Tokio: yakiniku, Dworzec Tōkyō i Parku Ueno mnogość atrakcji

Cześć! W dzisiejszej łazędze po Tokio odkrywać będziemy trochę kolejowego dziedzictwa miasta, cosik zjemy a także zajrzymy do parku mogącego pochwalić się tyloma ciekawymi miejscami, że z łatwością można by w nim spędzić długie godziny.

Powrót z Yokosuki nieoczekiwanie się przeciągnął, okazując się tym jednym, wyjątkowym przypadkiem kiedy japońskie koleje zaliczyły opóźnienia! I to takie rosnące o 2 minuty z każdym kolejnym przystankiem. Nie wiem cóż było tego przyczyną, no, ale życie. Nawet w tak sprawnej machinie zdarzają się takie sytuacje. Pogodzony z dość niespodziewanym obrotem sytuacji dotarłem na stację Shimbashi. Nie było to miejsce przypadkowe, bo też prowadził mnie tu żołądek domagający się jedzenia. A o tym co wrzucę na ząb pomyślałem już z wyprzedzeniem.

TOKIO: YAKINIKU LIKE SHIMBASHI

Był maj a jako Polak obowiązki mam majówkowe i na obiad wybrałem się do Yakiniku Like Shimbashi, rzut beretem od stacji. Yakiniku łatwo przetłumaczyć jako smażone mięso i tymże w zasadzie jest. Cały sekret polega jednak na tym, że mięsko smażymy sami, na niewielkim, zainstalowanym w stoliku grillu. How cool is that? Yakiniku jest zazwyczaj przyjemnością dość towarzyską/przeznaczoną dla kilku osób i ciężko jest znaleźć miejsce dla jednego gościa. I tu właśnie na pomoc przychodzi przybytek do którego się udałem, bez problemu można wbić solo, zamówić zestaw dla jednej osoby i rozpocząć zabawę.

„Wesoła” zabudowa na placu przy stacji Shimbashi.

Wszystko jest dziecinnie proste. Najpierw na dotykowym ekranie wybieramy co nas interesuje (tak, jeśli obawiacie się wasz japoński/angielski jest niewystarczający to fear not, tu nie jest to problemem): można samemu wybrać intersujący rodzaj mięsa i dodatki, można wybrać gotowe zestawy. Ja skusiłem się na plastry z żebra wołowego i stek z podbrzusza, do tego cebulkę, kimchi, sałatkę choregi (tu bardzo sałatowo-ogórkową), zupkę (opartą głównie na wakame) i ryż, nielimitowany jakby ktoś pytał XD 3 minuty od wklikania zamówienia wszystko mamy już pod nosem i można zacząć grillowanie. A instrukcja obsługi skomplikowana nie jest: przy stoliku są dwa przyciski, naciskane razem odpalają grilla, a potem jednym lub drugim regulujemy wielkość płomienia, tyle. Powiem wam, ze wielką sobie radość sprawiłem, tym grillowaniem swoim 🙂

yakiniku

Sama stacja Shimbashi jest też jedną z tych, o których warto napisać choć jedno zdanie. Jest ona dla japońskich kolei niezwykle ważna bo też była pierwszą oddaną do użytku! i to stąd w 1872 roku wyruszył pierwszy pociąg do Yokohamy! Budynek i okolica wielokrotnie się zmieniły, ale fakt, że to właśnie tu wszystko się zaczęło na stałe zapisał Shimbashi w historii japońskiego kolejnictwa. Na placu przed stacją zauważycie piękną, zabytkową ciuchcię z 1945 roku, C11 292 z Nagoji, przez 30 lat ciągnącą wagony przemysłowe, od pół wieku eksponat. Nie ma chyba lepszego dla niej miejsca.

ciuchcia
sl square

Stację odwiedzałem już wcześniej, ale dopiero teraz, w ciągu dnia miałem czas przyjrzeć się okolicy. A ta jest wielce rozrywkowa. Wielkie bilbordy reklamujące każdy możliwy alkohol (od piwa, przez highballe po whisky, i tak reklamy alkoholu są w Japonii bardziej niż na porządku dziennym) górują nad izakayami, salonami do pachinko czy klubami karaoke. To jedno z tych miejsc gdzie wieczorami salarymani wychodzą na ulice, szukając czegoś co wypełni im czas.

Z kolei (badum tss) kilka zdań a nawet akapitów z pewnością należy się następnemu przystankowi tego dnia.

TOKIO: DWORZEC TŌKYŌ (東京駅)

Choć to Dworzec Shinjuku obsługuje zawrotną (i trudną do ogarnięcia umysłem) liczbę 3 milionów pasażerów dziennie to w moim osobistym rankingu najbardziej emblematycznych i charakterystycznych tokijskich dworców, pierwsze miejsce zajmuje ten wybudowany naprzeciwko Pałacu Cesarskiego, architektoniczna – choć daleka od japońskiej estetyki – perełka, Dworzec Tōkyō. Jasne, wiadomo, że to kwestia indywidualna, ale pójdę dalej i zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że piękny, inspirowany zachodnią architekturą gmach jest nie tylko symbolem japońskich kolei, ale i po prostu Tokio jako takiego, doskonale wpisując się w dzisiejszy, pełen kontrastów charakter miasta.

Dworzec Tōkyō.
Dworzec Tōkyō.

Na Dworzec Tōkyō traficie wcześniej czy później, czy tego chcecie czy nie. Spora część z nas/was wyląduje tam z konieczności: stąd startuje spora część shinkansenów (dla linii Tokaido, Tohoku, Jōetsu czy Hokuriku jest to stacja zerowa więc gdyby któryś z tokijskich dworców nazwać Centralnym to tu miałoby to najwięcej sensu), stąd ruszyć możecie do niemal każdej prefektury na Honsiu, tu dociera w też Narita Express, więc bardzo możliwe, że pośród 450 000 dziennych pasażerów (tylko kolejowych, a dodać trzeba by jeszcze metro i autobusy) będziecie i wy. Wielu z was wybierze się tam jednak z ciekawości i samej chęci zobaczenia dworca. I absolutnie nie może to dziwić bo to kawał fajnej architektury. I nie tylko. Bo przy takim obłożeniu nie dziwota, że dworzec funkcjonuje trochę jak miasto w mieście a kilka jego poziomów pełne jest sklepów, restauracji czy galerii sztuki z prawdziwego zdarzenia.

Dworzec Tōkyō.
Dworzec Tōkyō.

Dworzec oddano do użytku w 1914 roku i pierwotnie za jego projekt odpowiadał Niemiec Franz Baltzer, ale jego idee odrzucono ze względu na to, że były zbyt… japońskie. I co zabawne europejski charakter obecnego budynku jest dziełem japońskiego architekta, Tatsuno Kingo, który w całej swojej karierze bardzo ciekawie łączył wpływy renesansowe, brytyjskie half-timberowe czy secesyjne z japońskimi. Masywny, trzy kondygnacyjny, zakończony efektownymi kopułami budynek z czerwonej cegły, przetrwał wszystkie tragiczne wydarzenia XX wieku i dziś, wraz z wielopiętrowymi szklanymi domami wokół tworzy jeden z bardziej kontrastowych obrazków w Tokio.

Warto choć na chwilę zajrzeć pod kopułę 😉

Stację Shimbashi i Dworzec Tōkyō dzieli 20 minut spaceru bądź chwila (długości 3 minut) jazdy jedną z kilku linii kolejowych (Yokosuka, Yamanote, Tokaido, Keihin-Tohoku). Trzema ostatnimi a także metrem linii Ginza dostaniemy się też i do kolejnego celu tego dnia.

TOKIO: PARK UENO (上野公園) I JEGO NIESKOŃCZONE MOŻLIWOŚCI

Nie będzie chyba przesady w tym, jak napiszę, że przy dobrym planowaniu w Parku Ueno spędzić można by cały dzień. Bo miejsce to idealnie nadaje się ot po prostu na spacer na łonie przyrody (połączony z odwiedzinami w Zoo), poprowadzi pośród wielu świątyń i chramów (tak pomniejszych jak i niezwykle ważnych), nakarmi tak w restauracjach, kawiarniach czy straganach z street-foodem i w końcu pozwali na obcowanie ze sztuką i nauką najwyższego sortu – muzeów jest ci tu dostatek i w sumie dnia na porządne ich zwiedzenie nie starczy. Sam skusiłem się ledwie na muśnięcie tego potencjału, i powiem wam, fajnie było. No za wyjątkiem jednej pani, która oscamowała mnie na modlitwie i „podarunku” koralików 😛

Park Ueno.

Ueno Onshi Koen ma 53 hektary powierzchni, dzięki czemu oszałamiające 10 milionów odwiedzających rocznie (!) ma sporo miejsca na to by tworzyć wrażenie „wcale nie tak bardzo zatłoczonego parku”. Prawdziwe oblężenie następuje wiosną, podczas kwitnienia sakur (drzew wiśni jest ponad 800), pięknie prezentować musi się i latem, kiedy staw Shinobazu zapełnia się tysiącami, kwitnących kwiatów lotosu. W maju lotos jest jeszcze dość wstydliwy, ale staw na tle współczesnej zabudowy i tak prezentował się ciekawie.

Staw Shinobazu.
Staw Shinobazu.
Staw Shinobazu latem pełen jest tysięcy rozkwitniętych kwiatów lotosu.
Park Ueno.
Park Ueno.

Pośrodku stawu, na niewielkiej wyspie setki lat temu (na długo przed powstaniem parku) wzniesiona została buddyjska świątynia. Shinobazu-no-ike Bentendo była częścią rozległego wówczas kompleksu Kan’ei-ji i od swego zarania poświęcona była Benzaiten, bogini kilka razy już tu wspominanej (jak choćby przy okazji cudownej pralni w Kamakurze) jednej z siódemki Japońskich Bóstw Szczęścia. Bogini często przedstawiano z biwą w ręce (czy napisanie, że to tradycyjna japońska lutnia jest zbytnim uproszczeniem?) i przed świątynią znajdziecie masywną, brązową rzeźbę owy instrument przedstawiającą. Protip dla głodomorów: jeśli zgłodniejecie to w drodze do świątyni jest duża szansa, że miniecie kilkanaście kramików ze streetfoodem i pamiątkami. 

Shinobazu-no-ike Bentendo
Biwa Benzaiten.
Shinobazu-no-ike Bentendo.

Świątyń i chramów na terenie dzisiejszego Parku jest co nie miara. Nie ma się zresztą co temu dziwić, w XVII wieku  – na długo przed otwarciem i przemianowaniem okolicy na publiczny park – powstał tu m.in. przepastny kompleks świątynny Kan’ei-ji, 250 lat później podczas wojny Boshin, brutalnie puszczony z dymem w starciach ustępującego siogunatu z siłami procesarskimi. Same bitewne zniszczenia były spore, a i rozdzielenie buddyzmu od shinto przyniosło kolejne szkody, jakimś cudem jednak część budowli przetrwała bez szwanku – najbardziej znamienitym przykładem jest pięciopiętrowa pagoda, jeden z symboli dzisiejszego parku. W jej przypadku cudem okazała się bliskość i wspólna historia, dzielona z chramem Ueno Tōshō-gū.

Pięciopiętrowa pagoda w parku Ueno.
Pięciopiętrowa pagoda w parku Ueno.

W 1616 roku zmarł Ieyasu Tokugawa, pierwszy i najbardziej znany siogun z rodu, ostatni z trzech wielkich zjednoczycieli Japonii. Pochowany w chramie Kunozan Tōshō-gū, rok później wyniesiony do rangi kami przeniesiony został do Nikkō, do chramu Nikkō Tōshō-gū (z biegiem czasu najważniejszego mauzoleum mu poświęconego). Piękny, bogato zdobiony kompleks stał się wzorcem dla wielu innych dedykowanych głównie jemu, ale i innym Tokugawom. W Parku znajdziecie jeden z nich, wniesiony przez potomków Ieyasu, zachowany w oryginalnym, przepięknym stylu gongen-zukuri, nie bez przesady nazywanym japońskim barokiem, gdzie zdobień w drewnie oraz mnogości polichromii i złoceń nie brakuje.

Ieyasu Tokugawa wyniesiony został do rangi kami, w chramach Tōshō-gū czczony jest jako Tōshō Daigongen.
Chram Ueno Tōshō-gū.

Wzdłuż ścieżki prowadzącej do bramy chramu ustawionych jest przeszło 200 masywnych latarni, tak kamiennych, jak i miedzianych, podarowanych przez największych feudałów XVII-wieku. Ich historyczna wartość to jedno, artystyczne walory to drugie – wrażenie robią misterne zdobienia latarni miedzianych a pośród kamiennych znajdziecie jedną z trzech największych w całej Japonii.

Latarnie przed chramem Ueno Tōshō-gū.
Komainu, strzegący przed siłami nieczystymi komainu, na poły lew i pies.
Latarnie, ufundowane przez największych panów feudalnych pochodzą z czasów sioguna Iemitsu Tokugawa, który w 1651 roku nadał chramowi obecną formę.

Prze/rozbudowany w 1651 roku chram dotrwał naszych czasów niemalże nie zmieniony, nie ruszony przez wszystkie dramatyczne wydarzenia, które przez Edo i Tokio przez lata się przetaczały. Z tego też powodu uważa się, że jest miejscem mocy, gdzie modlitwa czy pozostawienie tabliczki wotywnej przyniesie wielkie szczęście, głównie w pracy i nauce.

Tabliczki ema a także wiele niekorzystnych, zwróconych omikuji, przed świątyniami i chramami widok codzienny.

Chram cierpi na przypadłość wielu mu podobnych i zamykany jest o wczesnej porze (a dokładnie 16.30) przez co nie zajrzałem na jego wewnętrzny dziedziniec – jednak to co widać i bez biletu, również robi wielkie wrażenie i warto stracić tu dłuższą chwilę.

Szczegóły, szczególiki.
Szczegóły, szczególiki. latarnie jak i rzeźbiony, ażurowy mur Sukibei.

Poszukującym dalszego, bliższego i głębszego kontaktu z japońską architekturą i sztuką (nie tylko sakralną) nie wypada nic innego jak polecić dalszy spacer i zatracenie się w klęsce urodzaju parkowych muzeów. A w każdym razie tak mi się wydaje XD bo do żadnego sam nie zajrzałem. Jednak, risercz i spojrzenie z zewnątrz na olbrzymie gmachy choćby Muzeum Narodowego (国立西洋美術館) (pięknie mieszającego współczesną architekturę z klasyczną, japońską) czy Narodowego Muzeum Przyrody i Nauki (国立科学博物館) (o modernistycznej bryle nadanej po tragicznym trzęsieniu ziemi w 1923 roku) daje vibe najlepszych odwiedzonych wcześniej muzeów, obiecujących/straszących (niepotrzebne skreślić) długimi godzinami przeznaczonymi na odkrywanie ich kolekcji.

Narodowe Muzeum w Tokio.
Spacerując po parku patrzcie pod nogi, tutaj bowiem znajdziecie kilka z tokijskich studzienek poświęconych Pokemonom. Tutaj Baltoy i Bronzor.
Narodowe Muzeum Przyrody i Nauki.
Włazy studzienek zasługują na osobny wpis, stanowiąc osobliwą, różnorodną i kapitalną galerię rozsianą po całym archipelagu. Tutaj Tyrunt oraz Wynaut.

Albo Muzeum Sztuki Zachodniej (国立西洋美術館). Co ciekawe sam budynek będący dziełem Le Corbusiera i trójki jego japońskich uczniów (gmach jest jednym z siedemnastu jego dzieł wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO) wybitnie nie przyciągnął mojej uwagi, ale galeria rzeźby na świeżym powietrzu już absolutnie tak. Takiej kolekcji Rodina, nawet jeśli nie oryginalnego można pozazdrościć, a jednej z czterech kopii Bram Piekieł już szczególnie. Francuskie konotacje sięgają czasów powojennych, konfiskaty znajdującej się w Paryżu kolekcji biznesmena Kōjirō Matsukaty, i finalnie jej zwrotu z zaznaczeniem, że posłuży ona za kręgosłup muzeum poświęconego sztuce francuskiej, zachodniej.

„Mieszkańcy Calais” Rodina.
„Herkules łucznik” Émile-Antoine Bourdelle.
„Brama Piekieł” Rodina.
„Brama Piekieł” Rodina., jedna z czterech kopii

Jeśli interesują was godziny otwarcia i ceny to łapcie zbiorczo kilka linków, tak, żeby zaoszczędzić czasu na szukaniu: Muzeum NarodoweNarodowe Muzeum Przyrody i Nauki / Tokyo Metropolitan Art Museum / Muzeum Sztuki Zachodniej / Ueno Royal Museum / Muzeum Shitamachi. A dla poszukiwaczy wspaniałych pokemonowych studzienek jest taka oto mapka. Udanych łowów 🙂

Oczywiście, do zobaczenia w Parku jest jeszcze więcej i na kolejne kilka godzin można przepaść w tamtejszym Zoo, najstarszym w kraju, założony w 1872 roku! Aktualnie, na przełomie 2025 i 2026 roku będzie to ostatnia okazja by pomachać na pożegnanie Xiao Xiao i Lei Lei, dwóm pandom, które już w lutym przyszłego roku mają wrócić do Chin. To w sumie dość historyczne wydarzenie oznaczające, że pierwszy raz od 50 lat w japońskich ogrodach zoologicznych nie będzie ani jednego niedźwiedzia bambusowego! I choć powrót był wcześniej zaplanowany to gdzieś tam pod kilkoma warstwami czuć polityczne napięcie obecnych czasów i pewnego rodzaju symbolikę (pandy wszak czy tego chcą czy nie, od kilku dziesięcioleci są elementem dyplomacji Państwa Środka i ich przekazanie w 1972 roku miało być początkiem normowania się chińsko -japońskich relacji)…

Zostawiając dywagacje o stosunkach obu krajów ruszajmy dalej. Przed nami bowiem miejsce gdzie głowa wolna od natłoku myśli jak najbardziej się przyda: przed wami najbardziej emblematyczna z tokijskich świątyń, najstarsza (a jednak nowa), najbardziej znana i przyciągająca największe tłumy (blisko 30 milionów odwiedzających rocznie!), celebryta wbrew swej woli, ikona, za dnia tętniąca życiem już na prowadzącej doń ulicy Nakamise, wieczorem spokojniejsza, pozwalająca uchwycić się w klimatycznych kadrach. Poznajcie się z Sensō-ji.

Sensō-ji, najsłynniejsza świątynia Tokio.

Albo i nie 😀 Tam zabiorę was w osobnym wpisie, bo wyjątkowe jest to miejsce i na odpowiednie honory zasługuje 🙂

Jedna myśl na temat “Tokio: yakiniku, Dworzec Tōkyō i Parku Ueno mnogość atrakcji

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.