Najwyżej położona osada Europy. Miejsce gdzie czas się zatrzymał a swaneckich wież obronnych jest więcej niż domostw. Wciąż wolne od nachalnej turystyki. Z wspaniałym tłem w postaci monumentalnej Ściany Bezingi… Tym wszystkim nęci się przyjezdnych pragnących odwiedzić Ushguli. Jak wiele w tym prawdy? Przekonajmy się 🙂

Powyższy kadr zna chyba każda osoba planująca wyjazd do Gruzji. A ci którzy górzysty kraj odwiedzili niemal na pewno tam zawitali. Co takiego sprawia, że do niedostępnej i niepozornej osady z każdym rokiem ciągną coraz większe tłumy?
DOTARCIE NA MIEJSCE?
Telepiemy się drugą godzinę. Asfalt dawno zostawiliśmy za sobą. Od 5 minut stoimy w korku busików ciągnących do osady. Przed nami trwają roboty, spycharka i koparka walczą z kamieniami zagradzającymi drogę. Drogę, która sama w sobie jest niezwykła – jej przebycie podnosi adrenalinę, a osobom wrażliwym na bujanie podnieść może coś innego 😉
Do Ushguli nie kursuje standardowa komunikacja marszrutkowa. Osada przez 6 śnieżnych miesięcy odcięta jest od reszty kraju – zazwyczaj, bo jest w internetach kilka historii o tym, jak np. w styczniu bez problemu do osady da się dotrzeć. W sezonie do Ushguli kursuje mnóstwo busików i taksówek. Pierwszą ofertę jazdy dostaliśmy już w marszrutce z Zugdidi – kierowca miał zostać na noc w Mestii i drugiego dnia zaproponował wypad do Ushguli. 40GEL, wyjazd o 10.00, powrót o 16.00. Uznaliśmy, że to mało czasu i podziękowaliśmy. W mieście propozycje były niemal takie same, start i powrót dokładnie taki sam, no przyznam że 3-4 godziny na miejscu wydawały nam się niewystarczające. Tia…

I wtedy z „ratunkiem” przyszła nasza Gospodyni i jej brat. Propozycja wyjazdu o 8.00 i powrotu o 17.00 była jak wygranie w totka. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, ale niestety tak kolorowo nie było. Po pierwsze wyjazd opóźnił się o ponad godzinę a to ze względu na innych podróżnych, którym nie chciało się tak wcześnie jechać! Po drugie kiedy już dotarliśmy na miejsce to nasi współpasażerowie po godzinie chcieli się zmywać… Co!? Po naszym trupie! Była umowa, to umowa! Utargowaliśmy pobyt do 16.00 ale i tak wkurzenie zostało.

Sama jazda to wszystko to co najbardziej zwariowane w gruzińskiej szkole jazdy wzięte do kwadratu. Mniej więcej 40% trasy nadaje się do użytkowania, jest asfalt, płyty betonowe… a potem się zaczyna. Nasze Mitsubishi Delica (swoją drogą najpopularniejsze auto w gruzińskich górach) przez niemal 90 minut pokonywało 30 kilometrowy odcinek pełen dziur, prac drogowych (TAK, TA DROGA WCIĄŻ JEST W BUDOWIE), zwężeń na których mijały się trzy auta a rozsądek podpowiadał, że jedno się zmieści… Kto jechał ten wie 😉

50 kilometrową odległość pokonuje się w mniej więcej 3 godziny, powrót nieznacznie szybciej. Nasz kurs kosztował 35 GEL co uznać trzeba za plus naszego dealu. Dodatkowo po drodze można odwiedzić jedną z wież obronnych a także zatrzymać się na fotografię z Uszbą.


Oczywiście jeśli macie trochę więcej czasu to pozostaje możliwość trekkingu z Mestii 🙂 Szlak można pokonać w 3-4 dni a doskonale opisali to Wapniaki w Drodze.
NAJWYŻEJ POŁOŻONA OSADA W EUROPIE
Brzmi nieźle, nawet jeśli aktualnie nie jest już prawdą 🙂 Tak, palma pierwszeństwa przeszła na rzecz tuszeckiej wioski Bochorna, zamieszkałej przez… 1 osobę (niezły troll). Mimo to, jako „do niedawna najwyżej położona osada Europy” Ushguli przyciąga uwagę. 4 wioski nań się składające wybudowano na wysokościach 2100-2200 metrów. Jeśli nie robi to na was wrażenie to wyobraźcie sobie, że to przecież tylko 300 metrów mniej niż nasze Rysy. Na takiej wysokości ludzie nie dość, że spokojnie żyją to jeszcze uprawiają ziemię, wypasają bydło.
Do niedawna robili to z dala od wścibskiego oka podróżnych z zachodu. W zasadzie dalej żyją tak samo, tyle, że teraz na co dzień – głównie w okresie letnim – częściej spotykają dziwaków z całego świata, którzy szukają u nich… No właśnie, czego? Normalności, tyle że w niezwykłych okolicznościach przyrody? Tak, jest trochę nieuporządkowania i biedy (wedle naszych standardów), ale w tej kwestii nie da się pstryknąć palcami by problemy zniknęły. Mieszkańcy żyją jak mogą, wedle nas może i na skraju biedy… ale czy tak jest? Tego nie wiemy, to co nam może wydawać się pewne, dla miejscowych może wyglądać zupełnie odwrotnie. Być może prowadzenie ogródka na końcu świata daje im więcej szczęścia i spełnienia niż ciągła pogoń za karierą etc.
I wydaje mi się, iż mimo wciąż wzrastającej popularności starają się być trochę na uboczu, bo momentami na ulicach prościej od miejscowych spotkać można było zwierzęta.


OSADA ZASTYGŁA W CZASIE
Tak, wizyta w Ushguli wydaje się być podróżą w czasie. Swaneckie wieże przyciągają wzrok, jest ich tu więcej niż w innych częściach regionu. Ich historia sięga średniowiecza i wiąże się z miejscową tradycją „rodowej krwawej zemsty”. W skrócie, jeśli zrobiłeś coś niefajnego komuś z innej rodziny, to musiałeś dostać „kuku” w zamian. Akty wendety wiązały się tak z rzeczami błahymi jak i poważniejszymi – i to w związku z tymi drugimi powstawały kamienne wieże w których chroniono się przed gniewem rodziny „pokrzywdzonego”.

W Chazhashi, jednej z wiosek składających się na Ushguli znaleźć można 13 takich wież, jak i ruiny XI i XII wiecznych kościołów oraz zamku. Obecnie znajdują się one w dość opłakanym stanie, a to wszystko wskutek wielkiej lawiny z 1987 roku. W pozostałych 3 wioskach znaleźć można kilkadziesiąt wież oraz chat z kilkusetletnim stażem. Część z nich cały czas znajduje się w dobrym stanie, jednak pewien procent zdaje się już czekać na ostatni podmuch wiatru, który zakończy ich żywot… Przechadzając się wąskimi uliczkami pomiędzy tymi wiekowymi budynkami raz po raz natrafiamy na dowód, że jednak nie cofnęliśmy się w czasie – tutaj talerz TV, zaraz obok rozłożysty parasol jednego z miejscowych browarów, blacha na dachu. Koniec końców jednak tradycyjna zabudowa wciąż przeważa…


Najbardziej znanym budynkiem Ushguli jest kościół Marii Dziewicy z XII wieku. Świątynia wzniesiona na niewielkim wzgórzu ponad osadą wraz z tłem w postaci potężnej ściany kaukaskich lodowców jest jednym z najbardziej znanych obrazków z Gruzji. Swanowie wierzą, że w katakumbach kościoła pochowano legendarną królową Tamarę.


Chciałbym powiedzieć, że nacierająca w Swanetii turystyka nie oddziałuje na Ushguli, ale nie byłaby to prawda… o tym jednak później.
NATURA RZĄDZI! SHKHARA I ŚCIANA BEZINGI
Tym jednak co najbardziej mnie ciągnęło do Ushguli były natura. Nigdzie indziej w Swanetii nie czułem jej majestatu tak dobitnie. Potężne lodowe ściany Shkhary i okalających szczytów potrafią zrobić wrażenie na najbardziej wymagających. Najwyższa góra Gruzji cały rok otulona lodowcami, latem najmocniej odcina się od zielonej doliny rzeki Enguri.


Spacer wzdłuż rzeki do czoła lodowca Shkhary zabiera kilka godzin – czyli w przypadku przyjazdu na „jeden dzień” nie ma opcji by zrobić całą trasę, tradycyjna wizyta w osadzie zamyka się w 4-5 godzinach niestety i rzadko kiedy zostaje się na dłużej.
Jednak nawet mając tak mało czasu można zrobić przyjemny marsz: 1) ku lodowcowi; 2) na pobliską górkę Lamaliales. Wybraliśmy opcję pierwszą choć trekking na mierzący niespełna 3000 metrów szczyt z pewnością dostarczyłby nam widoków nie znanych z większości folderów reklamowych o Gruzji 😉

Kilkukilometrowy spacer jest absolutnie niewymagający a widoki wręcz odwrotnie proporcjonalne do wysiłku. Shkhara kryjąca się w chmurach po chwili grzejąca w słońcu to widok niezwykły – sama góra nie ma tak charakterystycznego kształtu jak Uszba czy Kazbek, ale jej monolityczna potęga (wespół z całą Ścianą Bezingi) sprawia, że szczena opada! Poza tym: to przecież najwyższe góry jakie do tej pory w życiu widziałem! I to czuć 🙂 Całą wędrówkę towarzyszy nam pieseł, wiele ich tam biega, wszystkie są strasznie przyjazne i grzechem byłoby nie pozwolić im na towarzystwo 🙂




Cudownie prezentują się zielone ściany doliny Enguri – przed wylotem jak patrzyłem na zdjęcia z Gruzji myślałem, że tamtejsza zieleń jest efektem zabawy w CameraRAW czy innym Lightroomie i niemożliwe by było aż TAK ZIELONO! Cóż, mylić się jest rzeczą ludzką 🙂
Co jest zatem najważniejszą lekcją z wizyty w Ushguli – jeśli macie tam tylko kilka godzin to zdecydowanie przeznaczcie je na trekking bo to najbliższa okolica wioski po prostu na to zasługuje – jest oszałamiająca 🙂
CO PRZYNIESIE PRZYSZŁOŚĆ?
Wydaje mi się, że czasy kiedy w Ushguli można było szukać spokoju i odpoczynku od tłumów powoli przechodzą do lamusa. Codziennie do osady przybywa już nie kilka a co najmniej kilkanaście marszrutek pełnych turystów. Wolne przestrzenie pomiędzy 4 wioskami powoli zajmowane są przez kolejne kawiarnie i restauracyjki, powstał pełnoprawny hotel, jest kilka hosteli…

I ok, nie ma co się temu dziwić, miejsce jest niezwykle popularne to i powstaje infrastruktura by jak najlepiej ugościć podróżnych. Wioska straci pod względem „wizerunkowym” – nie będzie już można mówić o zatrzymaniu w czasie, niepowtarzalnym klimacie… Ale, ale. Ja mam po prostu marzenie by napływ turystów nie zepsuł miejscowych a rozwój osady tak naprawdę wpłynął na polepszenie warunków ich życia. Jeśli tak się stanie to będę zadowolonym. My delektujmy się otaczającą naturą i dajmy im żyć…