Craiova aka Krajowa, jedno z największych miast Rumunii, miejsce które było li tylko przystankiem w naszej podróży ku granicy z Bułgarią. Miasto, które przy swoich totalnych kontrastach absolutnie nas zaciekawiło i sprawiło, że kolejne odwiedziny w Rumunii nie obejdą się bez rewizyty i tym razem już poważnego zwiedzania.
Bo Krajowa to miasto o wyjątkowo długiej historii, ilości zabytków ustępującej tylko Bukaresztowi, z przepięknymi świątyniami, z niewielką Starówką pełną urokliwych kamieniczek, willi i pałacyków, muzeami różnymi i takoż ciekawymi, miłymi do odpoczynku parkami. Pełne przeto domów – jakkolwiek często historycznie zasłużonych – niezwykle zapuszczonych i zniszczonych a nade wszystko bogate w szare, ostro cięte blokowiska czy wesołą zabudowę ostatnich lat bez pardonu wrzynającą się w historyczną tkankę. Krajowa to miasto, które zdecydowanie nie pozostawi was obojętnymi 🙂
Pisząc o Krajowej jako mieście pełnym kontrastów nie odkrywam Ameryki. Określenie to świetnie pasuje do wielkiej ilości rumuńskich miast, ba, myślę, że cały kraj da się (w pewnym stopniu) zamknąć w tym twierdzeniu. Nie wiem jak wy, ale lubię takie miejsca, nieoczywiste i potrzebujące czasu by dać się polubić.


Krajowa leży na południu Rumunii, nieco ponad 200 kilometrów na zachód od Bukaresztu, dwa razy bliżej granic z Serbią i Bułgarią. Z tą ostatnią łączy ją międzynarodowa droga E79 i przede wszystkim bezpośrednia linia kolejowa do Widynia, czyniąc zeń naprawdę ważny punkt na komunikacyjnej mapie kraju.
Do miasta przybyliśmy pociągiem z Baila Herculane, zjawiskowego miasteczka, którym zajmiemy się następnym razem. Długą na 155 kilometrów trasę ciuchcia pokonuje w ponad trzy godziny co jak na CFR Calatori jest dość standardowym wynikiem. Za pokonanie takiej odległości płaci się 53 leje.
W każdym razie, wjeżdżając do miasta widać ciągnące się w nieskończoność bloki, raz szare, raz kolorowe. Wysiadając na modernistycznym, 50 letnim dworcu wrażenie zaklęcia w ostro ciętych, betonowych bryłach tylko się umacnia. Sam dworzec, wybudowany w miejscu XIX-wiecznego broni się swymi kształtami, jednak „doczepiony” biurowiec odbiera mu cały urok.


Prowadzącemu spod dworca do centrum Bulwarowi króla Karola I początkowo towarzyszą kolejne mieszkalne, szare kolosy wzniesione w latach 60 i 70 ubiegłego stulecia. U ich stóp mnóstwo zieleni, ten element, socjalistycznych blokowisk z wielkiej płyty, którego powinny zazdrościć współczesne osiedla. Z czasem bloki tracą piętra, nabierają kolorów, pojawiają się pojedyncze XIX-wieczne kamienice, restauracyjki, szalona liczba sklepów, w których jednym produktem są… akumulatory. Z każdym krokiem czuć, że historyczne centrum coraz bliżej.
Witajcie w Krajowej, mieście kontrastów. Kolejnym.




Początki miasta bez mała przypominają dzieje wielu innych miast Rumunii. Osada założona przez Daków zostaje podbita przez Rzymian i znacznie przez nich rozbudowana. W Pelendavie, bo taką też nazwę osada nosiła powstają budynki, których relikty staną się podwalinami pod miasto, które wiele stuleci później zacznie się tu kształtować. Długi epizod z rządów choćby Trajana czy Hadriana dość żywo i bogato przedstawiony został w Miejskim Muzeum Historyczno-Archeologicznym. Do którego żywo zapraszam, bo kapitalnie ma przygotowane wystawy. Co zresztą później wam pokażę.


Poza nielicznymi wyjątkami wielowiekowych zabytków w mieście nie uświadczymy. Nie zobaczymy efektów średniowiecznego rozwoju czy uzyskania statusu drugiego najważniejszego miasta Wołoszczyzny. Cudem podziwiać dziś można siedzibę Wielkiego Bana czy kilka starszych świątyń, lecz reszta? Reszta zabrana została przez burzliwe sąsiedztwo z Imperium Osmańskimi, pełne niepewności walki między wołoskimi bojarami, przez przetaczające się przez miasto (i nierzadko tu rozpoczynane) zrywy narodowe, trzęsienia ziemi, epidemie, wielkie pożary… i socjalistycznych architektów, dla których wiele starej architektury – i wedle nich burżuazyjnej w charakterze – nijak nie pasowała do prężnie rozwijającego się przemysłowego miasta.


I teraz najważniejsze, bo z każdym zdaniem wydawać by się mogło, że kreślę wizję miasta nijak pasującego do opisu z początku wpisu: NIE, zabytków uchowało się naprawdę sporo (ba, po Bukareszcie jest to drugie najbogatsze w tym względzie miasto Rumunii), ale są one tak poprzetykane socjalistycznymi i współczesnymi tworami, że niekiedy nie mają szansy przebić się na pierwszy plan. Dzięki czemu otrzymujemy miasto tak zabytkowe, jak i za rogiem absolutnie współczesne. Szare i kolorowe, ładne i brzydkie, zadbane i rozpadające się.
Najważniejsze jednak to dać mu szansę.


KRAJOWA – ZWIEDZANIE: GDZIE HISTORIA SPOTYKA SIĘ Z BETONOWĄ BESTIĄ
Krajowa od co najmniej późnego średniowiecza nie posiadała murów obronnych. Dziś dochodząc do północnych krańców Starego Miasta można odnieść wrażenie, że za fortyfikacje służą kolejne rzędy bloków. Patrząc na ich nieregularne kształty zastanawiam się co siedziało w głowach architektów… i w sumie wolę nie wiedzieć.


Między nimi miejsce dla siebie znalazła nowa siedziba Teatru Narodowego, budynek na wskroś modernistyczny, wpisujący się w otaczające bloki. Zupełnie odwrotnie niźli sąsiedni gmach Uniwersytetu. XIX-wieczny klasycyzujący budynek będący niegdyś siedzibą sądu swą bryłą robi niemały wyłom w obrazie ulicy. Do budynku warto wejść choćby dla samego holu głównego oraz naprawdę ładnej klatki schodowej.




Dosłownie po przeciwnej stronie ulicy zaczyna się Stare Miasto. Nie jest to jednak rzecz tak oczywista, bowiem pojawiają się jedno i dwupiętrowe zabytkowe kamienice, ale przekładaniec z nowszą zabudową wciąż jest silny. A w niektórych miejscach wręcz smutny.
Historia w dużej mierze handlowej Calea Unirii napełnia mnie smutkiem. Bo to połączenie niszczycielskiej siły przyrody i dość łatwej i wygodnej decyzji kończącej jej historyczny żywot. Ulica to była piękna, pełna kamienic kupieckich, z dziesiątkami sklepów. Jej kres przyszedł wraz z trzęsieniem ziemi roku 1977. Zniszczone lub uszkodzone budynki zostały uznane za nienadające się do odbudowy a w ich miejsce powstały… tak, nowe bloki. Nie wiem na ile prawdziwe były oceny zniszczeń a na ile przeważyła „burżuazyjna” przeszłość ulicy, ale z pięknego zakątka przekształciła się w kolejny betonowy zaklęty krąg.


Przetrwało kilka budynków, ale piękny charakter ulicy uleciał na zawsze. Spośród ocalałych jest „Minerva”, niegdyś okazały hotel, dziś restauracja. Jedyna w swoim rodzaju! Chyba nie bez przesady napiszę, że dziś to jeden z symboli miasta. Zbudowana w stylu mauretańskim na początku XX-wieku służyła również za kasyno, przyciągała śmietankę miasta, najlepszych muzyków, była kulturalnym sercem Starówki. W gościach pojawiały też i głowy państw jak Charles de Gaulle czy… towarzysz Gomułka. I choć jak reszta ulicy ucierpiała w trzęsieniu i były plany jej wyburzenia to w obronie budynku stanęło tak wielu, że nikt finalnie nie odważył się podnieść nań ręki.



I tak też do dziś można zobaczyć co kryją fantastyczne wnętrza a jak nie odbywa się żadna impreza to i zatrzymać się na małym co nieco próbując wczuć się w klimat minionych lat.

Na szczęście dla ulicy im dalej od centrum tym jej kształt bliższy jest temu sprzed stu lat a jak już ktoś zrobi sobie solidny spacer na to naprawdę trafi na małe perełki. Polecam.


Wróćmy jednak do ścisłego historycznego centrum bo jestem totalnym fanem tego co zrobiono z kilkoma uliczkami. „Wywalenie” zeń aut i oddanie ulic pieszym, odrestaurowanie elewacji, namalowanie ciekawych murali, zrobienie miejsca dla restauracji i kawiarni, po prostu stworzenie warunków do całkiem spoko spędzania czasu. No takie Starówki lubię i cieszę się, że choć chwilę na przestrzeni kilkuset metrów nie trzeba kopać się z tragicznie parkującymi miejscowymi.



Murale przenoszące do czasów Belle Epoque nadają Starówce klimatu. Zresztą nawiązanie do przełomu XIX i XX wieku nie jest przypadkowe i odpowiada gorącym uczuciom jakimi Rumuni darzą tamten okres, czas odzyskania niepodległości.



Wystarczy spojrzeć na zdjęcia sprzed kilkunastu lat albo chociaż na Google Maps by zobaczyć, że metamorfoza jaką przeszło dziesięć ulic historycznego centrum była potrzebna. Jest estetycznie, odrestaurowane budynki cieszą oko, ludzie mają kilka dodatkowych powodów by wyjść i spotkać się ze znajomymi. Macie moją okejkę!



Spacerując w boczne uliczki traficie w miejsca, które nie miały tyle szczęścia i na dofinansowanie z Funduszy Europejskich będą musiały poczekać. Miejmy nadzieję, że nie w nieskończoność.

I tak błądząc pomiędzy zabytkową zabudową a betonowymi kolosami dojdziecie w końcu na Plac Michała Walecznego przed oblicze najbardziej emblematycznego budynku w mieście.

Pałac Administracyjny, Siedziba Prefektury. Piękny budynek z początku XX-wieku zainspirowany sławnym stylem Brâncovenescu korzystającym przeto z dobrodziejstw architektury wielu przewijających się przez Rumunię „gości”. Ma ledwo 110 lat na karku, przetrwał obie Wojny Światowe choć w obu został doszczętnie rozgrabiony. Przetrwał również trzęsienie ziemi z 1977 roku. Odrestaurowany, wraz z otaczającymi dwoma parkami stanowi jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w mieście.





KRAJOWA – ZWIEDZANIE: MUZEUM HISTORYCZNE
Trzy najważniejsze muzea Krajowej to zarazem muzea poświęcone Oltenii, krainie, której miasto jest niepisaną stolicą. Do wyboru mamy Muzeum Etnograficzne, Historii Naturalnej oraz Historyczno-Archeologiczne. Do tego dochodzi Muzeum Sztuki. Będąc tam niecały dzień naprawdę można mieć problem z wyborem tego jednego, które chciałoby się zobaczyć. My, skoro temat historii już poruszyliśmy zajrzeliśmy do miejsca, które wykłada ją kawa na ławę. I to w sposób bardzo fajny.

Muzeum Historyczne znajdziecie niedaleko Pałacu Administracyjnego, maks 10 minut spaceru w kierunku zachodnim. Diablo interesująca placówka mieści się w budynku dawnej szkoły podpiętej ongiś pod pobliską cerkiew Madonny Dudu (czyli jak się nie mylę Matki Boskiej Morwowej). Budynek ładny, pięknie odnowiony, ale to wnętrza sprawiły, że kiwnąłem głową z uznaniem. Bo choć jest to muzeum raczej statyczne bez multimedialnych czy interaktywnych ciekawostek to jest ono przygotowane z wielką wyobraźnią. Scenografia i wystrój każdej z sal robią wrażenie, widać, że ktoś tu się niemało natrudził by osiągnąć finalny efekt.



W cenie 6 lejów mamy bilet, ale i audioprzewodnik w języku angielskim wielce ułatwiający zwiedzanie. A do zobaczenia i usłyszenia jest sporo, od czasów Getów i Daków, Rzymian po historię najnowszą… z pewną białą plamą w postaci zwierzchnictwa Osmańskiego, które potraktowane zostało po macoszemu.




Fajne miejsce, obowiązkowe dla każdego żądnego wiedzy o miejscach zbytnio niepopularnych.
KRAJOWA – ZWIEDZANIE: ŚWIĄTYNIE
Budynek muzeum przynależał kiedyś do cerkwi Madonny Dudu, Matki Boskiej Morwowej – nie będziecie mieć problemu z jej znalezieniem bo znajduje się dokładnie naprzeciwko muzeum. Niemała cerkiew jest kolejną „inkarnacją” drewnianego kościółka z XVII wieku. Po drodze i licznych nieszczęściach świątynia przybierała formy choćby cerkwi w stylu Brâncovenescu czy później bardzo takiej zachodnio-tradycyjnej.


Obecna budowla nie ma nawet stu lat, ale jak wiele jej podobnych mimo młodego wieku potrafi zachwycić swymi wnętrzami i niekończącymi się freskami. Jakkolwiek nie odnajdziecie tam dzieł słynnego Gheorge Tattarescu, to i tak robią one wrażenie a ciemne ściany świetnie komponują się ze złotymi elementami malowideł. Potężny drewniany ikonostas idealnie wpisuje się w ten mroczny klimat.



Jednak to nieodległa prawosławna katedra pw. Św. Dymitra Męczennika jest moim zdaniem absolutnym „must see” podczas spaceru po mieście. W swych reliktach jest to najstarsza świątynia Krajowej, najbardziej wiekowe cegły pamiętają jeszcze przełom XV i XVI wieku i panowanie bojarów z rodu Craiovești.



Tutaj już z zewnątrz wiemy, że mamy do czynienia ze świątynią wyjątkową. I choć obecna budowla jest li tylko rekonstrukcją wcześniejszej to trzeba przyznać, że francuski architekt Emile André Lecomte du Nouy skrupulatnie podszedł do swojego zadania. Neobizantyjska sznyt pięknie się prezentuje.



Ważne jest jednak to co w środku. Jasne, niemal pełne blasku wnętrza, freski międzynarodowej ekipy francusko-niemiecko-rumuńskiej, złoty ikonostas. Nie wiem czy dla takich widoków ukuto powiedzenie „(neo)bizantyjski przepych”? Nie jestem pewien, ale patrząc na bogactwo zdobień na ścianach można tak przypuszczać. Dla wiernych największym „skarbem” świątyni nie są jednak pozłacane elementy tylko relikwie świętych kościoła prawosławnego, patriarchy Nefona II wraz z wczesnochrześcijańskimi Sergiuszem i Bakchusem oraz Tacjaną z Rzymu. Polecam o nich poczytać bo to historie/legendy (niepotrzebne skreślić) niezwykle ciekawe i nietuzinkowe.



Świątyń w mieście jest dużo więcej, tyle tylko, że żadna już nie była otwarta więc jedyne co to mogliśmy podejrzeć je z zewnątrz. CerkiewŚw. Eliasza czy Świętej Trójcy znajdującej się w sąsiedztwie ostatniego z najbardziej znanych budynków miasta, dziś schowanego za rusztowaniami – Liceum im. Karola I.



I tak też chyba dotarliśmy do końca naszego spaceru. Spaceru absolutnie niepełnego bo podczas tych kilku popołudniowych godzin (jednego dnia i kilku burzowych podczas innego) nie udało nam się dotrzeć do miejsca, które jest zielonymi płucami miasta. A do tego nader szczodrze obdarowanego małą architekturą. Mowa rzecz jasna o Parku Nicolae Romanescu. 100 hektarów zieleni, staw, piękny na zdjęciach (ale pewnie i w rzeczywistości) wiszący most i tona innych ciekawostek. A to nie jedyne z zielonych miejsc w mieście, które zostały do odkrycia. Podczas kolejnej wizyty to będzie nasz cel numer jeden!
A wy? Mam nadzieję, że podobał wam się ten spacer i podobnie jak my Krajową zapamiętacie jako miasto, które choć niełatwe w zwiedzaniu daje finalnie sporo satysfakcji. Naprawdę warto się tu zatrzymać, choćby na kilka godzin 🙂
No niesamowity spacer! Nie miałam oczywiście pojęcia, że takie niezwykłe miasto jest w Rumunii… Te zdjęcia są tak cudowne, że wiele z nich sobie powiększałam, aby zobaczyć szczegóły. I „betonowe bestie” też są do przełknięcia – chciałbym, żeby np. w Rzeszowie takie były 😉 A Madonna Dudu oraz opis męczeństwa Tacjany (sprawdziłam, a jakże!) to jedne z wisienek na tym torcie. Bardzo dziękuję, wieczór z pana blogiem to uczta 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, niezwykłe miasto. I to tak trochę na uboczu, w cieniu tych wszystkich najbardziej znanych w Rumunii miejsc 🙂
PolubieniePolubienie