Badacsony – wulkany i wino z Balatonem w tle

Czy można pojechać nad Balaton by finalnie niemal całkowicie „olać” największe węgierskie jezioro? Można, jeszcze jak! Zapraszam was do Badacsony, gdzie pośród wulkanów i winnic pozachwycamy się krajobrazami, raz po raz rzucając odstawionemu na bok akwenowi tęskne spojrzenia.

DSCF1634
Jezioro Balaton co roku przyciąga tłumy turystów.

Balaton, największe jezioro Węgier jak i całej Europy Środkowej. Niemal 600 kilometrów kwadratowych powierzchni, długość prawie 80, głębokość licha bo średnio 3,5 metra. Kilometry plaż, nieskończone możliwości aktywnego spędzania czasu, urokliwe miasteczka, sporo historii, smaczne jedzenie, pyszne wino. Miejsce, które przez lata było jednym z niewielkich okienek na świat dla żyjących w gierkowskiej Polsce.

Nie może więc dziwić, że będąc w lipcu na Węgrzech postanowiłem, że wsiądę w pociąg i ruszę w kierunku węgierskiego morza. Dziwić może jedynie fakt, że przy blisko 35 stopniach (w cieniu) zamiast wylegiwania się na plaży wybrałem łazęgę na powulkaniczny pagór, chyba najbardziej emblematyczny dla balatońskiego krajobrazu. Poznajcie Badacsony.

IMG20230724112157
Spojrzenie z mola w Badacsony na pagór Badacsony, centralny punkt winiarskiego regionu… Badacsony.
DSCF1675
Zbocza wzgórz pokryte są hektarami winnic a cała okolica ma wybitnie śródziemnomorski vibe.
IMG20230724135636-01
Mnie jednak, nad Balaton przyciągnęły takie klimaty 🙂

Wybór Badacsony na cel ekskursji nie był przypadkowy. Jak dobrze mnie znacie wiecie, że powulkanicznym pagórom nie odpuszczam i jeśli tylko jest okazja by się po takich powłóczyć to robię to bez wahania. A północno-zachodni brzeg Balatonu jest idealnym miejscem by udowodnić, że Węgrzy nie gęsi i swoje wulkany mają. Stożkowata kraina, korzenie mająca w wulkanicznych ekscesach na dnie Morza Panońskiego to dziś nie tylko świetny cel wycieczek pieszych i rowerowych, ale i w dużej mierze – a dla wielu przede wszystkim – destynacja kulinarna. Tamtejszy region winiarski, powstały na powulkanicznych ziemiach jest jednym z najciekawszych w całym kraju a białe wina z Badacsony naprawdę zachwycają.

DSCF1799
Badacsony to pagór wielce przyjemny a jego wulkaniczność, choć pozbawioną „stożkowatości” poznacie choćby po bazaltowych stemplach.
DSCF1655
Zbocza wzgórz pokryte są hektarami winnic a cała okolica jest wybitnie urokliwa.

Z połączenia powulkanicznego krajobrazu, fajnych i prostych szlaków, bliskości Balatonu i pysznego wina wyszła mieszanka iście wybuchowa (by pozostać w wulkanicznym klimacie) i jestem pewien, że większości z was spodoba się tam tak bardzo jak i mi. Mnie. Czy jak się tam pisze. Zaczynajmy!

BADACSONY – MIEJSCOWOŚĆ, PAGÓR, WINO?

Nad jezioro wybrałem się klasycznie, pociągiem. Z Budapesztu dostaniecie się tu już w 80 minut, z Gyor skąd sam ruszyłem podróż trwa trochę dłużej, po ponad 2 i pół godziny (bilet kosztuje 2700 HUF). W ogóle, sam Balaton jest na tyle ciuchcio-friendly, że niemal całkowicie da się go objechać pociągiem, fajna sprawa.

Przez większą część przejażdżki towarzyszą nam spokojne i ładne aczkolwiek monotonne widoki na Małą Nizinę Węgierską. Z czasem jednak krajobraz zaczyna coraz bardziej falować aż w końcu zaczynają wyrastać nań pojedyncze wzgórza o całkiem stożkowatych kształtach, im bliżej jeziora tym częściej pokryte mieniącymi się zielenią winnicami. Nic dziwnego, że swego czasu o kupnie domu w tych okolicach myślał Robert Makłowicz.

DSCF1714
Mieć taką chatkę pośród winnic i wulkanów? No bardzo proszę!

Tereny od północy przylegające do Balatonu to jeden z najciekawszych geologicznie obszarów w całych Węgrzech. Wzgórza Balatońskie, Las Bakoński czy Płaskowyż Keszthely są niczym studnia bez dna w dziedzinie zaskakiwania kolejnymi ciekawostkami z historii Ziemi, a ich różnorodność jest tak wielka i kompleksowa, że cały teren liczący sobie przeszło 3000km kwad. w 2015 roku miał zaszczyt dołączyć do szanownego grona Światowych Geoparków UNESCO! Okolice Badacsony są jednym z kilku miejsc gdzie szczególnie wiele do powiedzenia miał dawny wulkanizm.

DSCF1753
Gulács, chyba najbardziej klasyczny z okolicznych stożków.

Do wulkanicznych ekscesów dochodziło tu przed kilkoma milionami lat, w czasach kiedy Morze/Jezioro Panońskie miało się już ku końcowi. Spotkania magmy z wodą cofającego się morza musiały być niezwykle burzliwe i wierzcie mi, mimo niewątpliwego dramatyzmu i widowiskowości nikt z was nie chciałby być świadkiem ówczesnych gwałtownych erupcji. Powstałe wtedy wulkany oraz pokrywy lawowe szczelnie otuliły się osadami z morskiego dna. Minęło niemal 8 milionów lat. Erozja zrobiła swoje, osadowych skał się pozbyła, nie miała jednak siły na bazaltowe bebechy wulkanów. Przez co do dziś północny brzeg Balatonu pełen jest stożków, będących pozostałościami po wulkanicznych kominach. O tym, że wulkaniczne gleby bardzo lubią się z winoroślami wiedzieli Rzymianie, którzy „kręcąc się po okolicy” dwa tysiące lat temu zapoczątkowali tu winiarskie tradycje. Do dziś większość okolicznych pagórów pokryta jest winnicami.

Zaprawdę, region Badacsony, choć niewielki zdecydowanie wart jest poznania.

DSCF1637
Badacsony nie jest typowym stożkiem a bardziej górą stołową.

Badacsony jak zdążyliście zauważyć to jednocześnie region winiarski, góra, ale i rdzeń nazewniczy dla zespołu otaczających pagór miejscowości – Badacsony, Badacsonytomaj, Badacsonytördemic oraz Badacsonylábdihegy. Nasz spacer rozpoczniemy w Badacsony. Tym bez dodatków.

Pociąg z Gyor jedzie prawie 2 i pół godziny. Na miejscu powita was niewielki, ale ciekawy dworzec. W dużej mierze zbudowany z bazaltu.

DSCF1625

Gdybym planował zostać dłużej nad samym jeziorem to pewnie zrobiłbym i poważniejszy spacer po samej miejscowości a tak ograniczyłem się do zajrzenia na molo oraz slalomu pomiędzy dość przaśną i bardzo „krupówkową” częścią rozrywkową. Cóż, miejsca tak turystyczne rządzą się swoimi prawami i niekończące się stragany z pamiątkami są i tu. I wesołe miasteczko. No jest kolorowo, i głośno.

DSCF1649
Badacsony w środku sezonu.
DSCF1651
Badacsony w środku sezonu.

Cicho i kameralnie jest na molo. Niedługim, ale przyjemnym. Choć szkoda, ze nie drewnianym. Woda ma trudny do określenia kolor, w marinie tłok. Jest gorąco, ale wiaterek ratuje sytuację. Zaraz obok znajdziecie plażę. Nie za dużą, trawiastą. W niezbyt głębokiej wodzie można sprawdzić się w ciekawej wariacji na temat piłki wodnej, węgierskiej specjalności zwanej Water Skyball.

DSCF1631
W niewielkiej marinie tłok.
DSCF1633
Spojrzenie w stronę plaży.
IMG20230724112215
Cześć!
DSCF1646
Balaton nieśmiało wychylający się zza krzaczorów.

Ale cóż, Balaton jakkolwiek piękny nie był tego dnia głównym celem, dlatego pora by się od jeziora odwrócić i ruszyć niebieskim szlakiem, wprost na liczący 437 metrów pagór. Wielce emblematyczny dla balatońskiego krajobrazu.

mapy (8)
Łapcie link do trasy https://pl.mapy.cz/s/jeputofeje

Szlak na Badacsony z… Badacsony

  • Dystans na sam szczyt, do wieży widokowej: 3,7 km. Następnie zejście do Badacsonytördemic : 4,4 km.
  • Podejście: 344 m.
  • Czas przejścia: wedle mapy.cz około 3 godzin, w rzeczywistości z przerwami na zdjęcia i kontemplację widoków sporo więcej.
  • Oznaczenia szlaku: niebieski, niebieski z czerwonym, niebieski z czerwonym i żółtym, czerwony i na końcu ponownie niebieski z czerwonym.

W ucieczce z turystycznego centrum pomaga niebieski szlak, złapiecie go zaraz przy dworcu skąd wyprowadzi was na drogę rzymską, Római út – ulicę, której nazwa zdecydowanie nie jest przypadkowa i nader dobrze koresponduje z największą rzymską spuścizną nad Balatonem, winem.

DSCF1654

Badacsony jako pagór ma u podstawy niemal 11 kilometrów obwodu i niemal na całej tej długości znajdziecie zielone pola winorośli. Balatoński klimat i wulkaniczne gleby sprzyjają głównie białym winom pośród, których prym wiedzie Olaszrizling. O czym przekonać się można w jednym z naprawdę wielu przybytków, które po drodze napotkacie – wierzcie mi, gdybyście postanowili porównać trunki w każdym mijanym pińceszet czy borozó to na szczyt raczej byście nie dotarli 😉

A jeśli smakowanie wina i węgierskiej kuchni byłoby waszym głównym celem wizyty w Badacsony to polecam zastanowić się na Winnym Festiwalem, który trwa mniej więcej dwa tygodnie i zazwyczaj odbywa się latem, w lipcu.

DSCF1662

badacsonytomaj-szentdonat-1
Kawałek w przeciwnym kierunku wzdłuż Római út traficie na kapliczkę Św. Donata, patrona win. Fot. kapolnak.hu/

Tak jak droga rzymska przypomina o dziedzictwie sprzed 2 tysięcy lat tak ulica, w którą po chwili się skręca – zaczynając faktyczne podejście pod górę – opowie wam historię romantycznej miłości Sandora Kisfaludiego i Rózy Szegedy. Romans słynnej pary miał rozpocząć się właśnie tutaj, podczas zbiorów winorośli. Po ślubie wybudowali tu całkiem imponujący barokowy kompleks z winnicą – budynki stoją do dziś, jeszcze do niedawna służąc choćby za muzeum.

DSCF1667
Podejściu ulicą Sandora Kisfaludy towarzyszą zabytkowe posiadłości.
DSCF1671
Podejście pod Badacsony.
DSCF1679
Spojrzenie na Balaton.

Posiłkując się miejscową legendą całkiem niedaleko – tuż przy punkcie spotkania szlaku niebieskiego z czerwonym – traficie nie miejsce, które niegdyś musiało być świadkiem romantycznych uniesień Sandora i Rózy. Piękny widok na jezioro i winnice, cisza spokój. I kamlot, który – jeśli wierzyć legendzie – przynieść ma szczęście każdej parze, która trzymając się za ręce na nim usiądzie. Koniecznie plecami do Balatonu.

To też po prostu świetne miejsce na odpoczynek i mały piknik.

DSCF1686
Kamień Rózy Szegedy.
DSCF1687
Majaczące na horyzoncie pagóry nad Fonyód.
IMG20230724123339
Całkiem miało to miejscówka, idealna na krótki przystanek.

W tym miejscu zaczyna się to co tygryski lubią najbardziej. Asfalt zostaje z tyłu, do gry wchodzi las a punkty widokowe pojawiają się jeden po drugim, niczym grzyby po deszczu. Każdy łazęga pagórkowaty znajdzie tu coś dla siebie.

Do pierwszego przystanku, Páholykő-kilátóhely prowadzi chyba najbardziej wymagający kawałek całego szlaku. Nie jest on długi bo ledwo kilometrowy, ale na tym dystansie pokonuje się 100 metrów przewyższenia. Bazaltowe stopnie przypominają spacer choćby po naszej Ostrzycy. Bardzo fajny to fragment. Uważna osoba między skalnymi blokami zauważy tablice pamiątkowe o kilku ważnych osobistościach, m.in. jednym z najważniejszych węgierskich badaczy wulkanizmu, Lajosu Jugovicsu.

W górę, na Páholykő-kilátóhely.
W górę, na Páholykő-kilátóhely.

Samo Páholykő-kilátóhely to niewielka skalna platforma, z której roztacza się całkiem przyjemny widok na Badacsonytomaj czy Balaton. Jednak to kilkaset metrów dalej znajdziecie miejsce, z którego jezioro i przede wszystkim ciągnące się poniżej winnice prezentują się najlepiej.

Páholykő-kilátóhely to taka niewielka skalna platforma.
Widok na Badacsonytomaj.

Mowa o Egry József kilátóhely. To niewielka wieża, wieżunia a w zasadzie parterowy budyneczek z tarasem widokowym. Zbudowany z bazaltowych skał wygląda na diablo wiekowy, lecz niech was nie zwiedzie – wybudowano go na początku XX wieku. I wystarczy spędzić tam chwilę by zrozumieć dlaczego budyneczek nazwany został na cześć wybitnego węgierskiego malarza. Czy Egry właśnie tu malował swoje balatońskie pejzaże? Kto wie.

Egry József kilátóhely.

Widoki na jezioro są fajne, ale całą uwagę zgarniają tu winnice, nadające najbliższej okolicy wybitnie śródziemnomorskiego charakteru. Pyszności.

Spojrzenie na Badacsony i górujące nad miejscowością winnice.
No piękne są, prawda?

Jeśli do tej chwili zastanawialiście się czy spotkacie kogoś na szlaku to… myśl ta towarzyszyć będzie niemal do końca spaceru. Za wyjątkiem jednego miejsca, wieży widokowej Kisfaludiego – konstrukcje takie zawsze przyciągają entuzjastów dalekich widoków i liczyć można na mały tłumek kręcący się w okolicy. Prowadzi doń dość całkiem płaski fragment lasem a po drodze mija się stary, kamienny schron, zapewne turystyczny bo znajdujący się na przecięciu szlaków.

Przyjemny spacerek do wieży.
Schron chyba turystyczny.

Wieża widokowa na Badacsony jest konstrukcją bardzo przyjemną i jako żywo przypominająca taką jedną, naszą z Dolnego Śląska. Mam nadzieję, że nie tylko ja widzę podobieństwo do Borowej. Kształt (jakkolwiek z drewnianymi zamiennikami) i spiralne schody prowadzące na znajdującą się na 19 metrach platformę mocno wałbrzyskim klimatem mnie uderzyły.

Kisfaludy-kilátó.

Wieża jest dość młoda, niedawno minęło 10 lat od jej postawienia. W 2011 roku zastąpiła starszą, drewnianą i niską na tyle, że jedyne widoki jakie zapewniała to podglądanie życia ptaków w koronach drzew. Co zapewne mogło być ciekawe, ale widoki jakie dzisiaj się z niej rozpościerają sprawiają, że szczęka opada. To z tego miejsca idealnie widać wulkaniczne stemple sprzed milionów lat: stożkowate Gulács i Tóti-hegy na pierwszym planie, czy z daleka najmniej wulkaniczny, mocno wypłaszczony Szent György-hegy – po bliższym poznaniu oszałamiający potężnymi bazaltowymi organami, kolumnami grubymi nawet na 2 metry! Zdecydowanie trzeba będzie kiedyś przejść się i na nie.

Węgierskie wulkany, znaczy się to co z nich zostało 🙂
Kapitalna to okolica, na każdy pagór można wejść i przeżyć inną przygodę: tak na Gulácsu, czy w ruinach zamku na Csobánc czy między skalnymi łukami Vaskapu-tető.
Szent György-hegy z oddali.
Szent György-hegy z bliska i jego bazaltowe organy. Fot, csodalatosmagyarorszag.hu/

Co najfajniejsze miejscówka z najlepszym widokiem dnia dopiero przed nami. By do niej trafić trzeba przejść kolejne 500 metrów, spotkać się z żółtym szlakiem i zbić kawałek dalej ze szlaku w lewo. Tak oto dotrzecie do Kőkapu, co przetłumaczyć można jako Kamienną Bramę. I jest to chyba całkiem trafna nazwa bo też jest to  skarpa na skraju nieczynnej już kopalni bazaltu. Badacsony oraz okoliczne góry były niegdyś silnie eksploatowane i dopiero kilkadziesiąt lat temu kopalnie zakończyły tu działalność. Widok znad przepaści na pozostałe wulkany jest tu bardziej dramatyczny niż z wieży, zdecydowanie warto tu przydreptać.

Widoki z Kőkapu, widoki znad krawędzi. Swoją drogą: ale tu miałem brudny obiektyw :O
Widoki z Kőkapu, widoki znad krawędzi.

Skoro można stanąć na szczycie wyrobiska, to czy jest szansa, by zobaczyć je z dołu? No jasne. Prowadzi tam ciekawy fragment szlaku, całkiem ostro w dół wzdłuż rumowiska pełnego bazaltowych odłamków – widać, że turyści upodobali sobie to miejsce do stawiania kopczyków. Po drodze znajdziecie kilka tablic informacyjnych o węgierskim wulkanizmie, jakkolwiek nie wszystko jest na nich przetłumaczone i bez gugel translatora się nie obejdzie.

Zejście, fragment łagodny.
Kamieni jest sporo i warto schodzić spokojnie a uważnie.
Kopczyki z widokami.

Wspomniany wcześniej Lajos Jugovics był wielkim orędownikiem tego, by eksploatacja skał odbywała się z jak największym poszanowaniem natury i zapewne z wielką ulga przyjął informację, że kopalnie w Badacsony (i w okolicy) zakończyły działalność w roku 1964 a już całkowicie z aprobatą kiwnąłby głową na fakt, że każdy z okolicznych „wulkanów” znajduje się dziś pod prawną ochroną. I choć bazalt w miejscowym wyrobisku nie ma tak charakterystycznych form słupowych to i tak rozległa przestrzeń na jakiej był wydobywany robi wrażenie.

Kopalnia bazaltu na Badacsony.
Kopalnia bazaltu Badacsony.

Kilkaset metrów nie-po-drodze na wschód, w miejscu gdzie niegdyś znajdowała się górnicza kolonia traficie na dość niezwykłą kapliczkę, zbudowaną z kamieni, które wcześniej służyły za budulec dla górniczych domów. Kształt i bryła poświęconej Św. Stefanowi świątyni są dość wyjątkowe i nie przypominam sobie na szybko podobnych – fajnie też komponują się z okolicą.

Kaplica Św. Stefana. Fot. termeszetjaro.hu

Powolnemu zejściu do Badacsonytördemic towarzyszą kolejne mikro punkty widokowe skąd podpatrzeć można wszystkie wcześniej widziane krajobrazy, tyle, że z kolejnych nowych perspektyw. Swoją drogą schodząc z każdej góry w okolicy bardzo łatwo poznać kiedy opuściło strefy rezerwatów wokół ich partii szczytowych – ot zaczynają  nam towarzyszyć uprawy winorośli. Tak, nie ma tu nawet metra do stracenia i zaraz za granicami rezerwatów rozpoczynają się winnice.

DSCF1766
Widok na Csobánc.
DSCF1782
Widok na Wzgórze Św. Jerzego, że tak pozwolę sobie przetłumaczyć.

I tak też po niespełna 8 kilometrach marszu dotrzecie do Badacsonytördemic, tej miejscowości wokół Badacsony, która zupełnie nie przypomina miejsca, w którym zaczynaliśmy.

DSCF1798
Główna ulica Badacsonytördemic, czyż nie urokliwa?

Ciche, spokojne, niezatłoczone i wolne od turystów zachwyca urokliwymi, zadbanymi domkami, nierzadko zabytkowymi, ciągnącymi się wzdłuż wyłożonej bazaltowymi kostkami drogi. W co bardziej okazałych znajdziecie kawiarenki czy winiarnię. O wolne miejsca nie musicie się bać, bo naprawdę jakimś dziwnym trafem wewnątrz w większości spotkać można tylko miejscowych. Za to chwile rodem z Rancza można uskutecznić przy miejscowym sklepiku spożywczym, przed którym tak jak i w Wilkowyjach przesiadują miejscowi.

DSCF1788
Bazalt znajduje tu wiele zastosowań.
DSCF1790
Gólyafészek Kávézó, Bocianie Giazdo – tu w sezonie napijecie się kawki i zjecie coś słodkiego.
DSCF1800
SkizoBor-Wine bar, tu można skosztować miejscowego wina.
DSCF1804
Zabudowa Badacsonytördemic jest różna i różniasta, ale najczęściej łączy ją to, że cieszy oko.

Znajdujący się naprzeciw kościół Św. Michała byłby jednym z najstarszych budynków Badacsonytördemic gdyby nie fakt, na nękające go nieustannie nieszczęścia – choć i tak odbudowana w 1904 roku świątynia jest zapewne jednym z bardziej wiekowych budynków w miasteczku. A zdecydowanie palmę pierwszeństwa – jeśli idzie o staż – dzierży rzeźba przed kościołem, niezwykle stara, przedstawiająca najpewniej lwa. Powstała ona zapewne w tym samym czasie – i na tym samym etapie wiedzy – co podobna, którą znajdziecie we Wrocławiu przy portalu katedry na Ostrowie Tumskim.

DSCF1793
Kościół Św. Michała w Badacsonytördemic.
DSCF1796
Kościół Św. Michała w Badacsonytördemic.
DSCF1797
A to jest pan lew, zastanawiam się jaka jest jego historia.

I tak też kończy się ten spacer. Jestem po nim pewien, trzeba będzie tu wrócić bo północno-zachodni brzeg Balatonu potrafi zaskoczyć i zapewnić atrakcji na długie dni i tak po prawdzie Badacsony traktować można jako przystawkę do dalszych ekskursji po okolicznych wulkanach, a finalnie pewnie jako start do poznania samego jeziora 🙂

Mam nadzieję, że po lekturze i wielu z was zapragnie poznać je bliżej! Cześć, do następnego!

Jedna myśl na temat “Badacsony – wulkany i wino z Balatonem w tle

  1. Hej Wojtuś! Pozdrawiam świątecznie 🙂
    Jadąc do Słowenii zawsze mijamy Balaton. Teraz będę miała jeszcze większą ochotę, by się tam zatrzymać na noc… MUSZĘ pokonać opór przyrośniętego do kołka małżona!
    P.S. Ulice i place naszego rodzinnego miasteczka były aż do początku dwutysięcznych lat w większości z wiekowej kostki bazaltowej. Niestety, władze doszły do wniosku (wbrew naszym protestom), że lepsiejszy będzie asfalt i sztuczna kostka. I jedno, i drugie posypało się w trymiga!

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.