Cześć! Planując wypad do Alzacji obiecałem sobie choć na jeden dzień wyskoczyć w Wogezy, pagóry stanowiące zachodnią granicę tej magicznej krainy. Jak się okazało na tym jednym dniu się skończyło, ale starczył on do wysnucia wniosków następujących: pagóry to niezwykle urokliwe, całkiem przyjemne i nie wymagające (a w każdym razie nie na szlaku, który finalnie pokonałem). Pagóry gdzie zieleń wręcz przytłacza, widoki zaskakują a każde kolejne schronisko oferuje coraz lepsze słodkości. No najgorzej. Zapraszam was na całkiem klawy spacer!

Wogezy to ciekawe góry, choć w Polsce raczej mało znane. Przez 160 kilometrów ciągną się wzdłuż Renu (w bezpiecznej odległości około 20 kilometrów od rzeki) stanowiąc naturalną granicę pomiędzy Alzacją i Lotaryngią, zaglądając również za niemiecką granicę sięgając do Lasu Palatynackiego. Nienachalnie wysokie, wzrastają na wysokość 1424 metrów potrafią zaskoczyć mnogością krajobrazów, stanowią idealny cel dla osób, które może i nie szukają nadmiernej adrenaliny, ale lubią się delikatnie zmęczyć, pozachwycać otaczającą naturą a przy okazji dobrze po drodze zjeść. Czy to o Tobie mowa?

Wybranie Thann na pierwszy przystanek w podróży po Alzacji nie było przypadkowe i to właśnie niewielkie miasteczko stanowić miało jednodniową bazę wypadową po Wogezach. Pomysł okazał się dobrym – 27 kilometrowa pętla południowymi krańcami pasma ma w ofercie diablo ciekawy spacer lasami różnorakimi, przyjemne panoramy (m.in. na nieodległy, najwyższy szczyt Wogezów, Grand Ballon) a kolejne schroniska i oberże prześcigają się w tym by zaoferować smaczniejsze słodkości. Do tego wulkaniczne cuda, do których nie trafiłem, ale zdradzę wam gdzie je znaleźć… i przepis na fajny dzień na szlaku gotowy. Zaczynajmy.

Naszym celem będzie grupa trzech szczytów, które wzrastając na wysokość 1200 metrów zostawiają za sobą bujne i naprawdę malownicze lasy pozwalając na cieszenie się rozległą panoramą całego pasma, a w dni o odpowiednich warunkach nawet i Alp. I choć najwyższych gór w Europie finalnie nie ujrzałem to i tak Wogezy same w sobie zaprezentowały się rewelacyjnie.


ŁAZĘGA PO WOGEZACH: LASY, LASY, PIĘKNE LASY
Wędrówka zaczyna się w Thann. Wczesnym rankiem niebo wolne jest jeszcze od chmur, zachmurzenie zapowiadane jest dopiero na popołudnie. Choć jest lipiec to nie jest aż tak gorąco. A nawet jakby było to i tak początkowy, leśny fragment szlaku od gorąca chroni. Wogezy są górami wyjątkowo szczodrze lasami obdarowanymi, stanowią one przeszło 60% ich powierzchni i głównie, w najwyższych partiach pojawia się więcej miejsca dla odsłoniętych hal. Lasy są różne i różniaste, buk spotyka się z jodłą, świerk z dębem, na północy Wogezów, w części niemieckiej wespół z częścią Lasu Palatynackiego tworzą one nawet rezerwat biosfery UNESCO. Znaczna południowa część stanowi Park Krajobrazowy Wogezów, tak więc tutejsze pagóry i lasy to nie są rurki z kremem.



Choć finalnie tego dnia z 340 metrów w Thann wspinamy się na 1181 metrów Vogelsteina to z racji spokojnie i powolnie rosnącej wysokości nie powinniście zbytnio tej różnicy odczuć. Spaceruje się przyjemnie i bez większych problemów, szlaki oznaczone są całkiem dobrze (w ostateczności aplikacja mapy.cz też daje radę) . I w samotności. Bo nie wiem jak jest z innym wogeskimi szlakami, ale na tym konkretnym – częściowo nawet pokrywającym się z Głównym Szlakiem Wogeskim (hehe) czyli GR5 przecinającym całe pasmo – spotkałem bardzo mało ludzi. Tak naprawdę pozo osobami spotkanymi w schroniskach i oberżach to innych piechurów można by policzyć na palcach obu rąk. Spotkani jednak, podobnie jak ja byli zapewne zdziwieni widokiem innych, ale jednocześnie nadzwyczaj skorzy o pogawędki.


ŁAZĘGA PO WOGEZACH: PRZEŁĘCZ HUNDSRUCK
Powoli, po 7 kilometrach marszu las się rozrzedza, pojawia się skalista baszta Teufelskanzel a tuż obok las przecięty zostaje przez Route Joffre, dość ważną dziś dla Alzacji szosę, łączącą dwie pobliskie doliny. W swym najwyższym punkcie przebiega ona przez Przełęcz Hundsruck i tak jak ja na piechotę tak wielokrotnie na rowerach pokonywali ją kolarze ścigający się w Tour de France. Same niemiecko brzmiące nazwy nie powinny was tu dziwić, wszak Alzacja przez stulecia wielokrotnie zmieniała swą państwową przynależność. I to właśnie z francusko-niemieckimi walkami podczas I Wojny Światowej związany jest też początek Route Joffre. Kilkadziesiąt metrów od przełęczy znajdziecie pomnik poświęcony generałowi Fernandowi Gambiezowi i dowodzonemu przez niego Batalionowi de Choc, francuskim szturmanom z czasów II Wojny Światowej. W 1944 roku wielu z nich zginęło podczas walk o Wogezy.




ŁAZĘGA PO WOGEZACH: MASYW ROSSBERG
Kawałek za przełęczą zaczyna się to co tygryski lubią najbardziej. Po pierwsze, wogeskie lasy – jakkolwiek zjawiskowe – w dużej części zostają za nami, pozwalając by główne skrzypce zaczęły grać rozległe hale z pasącymi się nań krowami. Po drugie, pojawiają się oberże i szamanko. Witajcie na powulkanicznym masywie Rossberg(a).

Spacerując wśród sielskich pastwisk po zboczach Rossberga, Thanner Hubela oraz Vogelsteina trudno uwierzyć, że kilkaset milionów lat temu podczas kolejnego przeobrażania się tutejszej okolicy teren ten był znacznie mniej przyjazny i raczej byłby ostatnim miejscem po którym chcielibyśmy spacerować. Mam na myśli rzecz jasna wulkaniczną działalność sprzed 300 milionów lat, po której ślady widać tu po dziś dzień – masyw jest chyba najlepszym powulkanicznym fragmentem Wogezów. Nawet jeśli przez miliony lat poddawany kolejnym górotwórczym procesom, erozji i działalności człowieka w znacznej mierze zmienił swe oblicze.

Niezależnie czy spacerować będziecie po wschodniej, sielskiej części masywu czy po zachodniej usianej większymi i mniejszymi skałami to towarzyszyć wam będą kapitalne krajobrazy – od spojrzenia na najwyższy szczyt Wogezów, Grand Ballon na wschodzie, po szereg niemieckich z nazwy szczytów na zachodzie. Tam to całą uwagę zgarnia imponująca skalna baszta Duerenfels, widziana zresztą z kolejnego prastarego kamlota, porfirowego Vogelsteina.






Do najwspanialszego śladu po miejscowym wulkanizmie jednak nie dotarłem – Rossberggesick, piękna pozostałość po najprawdopodobniej kominie wulkanicznym, odkryta dziś w formie okazałych skalnych organów, oddalona jest od Vogelsteina o ponad godzinę spaceru.

ŁAZĘGA PO WOGEZACH: SIELSKOŚĆ I CHILL W OBERŻACH
Zatrzymajmy się jednak przy arcyważnym elemencie tegoż spaceru, zrelaksujmy w miejscowych oberżach, serwujących tak miejscowe dania, sery, wędliny, słodkości czy w końcu wina. Krajobraz w ich pobliżu jest nadzwyczaj sielski. Mućki leniwie wygrzewają się na słonku, kózki skubią trawę, koty mruczą i obserwują.


Mijane oberże nie są młode, pierwsza – Thanner Hubel – w swych najstarszych cegłach pamięta jeszcze koniec XVIII-wieku, sąsiednia Refuge Rossberg ma na karku przeszło 100 lat. W obu miejscach można zatrzymać się nie tylko na coś do jedzenia, ale i przenocować. W pierwszej skosztowałem pysznego jabłecznika, w drugiej jako jedyny gość obserwowałem jak gospodyni pichciła kolację dla gości, którzy lada moment mieli wrócić ze szlaku. W oddalonej kawałek Oberży Belacker w ciągu tygodnia bufet działa do godziny 17 i trafiłem idealnie na tę godzinę, nie miałem przez to zbytniego wyboru w menu i musiałem uraczyć się PRZEPYSZNĄ jagodową tartą i miejscowym… białym winem. Dosko połączenie to było 😀



ŁAZĘGA PO WOGEZACH: POWRÓT LASEM
Spacerując w okolicach Rossbergu i Vogelsteina natraficie na najbardziej niezwykły fragment miejscowych lasów, no w każdym razie dla mojego niewprawionego oka. Oto bowiem na wysokości prawie 1200 metrów buki (chyba?) przybierają całkiem nietypowe, lekko karłowate, powykręcane formy. Kapitalnie to wygląda.



Rzucając ostatnie spojrzenia na Grand Ballon – którego szczyt z charakterysuczną kulistą stacją radarową naprawdę przyciąga wzrok – wracamy do lasu. Powolny spacer do miasteczka Bitschwiller – skąd pociągiem podjechać można do Thann – to kilkukilometrowy fragment buczynami bardziej dzikimi niż przy podejściu. Naprawdę, wystarczy jeden dzień by zobaczyć naprawdę przeróżne wogeskich lasów oblicza. I bardzo to fajne, tym bardziej, że nie przepadam za monotonnością leśnych fragmentów na szlakach.




Wogeskie pagóry i lasy, wespół z Jurą i niektórymi fragmentami Alp są miejscem w którym powoli acz systematycznie odradza się francuska populacja rysia. I jakkolwiek żadnego z kotowatych nie widziałem to niewykluczone, że któryś z nich obserwował mnie. Pamiętajcie też, południowe Wogezy to w znacznej mierze teren Parku Krajobrazowego dlatego zachowujcie się jak należy, zero śmiecenia czy niepotrzebnego hałasowania. Rzekłem.

I choć powrotny kawałek lasem ma niemal 7 kilometrów to umykają one w oka mgnieniu. Czy to dlatego, że na wieczór zostawiłem sobie kolację i perspektywa tarte flambee w Thann działała motywująco? Nie wiem, ale się domyślam. Koniec wycieczki mam w Bitschwiller-lès-Thann miasteczku oddalonym od Thann o zaledwie 3,5 kilometra, więc jeśli tylko macie czas i chęci to możecie odległość tę pokonać na piechotę. No mi się nie chciało i kawałek ten podjechałem pociągiem. Bitschwiller choć ledwo musnąłem idąc na stację kolejową wydaje się kolejnym urokliwym miejscem na mapie Alzacji, więc jeśli będziecie mieć tu chwilę to rozejrzyjcie się po okolicy, z pewnością nie będzie to czas stracony.


Co mnie zaskoczyło – już post factum – to to, że dość ciężko znaleźć w polskich internetach ciekawe i wartościowe materiały o Wogezach. Ba, okazuje się, że każdy tekst jest na wagę złota i trzeba w tym miejscu docenić robotę jaką wykonała Aga z Musu Mozołu która troszkę sobie po owych pagórach pochodziła i swe doświadczenia przekuła w tekst, taki konkretny dzięki któremu możemy poznać naprawdę różne (a jakże momentami podobne do znanych nam ot choćby w Sudetach) oblicza tego pasma. Tym bardziej cieszę się, że szlak który sam wybrałem nie wylądował w jej podsumowaniu i mogłem dołożyć swoją cegiełkę do wogeskich (czy można tak odmienić?) puzzli.
Tak więc by nie było wątpliwości, w przypadku Wogezów nie pozostaje mi nic innego jak napisać: Idę!

Wojciechu, to naprawdę propozycja DOKŁADNIE DLA MNIE! Dopiero co wróciłam ze Słowenii, z Alp Julijskich, i chodzenie TAM po górach to nie dla mnie (ponieważ starszawe homo jeszcze sapie, ale coraz bardziej się boi :-DD). A Twoje spojrzenie i sympatyczny uśmiech (jakby wprost dla mnie) dodatkowo mnie utwierdzają w marzeniach, by odwiedzić ten cudny zakątek Europy :-*
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No i cieszę się bardzo, Wogezy będą jak znalazł! A jak tam pysznie 😀
PolubieniePolubienie