Nasz krótki jesienny spacer po okolicach Wałbrzycha kończymy w Szczawnie-Zdroju, miejscu, którego wielbicielom Dolnego Śląska zbytnio przedstawiać nie trzeba… ba, wielbicielom po prostu fajowych miejsc chyba też. W każdym razie niezależnie od tego czy od dawna jesteście #teamszczawno czy pierwszy raz spotkacie się z urokliwym uzdrowiskiem to mam nadzieję, że ten poniekąd list miłosny tylko umocni was w postanowieniu by ponownie/pierwszy raz (niepotrzebne skreślić) miejsce to odwiedzić.
Rzecz to na wskroś paradoksalna, że wraz z coraz dalszymi podróżami i odkrywaniem coraz to nowych, pięknych zazwyczaj miejsc wzrasta gdzieś we mnie potrzeba posiadania stałych miejsc, o których można powiedzieć, że są hm strefami komfortu, a powracanie doń daje uczucie błogiego spokoju i relaksu. A może to nie paradoks a po prostu konsekwencja podróżowania. A może zbyt wiele sobie dopowiadam i nie ma tu większej filozofii i każdy z nas po prostu potrzebuje takich miejsc? No nie ważne, liczy się to, że podśpiewywanie Zbyszka Wodeckiego i jego „Lubię wracać tam gdzie byłem już” jakoś tak najczęściej przydarza mi się podczas podróży na Dolny Śląsk i Łużyce, w Rudawy Janowickie, do Zgorzelca, do Andrzejówki pod Waligórę czy Szczawna-Zdroju właśnie.
Szczawno-Zdrój jak sama nazwa wskazuje jest uzdrowiskiem. Spośród wszystkich polskich miast o tym statusie (a jest ich obecnie 47) może poszczycić się jedną z najdłuższych tradycji leczniczych. Konkurencja w wyścigu o palmę pierwszeństwa jest na Dolnym Śląsku (i Polsce) wybitna, ale nie miejsce tu na licytację czy pierwszy był Lądek, Cieplice czy Świeradów. Wszystkie są fajowe i na tym w tym miejscu poprzestańmy.

Skupmy się na Szczawnie. Zdrowotne właściwości miejscowych wód znane są od stuleci. O dawnym Salzbron wspomina już sama legendarna XIII-wieczna „Księga Henrykowska”, o leczniczych właściwościach alkalicznych wód-szczawów mówiło się już w wieku kolejnym a badania z końcówki XVI stulecia przeprowadzone przez Kaspara Schwenckfelda (przez długi czas myliłem go z niemal identycznie nazywającym się duchownym, personą non grata ówczesnych czasów) zakończyły się pierwszym, pełnoprawnym i uwiecznionym na piśmie opisem ich chemicznych właściwości.

Kropką nad I był przełom XVIII i XIX wieku, kiedy to (tu i jak i w wielu innych miejscowościach o potencjale uzdrowiskowym) oficjalnie potwierdzono lecznicze przymioty źródeł. Rozpoczęła się „era” powstawania wielkich ośrodków uzdrowiskowych i Ober Salzbrunn (jak wówczas miejscowość się zwała) nad wyraz szczodrze zostało przez los obdarowane. Pod przychylnym okiem rodziny Hochbergów powstało mnóstwo niezwykłej urody architektury, rozbudowano miejscowe parki i nie trzeba było czekać by największe nazwiska swych czasów zaczęły przybywać tu tak jako kuracjusze, ale i po prostu jako goście chętni doznania chwili relaksu w okazałych okolicznościach przyrody.

I choć dziś Szczawno-Zdrój może tylko pomarzyć o dawnym splendorze to jego nostalgiczny charakter i piękne położenie w sercu Gór Wałbrzyskich pozwala na choć częściową próbę przeniesienia się w czasie. Sprawdźmy jak to tam wygląda 🙂
SZCZAWNO-ZDRÓJ – SPACER NIE TYLKO NOSTALGICZNY
Szczawno-Zdrój jest miasteczkiem przytulonym do Wałbrzycha co dla mnie – osoby podróżującej głównie koleją i autobusami – jest olbrzymim plusem. Wysiadając w dawnym górniczym mieście – czy to na stacji Miasto czy Szczawienko – wystarczy godzina spaceru by dojść do centrum uzdrowiska. I tak, spacer ze Starego-Zdroju i stacji Wałbrzych Miasto jest w ostatnich latach moim ulubionym sposobem na dotarcie do Szczawna. Po drodze oczywiście zahaczając o Wzgórze Gedymina 🙂

SZCZAWNO-ZDRÓJ – PARK ZDROJOWY IM. HENRYKA WIENIAWSKIEGO i WIEŻA ANNY
Wzgórze Gedymina znajduje się na terenie Park Zdrojowego, dlatego nic dziwnego, że to od niego zaczniemy poznawanie Szczawna. Park to niemłody bo też założony na początku XIX-wieku z inicjatywy znanego nam już doktora Augusta Zemplina – nadworny lekarz Hochbergów to gagatek odpowiedzialny za stworzenie na wzgórzu pierwszego pawilonu widokowego.

Położony częściowo na wzgórzu, a częściowo już w sercu uzdrowiska park łączy w sobie tak miejscową florę jak i drzewa i krzewy sprowadzone z innych części świata. Miejscami przypomina najprawdziwszy, pełen potężnych drzew las, miejscami widać florystyczną inżynierię z przełomu XIX i XX-wieku. No piękny to kawał zieleni i nic dziwnego, że mieszkańcy, kuracjusze i turyści lubią spacerować jego ścieżkami. Czy najpiękniej jest tam wiosną, tak wczesną na krokusach, jak i późną na różanecznikach? Nie zaprzeczę 😉





Park nosi imię Henryka Wieniawskiego, a dwie rzeźby słynnego kompozytora znajdziecie w jego granicach. I kurczę, skrzypek naprawdę musiał w ciągu swoich dwóch dwumiesięcznych wizyt zrobić niemałe wrażenie na miejscowych – wszak wiele innych osobistości ze świata kultury i sztuki odwiedzało Szczawno, ale nikomu innemu nie przypadł zaszczyt późniejszego patronowania miejscowemu Parkowi. i Teatrowi. I Festiwalowi muzycznemu!
Spacerując po Parku z pewnością traficie na rzeźbę psa, i jeśli wcześniej dane wam było odwiedzić Brzeg to z pewnością zapali wam się lampka w towarzystwie znaku zapytania. Toć to najukochańszy dog brzeskiego księcia Jerzego II, bohater smutnej legendy, symbol miłości do swego pana… Historia psa pana na brzeskim zamku, jego naprawdę tragicznego ‚wypadku’, powstania rzeźby, która upamiętniła zwierzę po wsze czasy i późniejsza wojaczka tejże rzeźby po wielu posiadłościach Dolnego Śląska to temat na długą pogadankę. Jeśli traficie na fajnego przewodnika to z pewnością sprzeda wam ten temat pierwszorzędnie.

Nierozłącznym elementem parku jest Wieża Anny, kolejny przykład tego, że doktor Zemplin prócz smykałki do leczenia ludzi, odnalazłby się w urbanistyce. Wieża wzniesiona w 1818 roku na stromej skarpie jest najstarszą budowlą w całym mieście, co zważając na średniowieczne korzenie Szczawna może wydawać się zaskakujące. Niewielka acz klimatyczna ładnie komponuje się z otaczającą ją zielenią… ale aktualnie nie spełnia swojej najważniejszej funkcji, widokowej. No chyba, że mam pecha i zawsze trafiam kiedy jest zamknięta. Ale i tak fajnie pod nią podejść i rzucić okiem z jej okolicy na miasteczko.



No dobra, ale i tak wszyscy wiemy, co większość osób najbardziej ze Szczawna-Zdroju pamięta i czym najbardziej się zachwyca 😉 Przed wami:
SZCZAWNO-ZDRÓJ: HALA SPACEROWA I PIJALNIA WÓD
Sprawa jest prosta. Mało jest piękniejszych przykładów uzdrowiskowej architektury w Polsce. Kiedy myślę o kurortowej architekturze to w dużej mierze takie budownictwo pojawia mi się przed oczami. Klasycyzm spotykający secesję, dużo drewna i misternej snycerki, tutaj w akompaniamencie zjawiskowego sgraffita. Po kolei jednak.



Nie byłoby uzdrowiskowego Szczawna-Zdroju gdyby nie Hochbergowie. Potężna rodzina, od Jana Henryka VI na początku XIX wieku po Jana Henryka z numerem XV sto lat później nie skąpiła grosza na (roz)budowę wszelkiej potrzebnej infrastruktury, dbając o to by niewielkie miasteczko stało się wizytówką tej części Sudetów… ale i po prostu kolejnym z wielkich przedsięwzięć pod którym mogli się podpisać.
Pierwsza Hala Spacerowa umilająca kuracjuszom spacery powstała 200 lat temu i zdecydowanie nie przypominała emblematycznego budynku, który znamy dziś. Klasycystycznie historyzującą, niczym wyrwaną ze starożytności Halę Luisenhof pod koniec XIX-wieku strawił pożar i cóż, głupio to pisać, ale dzięki tej tragedii otrzymaliśmy odbudowaną Halę w postaci zdecydowanie bardziej przyjemniejszej oku. Znaczy się nie tyle, że stara była zła, ale obecna ma jakąś taką lekkość i pozbawiona jest klasycystycznej pompatyczności poprzedniczki.




Hala długa na niemal 80 metrów zachwyca drewnianymi zdobieniami, polichromiami na sklepieniach i misternym sgraffitem (a w sumie kilkoma różnymi rozsianymi po całej hali)… którego podziwianie zakłócić potrafią rozstawieni nieopodal handlarze pamiątkami wszelakimi. Sgraffito będące dziełem wrocławskiego malarza-dekoratora Hansa Rumscha i jest dziełem dość monumentalnym, bogatym w symbolikę i… jasnym jest, że w przeszłości nie wszyscy doceniali jego walory – jeszcze naście lat temu dzieło skryte było pod warstwą tynku i dopiero powolna i żmudna praca konserwatorów przywróciła je naszym oczom!




Spacer spacerem, ale wielka pora by spróbować miejscowych wód – w końcu to od nich tak naprawdę wszystko się tu zaczęło. Będąc w Hali kombinować wiele nie musicie i wystarczy, że zajrzycie do Pijalni Wód, która tak de facto jest Hali przedłużeniem. Piękny to budynek, z odważniejszymi akcentami secesyjnymi i absolutnie zjawiskowymi wnętrzami – przestrzennymi, doświetlonymi przez sporych rozmiarów piękne okna, z mnóstwem drewnianych elementów. No piękne! Do tego możliwość napicia się wody z czterech leczniczych źródeł (koszt kubka a’la „wielka dolewka” to dodatkowe 80 groszy do 5 złotych biletu – tak, wejście do Pijalni jest biletowane). W Pijalni skosztować możecie wody z czterech ujęć, każda z nich oferuje różne i różniaste właściwości pomagając choćby na problemy żołądkowe, wątrobowe czy astmę.



SZCZAWNO-ZDRÓJ: DEPTAK, ULICZKI, WILLE
Hala Spacerowa wraz z Pijalnią Wód sąsiadują z miejskim deptakiem i jak w każdym szanującym się uzdrowisku znajdziemy wzdłuż niego gros pozostałych najważniejszych budynków w mieście. I najbardziej reprezentacyjnych. I w ogóle fajnych.


Charakter i sposób poprowadzenia Deptaku jako żywo wykorzystuje najlepsze europejskie wzorce, bliźniacze pomysły widać od Zelenogradska nad Bałtykiem, przez pobliskie Duszniki-Zdrój po odległe Baile-Herculane w Rumunii. I nie ma w tych analogiach niczego złego, bo dobre rozwiązania są dobre, i warto je powielać.


Imponujący gmach Urzędu Miejskiego rzuca się w oczy z daleka. Ciekawa, zadbana bryła z początku XX wieku jest tak pierwszorzędnie ukwiecona, że inne urzędy tylko mogłyby się uczyć. Po przeciwnej stronie ulicy niski, klasycystyczny budynek teatru skrywa kapitalne rokokowe wnętrza. Szczerze powiedziawszy to z zewnątrz nie czuć tego jak imponująca jest sala Teatru Zdrojowego im. Henryka Wieniawskiego. A imponująca jest wielce, i jeśli tylko będziecie mieć okazję to bukujcie bilet na jakąkolwiek sztukę, byleby tylko móc te zobaczyć rokokowe okoliczności… architektury.



Zabytkowe w większości budynki deptaku i odchodzących zeń uliczek skrywają w swoich wnętrzach pensjonaty, sklepy, restauracje. Na przestrzeni lat, z zewnątrz wiele się nie zmieniły. Gdzieniegdzie jednak widać ugładzenie detalu na elewacji, gdzie indziej upływ czasu da się dostrzec w dawna nie widzianym remoncie. No bo nie da się ukryć, że nie każdy z budynków miał tyle szczęścia by doczekać się należytej opieki. A są i takie, których nie miało się szansy nigdy zobaczyć a za którymi wzdycha się niezwykle silnie. Tak, mówię o przedwojennych Łaźniach Luizy, przewspaniałym, iście uzdrowiskowym kompleksie, na miejscu, którego dziś spotkacie Zakład Przyrodoleczniczy, z którym zresztą czas również nie obchodził się delikatnie. Spacerując nie sposób również pominąć miejscowego kościoła. I choć nie jest on zabytkiem kilkusetletnim a bryła i elewacja jego jest dość prosta to warto zajrzeć do środka, gdzie surowość ścian kontrastuje z mozaiką ołtarza i polichromiami pod drewnianym sklepieniem.






SZCZAWNO-ZDRÓJ: DOM ZDROJOWY
Nie skłamię jeśli napiszę, że renesans mojego uczucia do Szczawna-Zdroju miał wiele wspólnego z tym, że lat temu kilka kuracjuszem w tamtejszym Domu Zdrojowym został mój tata i to podczas przejażdżki z nim moje uczucie do uzdrowiska zabiło nową mocą.


Dom Zdrojowy, czy tego chcecie czy nie (a lepiej chcieć bo klawa to miejscówka!) to wcześniej czy później na niego traficie. Kolejny z emblematycznych kolosów uzdrowiska, budynek monumentalny, dość wyjątkowy, będący inspiracją dla sopockiego Grand Hotelu (ba, sam przez kilka lat przeszło 100 lat temu nosił taką nazwę). Wspólne dzieło Jana Henryka XV Hochberga (który nie szczędził piniondza) i księżnej Daisy, która odcisnęła swe piętno na wystroju wnętrz, miejsce przyciągające największe osobistości ówczesnej polityki.


Wielgaśny budynek po dziś dzień służy szczawieńskim kuracjuszom, jakkolwiek próżno szukać tam koronowanych głów – to w sumie dobrze, wszak prominentni goście tylko generowaliby wokół siebie niepotrzebny szum. Dzięki temu bez problemu można zajrzeć do środka i rzucić okiem na klasycystyczne wnętrza. Trzeba przyznać, że te najbardziej reprezentacyjne fragmenty budowli robią olbrzymie wrażenie.


SZCZAWNO-ZDRÓJ: PARK SZWEDZKI
No dobra, wracamy pospacerować po szczawieńskich parkach. A kuracjusze i turyści naprawdę mają w Szczawnie niezwykłe szczęście do zielonych miejsc dających im możliwości długich spacerów. Północnym sąsiadem Domu Zdrojowego jest Park Szwedzki. Fajowy, poprzecinany siatką krótkich ścieżek, z dwoma stawami, które dały mu nazwę (ale dlaczego zwane były szwedzkimi to nie mam pojęcia), toną monumentalnych drzew (nierzadko wyjątkowych jak jeden z kilku dolnośląskich cypryśników błotnych), fajnym placem zabaw i równie fajnym widokowym fragmentem pozwalającym podziwiać południową część Gór Wałbrzyskich. No lubię bardzo… i nawet nie wiem czy nie bardziej momentami niż Park Zdrojowy. Tym bardziej, że park ten prowadzi do kolejnej kapitalnej destynacji.




SZCZAWNO-ZDRÓJ: DWORZYSKO
Jest sobie takie miejscu na obrzeżach Szczawna-Zdroju gdzie klimat się zmienia. Uzdrowiskowo-sanatoryjna atmosfera zostaje za nami i choć wciąż jest wyczuwalna wkraczamy na teren gdzie czas spowalnia jeszcze bardziej a niezwykły i bardziej kameralny urok dawnego folwarku Hochbergów utula, pozwalając na inny rodzaj spokojnego i długiego odpoczynku.
Bardzo lubię to miejsce, i trochę zazdroszczę wszystkim, którzy odwiedzają je pierwszy raz nie zdając sobie sprawy za bardzo co ich czeka. A czeka zjawiskowa architektura, pierwszorzędne jadło i niemało pomysłów na spędzanie wolnego czasu.
„Dwór Idy” to jedna z najpiękniejszych na Dolnym Śląsku tyrolskich willi, stojąca w pierwszym rzędzie z Mysłakowicami czy schroniskiem „Szwajcarka”. Piękna willa, której drewniane elementy można kontemplować przez długie chwile powstała z inicjatywy hrabiny Idy Hochberg. Przewrotny los sprawił jednak, że hrabina nie doczekała końca budowy i dziś jako patronka choć symbolicznie sprawia nad nią pieczę.
Na parterze w klimatycznej kawiarni „Szwajcarka” można napić się kawy i wpałaszować coś słodkiego. Po sąsiedzku w restauracji „Babinicz” pałaszowanie odbywa się już na wyższym poziome doznań. Portfel też zdecydowanie bardziej odczuwa każdy kęs, no ale nie ma się co dziwić – „Babinicz” wielokrotnie trafił do żółtego przewodnika „Gault&Millau”. O „Ekogrillu” wspominałem? I nawet jeśli nie zatrzymacie się na małą szamę to warto choć na chwilę przysiąść w przy dworskim parkogrodzie na regionalnym piwku (jest i bezalkoholowa Wolna Ida) czy soku i po prostu odsapnąć. I zagrać w ogrodowe szachy.



Dworzysko to też raj dla wielbicieli jeździectwa. Bo w końcu jak Hochbergowie to i stadnina koni musi być. Podobnie jak w pobliskim Książu w XIX-wieku powstał tu ciekawy szachulcowy kompleks, który dotrwał naszych czasów i dziś goście skorzystać mogą z multum możliwości konnej aktywności – od nauki dla najmłodszych po zimowe przejażdżki kuligiem, o ile pogoda pozwoli oczywiście. A jak ktoś nie jeździ to pozostaje mu spacer pomiędzy zabytkowymi budynkami. Zalecam.



Spacer zresztą można uskutecznić i dłuższy, w końcu z Dworzyska na Chmielec jest niespełna 5 kilometrów a na Trójgarb niecałe 8 kilometrów marszu. To wcale nie tak dużo a widoki po drodze i ze szczytów warte są zachodu.

I cóż, to by chyba było na tyle. Spacer po Szczawnie-Zdroju to zawsze dobry pomysł i odwiedziny o każdej porze roku pozwala na poznanie uzdrowiska z innej strony. Mam nadzieję, że zaszczepiłem w was ziarno ciekawości i teraz sami postanowicie przekonać się, czy Szczawno-Zdrój naprawdę zasługuje na taką laurkę? Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie 🙂








