Tokio: Sensō-ji – twarzą w twarz z najsłynniejszą tokijską świątynią

Cześć! Dziś zabiorę was do miejsca arcysławnego, odwiedzanego chyba przez większość przybywających pierwszy raz do Tokio turystów, do najsłynniejszej (a przez to najbardziej zatłoczonej) świątyni japońskiej stolicy, Sensō-ji. W poniższym niekontrolowanym potoku myśli zmierzymy się z jej sławą i historią, zaglądając doń tuż po zachodzie słońca… co przyniosło tak kilka plusów jak i minusów. Zapraszam!

Pozwólcie, że zaczniemy ostatnim akapitem poprzedniego wpisu. Przed nami bowiem miejsce gdzie głowa wolna od natłoku myśli jak najbardziej się przyda: przed wami najbardziej emblematyczna z tokijskich świątyń, najstarsza (a jednak nowa), najbardziej znana i przyciągająca największe tłumy (blisko 30 milionów odwiedzających rocznie!), celebryta wbrew swej woli, ikona, za dnia tętniąca życiem, wieczorem (oraz wcześnie rano) spokojniejsza, pozwalająca uchwycić się w klimatycznych kadrach.

Czy potrzebny jest milionowy tekst o tym miejscu? Nie wiem, zapewne nie wniosę nim czegoś nowego… ale świątynia zrobiła na mnie takie wrażenie, że źle bym się czuł z potraktowaniem jej po macoszemu.

Sensō-ji, najsłynniejsza świątynia Tokio.

TOKIO: ŚWIĄTYNIA Sensō-ji

Dzielnica Asakusa i jej najsłynniejsza wizytówka, najstarsza świątynia Tokio, Sensō-ji to bez wątpienia obowiązkowe punkty podczas pierwszej podróży do japońskiej stolicy. Nie można się temu dziwić bo to ta część miasta, która wedle mądrzejszych ode mnie zachowała całkiem sporo uroku dawnego Dolnego Miasta (Shitamachi), rzemieślniczo-artystyczno-rozrywkowego serca tak Edo jak i wczesnego Tokio. Sama świątynia jest dziś co prawda ofiarą swojej popularności, przyciąga dziesiątki tysięcy gości dziennie i odwiedzenie jej w godzinach szczytu potrafi przysporzyć nie lada bólu głowy, ale odpowiednia pora dnia wraz z niekoniecznie dobrą pogodą potrafią wyczarować warunki przy których odwiedziny będą doświadczeniem jak najbardziej wartym zapamiętania*.

* – ba, ja tam od takich tłumów jak w ciągu dnia uciekam, wielu z was może to jednak odpowiadać i wcale nie musicie czekać na „lepsze” warunki wieczorem czy ranem.

Świątynia Sensō-ji: o historii słów kilka

Sensō-ji, wieczorową porą.

Sensō-ji jest świątynią poświęconą bodhisattwie Kannon i z jej (świątyni) początkami wiąże się legenda. Sięgająca siódmego stulecia! Tak, a dokładnie 628 roku, kiedy to stolica znajdowała się daleko na zachodzie w Asuce, na tereny dzisiejszego Tokio składało się zaledwie kilka niewielkich osad rybackich a do bezimiennej wówczas zatoki wpływały rzeki wchłonięte później przez Sumidę, Arakawę czy Edogawę. 

Na jednej z nich, Miyato dwóch braci podczas połowu, zamiast ryb znalazło w sieci niewielką rzeźbę. Nie zrobiła ona na nich wrażenia więc czym prędzej ją wyrzucili. Ta jednak była bardzo nieustępliwa i ponownie znalazła drogę do ich sieci. Bracia z kolei, już z większą irytacją ponownie ją wyrzucili. I tak jeszcze razy kilka… aż w końcu dali za wygraną i wzięli ją do wioski. Tam fachowym okiem spojrzał na nią ich mentor, doznając oświecenia dostrzegł w niej boginię miłosierdzia Kannon, przede wszystkim jednak wysnuł tezę, że jej odnalezienie było znakiem wobec, którego nie można przejść obojętnie. Dlatego też mieszkańcom wioski polecił słać do rzeźby modlitwy a sam, czym prędzej urządził dla niej kaplicę. W swoim domu. Jednocześnie – jakby komuś w naszej legendzie brakowało dalszych elementów fantastycznych – jednej nocy z niebios zejść miał złoty smok (dlatego pełna nazwa świątyni to Kinryūzan Sensō-ji) a w sąsiedztwie wyrosnąć miało tysiąc sosen! Sama rzeźba szybko zyskała sławę odpowiadającej na kierowane doń modlitwy, kilkanaście lat później kapliczkę rozbudowano a na opiekującego się świętym miejscem mnicha zesłany został sen, zgodnie z którym rzeźbę schowano w wewnętrznym sanktuarium, postanawiając nigdy już nie pokazywać jej publicznie.

Brama Hōzōmon widziana spod głównego pawilonu świątyni.
Świątynię do dziś potocznie nazywa się Asakusa Kannon. Swoją drogą na jednym z drzeworytów (autorstwa Ginko) podczas wyłowienia rzeźby, na łodzi są trzy osoby a nie dwie.

Tak na dobre zaczęła się historia świątyni, przez kolejne stulecia to rozbudowywanej, to cierpiącej z powodu trzęsień ziemi, pożarów czy powodzi, to znów uparcie niczym rzeźba Kannon powracającej na swoje miejsce, za każdym razem zyskującej na znaczeniu i względach u kolejnych siogunów, od Yoritomo Minamoto po Ieyasu Tokugawę, który wymodlić miał tu zwycięstwo pod Sekigaharą. Ich czas mógł minąć, Japonia mogła wejść na drogę zmian, Edo stać się Tokio a świątynia wciąż trwałą na swym miejscu będąc magnesem już nie tylko na pielgrzymów. I choć tragedia II Wojny Światowej obróciła Asakusę i Sensō-ji w morze ruin to na kolejny akt odrodzenia czekać trzeba było zaledwie 15 lat. Odbudowana świątynia na powrót stała się duchowym centrum miasta cementując przeto i turystyczną sławę, na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci stając się najczęściej odwiedzanym (a przy tym wciąż darmowym) kompleksem w całej Japonii. Absolutnie, dla samego obcowania z historią (czy raczej dziedzictwem) tego miejsca warto się tu wybrać.

Pięciopiętrowa pagoda jest jednym z symboli Senso-ji.
Uliczka Nakamise, w ciągu dnia ciągnie nią morze turystów, pod koniec dnia robi się luźniej a rankiem i wieczorem już zdecydowanie kameralnie.

Swoją drogą gdybym zbierał złotówkę za każdą cudowną rzeźbę wyłowioną z wody/wyrzuconą na brzeg, rozpoczynającą dzieje świątyń poświęconych bogini miłosierdzia to dziś miałbym dwa złote. Zgrywam się trochę, ale faktem (naciąganym, ale wciąż) jest, że świątynie poświęcone Kannon mają taką tendencję.

Świątynia Sensō-ji wieczorową porą

Mówi się, że rocznie świątynię odwiedza nawet 30 milionów ludzi (co daje dniówkę rzędu 80 tysięcy!) dlatego warto – jeśli nie lubicie cosplayować tłoczących się w puszcze sardynek – z wizytą wyczekać odpowiedniej chwili. A te – i nie będzie to odkrycie Ameryki – następują tak wczesnym rankiem, jak i wieczorem, kiedy teren całego kompleksu nabiera zdecydowanie bardziej kameralnego charakteru… jakkolwiek o pustkach wciąż nie ma mowy. Są jednak w roku takie chwile kiedy chętnie wybrałbym się tu i za dnia, tylko po to by doświadczyć miejscowych świąt i festiwali: w Nowy Rok Sensō-ji jest jednym z najpopularniejszych celów Hatsumōde, pierwszych noworocznych odwiedzin w świątyni/chramie; 18 marca i 18 października podziwiać można Taniec Złotego Smoka (jako żywo nawiązujący do legendy założycielskiej, pierwszy raz odprawiony w 1958 roku, tuż po zakończeniu powojennej odbudowy) a w trzecim weekendzie maja najlepiej dać się porwać energii Sanja Matsuri, festiwalu będącego wielkim, dziękczynnym ukłonem dla braci-rybaków oraz ich mentora (od których przecież wszystko się tu zaczęło), czczonych jako kami w shintoistycznym chramie Asakusa. I tak, dobrze rozumujecie – festiwal jest kapitalnym przykładem przenikania się obu najważniejszych w Japonii religii.

Przyznacie, że w ciągu dnia bywa tu bardziej tłoczno? 😉
Podczas pobytu w Tokio miałem szansę poczuć energię Kanda Masturi i wiem, że z chęcią doświadczyłbym i festiwalu w Senso-ji.

Tym razem jednak udałem się wieczorem i decyzja była to nader trafiona.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Asakusa Culture Tourist Information Center

Dotarcie spod Parku Ueno (gdzie ostatnio się pożegnaliśmy) zabiera 8 minut. Tyle na przystanek Asakusa jedzie metro linii Ginza. Stacja znajduje się o rzut beretem od świątyni więc to chyba najlepsze miejsce skąd można rozpocząć spacer. Ale, ale, zanim ruszymy na spotkanie z czternastoma stuleciami historii wato zatrzymać się przy budynku Centrum Informacji Turystycznej (浅草文化観光センター). I to nie tylko z powodu diablo intrygującej, współczesnej architektury (Kengo Kuma, jeden z najbardziej znaczących, obecnych, japońskich architektów i jego oparte w dużej mierze na drewnie pomysły pozdrawiają), ale i po prostu praktycznie – wewnątrz dostać można np. mapki i ulotki o najbliższej okolicy. Przede wszystkim jednak warto wrócić tu po zmroku (wydaje mi się, że tak jest najlepiej), by na ósmym piętrze, z darmowego punktu widokowego pooglądać nie tylko kompleks świątynny. Punkt czynny jest od 9.00 do 22.00 a jakby ktoś chciał do widoków dodać kawkę i coś słodkiego to do 20.00 na tym samym piętrze czynna jest kawiarnia.

Kulturowe Centrum Informacji Turystycznej w Asakusie.
Główny pawilon oraz pięciopiętrowa pagoda.
Asakusa i Senso-ji wieczorową porą.
Widoczki.
Z punktu widokowego widać też i Skytree, ale zdjęcia zrobiłem do bani więc łapcie widoczek znad Sumidy.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Kaminarimon (雷門)

Zacznijmy tam gdzie zdecydowania większość przybywających do Sensō-ji, przed pierwszą z dwóch bram (ok trzech, Nitenmon w sumie zawsze obrywa i jest w opisach pomijana) prowadzących do Głównego Pawilonu świątyni. Czy to jedna z najlepiej obfotografowanych bram w Japonii? Nie wiem, ale się domyślam. Kaminarimon, Brama Grzmotów, pierwotnie zwana Fūraijinmon (co w zasadzie wiąże się z obecną bo nawiązuje do bóstw wiatru i burzy – aye, Raiden, mówi to panu coś panie Ferdku?) o intensywnej czerwonej barwie, dom dla najsłynniejszego lampionu w całej Japonii*, wydawałoby się, że drewniana a jednak o konstrukcji żelbetowej!

Kaminarimon.

Mała i skromna, ale piękna brama jest jednym z tych wyjątkowych fragmentów świątyni, które nie zostały zniszczone w nalotach marca 1945 roku – i nie, nie ma tu mowy o cudownym ocaleniu… a fakcie, że od 80 lat już nie istniała <wybaczcie to zagranie rodem z tabloidu> 😛 i pożar z 1865 roku zaoszczędził jej dramatów tak Wielkiego Trzęsienia Ziemi Kanto jak i II Wojny Światowej. Wspólnie z resztą kompleksu, odbudowano ją pod koniec lat 50 XX wieku i co ciekawe jej głównym darczyńcą został Kenosuka Matsushita, założyciel Matsushita Electric Industrial, wielkiej firmy zwanej dziś jako Panasonic. Przedsiębiorstwo zresztą przez kolejne lata dbało (i chyba wciąż dba) o finansowe zabezpieczenie wszelkich prac wokół bramy.

Kaminarimon i wielki lapmion, Chōchin .

Brama pełna jest ciekawych motywów, obstawiona jest przez dwie rzeźbione pary boskich strażników (tak buddyjsko-smoczy Tenryu i Kinryu jak i shintoistyczni Raijin i Fujin władają domenami wiatru i burzy) doglądających jej z obu stron, ale wzrok wszystkich i tak skupia się na wielkim, prawie 4 metrowym lampionie. Obecny, ważący 700 kilogramów Chōchin ma zaledwie 12 lat, ale w ogóle nie widać po nim tremy – niewzruszony  dzień w dzień służy za tło tysięcy zdjęć, będąc też jednym z tych elementów świątyni, które emanują dobrą energią i chce się przy nim być. Warto wtedy zajrzeć na spój lampionu 🙂 A po chwili zacisnąć zęby i ruszyć na spotkanie z rzeką ludzi. Albo i nie.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Nakamisedori ( 仲見世通り)

To chyba jedno z najbardziej znanych turystycznie miejsc nie tylko samej Asakusy, ale i Tokio. Nakamise-dori, dzień w dzień pokonywana przez dziesiątki tysięcy odwiedzających, przez wielu nazywana jest „turystyczną pułapką”. I choć sklepiki 90 sprzedawców, rozciągnięte na długości zaledwie 250 metrów absolutnie mogą to wrażenie potęgować to jednak… z historycznego punktu widzenia owy turystyczny charakter jest po prostu wpisany w DNA tego miejsca. A przynajmniej w jego ostatnie 400 lat.

Nakamisedori woeczorkiem, luźno, bo i sklepiki pozamykane.
Uliczka Nakamise, w ciągu dnia ciągnie nią morze turystów, pod koniec dnia robi się luźniej a rankiem i wieczorem już zdecydowanie kameralnie. Chwilę przed zachodem słońca wciąż całkiem gwarnie.

To bowiem w czasie siogunatu Tokugawa, wraz z coraz większą liczbą ludności miasta i rosnącą liczbą pielgrzymów, najbliższa okolica świątyni została obdarowana przywilejami zakładania przybytków mających służyć przybywającym. Powstały herbaciarnie, hale gdzie najsłynniejsi akrobaci i cyrkowcy urządzali swe przedstawienia i w końcu kramy, w których sprzedawano przekąski, ale i pamiątki. W ciągu setek lat wiele się zmieniło, herbaciarnie zostały zastąpione kolejnymi kramami, przez krótką chwilę kupców wyproszono a po przeorganizowaniu handlowej przestrzeni w jedną uliczkę zaproszono z powrotem. Finalnie po XX-wiecznych tragediach odbudowano ją w kształcie jaki znamy mniej więcej dziś. Tak więc, charakter uliczki tak naprawdę chyba wiele się nie zmienił – jedynie fakt, że w okresie Edo miejsce to odwiedzali co najwyżej pielgrzymi i podróżni z innych części Japonii a dziś są to ludzie z całego świata sprawia, że wydaje się ono jeszcze bardziej turystyczne. A może rzeczywiście takie jest? W ocenie tego czy w sklepach trafić można na tandetę czy ciekawe rzemiosło, czy streetfood jest dobry czy przeceniony rabini są podzieleni – czytałem tak wiele różnych opinii (Krupówski vibe!), że chyba po prostu trzeba przekonać się samemu – ba, jakoś nie jestem w stanie uwierzyć w maksymalnie negatywny PR tej uliczki.

Nakamise-dori wieczorową porą.
Nakamie-dori widziana z punktu widokowego w Centrum Informacji Turystycznej.

Rzeka ludzi przewalająca się przez ulicę trochę przerażała, dlatego chętnie odwiedziłem ją wieczorem. Sklepiki otwierane są o 9.00, zamykają się pomiędzy 17.00 a 18.30 i po tej godzinie traficie już raczej tylko na ostatnich sprzedawców, sprzątających swoje cztery kąty. Jednakowoż późna/wczesna wizyta pozwala na podziwianie całkiem ciekawego artystycznego konceptu – historii i zwyczajów Asakusy namalowanych na sklepowych żaluzjach. Grafiki nawiązujące do koncepcji emaki-mono, długich zwojów opowiadających pewną historię powstały przed niemal 40 laty, i wraz ze swym podłożem są diablo ciekawym i nieoczywistym nośnikiem miejscowego dziedzictwa. Zwoje przedstawiają tak najważniejsze święta, nawiązują też do estetyki drzeworytów z okresu Edo. Bardzo fajna rzecz.

Nakamise-dori wieczorową porą.
Zwoje Asakusy na sklepowych żaluzjach.
Zwoje Asakusy na sklepowych żaluzjach.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Hōzōmon (宝蔵門)

Jak w dobrym jRPGu po pokonaniu pierwszego bossa po jakimś czasie czeka nas spotkanie z kolejnym, większym, z lepszą obstawą i w ogóle trudniejszym do pokonania. Ta niezbyt błyskotliwa analogia przyszła mi do głowy kiedy myślę o kolejnej świątynnej bramie, potężnej Hōzōmon na którą traficie po pokonaniu Nakamise-dori.

Hōzōmon, wewnętrzna brama świątyni.
Hōzōmon widziany z Pawilonu Głównego, na drzeworycie Utagawy Hiroshige.

Hōzōmon jest młodszym bratem Kaminarimon (oczywiście jeśli weźmiemy pod uwagę ich pierwsze wcielenia z lat 941 i 942) jednak gabarytami znacznie przewyższa zewnętrzną bramę. Wysoka na 23 metry, dwupiętrowa, z czerwonym lampionem nieznacznie mniejszym niźli w drugiej robi naprawdę olbrzymie wrażenie – podświetlona wieczornymi lampkami wygląda zjawiskowo. Wielkiemu lampionowi towarzyszą mu dwa mniejsze, miedziane, ważące każdy niemal tonę, o barwie czarnej, zdobione złotymi ornamentami i znakami kanji.

Czerwony lampion na Hōzōmon.
Miedzowy pampion Hōzōmon.
Hōzōmon podświetlona wieczornymi lampkami.

Co jednak najbardziej tu intryguje? Wielkie, słomkowe sandały zōri, które wraz z posągami boskich strażników Agyo i Ungyo, stanowią dla świątyni ostateczny system obronny przed złymi duchami. Co ciekawe obaj Nio mieli być wzorowani na słynnych sumokach, choć jak tak przyglądam się ich, wykręconym w grymasach twarzom to podobieństwa nie widzę.

Wielkie, słomiane sandały, chroniące przed złymi duchami.
Ungyo, jeden z Nio, poznacie go m.in. po zamkniętych ustach.

Wewnątrz bramy, na niedostępnym dla zwiedzających piętrze znajduje się jeden z największych skarbów świątyni – XI-wieczny zwój zawierający sutrę lotosu, tekst tyleż razy zagrożony ogniem ile razy uratowany – podobnego szczęścia nie podzielała sama brama, niszczona po wielokroć. Czy odbudowana w żelbetonie, wygląda dziś (jak i cały kompleks) na zbyt idealną i brakuje jej „patyny” znanej choćby z Kioto i Nary? Trochę tak, choć świadczy też o tym, że cokolwiek się stanie to świątynia i tak powróci, cierpliwie trwając i służąc kolejnym pokoleniom.

Hōzōmon, ze względu na przechowywane weń buddyjskie pisma zwana jest Bramą Skarbów.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Pięciopiętrowa pagoda (五重塔)

Po lewej stronie (przychodząc od Nakamisedori) bramy wznosi się przepiękna pięciopiętrowa pagoda, wraz z Hōzōmon tworząca chyba najbardziej emblematyczny i charakterystyczny dla świątyni widok – nocą szczególnie, oba budynki prezentują się nie-sa-mo-wi-cie i to tu spotkacie najwięcej osób rozstawiających statyw i czekających na swoje 5 sekund.

Wspólne spojrzenie na Hōzōmon i pięciopiętrową pagodę, klasyk.
Wieczorne spojrzenie na Hōzōmon i pięciopiętrową pagodę, jeszcze większy klasyk.

Pierwsza pięciopiętrowa pagoda (była i druga trzypiętrowa, ale nie dotrwała naszych czasów) powstała w 942 roku i podobnie jak reszta świątyni przeżyła wiele tragedii, co kilkaset lat odradzając się w nowej postaci – i co ciekawe jej konstrukcja była o tyle innowacyjna, że oparła się ostatnim dwóm wielkim trzęsieniom ziemi (w tym temu z 1923 roku). Przeciwko amerykańskim bombom w 1945 nic już jednak nie mogła poradzić.

Pięciopiętrowa pagoda w Senso-ji.

Ktoś powie, że pagoda – jakkolwiek piękna – nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle tych innych, najbardziej znanych. I nawet jeśli częściowo, czysto wizualnie, może być to prawdą to jej wnętrza (niestety niemożliwe do zwiedzania) skrywają dziedzictwo tak wyjątkowe, że nie da się przejść obok obojętnie. I tak naprawdę nie mówię tu o relikwiach Buddy podarowanych przez świątynię Isurumuniya na Sri Lance, ale o zbiorze zabytkowych, własnoręcznie wykonanych tabliczek wotywnych, na przestrzeni lat podarowanych przez największych artystów Edo – mistrzowie ukiyo-e, spotykają się tu z malarstwem szkoły Kanō, Rinpa czy podążającym własną drogą Bunchō Tanim. I choć kolekcja nie jest udostępniona zwiedzającym to pojedyncze tabliczki raz po raz zobaczyć można w różnych muzeach, w ramach wystaw poświęconych ich autorom.

Pięciopiętrowa pagoda w Senso-ji.
Pięciopiętrowa pagoda w Senso-ji.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – rytuały

Późna pora jest tak błogosławieństwem jak i nie tyle co przekleństwem, ale niedogodnością. Większe pustki pozwalają cieszyć się kompleksem, ale Główny Pawilon (Hondo) jak i wszystkie pozostałe są już zamknięte, sklepiki tak z pamiątkami jak i kadzidełkami również witają zamkniętymi okiennicami. Mimo to, przy kadzielnicy Jokoro miałem (wszyscy wokół również) szczęście trafić na staruszka, który czujnie obserwował odwiedzających i łamaną angielszczyzną wyjaśniał na czym oczyszczenie dymem kadzidełek polega, a po chwili zapalając garść swoich dał nam możliwość przyłączenia się do niego.

Starszy pan cały wieczór służył radą i pomocą kolejnym odwiedzającym, zatrzymującym się przey kadzielnicy.

Kilka kroków wcześniej dokonać można i oczyszczenia wodą. Ablucja w temizuya to rzecz absolutnie normalna w chramach shinto, i tu nie powinna nikogo dziwić – pamiętajmy, że tuż obok Głównego Pawilonu świątyni znajduje się skromny chram Asakusa, w którym czczeni są legendarni już rybacy oraz ich mentor. Prawidłowe obmycie wodą w pawilonie ma więcej formalnych kroków i jeśli nie jesteście pewni co i jak to obserwujcie miejscowych – po wizytach w kilku chramach z pewnością będzie już wiedzieć. I tak, miałem świadomość, że chram czy świątynia o tej porze są już zamknięte a ja nie podążam Drogą Buddy i nie jestem również shinto, ale podczas całego wyjazdu dokonywanie obu rytuałów traktowałem dość naturalnie jako znak uszanowania miejscowej tradycji.

Miejscowa temizuya to małe dzieło sztuki, począwszy od malunku na stropie, przez rzeźbę smoczego boga na smoczych „kranach” kończąc.

I w końcu, to właśnie tu po wielokrotnym spotkaniu ze stojakami na niezbyt przychylne wróżby omikuji uznałem, że rzucę okiem z czym to się je, zaryzykuję i wylosuję wróżbę dla siebie. Całą procedura losowania, opis obsługi drewnianej skrzynki oraz rozgryzienie z której szufladki trzeba pociągnąć los jest wyjaśniona na przygotowanych po angielsku ulotkach. Przyjęło się, że wróżby niezbyt dobre trzeba zwrócić i przywiązać na specjalnie do tego przygotowanych stojakach. I te zazwyczaj pełne były małych, oddanych kawałków papieru zawierającychnie-do-końca-te-co-trzeba-przepowiednie – tu jednak, w Senso-ji stojaki świeciły pustkami więc uznałem to za dobry znak. I jak się okazało chyba słusznie, bo też po przeczytaniu swojej wróżby nie wylądowała ona na metalowym pręcie. Omikuji kosztowało 100 yenów i teraz czekam na wiosnę na spełnienie zawartych weń słów 🙂

Omikuji i lampiony.
Losując omikuji – z tyłu widać puste stojaki na „złe wróżby”.
Stanowiska z omikuji oblegane są nawet po zmroku.

TOKIO: Świątynia Sensō-ji – Pawilon Główny (Hondo 本堂)

Główny Pawilon świątyni, Hondō, Kannon-dō skrywający w swych wnętrzach sanktuarium roztaczające pieczę nad rzeźbą Kannon jest rzecz jasna jak i większość kompleksu powojenną, żelbetonową rekonstrukcją. Już z zewnątrz jednak nie sposób odmówić mu urody, a co dopiero powiedzieć o wnętrzach, udostępnionych do zwiedzania – sam nie miałem przyjemności, ale szereg fotografii przedstawiających pięknie malowane sklepienia, misternie wykonane ornamenty, rzeźby (w tym replika oryginalnej Kannon) i boczne kapliczki tylko powiększył żal z tego powodu.

Po zmroku, pozostaje przystanąć pod ostatnim z wielkich lampionów i w ciszy wrzucić 100 yenów do drewnianej skrzyni na podziękowania i datki (trafiłem nawet na taki opis by powstrzymać się od dwukrotnego klaśnięcia w dłonie bo wewnątrz świątyni drzemie Kannon i nie powinno zaburzać się jej snu). I mieć nadzieję, że wróci się tu jeszcze kiedyś by – najlepiej o poranku – odwiedzić pozostałe miejsca kultu, tak Benzaiten, Jizo i nie tylko. Bo choć rozpisałem się dziś jak mało kiedy to i tak Senso-ji ma jeszcze wiele do pokazania.

Spacerując po Senso-ji.
Spacerując po Senso-ji.
Spacerując po Senso-ji.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.