnym razem. Teraz jeszcze ostatni rzut okiem na niesamowicie urokliwy, zielony i skromny przystanek kolejowy w Chirk.


Podsumujmy zatem:
18 kilometrowy odcinek kanału Llangollen wpisany został na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO a największa w tym zasługa akweduktu Pontcysyllte nad rzeką Dee, wybitnego dzieła inżynierii przełomu XVIII i XIX-wieku, najdłuższego akweduktu w Wielkiej Brytanii i najwyższego wciąż żeglownego w Europie. Nie mniej ważny jest akwedukt z Chirk i wiele innych pomniejszych elementów wzdłuż kanału.
Teren wzdłuż kanału w tym wejście na oba akwedukty dostępny jest całą dobę i nie trzeba martwić się zakupem biletów – no chyba, że chcecie przepłynąć się narrowboatem czy canoe, wtedy wiadomka, trzeba za usługę zapłacić.
Kanał wraz z akweduktami znajduje się na pograniczu walijsko-angielskim, około godziny jazdy samochodem z Liverpoolu. W niecałe 2 godziny dostaniecie się tam też bezpośrednio pociągiem do Chirk; pociągiem i autobusem do Trevor.
To świetny pomysł na kilkugodzinny, pełen kapitalnych widoków wypad.




Bardzo ciekawa opowieść, i nie tylko ze względu na cudowne zdjęcia, ale przede wszystkim na Twoją opowieść 🙂 Fajnie się z wami wirtualnie podróżuje!
PolubieniePolubienie