Wieża Książęca w Siedlęcinie: Lancelot na dolnośląskiej wsi.

Siedlęcin, przytulona do rzeki Bóbr, otoczona niewysokimi i łagodnymi pagórkami łańcuchowa wieś rozciągnięta na długości prawie 5 kilometrów skrywa jedno z bardziej unikatowych miejsc na turystycznej mapie Polski. Tamtejsza średniowieczna Wieża Książęca – sama w sobie już niezwykła bo największa w naszym kraju a i w Środkowej Europie nie mająca sobie wielu równych – jest jedynym miejscem na świecie gdzie podziwiać dziś możemy średniowieczne malowidła „in situ” przedstawiające urywek legendy nikogo innego jak Sir Lancelota. Tak, tego z legend arturiańskich. Między innymi o tym co znaczy „in situ” i w jaki sposób Sir Lancelot zawędrował na dolnośląską wieś postaram się za chwilę odpowiedzieć. Chodźcie, kolejny raz wsiądziemy w dolnośląski wehikuł czasu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieża Książęca w Siedlęcinie i bujna letnia zieleń.

Choć od początku swego istnienia na Siedlęcin padał długi cień znacznie większego sąsiada jakim była Jelenia Góra to właśnie w niewielkiej wsi, nieopodal wartko płynącego Bobru książę Henryk I jaworski na początku XIV wieku postanowił wybudować wieżę mieszkalną. Przez wieś przebiegał ważny trakt handlowy i posiadanie siedziby, z której książę mógł mieć nań baczenie było sprawą oczywistą. Raczej nie przypuszczał, że wybudowany dla niego budynek po latach stanowić będzie nie lada rodzynek na mapie nie dość, że Polski to i całego świata.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Bartosz kontemplujący uroki siedlęcińskiej wieży.

Najpewniej w tym samym czasie co wieżę, na pobliskim wzniesieniu wybudowana została budowla o wiele mniej dziś znana. Mowa o kościele, który co ciekawe w formie ZNACZNIE zmienionej również przetrwał do naszych czasów. Pamiątkami po średniowiecznej proweniencji świątyni pw. Św. Mikołaja są dwa gotyckie portale i fragmenty murów. Wielokrotnie przebudowany dziś góruje nad środkową częścią wsi a jego najbliższa okolica stanowi doskonały punkt widokowy na Wieżę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kościół pw. Św. Mikołaja.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Średniowieczny portal, ślad po naprawdę dawnych czasach.

Wokół kościoła znajdziecie wiele innych zabytkowych już pozostałości po dawnych mieszkańcach wsi, a wewnątrz po naprawdę dawnych jej właścicielach: płyty nagrobne rodziny von Nimptsch. Tak dobrze zachowanych płyt z XVI wieku to ja chyba nigdzie nie widziałem :O

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Płyta nagrobna rycerza z rodziny von Nimptsch

Nieomal po sąsiedzku znajdziecie drugi miejscowy kościół, dawny zbór ewangelicki. Ładny, barokowy, zupełnie inny od poprzedniego. Jego ewangelicka przeszłość rzuca się w oczy po przekroczeniu progów. I tak jak o początkach poprzedniej świątyni mało co konkretnego można powiedzieć tak przy drugiej z imienia i nazwiska wymienić możemy niemal każdego kto do jej powstania się przyczynił, od mistrza ciesielskiego i murarskiego po architekta Josepha Antona Lachela.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Ok, ale jakby to powiedzieć do Siedlęcina przygnał nas wiatr historii zdecydowanie bardziej świeckiej. Czas ruszyć ku Wieży, dla której kilka pochwał już wcześniej przemyciłem.

KSIĄŻĘCA WIEŻA MIESZKALNA

Jak już wiemy, wieżę na początku wieku XIV ufundował Henryk I jaworski. Słowa wieża mieszkalna nie oddają jednak w pełni jej charakteru. Wybudowana na prostokącie ok 15x22m, wysoka na przeszło 19m kamienna bryła o ścianach grubych na 2 metry przytłaczała najbliższą okolicę. Otoczona fosą, obwarowana murami i bramną wieżą budowla miała 4 kondygnacje zwieńczone krenelażem (wiecie, że 35 lat potrzebowałem by dowiedzieć się jak profesjonalnie zwą się „zęby na murach”? :P) i co niezwykłe przez 700 lat swego trwania była tylko raz (choć może i dwa razy) przebudowywana. Również i spora część wnętrz nie przeszła wielu zmian i, choć pozbawione już oryginalnego wyposażenia (którego przetrwanie byłoby sztuką już wyższego stopnia) są one dziś jednymi z ważniejszych i cenniejszych pozostałości po Średniowieczu na ziemiach Polski. A co więcej drewniane stropy z najniższych pięter są najstarszymi w kraju i datuje się je na 1314-15 rok. A jednak najważniejszą pozostałością po minionych czasach są malowidła zabierające nas w realia legend arturiańskichale o nich za dosłownie chwilę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieża Książęca w Siedlęcinie.

Przez kolejne stulecia zmieniali się właściciele wieży, rezydowały tam m.in. największe śląskie rodziny, Zedlitzowie czy Schaffgotschowie. Wraz z kolejnymi panami na włościach zmieniał się również charakter posiadłości, dobudowywano mniejsze mieszkalno-gospodarcze budynki, z czasem poczęto likwidować mury, zasypywać fosę, a ostatecznie budynki „przywieżowe” otrzymały formę barokowej oficyny, która ostała się do dziś. Po II Wojnie Światowej, która szczęśliwie nie przyniosła kresu siedlęcińskim budynkom w oficynie zamieszkali pracownicy PGRu a wieżą starał się opiekować PTTK. Krzywda wielka budynkom się nie działa, ale też nie było to coś na co zabytek tej klasy zasługiwał.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieża z dobudowaną oficyną/ddworkiem.

Aż w końcu w 2001 roku do gry bez pardonu weszła Fundacja „Zamek Chudów”, która do dziś opiekuje się tym jak i kilkoma innymi wyjątkowymi obiektami na Dolnym Śląsku. Konserwacja, renowacja, promocja. Siedlęcińska wieża pod skrzydłami fundacji odżyła i z roku na roku staje się coraz popularniejsza. Największa w tym zasługa jedynych w swoim rodzaju malowideł ściennych, które dziś, po odpowiedniej konserwacji zachwycają tak techniką jak i tematyką. Fundację wspomaga stowarzyszenie „Wieża Książęca w Siedlęcinie” aktywnie działające na wielu polach. Razem walczą co to by wieża spokojnie trwała kolejne lata, dbając o to by klimat wokół niej wytworzony przyciągał i inspirował. Rzekłem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wejście do wieży, brama czasu.

LANCELOT NA DOLNYM ŚLĄSKU

Przenieśmy się w czasy gdy o Nefliksie, HBO czy też równoległych światowych premierach tak filmów, jak i gier czy książek można było tylko zamarzyć. Zachodnia Europa, mamy Średniowiecze, o szeroką dystrybucję wszelkich dzieł kultury jest znacznie trudniej. A jednak legendy arturiańskie czy oparte na nich romanse autorstwa choćby Chretiena z Troyes szybko zyskują popularność i zdobywają pierw dwory a potem ulice kolejnych krajów. Opowieści o miłości, honorze, oddaniu, zdradzie można chyba bez krzty przesady przyrównać do najbardziej kasowych pozycji czasów obecnych a popularność ich bohaterów do statusu największych gwiazd dzisiejszej popkultury. Iluminacje manuskryptów czy ścienne malowidła z Rycerzami Okrągłego Stołu ozdabiały ściany kolejnych dworów i zamków, niczym plakaty z Bravo w latach 90 nasze pokoje. No dobra, przesada, ale szał był raczej spory.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedlęcińskie malowidła, rzecz nad wyraz wyjątkowa.

Popularność arturiańskich malowideł musiała dotrzeć i do piastowskiego Księstwa jaworskiego bowiem w połowie XIV wieku książę Henryk I (lub też Bolko II Mały, tego raczej nie da się już dokładnie ustalić) wita w swej Wieży szwajcarskiego (najpewniej) artystę, któremu oddaje do dyspozycji całą kondygnację, tzw. Salę Wielką. Tam to powstają niezwykłe polichromie w technice al secco, czyli malowane na suchym tynku. Ich bohaterem zostaje najznamienitszy z rycerzy Króla Artura,  Sir Lancelot.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedlęcińskie malowidła, rzecz nad wyraz wyjątkowa.

Pierwszym tematem malowideł jest wyprawa rycerza z kuzynem Lionelem podczas, której znużeni snem krewniacy zostają zaatakowani przez niezbyt przyjemnego gagatka imieniem Tarquin, z którym to Lancelot już po przebudzeniu stacza zwycięski pojedynek. Zwróćcie uwagę na przekomicznego Lionela, którego „przycięcie komara” zostało uwiecznione i światu pokazane. Brutalne.

Drugim motywem, o wiele bardziej znanym choć przedstawionym w okrojonej wersji jest historia zakazanego acz odwzajemnionego uczucia rycerza do Ginewry, żony Króla Artura. Jeśli przyjrzycie się postaciom kochanków zobaczycie, że trzymają się za lewe ręce, a w średniowieczu symbol to miłości cudzołożnej. Jako moralizatorską kontrę do zdrady, na ścianie jest i miejsce dla Św. Krzysztofa, symbolizującego wierność i oddanie. Ach, ależ bym chciał być przy powstaniu tego dzieła. Tyle pytań jest w głowie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedlęcińskie malowidła, rzecz nad wyraz wyjątkowa.

Malowidła dotrwały do naszych czasów choć po drodze spotkały się m.in. z pewnym nadgorliwym konserwatorem, który zajmując się nimi w latach 30 XX wieku ni w ząb nie odczytał zawartych w nich opowieści i „naprawił” je w specyficzny sposób, przerabiając choćby większość postaci kobiecych… na mnichów. Ot, szczegół. Na szczęście w XXI wieku usunięto jego „wesołą twórczość” i malowidła możemy dziś podziwiać w swej oryginalnej choć trochę wyblakłej postaci.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedlęcińskie malowidła, rzecz nad wyraz wyjątkowa.

I teraz dochodzimy do klu. Średniowieczne siedlęcińskie ścienne malowidła są JEDYNYMI NA ŚWIECIE przedstawiającymi opowieści o Lancelocie zachowanymi w miejscu swego powstania, co zowie się profesjonalnie „in situ”. Starsze o kilka dziesięcioleci polichromie z włoskiego Frugarolo – również o Lancelociemożna dziś podziwiać w muzeum nieopodal Turynu. Jednak z racji tego, że przeniesiono je tam z innego miejsca określa się je mianem „ex situ”.

Co więcej, nie znajdziemy w Polsce starszych polichromii o tematyce świeckiej. Co prawda konkurencyjnie w Toruniu całkiem niedawno odkryto najstarsze malowidła przedstawiające samego Króla Artura, ale i tak są one o około 50 lat młodsze od siedlęcińskich.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Jak widać nie wszystkie malowidła zostały ukończone.

I tak się zastanawiam czy coś konkretnego kierowało księciem Henrykiem/Bolko przy wyborze tematu, który ozdobił jego ściany. Czy sam był wielbicielem arturiańskich legend? A może – w przypadku Henryka – to jego żona przez lata bezskutecznie prosiła go „No Henryczku, nie wygląda ta ściana smutno teraz? A może byśmy tak coś dodali?” i dopiero wyrzuty sumienia 10 lat po jej śmierci pchnęły go do wynajęcia artysty? A może – nieważne który – nie chciał być gorszy od znajomych możnych z Zachodu i powyżej uszu miał jak ci, odwiedzając go szeptali między sobą o gołych ścianach, nie to co u nich. A może już tak finalnie po prostu z nudów najął artystę/ów rzucając prostym „Zaskocz mnie”… spodziewając się mimo to motywu bardziej środkowoeuropejskiego? Szkoda, że raczej odpowiedzi na to pytanie już nie uzyskamy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Siedlęcińskie malowidła, rzecz nad wyraz wyjątkowa.

Nie zmienia to faktu, że malowidła, które wtedy powstały i przede wszystkim do dziś dotrwały są wyjątkowe jak tylko się da. I nie przesadzę stwierdzając, że warto je rozsławiać na całym świecie.

No dobra, jednak nie samymi malowidłami człowiek żyje. Wieża kryje jeszcze wiele innych ciekawych miejsc. Najwyższa kondygnacja zachwyci was karkołomną XVI-wieczną więźbą dachową, pokazująca jak de facto potężny jest miejscowy dach. Warto też rzucić okiem na widoki z okien, na naprawdę urokliwe okolice. I tylko (lub aż) najbliższe zrujnowane pozostałości po dawnym folwarku psują efekt

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Karkołomna więźba dachowa.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ostatnia kondygnacja.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widok na Siedlęcin.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Karkołomna więźba dachowa.

Z kolei jedną z izb na parterze uznać można za najbardziej muzealną w całym budynku. Znajdziecie tam efekty wieloletnich prac archeologicznych prowadzonych wokół wieży. Z racji tego, że prace prowadzone są nieustannie to i wystawa stale się zmienia i powiększa. Znajdujący się kondygnację wyżej kominek jest dobrym pretekstem by poznać dawne metody ogrzewania takich wielgaśnych pomieszczeń jak te w wieży – myślę jednak, że na pogadankę o hypocaustum lepiej poczekać do wizyty w Siedlęcinie i usłyszenia kilku słów od naprawdę znających się na rzeczy przewodników (z którymi wcześniej trzeba się umówić, ale z ich dostępnością nie powinno być problemu). A, że o wieży naprawdę można wiele mówić/pisać niech świadczą chociażby dwie publikacje o niej traktujące, kilkaset stron tekstu pod redakcją dr Przemysława Nocunia bądź też ta autorstwa Jacka Witkowskiego 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Co ciekawe, z tego wejścia korzystała kiedyś tylko służba.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
No dzień dobry, sowia inspekcja 🙂
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pierwsze piętro.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Okno oknem, ale widać tutaj jak grube są ściany wieży.

GODZINY OTWARCIA I BILETY, DOJAZD

Wieżę zwiedzać można calutki rok. Jednakowoż o wiele łatwiej zaplanować wycieczkę w sezonie, od maja do października kiedy to otwarta jest od 9.00 do 18.00. Poza sezonem czynna jest od 9.00 do 16.00. Ostatnie wejście odbywają się najpóźniej 30 min. przed jej zamknięciem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieża zaprasza.

Cena biletu normalnego to 10,00 zł, ulgowego (dzieci do 4 roku życia, studenci do 26 oraz seniorzy 65+) 6,00 zł. A dzieciaki nie mające jeszcze 4 lat wchodzą za darmo 🙂

Aha, warto wiedzieć, że Wieża w Siedlęcinie wraz z Zamkiem we Wleniu mają do tego taki fajny deal: kupienie biletu w jednym z tych miejsc skutkuje upustem podczas odwiedzin w drugim. Czyli kupiony w jednym obiekcie bilet działa jak bon i przy zakupie wejściówki w drugim pozwala zaoszczędzić złotówkę. Mała rzecz a cieszy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zamek we Wleniu również zaprasza.

Jak wspominałem po wcześniejszym umówieniu się wieżę można zwiedzać z przewodnikiem, można też zaraz po przekroczeniu jej progów obejrzeć film rozjaśniający wiele jego tajemnic a potem samemu odwiedzić każde z pięter i w swoim tempie kontemplować te cokolwiek niezwykłe wnętrza.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieża jaka jest każdy widzi.

Siedlęcin od centrum Jeleniej Góry dzieli raptem 5 kilometrów. Z miasta można tam dojechać tak własnym autem jadąc drogą na Lwówek Śląski lub też autobusem: miejskim linią nr 5 oraz 3 liniami dalszymi, e-podróżnik powinien być tu pomocny. Przed wieżą na rozległym (po)folwarcznym dziedzińcu jest darmowy parking więc jadąc własnym autem nie musicie się martwić gdzie je zostawić.

Z drugiej strony niewielkie odległości np. z Jeleniej Góry to świetny pretekst by auta w ogóle nie angażować a wybrać się na spacer. Idealnie nadaje się do tego zielony szlak z samiuśkiego centrum, biegnący przez Wzgórze Krzywoustego (z wieżą widokową całkiem odlotową) jak i mijający gościeniec „Perłę Zachodu”, gdzie warto się zatrzymać by wszamać coś dobrego. 5 km w jedną stronę to odległość naprawdę w sam raz.

Przygotujcie się tylko na mało komfortowe pół godziny marszu poboczem szosy prowadzącej z Siedlęcina do gościńca. Tak niestety szlak jest poprowadzony, ale też ruch nie zawsze jest wielki. W każdym razie dotarcie do „Perły Zachodu” powinno zrekompensować te 1500 metrów. Widok na zaporowe jezioro Modre, kładka ponad akwenem a w końcu możliwość zjedzenia czegoś w takich okolicznościach przyrody zawsze jest warte wysiłku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gościeniec „Perła Zachodu”, niegdyś schronisko Turmsteinbaude.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kładka ponad jeziorem Modre.

A, że „Perła Zachodu” to spoko punkt startowy kilku innych pieszych wycieczek to proponuję wam zaglądnięcie do ekipy Zbierajsię.pl znającej te szlaki trochę lepiej ode mnie, zapewniam, że się nie zawiedziecie.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Siedlęcińska Wieża Książęca:

  • jest jedną z największych średniowiecznych wież mieszkalnych w Europie Środkowo-wschodniej,
  • jest miejscem z JEDYNYMI NA ŚWIECIE zachowanymi „in situ” malowidłami opowiadającymi o Sir Lancelocie. Są one jednocześnie najstarszymi świeckimi ściennymi malowidłami odkrytymi w Polsce. To prawdziwy wehikuł czasu.
  • może także pochwalić się najstarszymi w naszym kraju drewnianymi stropami, pochodzącymi z lat 1314-15!
  • stanowi świetny punkt startowy dla wielu krótkich wycieczek w okolicach Jeleniej Góry, blisko stamtąd: nad Jezioro Pilchowickie czy na Stromiec (a co za tym idzie na sąsiednią Górę Szybowcową)

Czy to wystarczy by zainteresować was tym miejscem? 🙂

12 myśli na temat “Wieża Książęca w Siedlęcinie: Lancelot na dolnośląskiej wsi.

  1. Ciekawe miejsce. Wieże znam, ale tylko z zewnątrz, ale widzę że w środku także jest ciekawa.

    Może poprzedni konserwator stwierdził, że to niepoprawne, jeśli będą namalowane kobiety i wprowadził poprawki 😉

    Polubienie

  2. A czy jest jakiś plan na odrestaurowanie tych malowideł? Trochę czasu upłynęło od ostatnich prac, a sadze że wyglądałyby jeszcze piękniej….
    Ostatnio oglądaliśmy polichromie w muzeum papieru w Dusznikach-Zdrój – przepięknie odrestaurowane, pełne kolorów.

    Polubienie

    1. To jest bardzo dobre pytanie… na które nie znam odpowiedzi ;p Myślę, że coś takiego może chodzić po głowie, ale dodatkowo myslę, że dopóki nie będzie pewności że wszystkie polichromie zostały odkryte dopóty nic z odmalowaniem nie ruszy.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.