Od kilku już lat jednym z moich ulubionych miejsc na podziwianie październikowej eksplozji jesiennych kolorów jest Wałbrzych z okolicami. Nie inaczej było w tym roku. Jednym z miejsc, które w jesiennych barwach prezentuje się nad wyraz dobrze są ruiny średniowiecznego Zamku Cisy. Położone nieco na uboczu, w cieniu giganta w postaci Zamku Książ, klimatyczne i intrygujące, niesłusznie obdarzone mniejszymi względami niźli bardziej znany sąsiad.


Mam nadzieję, że nie muszę nikomu tłumaczyć samej słabości do Wałbrzycha (i okolicach. Że nie trzeba pisać o systematycznie odnawianej miejskiej tkance, walczącej z występującym wciąż gdzieniegdzie stereotypowym myśleniem, że to li tylko pokopalniane miasto rozpadających się domów. Nie trzeba pisać o wyjątkowych – w tym doskonale wpisującym się w pokopalniane dziedzictwo – muzeach i zabytkach, przekapitalnym położeniu i przytuleniu do bardzo miłych pagórów oferujących wiele kilometrów szlaków, tak łatwych jak i całkiem mozolnych. W końcu nie trzeba przypominać o wszystkich tych przyległych i tak pięknie różnych wsiach i miasteczkach, które razem tworzą bogactwo Ziemi Wałbrzyskiej. Nie trzeba, prawda? No ja myślę.



Jednak w ramach utrwalenia materiału mam dla was kilka wspomnień z niedawnej wizyty – w trzech aktach pokażę wam, że zielono-żółto-pomarańczowe barwy niezwykle tu pasują czyniąc z wałbrzyskich okolic idealną jesienną destynację. Zaczniemy w Książańskim Parku Krajobrazowym, gdzie prócz przyrody prym wieść będzie historia. Zapraszam do Zamku Cisy. Znaczy się jego ruin.

ZAMEK CISY – Z CZYM TO SIĘ JE?
Pośród trzech zamków Książańskiego Parku Krajobrazowego, Zamek Cisy wydaje się być tym, o którym najmniej się mówi. Czy słusznie? Zamek Książ jest wizytówką nie tylko Wałbrzycha, ale i całego Dolnego Śląska. Ruiny Starego Książa, choć w głównej mierze tylko udają pozostałości po wielowiekowej posiadłości dorobiły się już (całkiem słusznie) statusu obowiązkowego punktu podczas wędrówki Ścieżką Hochbergów. A Zamek Cisy? Najprawdziwszy w swej średniowiecznej proweniencji, dziś w dużej mierze dziki i zagarnięty przez las, wciąż imponujący lecz na uboczu jest gwarantem dobrej przygody i ciekawej lekcji historii… nawet jeśli wydawać się może, że brzmi ona niczym z poradnika „I ty możesz zostać Dolnośląskimi ruinami”.


ZAMEK CISY – GARŚĆ HISTORII
No bo tak, starając się spisać historię zamku z zamkniętymi oczami można by wypełnić dolnośląskie bingo. W końcu:
- Czy w powstaniu zamku uczestniczył któryś Bolesław lub Bolko? Jeszcze jak, wedle większości przekazów warownia powstała za czasów i z rozkazu Bolka I, służąc do obrony granic księstwa świdnicko-jaworskiego jak i ówczesnych szlaków handlowych.
- Czy w odpowiednim czasie przybyli Husyci i bez ceregieli zrobili warowni z du*y jesień średniowiecza? Kusi by przytaknąć, ale istnieje jeszcze druga szkoła twierdząca, że to nie z winy Husytów a wskutek XV-wiecznych walk o Śląsk zamek został doszczętnie zniszczony.
- Czy został potem odbudowany a wzmocnienia miały być dostosowane do zmieniającej się sztuki wojennej? Jasne.
- Czy Szwedzi podczas Wojny Trzydziestoletniej mieli sobie to za nic? Oczywiście. I jak to w czasie konfliktu bywało swoją kurtuazyjną wizytę zakończyli całkowitą demolką i podpaleniem.
- Czy zniszczony zamek popadł w ruinę, stając się największym źródłem gotowego budulca dla okolicznych mieszkańców? Nie inaczej, dość szybko uznano, że nie opłaca się odbudowywać warowni a tylko chwila dłużej potrzebna była by rozpocząć proceder rozbierania jej kamień po kamieniu. I tak ruiny same w sobie odbudowy się nie doczekały, ale… pomogły przy (od)budowie coraz to nowszych budynków w okolicy.
Oczywiście jest to dość pobieżna, ale trafiająca chyba we wszystkie czułe punkty historia – często powtarzająca się i kończąca w tym samym miejscu: podczas Wojny Trzydziestoletniej, chyba jednej z największych plag dolnośląskich zamków.

Po wspomnianym konflikcie zamek znajdował się w takim stanie, że kolejnym właścicielom niebyt uśmiechała się jego odbudowa więc w najlepszym razie niektórzy z nich dbali o to by teren zbytnio nie zarastał. Raz po raz pojawiały się pomysły by uczynić zeń romantyczną ruinę… Na pomysłach się jednak kończyło. Najwięcej w tej kwestii zrobił w latach 20 XX. Walter Bremer pobliski architekt, entuzjasta, który nie dość, że odbudował emblematyczną dziś dla ruin część bramną to w planach miał dużo więcej. Jak jednak wiemy do owego „więcej” nigdy nie doszło…

ZAMEK CISY – SZLAK ZE SZCZAWNA ZE ZDROJU
Zamek Cisy leży 6 kilometrów na zachód od Zamku Książ i spacer pomiędzy nimi fragmentem Szlaku Zamków Piastowskich jest jak najbardziej ideą dobrą. Do ruin prowadzi również szereg innych ciekawych szlaków: rowerowy wokół Książańskiego Parku Krajobrazowego, z Witkowa prowadzi szlak niebieski a ze Szczawna Zdroju szlak czerwony. I tym ostatnim właśnie przybyłem.


Niewymagające 7 kilometrów podzielić można na kilka etapów: opuszczenie Szczawna Zdroju przez jego willową (naprawdę urokliwą) część; spacer polami z widokiem na Trójgarb, następnie zahaczenie o wieś Struga skąd już niemal do samych ruin towarzyszyć wam będzie rzeczka Czyżynka. Struga o poranku emanowała taką energią (nawet bardziej niż po chwili las), że głowa mała – szum rzeki i drzew i raz po raz szczekający pies a poza tym cisza jak makiem zasiał. Ach, polecam takie momenty odpoczynku od miejskiego hałasu.


Wolno płynąca Czyżynka w nieodległym lesie zaczyna robić wywijasy, pagóry przypominają sobie o urozmaiceniu rzeźby terenu, drzewa pięknie mienią się jesienną feerią barw. Takimi lasami można chodzić godzinami. Krótki to fragment, ale totalnie zjawiskowy – na jego końcu traficie na polanę z wiatą, gdzie przed „atakiem zamkowym” można usiąść na chwilkę i zregenerować siły. Dziś to jedyny przebłysk turystycznej infrastruktury w okolicy a jeszcze sto lat temu – niedaleko na północ znajdowała się gospoda Zeisgrundbaude, gdzie można było zjeść, napić się (w tym wydobywanej niedaleko wody mineralnej Adelsbacher Sprudel) jak i przespać. Zmotoryzowanym warto podpowiedzieć, że od strony Cisowa można podjechać autem i dość blisko polany (przy końcu drogi asfaltowej) zostawić samochód na prowizorycznym parkingu, tak więc jeśli nie macie zbytnio czasu na wędrówkę po Parku to warto skorzystać z tej opcji.



ZAMEK CISY – ZWIEDZANIE
W przeciwieństwie do swych bardziej znanych „zamkowych braci” Cisy są miejscem gdzie raczej nie będziecie narzekać na tłok. Niby od mega popularnego Książa to tylko 90 minut spaceru, ale jednak jakoś tak się składa, że na te kilka dodatkowych tysięcy kroków decydują się nieliczni. Ci którzy do ruin docierają mogą liczyć na atmosferę iście kameralną. Trzeba też przyznać, że jest coś urzekająco prawdziwego w tej pozostawionej na boku surowiźnie, jakiś nieuchwytny pierwiastek sprawiający, że miejsce to robi piorunujące wrażenie. A może po prostu tak lubię ruiny i sobie wkręcam romantyzując je ponad miarę?

Jeszcze do niedawna (przez krótki, ale z pewnością uciążliwy czas 3 lat) bezproblemowe dotarcie do wybudowanego na dość stromym wzniesieniu zamku było troszkę bardziej problematyczne niż obecnie, brakowało bowiem drewnianej kładki poprowadzonej dziś ponad suchą fosą. Poprzednia znajdowała się w tak złym stanie, że trzeba było ją wymienić.

No, ale dobra, cóż takiego mamy w menu, że tak bardzo mi się tu spodobało? Przecież to sterta kamieni, które można obejść w 15 minut. No i w sumie tak jest i dużo zależy od tego jak takie ruiny na ciebie działają. Czy rzucasz na nie okiem i idziesz dalej czy jednak każdy kolejny fragment murów, pozostałość po basztach, imponujący stołp, szeroki dziedziniec i ślady po kolejnych kondygnacjach dawnego budynku mieszkalnego sprawia, że zaczynasz sobie wizualizować minione stulecia wyobrażając jak zamek wyglądał w latach świetności.




A przyznam wam, że nietrudno jest wyobrazić sobie jak wielkim musiało być tutejsze zamkowe założenie. Same relikty zamku górnego robią spore wrażenie, nawet jeśli są tylko powidokiem po średniowiecznych fortyfikacjach. W cieniu masywnego wciąż stołpu na szerokim dziś dziedzińcu jest miejsce, które bywa wykorzystywane do biesiadowania, ślady po niedawnym ognisku wciąż były widoczne. I jakkolwiek piknik z ogniskiem pośrodku ruin brzmi klimatycznie tak pamiętajcie o posprzątaniu po sobie – zostawianie bałaganu klimatyczne już jest.

Również odległość pomiędzy zachodnim a wschodnim przedzamczem (a raczej ich pozostałościami) pokazuje, że zamek był nie mały. To niesamowite, ale z pewnością sporo fragmentów tych murów pamięta jeszcze czasy powiedzmy Władysława Łokietka! Z każdym rokiem ich stan jest jednak coraz gorszy, a natura powoli zagarnia dla siebie coraz więcej miejsca. I wygląda na to, że wszyscy się z tym faktem pogodzili i raczej nie doczekamy się generalnego liftingu i przekształcenia zamku w klasyczne, zadbane romantyczne ruiny. A szczerze z jednej strony życzę Cisom by ktoś się nimi zaopiekował, z drugiej nie skłamię jak powiem, że ich aktualna forma i „dzikość” sprawiają, że są one dość wyjątkowe… i nie wiem któremu z dwóch wilków w sobie kibicować bardziej 😉
A jeśli chcecie zobaczyć jak choć na chwilę w okolice zamku wraca życie i klimat rodem ze średniowiecza to pilnie wypatrujcie informacji o kolejnym Turnieju Rycerskim pod Zamkiem Cisy. Jak do tej pory turniej odbywał się w lipcu i wszystko skazuje na to, że również i w 2025 polana poniżej zamku tętnić będzie niezwykłymi opowieściami!





Ruiny zwiedzać można za darmo, calusieńki rok i tylko złe warunki pogodowe mogą stawać na przeszkodzie by się doń wybrać. Zaprawdę, fajny to pomysł na weekendowy spacer a jak jeszcze połączyć go ze spacerem do Książa lub na któryś z okolicznych pagórów (Chełmiec czy Trójgarb) to w ogóle mam przepis na diablo udany dzień. I tego wam życzę, by każde wyjście na szlak było udane i ekscytujące!
Hej Wojtuś! Chwilę mnie u ciebie nie było, więc fajnie wybrać się na wycieczkę w mniej znane zakątki Polski. Zamek Książ widziałam, a jakże – byłam zachwycona, ale te ruiny w jesiennej odsłonie także bardzo mi się podobają. Podobne klimaty panują jesienią w moich ulubionych ruinach (zamek Sobień nad Sanem). A quiz mnie rozbawił 😀
PolubieniePolubienie