Cześć! Kontynuując naszą krótką, sierpniową eskapadę po Pomorzu Zachodnim (i przyległościach) zapraszam was do Chojny, miasta zdawałoby się podobnego do dopiero co odwiedzonego Gryfina, zniszczonego podczas II Wojny Światowej, okaleczonego w 1945 roku i w powojennych latach starającego się znaleźć drogę dla siebie jak i historycznej tkanki, przez stulecia kształtującej miejską tożsamość. Ponownie spotkamy się z imponującymi średniowiecznymi fortyfikacjami, ale i gotyckimi delicjami, straszliwie okaleczonymi w 1945 roku a jednak odbudowanymi, dziś zachwycającymi i przyciągającymi wszelkiej maści architektonicznych entuzjastów. Będzie też miejsce dla cudów przyrodniczych, monumentalnych i jeśli wierzyć ekspertom nie mających sobie równych w całym kraju.


Jednym z minusów nieposiadania prawa jazdy jest brak elastyczności i pełnej kontroli nad kierunkami jakie chciałoby się podczas podróży wybrać. Będąc w tym przypadku skazanym na pociąg POLRegio musiałem liczyć się z wczesną pobudką i skorzystaniem z pierwszej możliwej ciuchci – siatka połączeń bywa bezlitosna, lubi kilkugodzinne luki i na kolejne połączenie musiałbym czekać prawie dwie i pół godziny. Dlatego już parę minut po szóstej rano opuściłem podgryfińskie Pniewo i ruszyłem w dalszą podróż. Niespełna 35 kilometrów na południe, przy akompaniamencie wschodzącego Słońca stacja Chojna wita wielkim, odrapanym elewatorem zbożowym i niepozornym budynkiem dworca. Poranna pora niesie za sobą ciszę i pustki na ulicach. Ciężko sobie wyobrazić, że wylądowaliśmy w mieście, które przez jakiś czas przed wiekami było nawet stolicą (a później kilkukrotnie siedzibą rządu) brandenburskiej Nowej Marchii i którego zabytki dokładają piękną cegiełkę do <badum tss> Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego. Poznajmy się bliżej.


Chojna, podobnie jak wcześniej odwiedzone Gryfino metrykę ma długą. Ziemie te już w X -wieku znalazły się w obszarze wpływów Mieszka I i kształtującej się wczesnopiastowskiej Polski. W XIII-wieku, po latach ścierania się wpływów pomorskich, wielkopolskich jak i brandenburskich nad rzeką Rurzycą lokowane zostaje miasto, w księgach pojawia się nazwa Terra Chinz (niekoniecznie wiadomo czy odnosi się do miasta czy okolicznych włości) i to chyba też jedyny moment przed XX-wiekiem kiedy nazwa zdaje się w jakikolwiek sposób nawiązywać do tej znanej nam dziś. Gdyż ponieważ już w połowie XIII stulecia miasto zaczyna być zwane Kȍnigsbergiem i dopiero po II Wojnie Światowej nazwa ta zmieniona zostanie na… Władysławsko. Królewiec. Chojnice. Chojnice nad Odrą i w końcu w 1946 roku oficjalnie na Chojną.
Choć dzisiejsza Chojna jest miasteczkiem niewielkim liczącym zaledwie 7 tysięcy mieszkańców to potężna bryła kościoła mariackiego, imponujące miejskie bramy i w końcu zjawiskowy budynek dawnego ratusza podpowiadają nam, że nie zawsze było małą, senną, powiatową miejscowością.


Skoro już tak bardzo porównuję Chojną z Gryfinem to także i tutaj miasto lokowane zostaje przez Barnima I i dzięki pierwszym przywilejom oraz bliskości rzeki pozwalającej transportować produkowane dobra zaczyna powolny rozwój. Szybko, dzięki dyplomatycznym i finansowym zabiegom brandenburskich możnych staje się częścią Nowej Marchii, co zdecydowanie wpływa na dalsze losy, już zupełnie inne od Gryfina. Ot, północny sąsiad szybko stracił na znaczeniu ciążąc w kierunku stolicy księstwa pomorskiego, podczas gdy Chojna mianowana zostaje m.in. tymczasową stolicą prowincji, na pół wieku stając się też własnością Zakonu Krzyżackiego. Zyskując szereg kolejnych przywilejów, rozpoczął się czas prosperity podczas, którego powstały wszystkie emblematyczne dziś dla miasta budowle.


Jak dobrze jednak wiemy ziemiom tym nie pisany był długi pokój, poczynając od regionalnych waśni, przez powtarzające się zarazy początku XVII wieku (dziesiątkujące nawet 80% populacji), Wojnę Trzydziestoletnią (i „kurtuazyjne” wizyty tak wojsk szwedzkich jak i cesarskich pod wodzą samego Albrechta Wallensteina) i Siedmioletnią Kȍnigsberg zmagał się z przeciwnościami losu za każdym razem próbując podnieść się z kolan, przez kilka lat ponownie stając się centrum politycznym Nowej Marchii zostając siedzibą rządu prowincji.


W 1945 roku wszystko to staje się nieważne. Miasto staje na drodze nacierającej na zachód Armii Radzieckiej i po dniu starć zostaje przez nią zajęte. W samej walce zbytnio nie ucierpiało, lecz dla „zasady” 10 dni później zostaje puszczone z dymem, radzieccy żołnierze podkładają ogień pod ratuszem czy kościołami. Zniszczonych zostaje około 80% zabudowy centrum miasta…

Na płonące miasto nie mogły spojrzeć więźniarki ocalałe z chojeńskiej filii obozu koncentracyjnego Ravensbruck, które przez rok w nieludzkich warunkach pomagały przy budowie okolicznego lotniska, a zimą 1945 brały udział w Marszu Śmierci podczas ewakuacji obozu. Staram się patrzeć na burzę zbieraną przez zachodniopomorskie czy nowomarchijskie miasta z dystansem, bo wiele z nich-zniszczonych, niczemu nie były winne, ale tutaj ten niewielki, miejscowy kamyczek do zbrodniczej machiny obozów koncentracyjnych sprawia, że jestem surowszy w ocenie.

Kończy się wojna, Kȍnigsberg robi miejsce Chojnie. Pełne blizn miasto zaczyna nowe życie, z nowymi mieszkańcami. Ostatni raz nawiązując do Gryfina, odbudowa miasta przebiega trochę inaczej, wszędobylskie klockowate bloki zastąpione są blokami i kamienicami troszkę bardziej przyjaznymi oku, mnóstwo zieleni zostaje zagospodarowanej na parki i place a najważniejsze zabytki, choć ciężko uszkodzone mozolnie przez lata powracają do dawnego stanu stając się perłą tak miasta jak i tego fragmentu Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego. Zapraszam na spacer celem zobaczenia tego na własne oczy.


CHOJNA: DAWNE FORTYFIKACJE I BRAMY MIEJSKIE
Chojna jest miastem wręcz skrojonym pod wielbiciel historii, starych fortyfikacji i gotyckiej architektury. Bywa wręcz nazywane zapomnianą perełką ceglanego gotyku i totalnie jestem w stanie się z tym zgodzić, bo tak cegieł samych w sobie jak i gotyku w nie przyobleczonego jest tu dużo, a sam odbudowany dawny ratusz i kościół mariacki zasługują na uwagę. A to nie wszystko.

Średniowieczna, zyskująca na znaczeniu Chojna potrzebowała odpowiednich umocnień i już w XIII (a następnie XIV-wieku) otoczona została pierścieniem imponujących, ciągnących się niemal 2 kilometry fortyfikacji. Wysokie nawet na prawie 10 metrów, szerokie do 150 centymetrów, wsparte przez trzy bramy z podbramiami, 8 baszt zamkniętych, kilkadziesiąt otwartych, równo rozstawionych baszt wykuszowych i czatowni – już sama lektura robi wrażenie. Dość szybko, bo już w 1371/2 roku o ich jakości przekonał się książę szczeciński Kazimierz III, bez powodzenia próbujący oblegać miasto. Dopiero Wojna Trzydziestoletnia i coraz nowsze techniki oblężniczo-artyleryjskie pozwoliły na ich sforsowanie.



Częściowo rozebrane w XVIII i XIX-wieku, fragmentami naprawiane, fragmentami zostawiane samym sobie dotrwały naszych czasów na imponującym poziomie 70-80% swej pierwotnej długości. I choć ich jakość rozciąga się od zadbanych i odnowionych do ledwo widocznych, metrowych reliktów to i tak całościowo robią wciąż wielkie wrażenie i dają namiastkę wyobrażenia jak silnie ufortyfikowanym miastem Chojna była kiedyś.






Całkiem imponujące są ocalałe baszty i czatownie, ale to dwie bramy zgarniają najwięcej uwagi. Bo też jest ku temu przyczyna. Bramy Świecka i Barnkowska, kilkunastometrowe, kilkukondygnacyjne gotyckie kolosy, zakończone ośmiobocznymi wieżyczkami, z zachowanym klasycznym krenelażem, szeregiem blend czy w przypadku pierwszej z bram z czterema dodatkowymi, rzadko spotykanymi narożnymi wieżyczkami rzucają się w oczy z daleka. Pomyślmy jak okazałe musiały być całe, wsparte o z dawna rozebrane barbakany.




CHOJNA: KOŚCIÓŁ ŚWIĘTEJ TRÓJCY I DAWNY KLASZTOR AUGUSTIAŃSKI
Pod koniec XIII-wieku do Chojny sprowadzono Augustianów, którzy we wschodniej części miasta, tuż przy powstających murach wznieśli pierw kościół, a zaraz potem cały kompleks klasztorny. Świątynia powstała etapami na przestrzeni ponad stu lat, a jej finalna forma w dużej mierze dotrwała naszych czasów – przy czym podczas II Wojny Światowej ucierpiała wskutek wznieconych przez żołnierzy radzieckich pożarów. W latach 60. rozpoczęto odbudowę zniszczonych części, postanawiając przeto dawne gwiaździste sklepienia nawy zastąpić stropem belkowym, co w sumie daje dość ciekawy efekt.



Renowacja kościoła trwa zresztą do dziś, aktualnie trwa kolejny jej etap. Szczęściem jednak wnętrza świątyni są dostępne i zdecydowanie zalecam zajrzenie. Ocalała boczna kaplica z oryginalnym sklepieniem czy szereg dawnych polichromii (w tym jedno przedstawiające najprawdopodobniej Marcina Lutra) warte są chwili zachodu.





CHOJNA: KOŚCIÓŁ MARIACKI
Wróćmy jeszcze na chwilę pod Bramę Barnkowską. Przed laty przebiegał przez nią (oraz bramę Świecką) ważny dla miasta trakt handlowy, dawno już jednak przestał mieć on znaczenie. Obecna jezdnia, biegnąca tuż przy Bramie powstała w latach powojennych, wraz z jednorodzinnymi domami zastępującymi wcześniejsze kamieniczki. Dzisiejsza ulica Bolesława Chrobrego prowadzi do ścisłego centrum Chojny, do jej serca. Tam też znajdują się dwa najważniejsze i najwspanialsze chojeńskie zabytki.


I ach, cóż to, ale cóż to jest za widok! Potężna, jedna z największych dziś w Polsce gotyckich świątyń, z jedną z najwyższych wież kościelnych w kraju, wznosi się nad zielonym placem i trudno uwierzyć, że jeszcze kilka dziesięcioleci temu był to wielki, niepewny swej przyszłości szkielet. Szkielet, który jakimś sposobem zwrócił uwagę młodego Larsa von Triera, który w 1991 roku, wraz z ekipą filmu „Europa” pofatygował się do Chojny by w ówczesnych ruinach nagrać jedną ze scen swego dramatu.


Historia kościoła sięga XIV-wieku, a raczej jego końcówki, kiedy to na reliktach starszej świątyni poczęto budowę nowej, większej, która razem z kościołem Augustianów zapewniała miejsce do nabożeństwa chyba dla każdego członka chojeńskiej społeczności. Wielka jest to budowla, tak dziś, jak i dawniej. Wielka i niesamowicie piękna, pełna detali na elewacji, misternie rzeźbionych dekoracji, niesamowitych wimperg, glazurowanej cegły nadającej portalom wyjątkowego charakteru. Wielu badaczy uważa, że w budowie świątyni palce maczał nie kto inny jak nestor pomorskiego gotyku ceglanego, Henryk Brunsberg i choć nie ma na to niezbitych dowodów to seria emblematycznych dla niego rozwiązań wskazuje, że nawet jeśli nie on to ktoś silnie nim zainspirowany budowę kościoła prowadził. Brusnberga z pewnością spotkacie natomiast na wjeździe do miasta, od strony ulicy Szczecińskiej, gdzie mural z jego postacią zdobi jeden z domów..





Największą uwagę przykuwa jednak wysoka na 102 metry neogotycka wieża, powstała w następstwie budowlanej katastrofy z 1843 roku, kiedy to zawalił się narożnik pierwotnej, wieży gotyckiej. Na nową trzeba było czekać 15 lat, ale oczekiwanie chyba się opłaciło bo wraz z potężnym, dwuspadowym dachem korpusu nawowego jest to jeden z dwóch najbardziej charakterystycznych dla Chojny widoków.

W 1945 roku, podpalony przez radzieckich żołnierzy kościół spłonął. Zawalił się dach, przepadły zabytkowe średniowieczne sklepienia jak i całe wyposażenie wnętrz. Na przełomie lat 80 i 90. rozpoczęła się trwająca tak naprawdę po dziś dzień odbudowa, której jednym z symboli jest wspomniany już przeze mnie nowy dach. Niestety w czasie mojej wizyty brama była zamknięta i nie podpatrzyłem na jakim etapie są prace, ale jeśli tylko będziecie mieć okazję to nie wahajcie się, warto choćby dla jednego fresku Jezusa Ukrzyżowanego przez Cnoty. Kościół nie pełni obecnie swej sakralnej funkcji, albo inaczej nie pełni jej w takim zakresie jak dawniej – zapewne zmieni się to po finalizacji odbudowy. Do tego czasu, raz po raz (najczęściej latem) otwiera on swoje podwoje.

CHOJNA: DAWNY RATUSZ
W cieniu potężnej sylwetki kościoła znajdziecie chyba drugi, najważniejszy zabytek w mieście, przy swoim sąsiedzie wydający się mały. Ale za to wariat. I do tego przepiękny. I tak samo w 1945 doprowadzony do ruiny…


Chojeński ratusz budynkiem był zjawiskowym, dlatego też strasznie się raduję widząc jak skrupulatnie zajęto się jego odbudową… i już pal licho fakt, że podobnie jak z kościołem Mariackim trzeba było nań czekać kilkadziesiąt lat.

Ratusz historię ma długą, sięgającą połowy XIV-wieku kiedy to na zgliszczach starszego budynku powstał Dom Kupca, składający się tak z sali kupieckiej jak i magazynów. Cophuse (jak go nazywano) kilka dziesięcioleci później doczekał się solidnej rozbudowy i wtedy: primo przemianowany został na siedzibę rady miejskiej; drugie primo (ultimo) otrzymał tą wspaniałą fasadę, będącą i dziś chlubą nie tylko Chojny, ale i całego Pomorza. I wiecie co, nie będę was tu męczył moimi próbami opisania północnej i południowej (jakże różnych) elewacji (odsyłając was do bardziej profesjonalnych tekstów), weźmy po prostu chwilę pokontemplujmy zdjęcia. Tylko tyle i aż tyle.



I cieszmy się z tego, że mocno zbarokizowany w XVIII-wieku ratusz doczekał się późniejszej regotyzacji i w pełni gotyckiej powojennej odbudowy północnej i południowej elewacji.
Dziś budynek pełni funkcję biblioteki, domu kultury, informacji turystycznej (tu warto zacząć swój spacer!) a w jego piwnicach znajdziecie Pub Kultura.
No nie spodziewałem się, że zrobi on na mnie AŻ TAKIE wrażenie. Lubię takie niespodzianki.
CHOJNA: RUINY KAPLICY ŚW. GERTRUDY
Jak każde, szanujące się miasto Pomorza Zachodniego i w Chojnie znajdziemy ślady po świątyni poświęconej Św. Gertrudzie. Tym razem jednak, gotycka kaplica nie doczekała się szczęśliwego zakończenia. Już sam fakt, że zachowały się jej ruiny można postrzegać za sukces bowiem w latach powojennych, podczas budowy cmentarza żołnierzy radzieckich był plan całkowitego jej wyburzenia – na szczęście na wniosek wojewódzkiego konserwatora zabytków prace rozbiórkowe przerwano w połowie i w takiej oto postaci trwałej ruiny kaplica trwa do dziś. A o ironio, kaplica przetrwała samą wojnę w miarę dobrym stanie!


O początkowym uśmiechu losu przesądziła zapewne jej lokalizacja poza miejskimi murami (jak to zazwyczaj z kaplicami Gertrudzie poświęconymi bywało)i szkoda, że los nie był jej później przychylny – po zachowanych fragmentach widać, że byłby to jeszcze jeden ciekawy punkt na gotyckiej mapie miasta (w sensie wciąż jest, ale wiecie) .


CHOJNA: PLATAN „OLBRZYM”
Chojna jest miastem, które zielenią obdarowane jest całkiem hojnie. Przyroda ma tu swoje miejsca, ma też swego chorążego, takiego… hm odpowiednika kościoła Mariackiego. Bo też mniej subtelnym przy nazywaniu miejscowego platanu nie można było być – drzewo jest olbrzymie i nie bez powodu jest jedną z większych (hehe) atrakcji miasta.

Olbrzym nie bawi się w półśrodki i w co najmniej kilku kategoriach jest w ścisłej krajowej czołówce. Jest najgrubszym platanem klonolistnym w Polsce (przeszło 1100 cm obwodu jest najpewniej zasługą zrośnięcia się trzech osobnych ongiś pieni) co aktualnie daje mu też pierwszeństwo wśród wszystkich drzew w naszym kraju! Do tego niebagatelna wysokość niemal 35 metrów i przeszło 300 lat na karku słojach to nie w kij dmuchał. I co najciekawsze, pośród innych niemniej imponujących drzew Olbrzym wcale na takiego wyjątkowego nie wygląda… no dobra, obwód wciąż robi wrażenie.
Nasz spacer zakończymy poza Starym Miastem, bo i tu zachowało się wiele historycznych stempli. To poza granicą średniowiecznych fortyfikacji budowano wszystkie ważne dla funkcjonowania miasta gmachy, urząd gminy, pocztę czy szkoły – neogotyckie gimnazjum nauczycielskie wciąż istnieje, lecz modernistyczny gmach przy ulicy Dworcowej wojny nie przetrwał. Pomiędzy ceglanymi budynkami urzędowymi raz po raz zauważyć można starsze wille o ciekawych bryłach czy w końcu najmłodszy z chojeńskich kościołów, Kościół Najświętszego Serca Pana, oczywiście neogotycki i ceglany. Lubię takie przedmieścia.

Jak widzicie Chojna jest miastem ciekawym i wartym krótkiego postoju podczas podróży po zachodniopomorskim a jeśli lubicie spacery śladem historii i architektury to już w ogóle poczujecie się tu jak w domu. Zatrzymajcie się na chwilę, polecam 🙂




Oglądałam niedawno odcinek programu „Zakochaj się w Polsce” o Sławnie i pomyślałam, że fajnie byłoby zwiedzić chociaż kilka takich pomorskich miast ze szlaku gotyku ceglanego. I na pewno ujęłabym na tym szlaku opisaną przez ciebie Chojnę. Toż to nieznane większości ludziom (zwłaszcza z Podkarpacia) cudowności! Ale żem niezmotoryzowana (ale za to mamy inne talenta xd), więc nie wiem, czy to kiedyś nastąpi. Dlatego fajnie poczytać i obejrzeć, jakie skarby się kryją w Polsce. No i przy okazji „zrobiłam” św. Gertrudę (a właściwe trzy, bo nie ogarnęłam, o którą chodzi, pewnie o tę patronkę podróżnych). W sumie: same korzyści i miły relaks po obiedzie 🙂
PolubieniePolubienie