Cześć. Kontynuujemy naszą japońską opowieść. W dzisiejszym wpisie zakłócimy lekko chronologię i na krótko wrócimy do dnia, kiedy zachód słońca w Kamakurze porzuciłem na rzecz Tokio i wieczornych spojrzeń na japońską stolicę. Czy słusznie? Wydaje mi się, że nie było najgorzej 😉

Miejsc do podziwiania tokijskich panoram (a tym bardziej nocnych) jest w mieście bez liku. Podczas tego wyjazdu odpuściłem sobie jednak najważniejsze i najbardziej znane (jak Tokyo Metropolitan Government Building, Skytree czy Shibuya Sky) bo najzwyczajniej w świecie, uznałem, że nadrobię je w przyszłym roku, zabierając na nie mamę 🙂 Miejsca, które wybrałem w ich zastępstwie absolutnie jednak im nie ustępują.
TOKIO: CARETTA SHIODOME (カレッタ汐留)
Pierwszym z nich był wieżowiec będący domem dla centrum handlowego, Caretta Shiodome. Punkt widokowy jest tam wielce odlotowy, a do tego darmowy i znajduje się na bagatela 46/47 piętrze! Rzecz to nie byle jaka i z wszystkich bezpłatnych tokijskich miejscówek stworzonych do podziwiania miejskich panoram to jest jednym z najwyżej (o ile nie PO PROSTU NAJWYŻEJ) położonych. Sam punkt (punkcik) w zasadzie jest niewielki, ale chyba też nie należy do bardzo obleganych tak więc raczej nie powinniście mieć problemu z tłumami.



No i kurczę, widoki są fajowe a nocne Tokio z góry prezentuje się zjawiskowo (chyba każde duże miasto tak ma): park Hama-rikyu widzimy z innej perspektywy, czarne wody Sumidy oraz Zatoki Tokijskiej rozlewają się między sztucznymi wyspami a rozświetlone budynki ciągną się w po horyzont. Co ważne: punkt jest co prawda darmowy, ale zaraz obok na tym samym piętrze znajduje się kilka restauracji oferujących (o ile obsługa zaproponuje wam odpowiedni stolik) podobne widoki, wzbogacone o małe co nieco – szybkie sprawdzenie na google i tabelog potwierdza, że jedzonko jest dobre i wcale nie musi być drogie. Tak punkt widokowy, jak i restauracje otwarte są do godziny. 23.00.
Aha, pamiętajcie, że budynek znajduje się o rzut kamieniem od Ogrodów Hama-rikyu i tak naprawdę punkt widokowy można odwiedzić „w pakiecie” z wizytą w dawnym ogrodzie Tokugawów. Nie jest to najgorszy pomysł.




Jeśli Tokio odwiedzać będziecie jakoś teraz, zimą, to od grudnia do lutego w CS traficie na jedną z wielu miejskich, zimowych iluminacji. Japończycy iluminacje uwielbiają (a kto w sumie nie lubi?) i sądząc po zdjęciach z lat poprzednich jest to całkiem klawo urządzone, dziesiątki tysięcy małych lampek robi robotę.
Caretta Shiodome szybuje ku niebu tuż obok dwóch przystanków komunikacji miejskiej, Shimbashi i Shiodome. Pierwszy jest jednym z popularniejszych przystanków przesiadkowych i dostaniecie się tam na milion sposobów (linie metra Asakusa, Ginza plus kilka linii kolejowych i całkiem sporo autobusowych), drugi leży kawałek obok a jednak obsługuje już tylko dwie linie – metra Oedo oraz kolejkę Yurikamome. I ta druga kolejka, zapewne wielu z was znana zabierze nas teraz dalej.
TOKIO: ODAIBA (お台場) – PLAŻA, STATUA WOLNOŚCI I GUNDAM
Wspominana kolejka Yurikamome sławę zyskała już dawno temu i jest jednym z tych elementów Tokio, które rzeczywiście zasługują na klasyczne już „Japonia żyje w 2050 roku” – jest to kolejka w pełni zautomatyzowana, poruszająca się bez udziału maszynisty! Kurs zaczyna na stacji Shimbashi, pokonuje najbardziej emblematyczny dla Tokio Tęczowy Most i robi rundkę po wyspach Zatoki Tokijskiej docierając finalnie do Toyosu. I cóż, na pełnym przypale w ogóle zapomniałem o tym, że jest to kolejka dość niezwykła, przez co nie martwiłem się o to, że warto ustawić się na jej czubie (tak by bez przeszkód, niczym maszynista podziwiać całą trasę). A i tak, nawet jakbym pamiętał to byłoby to trudne bo wieczorowa pora odbiła się na pełnym obłożeniu i sardynkowatości przejazdu. I tak nieświadomy wysiadłem na przystanku Odaiba-kaihinkōen.

Choć rozsiane po Zatoce Tokijskiej sztuczne wyspy są w dużej mierze dziełem prac ostatnich kilkudziesięciu lat to historia rekultywacji zatoki i „odzyskiwania” kolejnych skrawków ziemi sięga początków okresu Edo. By pojąć skalę rozrostu miasta „w stronę zatoki” wystarczy spojrzeć na mapy z kolejnych wieków, i te współczesne – gęsta mozaika, ciętych od linijki wysp jest dziś jedną z najpopularniejszych i najbogatszych (najdroższych pewnie też) okolic w Tokio. Naszym celem będzie mały fragment najbardziej znanej z wysp, Odaiby, idealnej na wieczorny spacer.

Jedno z dzisiejszych rozrywkowych centrów japońskiej stolicy, pełne całkiem futurystycznej zabudowy, galerii handlowych, restauracji, nostalgicznych gēmu sentā i muzeów nieoczywistych (jak Sōya pierwszy japoński lodołamacz; Retro Museum zabierające w podróż do ery Showa; Miraikan w stylu Centrum Kopernika; ale i totalnie japońsko osobliwe xd Unko Museum – muzeum kupki, Aralka pozdrawia!) swoje początki miało w XIX-wieku kiedy to w odpowiedzi na kurtuazyjną wizytę komodora Perry’ego, na wodach Zatoki Tokijskiej powstała grupa wysp-bastionów z bateriami dział (zwały się one Daiba), mających w przyszłości stanowić komitet powitalny dla kolejnych zachodnich gości. Pierwsze, wybudowane w ekspresowym tempie wyspy musiały zrobić niemałe wrażenie na powracającym Perrym, który trafiając na nie cofnął się aż do Yokohamy. Co ciekawe była to chyba jedyna okazja kiedy tamtejsze działa 280mm się przydały – do 1945 roku nie wystrzelono z nich ani jednego pocisku i powolutku rozpoczęto ich rozbiórkę.

Same okolice ufortyfikowanych wysepek kawałek po kawałku, tona ziemi i odpadów po tonie ziemi i odpadów zaczęły się rozrastać, stając się wielkim, niezagospodarowanym pierwotnie kawałkiem lądu, Składowiskiem Ziemi Odzyskanej nr 13. Z czasem zauważono, że owe Składowisko znajduje się w całkiem interesującym miejscu i wraz z rozwijającym się miastem zaczęło rozwijać się i ono (jako część wielkiego projektu Tokyo Waterfront Area) – powstały hotele, centra handlowe, restauracje, muzea, parki. Emblematyczny dziś Tęczowy Most połączył wyspę z miastem, poprowadzona została futurystyczna linia bezzałogowej kolejki Yurikamome (pozdro :D). Kawał nikomu niepotrzebnej ziemi, w ciągu kilkunastu lat przeistoczył się w jeden z najbarwniejszych zakątków tokijskiego nabrzeża.



Dla mnie Odaiba była idealnym miejscem na zakończenie dnia i najlepszym co miała do zaoferowania była nocna panorama Tokio. Tak, spacer po jedynej pełnoprawnej stołecznej plaży daje kapitalny widok na miasto – podświetlony Rainbow Bridge zgrania dla siebie najwięcej uwagi, ale cały mieniący się kolorami drugi plan robią robotę. Parki Daiba, Odaiba Seaside oraz Shiokaze (wraz z biegnącą równolegle promenadą) ciągną się na długości ponad dwóch kilometrów i jeśli przyjdzie wam do głowy – jak mi – odpuścić sobie pierwszy z nich to klepnijcie się w czoło. Park Daiba, będący de facto jedną z pozostałością po dawnych bateriach daje chyba najfajniejsze spojrzenie na Odaibę i to, że z niego zrezygnowałem boli mnie do dziś 🙂 Na szczęście plaża i promenada wzdłuż Odaiba Seaside Park nie odstają zbytnio, oferując najlepsze nocne spojrzenie na „miasto główne”. A sądząc po ilości par jest to idealne miejsce na romantyczny wieczorny spacer.






Plaża jest sporawa i wieczorkiem panuje na niej dość kameralna atmosfera, wystarczy jednak wspiąć się po schodach by dojść do niewielkiej platformy i już mamy to: kolejkę po to JEDNO ZDJĘCIE. Z Nowego Jorku. Choć wciąż Tokio.

Historia japońskiej Statuy Wolności jest ciekawa i sięga przełomu lat 1998 i 99 kiedy to z okazji „roku francuskiego” na Odaibie tymczasowo „zainstalowano” replikę Statuy z paryskiej wyspy Ile aus Cygnes. Jak się okazało stałą się ona tak popularna, że niedługo po jej powrocie do Francji powstała jej kopia i ona już na stałe na sztucznej wyspie zamieszkała. I tak sobie stoi do dziś, tworząc z tokijską panoramą urokliwy widok dając namiastkę tego co czeka za Oceanem Atlantyckim. Co ciekawe wysoka na 12 metrów statua nie jest najwyższą w Japonii. Czy warto odstać swoje by zrobić zdjęcie nie tylko Statuy, ale i Tęczowego Mostu na jej tle? Absolutnie. Choć punktów, z których można zrobić jej zdjęcie jest więcej i warto pochodzić tu i ówdzie.
Po sąsiedzku, w siedzibie Fuji TV (wielki, futurystyczny gmach z kulą zawieszoną między dwoma budynkami, nie pomylicie go z żadnym innym) od 10.00 do 18.00 wspomniana właśnie kula służy za punkt widokowy. Znajduje się on na 25 piętrze i zdecydowanie działa na korzyść widoków zeń się rozpościerających. Tak więc, jeśli będziecie na wyspie w miarę wcześnie to polecam. Swoją drogą, blok anime Fuji TV obchodzi w tym roku 20-lecie powstania i wewnątrz znajdziecie galerię poświęconą rozwojowi Noitamina.

Dokładnie 5 minut spaceru dalej traficie na coś z japońską popkulturą i anime nierozerwalnie związanego, wielkiego mecha, który o określonych godzinach przerywa statyczne i dumne trwanie w jednej pozie i zaczyna kilkuminutowe show. Nie jest to co prawda pokaz dynamiczny a bardziej bawiący się światłem i muzyką, ale robi wrażenie.

Czy będzie przesadą napisanie, że bez Japonii część światowej popkultury kręcąca się wokół wielkich robotów (zazwyczaj sterowanych przez ludzi, broniących najczęściej Ziemi przed innymi robotami/potworami/stworzeniami) byłaby w zupełnie innym miejscu niż jest? Być może, choć… nie wydaje mnie się 😀 Ciekawe czy w latach 60. ubiegłego wieku kiedy rodziły się pierwsze japońskie mechy ktoś przypuszczał, że w kolejnych dziesięcioleciach staną się one ikoną i inspiracją/bazą dla światowych franczyz (jak nie lubię tego słowa) – Transformersi czy Power Rangers (historia adaptacji na amerykański rynek, częściowo i bezpośrednio korzystającej z materiału źródłowego to w ogóle piękna historia XD), wiecie, że o was mowa.

Model stojący przed galerią DiverCity Tokyo Plaza mierzy 20 metrów, jest wierną kopią RX-0 Unicorn Gundam i o 21.00 przechodzi z trybu Unicorn w tryb Destroy, niby nie dynamiczne a jednak mega fajnie to wygląda. Wielbicielom wielkich robotów, Gundama nie trzeba przedstawiać, całej reszcie niech wystarczy informacja, że pierwsza seria, Mobile Suit Gundam (światło dzienne ujrzała w 1979 roku!), uznawana jest dziś za klasykę i dziadka wszystkich najważniejszych tytułów gatunku real robot, gdzie i historia i fizyka opowieści – mimo pewnej umowności – stają się bardziej realistyczne. I jeśli jesteście w okolicach koło 21.00 to warto podejść, dla otaku punkt obowiązkowy, dla reszty ciekawe doświadczenie. A w samej galerii znajdziecie też kilka sklepów tematycznych i jeśli jesteście fanami (albo takowych znacie) Doraemona, One Piece, Godzilli czy Gundamów to jest to dobre miejsce by kupić jakąś pamiątkę.

Myślę, że w cieniu wielkiego robota możemy się pożegnać. Będę rad jeśli choć kilkorgu z was zasiałem ziarenko ciekawości i przedstawiona namiastka atrakcji głównie Odaiby spodoba wam się na tyle, że z chęcią wpadniecie tam na spacer dłuższy i pełniejszy niźli ten mój 🙂
Trzymajcie się!
